Nie chcemy wracać do tego rozdziału życia. Ale on wraca do nas, często pod postacią różnych problemów: zdrowotnych, relacyjnych, zawodowych. Bo cieniem na naszym dzieciństwie – a poprzez to na całym życiu – kładzie się nie tylko to, czego doświadczyliśmy, ale też to, czego w nim zabrakło.
#NAJLEPSZE TEKSTY 2023 – tak oznaczyliśmy wybrane artykuły opublikowane w minionym roku, które chcemy Wam, Drodzy Czytelnicy, przypomnieć, bo warto. Ich lektura wzbudziła w Was chęć dyskusji, zainspirowała do podzielenia się swoimi doświadczeniami. Dostaliśmy od Was wiele słów uznania oraz krytyki. Za wszystkie dziękujemy.
Kinga na prośbę psychoterapeutki policzyła, ile razy dziennie myje ręce. Wyszło, że 98! Odliczyła czas na sen – około ośmiu godzin – i okazało się, że myje ręce co 10 minut. Co za problem? Ogromny. Bo to przymus. Tak wielki, że Kinga nie potrafi go zignorować. Zauważyła, że w jej życiu coraz więcej różnych przymusów. Na przykład taki, że nic w zasięgu jej wzroku nie może być otwarte, odsunięte, przekrzywione. Wszystko natychmiast równiutko ustawia, zapina, zasuwa, zamyka. Albo sprawdza kilkukrotnie, czy wyłączyła żelazko, zamknęła drzwi.
Dla Kingi takie zachowania są wstydliwe, stara się je więc ukrywać, co nie zawsze się udaje. A to rodzi dodatkowe napięcie. Największym jednak problemem są relacje z mężczyznami. Dlatego po kolejnym nieudanym związku, w wieku 46 lat postanowiła coś z tym zrobić i poszła na terapię. Od psychoterapeutki Anny Nowakowskiej usłyszała to, co w sumie wiedziała – że cierpi na nerwicę natręctw, czyli zaburzenia obsesyjno-kompulsywne i że mogą one upośledzać nie tylko radzenie sobie z codziennością, lecz także relacje rodzinne, partnerskie, przyjacielskie, zawodowe. Skąd się u mnie to wzięło? – dociekała.
Anna Nowakowska wyjaśnia: – Przypuszcza się, że nerwice natręctw powstają na poziomie nieuświadomionym, w trudnych sytuacjach życiowych, często w dzieciństwie, kiedy kształtuje się model radzenia sobie z trudnościami. Przy czym dla każdego trudnością może być co innego – nie tylko opresyjne wychowanie, rozwód rodziców, nawet odejście ukochanego zwierzątka. Ważne, żeby umieć o tym z dzieckiem rozmawiać, pozwalać mu na wyrażanie emocji, także trudnych, a nie je tłumić.
Psychoterapeutka zaproponowała Kindze rozmowę o dzieciństwie, ale ona natychmiast ją ucięła. Przecież dzieciństwo Kingi było OK. Miała wszystko, czego potrzebowała: kochających, troskliwych rodziców, wspaniałe warunki do rozwoju.
– I w pewnym sensie to była prawda, ale niecała – mówi psychoterapeutka. – Po nitce doszłyśmy do kłębka, czyli do momentu narodzin jej braciszka. Okazało się, że bardzo chorował. Kinga miała wtedy trzy latka i poczucie, że cała uwaga rodziny skupia się na nim, że jej nikt nie kocha. Braciszek często trafiał do szpitala, wraz z nim mama. Babcia ciągle płakała, a tata pokrzykiwał, żeby sama się bawiła, bo jest już duża. A kiedy mama z Szymkiem wracali do domu, wszyscy skakali wokół braciszka, jej jakby nie było.
Przez długie lata Kinga tego nie pamiętała, pielęgnowała we wspomnieniach tylko to, co miłe i radosne.
I właśnie do takich ludzi psycholożka Jonice Webb adresuje swoją książkę „Wypełnić pustkę”. Czyli do tych, którzy na pytanie o dzieciństwo potrafią wymienić jednym tchem całą listę wspaniałych przeżyć, przygód, wzruszeń, radości – wszystko to, co się im jako dzieciom zdarzyło. Ale którzy nie są świadomi tego, co im się nie zdarzyło, a zdarzyć powinno. Bo właśnie to – zdaniem autorki – ma zasadnicze przełożenie na nasze dorosłe życie.
(Fot. materiały promocyjne)
Przykład: Pozornie spełniona i dobrze funkcjonująca osoba w głębi duszy czuje się nieszczęśliwa, ma problemy w relacjach. A ponieważ dzieciństwo jawi się jej jako miłe, a rodzice wspaniali, to za wszystkie negatywne odczucia obwinia siebie. Tymczasem – twierdzi autorka – winna jest nie ona, tylko niewidzialna siła, która kieruje nią jakby z tylnego siedzenia.
Według Jonice Webb ta siła to coś, co zdarza się w rodzinach i domach na całym świecie i nazywa się zaniedbanie emocjonalne. Autorka zwraca uwagę, żeby nie mylić jej z zaniedbaniem fizycznym. To emocjonalne może przybierać niezwykle subtelne formy, rzadko natomiast przejawia fizyczne symptomy. „Co więcej – pisze autorka – wiele emocjonalnie zaniedbanych dzieci pochodzi z pozornie doskonałych rodzin. Nie dałoby się ich uznać za zaniedbane, gdyby kierować się tylko jakimiś zewnętrznymi objawami”.
Zaniedbanie emocjonalne stosunkowo rzadko bywa od razu identyfikowane jako przyczyna naszych problemów. Dlaczego? Ponieważ ukrywa się w braku działania, a nie w działaniu, jest – jak pisze autorka – „pustą przestrzenią na rodzinnym obrazie, a nie samym obrazem czy jego częścią. Jest tym, co często bywa niewypowiedziane, niezaobserwowane, niezapamiętane z dzieciństwa”. Ale to nie znaczy, że jest nieistotne. Wprost przeciwnie – ludzie, którzy doświadczyli zaniedbania emocjonalnego w dzieciństwie, cierpią przez całe życie, a nie wiedzą dlaczego, nie potrafią zrozumieć, jakie jest źródło ich problemów. Ta wiedza potrzebna jest nie po to, żeby biczować rodziców. Być może dali nam to, co potrafili dać, bo sami też byli zaniedbani emocjonalnie przez swoich rodziców. Psychologowie zauważają: każdej mamie i każdemu tacie zdarzają się różne zaniedbania wobec dzieci. To naturalne. Jeśli pojawiają się sporadycznie i są jakościowo mało znaczące (nie jest to przemoc), to nie niosą negatywnych skutków.
Gdy jednak zaniedbania wobec dziecka mają stały, uporczywy charakter, to płaci ono nie tylko dziecięcym cierpieniem, lecz także różnymi problemami w dorosłości, często trudnymi do zdiagnozowania.
Jonice Webb zidentyfikowała te problemy jako „brak paliwa”. Oto ktoś ma poczucie pustki, braku pełni, niedopasowania, nie widzi sensu życia. Mimo że w jego życiu dużo się dzieje, mimo zawodowych sukcesów. Ktoś inny boi się zależności od kogokolwiek. Robi wszystko, żeby nie tylko nie prosić o pomoc, ale nawet aby nie czuć takiej potrzeby, od nikogo nie zależeć, nigdy nie szukać wsparcia. Wiele osób ma nierealistyczną samoocenę – zbyt niską albo wygórowaną. Trudno im rozpoznać swoje zdolności, upodobania, czują się odmieńcami. Innym brakuje współczucia dla siebie, podczas gdy są bardzo współczujący i empatyczni wobec każdego człowieka. Tak otwarci na innych, są jednocześnie zamknięci na siebie, bardzo wobec siebie krytyczni i surowi.
Kolejnym efektem zaniedbania emocjonalnego w dzieciństwie jest poczucie winy i wstydu. Myślenie: coś jest ze mną nie tak, to moja wina, że jestem nieszczęśliwa. Jego konsekwencją jest złość na siebie, skłonności autodestrukcyjne, sięganie po używki. Według Jonice Webb jedną z najbardziej charakterystycznych cech dorosłych zaniedbywanych emocjonalnie w dzieciństwie jest pilnie strzeżone poczucie, że jest się kimś z poważną skazą. To nie jest rzeczywista wada, ale rzeczywiste odczucie. Silnie zakorzenione przekonanie, że jestem inny, gorszy. Tego przekonania nikomu się nie ujawnia. Dlatego tacy ludzie boją się zbliżać do innych osób, nie potrafią się otworzyć nawet przed przyjaciółmi, wszędzie wietrzą odrzucenie.
Inni mogą mieć problemy z emocjonalnym zaopiekowaniem się sobą i bliskimi. Są postrzegani jako zdystansowani, zimni, aroganccy, nawet najbliżsi nie proszą ich o wsparcie. Oni sami też nie lubią być potrzebni. Czują się niekomfortowo, gdy ktoś płacze w ich obecności, starają się nie ujawniać swoich emocji.
Niektóre emocjonalnie zaniedbywane dzieci mają w dorosłości problemy z samodyscypliną. Powtarzają: „Nie jestem w stanie zacząć ćwiczyć, powstrzymać się od jedzenia fast foodu, przestać palić”. Większość z nas w jakimś stopniu ma podobnie, ale u nich stan bezsilności jest przewlekły. Tacy ludzie odkładają wszystko na potem, nie dotrzymują terminów, mają skłonności do przejadania się, do używek.
Według Jonice Webb wspólnym mianownikiem emocjonalnego zaniedbywania jest aleksytymia, czyli zaburzenie polegające na niezdolności nazywania i rozpoznawania własnych stanów emocjonalnych. W krańcowej formie osoba dotknięta tym zaburzeniem nie potrafi w ogóle odszyfrować jakichkolwiek emocji, zarówno swoich, jak i innych ludzi. A emocje nierozpoznane i niewyrażone kumulują się i w końcu wybuchają. Aleksytymik szybko się irytuje, nie potrafi zrozumieć własnych zachowań oraz reakcji innych ludzi.
Jonice Webb przytacza słowa amerykańskiego pisarza i filozofa, Henry’ego Davida Thoreau: „Większość ludzi wiedzie życie w cichej rozpaczy”. Duża część z nich właśnie dlatego, że w dzieciństwie zaniedbano ich emocjonalnie. A w dorosłości nie mieli możliwości czy umiejętności tego przepracować.
Według Jonice Webb, żeby wypełnić pustkę po zaniedbaniach emocjonalnych z dzieciństwa, trzeba zacząć od zrozumienia celu i wartości emocji. Może pomóc taki argument: Już sam fakt, że powstają w układzie limbicznym, który znajduje się poniżej kory mózgowej, odpowiadającej za myślenie, oznacza, że uczucia stanowią bardziej podstawową część nas niż nasze myśli. Są fizjologicznym elementem naszego ciała, jak paznokcie czy kolana – przekonuje psycholożka.
Ale żeby emocje spełniały swoją funkcję, trzeba je umieć nazywać i akceptować: Aha, jestem zła, zazdrosna, smutna, radosna. Czyli coś musiało mnie do tego stanu doprowadzić. Co? Na przykład to, że sama sobie nie radzę. Zatem powinnam – to kolejny krok w niwelowaniu zaniedbania emocjonalnego – rozpoznać, jakiego działania domaga się dana emocja. Na przykład domaga się pomocy. Więc działam, czyli proszę o wsparcie.
Ludzie niezaopiekowani emocjonalnie jako dzieci muszą w dorosłości nauczyć się samoopieki. Jonice Webb proponuje cztery etapy nauki. Pierwszy to postawienie siebie na pierwszym miejscu. Nie, to nie egoizm – uprzedza zarzuty psycholożka. Jako zdrowa i silna będziesz bardziej mogła udzielać się dla innych. Ale musisz najpierw nauczyć się mówić „nie”, prosić o pomoc, odkryć, co lubisz, a czego nie, znaleźć w swoim życiu czas na przyjemności. Drugi etap nauki samoopieki to odżywianie się – zdrowe, regularne, w miłej atmosferze. Trzeci – aktywność fizyczna, wszak w zdrowym ciele zdrowy duch. I etap czwarty – odpoczynek i relaks.
Samoopieka to także nauka samodyscypliny, z którą wiele osób emocjonalnie opuszczonych w dzieciństwie ma problem – jako dorośli wszystko odkładają na później. Jonice Webb proponuje następujące ćwiczenie: codziennie robicie trzy rzeczy, których robić nie chcecie, albo powstrzymujecie się od trzech czynności, które kompulsywnie wykonujecie. Nie ma wymówek. Wszystko codziennie zapisujecie. A w chwilach dyskomfortu, trudnych emocji, dajecie sobie… samoukojenie. Mogą to być: kąpiel, słuchanie muzyki, jogging, gotowanie, wyjście do kina, cisza, rozmowa z samym sobą. Każdy powinien znaleźć coś dla siebie. Każdy (nie tylko zaniedbany emocjonalnie) powinien też praktykować samowspółczucie, czyli miłość i życzliwość do siebie. Wszyscy znamy tak zwaną zasadę wzajemności – traktuj innych tak, jak sam chciałbyś być traktowany. Jonice Webb uważa, że ludzie emocjonalnie zaniedbywani powinni się nią kierować, ale na odwrót. To znaczy traktować siebie tak, jak traktowaliby innych. Czyli starać się rozumieć siebie i sobie pomagać.
Psychologowie podkreślają, że pusty „bak” z dzieciństwa można w dorosłości w znacznym stopniu napełnić. To wymaga jednak pracy. Zdecydowanie lepiej dla dzieci, rodziców i świata byłoby, gdyby napełniał go rodzinny dom.