1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Psychologia
  4. >
  5. „Rób tak, żebym nie musiał się bać”, czyli kiedy lęki rodziców ograniczają dzieci

„Rób tak, żebym nie musiał się bać”, czyli kiedy lęki rodziców ograniczają dzieci

Wielu rodziców ogranicza swoje dzieci poprzez „wychowanie”. Wciska je w gorset, który nie pasował, ale niestety „wnętrze” człowieka dopasowało się do niego. (Ilustracja: iStock)
Wielu rodziców ogranicza swoje dzieci poprzez „wychowanie”. Wciska je w gorset, który nie pasował, ale niestety „wnętrze” człowieka dopasowało się do niego. (Ilustracja: iStock)
Dzieci szukają w swoich rodzicach oparcia, stabilności. Szczególnie gdy sprawy stają się trudne. Jak zatem pokonać własne rodzicielskie lęki i zmartwienia i uciszyć wątpliwości pt. „Czy jestem wystarczająco dobrym rodzicem”? Co zrobić, gdy nasze dzieci zaczynają żyć w naszych ograniczeniach lękowych? Publikujemy fragment „Jak nie bać się o swoje dziecko i go nie ograniczać”, najnowszej książki Jeannine Mik i Sandry Teml-Jetter, autorek bestsellerowego „Mamo, nie krzycz”, która pokazuje, jak zmienić siebie, nie zmieniając swojego dziecka oraz jak stać się swoim własnym sojusznikiem w trudnym procesie wychowawczym.

Fragment książki „Jak nie bać się o swoje dziecko i go nie ograniczać” , Jeannine Mik i Sandra Teml-Jetter, wyd. Muza. Wybór i skróty pochodzą od redakcji.

Nasze dzieci żyją w naszych ograniczeniach lękowych

W życiu z dziećmi istnieją konieczne ochronne działania, które na szczęście my rodzice wykonujemy całkowicie automatycznie, żeby zapewnić dzieciom przeżycie. Na przykład, jeżeli dziecko chce wybiec na ulicę za toczącą się piłką, a nie widzi, że nadjeżdża samochód, zatrzymujemy je w porę. Chodzi o przeżycie. W tym wypadku faktycznie chodzi często o wspominaną „przemoc ochronną”, o której obecnie często dyskutuje się w kręgach osób zajmujących się relacjami. Za co złapiemy dziecko i czy krzykniemy przy tym ze strachu, oczywiście nie ma najmniejszego znaczenia. Najważniejsze, że dziecko przeżyje. (Ale uwaga: po ostrej sytuacji zagrożenia znowu chodzi o nasze „jak” i leżącą u jego podstaw postawę).

Ale jak to jest w chwilach, które nie zagrażają życiu: Gdzie i kiedy zaczynasz się bać jako rodzic? Czy nawet w przypadku drobnostek wydaje ci się, że chodzi o śmierć i życie? Kiedy wykorzystujesz swoją władzę rodzicielską? Na co pozwalasz, a czego zabraniasz i dlaczego? Czy twardo stoisz za swoimi decyzjami, czy szukasz wymówek, żeby nie musieć ponosić za nie odpowiedzialności?

Dzieci pływają w nieświadomości rodziców jak ryby w morzu. Jeżeli się nie zastanawiamy, co parę minut zabraniamy czegoś naszym dzieciom. A to na ogół nie jest dla dzieci „zabawne”, kiedy się na nie krzyczy i kiedy nas denerwują. Żadne dziecko nie odczuwa radości z permanentnego podpadania. Ale jeżeli dzieci prawie wszędzie natrafiają na przeszkody, sytuacja staje się dla nich trudna. Niektóre napinają cienki postronek wytrzymałości swoich stale podenerwowanych rodziców już chociażby przez to, że siadając na kanapie, wzbijają kurz: „Nie kurz!” – natychmiast słyszy dziecko. (Co w zasadzie jest równoznaczne z „Nie bądź!”). Te i kolejne przykłady nie zostały wymyślone przez nas dla pokazania przesady. Byłoby pięknie, gdyby tak było. Inne dzieci mogą mieć tylko czarno-białe zabawki, żeby nie burzyć porządku i żeby dom wyglądał estetycznie. „Bo co sobie goście pomyślą?” Jeszcze inne z kolei chciałyby balansować na pniu, ale nigdy nie będą mogły sprawdzić swojej skuteczności i fizycznych możliwości w tym zakresie, bo rodzicom zapiera dech, a oczami wyobraźni już widzą ciężko ranne dziecko w szpitalu i dlatego zabraniają mu takiej aktywności.

Nasze dzieci żyją w wyznaczonych i kształtowanych przez nas ramach rodzinnych, ze wszystkimi ich cechami, reglamentacjami, które równocześnie zapewniają orientację, ochronę i bezpieczeństwo.

I nie pozostaje im nic innego. Wybór mają dopiero wtedy, kiedy przestają być zdane na nas. Od okresu dojrzewania zaczynają kwestionować te ramy i czasami sprawiają, że stają się one jeszcze gorsze niż były do tej pory. Aby było łatwiej.

Dzieci przychodzą, żeby odejść. Nas wszystkich czeka pożegnanie, z którym jednak niektórzy rodzice nie chcą się pogodzić. Niektórzy dorośli ludzie nigdy nie wykorzystują swojego potencjału albo przychodzi im to z trudnością, bo cały czas unoszą się nad nimi te przytłaczające rodzicielskie ramy. Otaczają je i towarzyszą im na każdym kroku: „Twój rozwój kończy się na moich granicach”. Życie w (psychicznych) ograniczeniach innego człowieka jest jak ciąża bez porodu. Jest niezgodne z prawem natury i oznacza koniec dla obojga. I tak też jest między rodzicami i dziećmi: „Nie wolno ci tego robić, bo to wykracza poza mój horyzont. I jeżeli będziesz myśleć tylko o tym, będę smutna. Ja też przecież na kogoś wyrosłam!”.

Wielu rodziców ogranicza swoje dzieci poprzez „wychowanie”. Wciska je w gorset, który nie pasował, ale niestety „wnętrze” człowieka dopasowało się do niego. Wciśnięcie jest obcą, narzuconą przez zewnętrzny świat formą, która odzwierciedla niewypowiedziane rodzicielskie „bądź taka, albo ewentualnie (nie) rób tak, żebym nie musiała się bać”. Wyłamywanie się i uciekanie z tej formy jest dla tych, którzy zaczynają podróż, niekiedy życiowym zadaniem, a w każdym razie męczącym procesem. W przeciwnym razie to kolejne pokolenie będzie musiało podjąć się tego zadania, żeby samodzielnie kształtować swoje życie. Czy przerwie krąg i rozwinie się, czy też przetrwa życie podcinane jak bonsai?

Wyrwanie się ze spirali

Czy zauważyłaś, jak cały czas chodzi o lęk? Najpierw boją się rodzice, a dzieci się dopasowują. Przecież muszą. Potem boją się dzieci, nie zastanawiają się i nie przechodzą świadomie przez swoje lęki, nawet kiedy są już dorosłymi. Stają się rodzicami i znowu spotyka to kolejne dzieci. Stary lęk, który dziś w znaczący sposób kształtuje współżycie w rodzinie i relacje. Wpływa też na rozwój każdego członka rodziny i jego zdrowie psychiczne. Niszcząca spirala kręci się nadal, ciągnąc na dół zniekształcone, spaczone jądra osobowości każdej zaangażowanej osoby.

Kiedyś ktoś musi się z niej wyrwać: albo my same zajmiemy się przeżyciami i doświadczeniami, które nas ukształtowały i zrobimy porządek, albo zrobią to nasze dzieci. Albo ich dzieci – miejmy nadzieję. Jeżeli odrobimy nasze „lekcje” tak dobrze jak tylko umiemy, odbierzemy pracę naszym dzieciom. Dążenie do tego, żebyśmy jako rodzice dawali z siebie wszystko i rozwijali się jako ludzie, jest jedną z odpowiedzialności, której jako świadomi rodzice musimy sprostać.

Dawanie z siebie wszystkiego nie oznacza, że mamy zapominać o sobie i poświęcać się. Tak często mylnie uważamy, ale jakim przykładem byłybyśmy wtedy? Dawanie z siebie wszystkiego oznacza poszukanie siebie samej i zaangażowanie się: robić to, co jest konieczne, żeby zbliżyć się do człowieka, którym w zasadzie jesteśmy pomimo tego całego uginania się, dostosowywania i niezdrowych konwencji oraz wszystkich niezbędnych do przeżycia mechanizmów, które sobie przyswoiłyśmy.

Niezależnie od kosztów. Nie oznacza to wychodzenia poza własne granice, żeby dać partnerowi lub dzieciom to, czego oni chcą w danym momencie. To nie byłaby ani miłość, ani miłość do siebie. Jeżeli chcemy stać się najlepszą wersją siebie, to musimy także skonfrontować się ze swoimi ciemnymi stronami, z własnymi wewnętrznymi demonami. Także i przede wszystkim wtedy, kiedy tak łatwo byłoby ulec dawnym nawykom i na przykład ukarać dziecko. Jeżeli chcemy przerwać ten zaklęty krąg, nie możemy zważać na to chwilowe uczucie typu „Mam prawo do mojej reakcji!” albo „Zasłużyłaś sobie na to, co robię!”. Musimy przestać stawiać się w roli ofiary i usprawiedliwiać tym nasze sprawstwo. To, co faktycznie jest najlepsze dla mojego dziecka, okaże się na końcu także najlepsze dla mnie.

Zastanów się nad granicami, zasadami i zakazami

Opowiadamy się za granicami, zasadami, zakazami i nakazami w rodzinach. Ale muszą one być przemyślane i nieprzypadkowe. Dzieci potrzebują sensownych zasad, nad którymi ich rodzice naprawdę się zastanowili. Zasad, które ich rodzice często sprawdzają i – o ile to sensowne – dostosowują do potrzeb. I potrzebują bezpiecznych i adekwatnych do wieku ram, na których mogą polegać. Zacznijmy od wyjaśnienia różnych pojęć, żebyśmy mówiły o tym samym. Kiedy mówimy o granicach, mamy na myśli własne, bardzo osobiste granice i ograniczenia, które po prostu masz. I czasami po prostu o nich zapominasz. Twoje granice służą przede wszystkim twojemu bezpieczeństwu. Jako osoba dorosła jesteś za nie odpowiedzialna i z miłości do siebie oraz innych możesz je poszerzać. Sama czasami nie wpadniesz na pomysł, żeby wypróbować coś nowego. Do tego jesteś zapraszana w związkach […].

Zasady oraz zakazy to twoje osobiste „muszę to mieć” i „to niedopuszczalne” we współżyciu. Tak, to są pewnego rodzaju granice, ale obowiązują wszystkich – dzieci i rodziców. Nie tylko ciebie. Można powiedzieć, że zasady tworzą ramę rodziny, są bardziej nieruchome od granic i nie jest ich dużo. Także one muszą być dobrze przemyślane. I nie mogą to być ślepo przejęte stare struktury myślenia, które być może dają oparcie, ale ciebie ściskają jak wspomniany już wiele razy gorset. To mogą być na przykład takie wątpliwe zasady jak „je się to, co stoi na stole” albo „ręce na stół i nie gadaj”, które złościły cię już w dzieciństwie. Tego rodzaju zasady są przyczyną złego klimatu w rodzinie. […]

Czasami nie wiemy, co powinnyśmy robić. Wtedy mamy wybór: Czy zrobimy to, „co się robi” i czego się nauczyłyśmy, że to należy zrobić? Czy może założymy, że nie mamy pojęcia i pozwolimy, żeby to założenie stało się punktem wyjściowym do naszych przemyśleń? Zawsze wtedy – i tylko wtedy – kiedy rozpoznam, gdzie naprawdę stoję w danym momencie, mogę z tego miejsca świadomie ruszyć dalej.

Jakże wspaniale byłoby dla naszych dzieci, gdyby potrafiły nas pojąć także w naszej niepewności. Bo przyznajemy się do niej i nie twierdzimy, że musimy wszystko wiedzieć. Przecież ona się pojawia i dziecko ją wyczuwa. Udawanie pewności, tam gdzie jej nie ma, wprowadza dodatkową niepewność. A żeby móc rozwijać zdrową pewność siebie, dzieci muszą odbierać nas jako osoby „obliczalne” i wiarygodne.

Zachęcamy cię, żebyś przyjrzała się temu, co „starodawne” i sformułowała to na nowo: Jak mógłby brzmieć „nowoczesny” i odpowiadający tobie wariant przykurzonych i już wtedy dziwnych zasad? Może: „Nakładaj sobie tylko tyle, ile uważasz, że zjesz” albo „Żadnej komórki przy kolacji”. Jakie zasady mogłyby jeszcze być? Co byłoby według ciebie sensowne dla twojej rodziny?

  • Po wejściu do domu zdejmujemy buty.
  • Po przyjściu do domu myjemy ręce.
  • Rano i wieczorem myjemy zęby.

Coś z tego? – Uwaga przy zastanawianiu się, bo tu szybko dochodzimy do nagromadzonych granic własnego strachu. My jako rodzice musimy się zastanowić, czy granice i zasady, które mają służyć bezpieczeństwu naszych dzieci, zostały wybrane świadomie, czy na chybił trafił. Jeżeli zmieniasz zasady albo bierzesz pod lupę swoje aktualne, to sprawdź: Czy są to faktycznie twoje ograniczenia, czy może przejęłaś coś starego? Czy ty dostajesz palpitacji serca i boisz się, czy może raczej słyszysz głos swojej matki mówiącej: „Nie, bo mała może się skaleczyć! To niebezpieczne. Przecież tego jeszcze nie potrafi”? Jeżeli w twojej rodzinie obowiązują granice i zasady, które nie są ustanowione przez ciebie lub ciebie i męża/partnera: Co to mówi o was jako o rodzicach? Czy wiesz, jakim przykładem naprawdę jesteś? Czy chcesz taka być? Sprawdź więc jeszcze raz:

  • Co jest dla ciebie naprawdę, naprawdę, naprawdę ważne? Jakie są twoje „muszę…” i „to niedopuszczalne”?
  • Jakie zasady obowiązują w twojej rodzinie?
  • Kto je ustanowił?
  • Jak reagujesz, jeżeli twoje dziecko nie stosuje się do którejś zasady?
  • Jak reagujesz, jeżeli twój partner nie stosuje się do którejś zasady?
  • Jak reagujesz, jeżeli ty nie stosujesz się do którejś zasady?

Jesper Juul powiedział, że jakości wychowania nie ocenia się po zasadach, które rodzice ustanawiają, lecz po ich reakcji, kiedy te zasady zostaną złamane. Czy jesteś zadowolona ze swojej reakcji? Jak można by ją poprawić? Czy jest coś konkretnego, co chciałabyś zrobić inaczej?

Więcej w:

„Jak nie bać się o swoje dziecko i go nie ograniczać” , Jeannine Mik i Sandra Teml-Jetter, wyd. Muza (Fot. materiały prasowe) „Jak nie bać się o swoje dziecko i go nie ograniczać” , Jeannine Mik i Sandra Teml-Jetter, wyd. Muza (Fot. materiały prasowe)

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze