1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Psychologia
  4. >
  5. Rosnący poziom lęku u młodych ludzi jest jak globalny trend. „Nie pozostawiajmy go bez opieki” – mówi psycholożka Sonia Ziemba-Domańska

Rosnący poziom lęku u młodych ludzi jest jak globalny trend. „Nie pozostawiajmy go bez opieki” – mówi psycholożka Sonia Ziemba-Domańska

Jak pomóc młodym ludziom radzić sobie z lękiem? Odpowiada psycholożka Sonia Ziemba-Domańska. (Ilustracja: Jenny Meilihove/Getty Images)
Jak pomóc młodym ludziom radzić sobie z lękiem? Odpowiada psycholożka Sonia Ziemba-Domańska. (Ilustracja: Jenny Meilihove/Getty Images)
Gdy okazuje się, że to wyczekiwane przecież wyjście spod skrzydeł rodziców oznacza również konieczność zadbania o rzeczy, o których wcześniej nawet nie myśleli, wielu młodych dorosłych ogarnia lęk. Psychoterapeutka Sonia Ziemba-Domańska apeluje, by nie zostawiać ich samych, i podpowiada, jak można pomóc im przekroczyć ten życiowy próg.

Kiedy młodzi ludzie wchodzą w dorosłość, uświadamiają sobie, że nie jest tak lekko, jak myśleli. Pojawia się niepokój, czy sobie poradzą. I za tym idzie – kolejny lęk przed... lękiem, bo on sam w sobie nie jest niczym przyjemnym. Jak można im pomóc?
Lęk nie jest przyjemny, ale to stan, który każdy czasami przeżywa, i samo jego pojawienie się nie świadczy o zaburzeniach. To całkiem normalne, że odczuwamy pewien lęk w obliczu sytuacji, której nie znamy, nie doświadczyliśmy wcześniej, więc nie wiemy, co może się wydarzyć. U młodych dorosłych lęk pojawia się, gdy pójdą „na swoje” – wyprowadzą się z domu, wyjadą do innego miasta na uczelnię. Obserwuję to wśród studentów i mam wrażenie, że to pierwszy moment w ich życiu, kiedy nie są kierowani, kiedy ktoś już nie wskazuje im palcem, co mają zrobić. Nagle muszą stać się odpowiedzialni za siebie, więc pojawia się niepewność, jak sobie poradzą, jak wypadną na tle grupy, czy nie rozczarują rodziców, czy starczy im pieniędzy.

Duży wpływ ma na to system edukacji i generalnie wychowania, który sprawił, że zaczęliśmy dzisiejszych 18–25-latków nazywać pokoleniem płatków śniegu. Na początku buntowałam się, że wkładamy ich w jakąś szufladkę: niedorajdy, osoby lekkomyślne, bo „jakoś to będzie”, a potem przy najmniejszym problem rozpadają się jak śnieg w zetknięciu z ziemią. Jednak teraz widzę to jako metaforę tego, że młodzi z jakiegoś „ciepełka”, gdzie mieli wszystko podane na tacy, dzień zorganizowany co do minuty – oczywiście nie wszyscy, mówię o pewnym modelu – zostają nagle pozostawiani sami w tym spadaniu w stronę twardej rzeczywistości. Nic więc dziwnego, że pojawia się strach. Na samym początku niezagrażający, ale z czasem narasta do tego stopnia, że zaczyna utrudniać codzienne funkcjonowanie. Nie jest łatwo odnaleźć się w nowej grupie, więc rośnie poczucie samotności, co tylko te lęki nasila.

Cytując tytuł starego filmu – to taka „suma wszystkich strachów”, na którą składają się takie elementy, jak to, że trzeba zapisać się na egzamin i przygotować się do niego, ale pamiętać też, żeby kupić coś do jedzenia, bo rodzic już o to nie zadba, i wyrzucić śmieci, bo nikt nie przypomni.

Z pozycji dojrzałego człowieka to oczywiste sprawy. Zmierzam do tego, że tego można się nauczyć.
Owszem, to może nawet wydawać się śmieszne, bo co niby w tym trudnego? Jednak tylko z perspektywy doświadczenia, bo pierwsze chwile tego wyczekiwanego przecież wejścia w dorosłość są trudne. To jest naturalne, dlatego warto młodych ludzi uczyć, uprzedzać, że ten lęk ich czeka.

Oczywiście jeśli ktoś wyniesie z domu lepszą konstrukcję psychiczną, będzie mu łatwiej, ale w pewien sposób niezależnie od tego, co wcześniej zrobią rodzice, każdemu jest trudno, bo to naprawę wielka zmiana we wszystkich obszarach życia. Choćby w sposobie uczenia się; i zupełnie na poważnie uważam, że powinno się mówić o tym wprost w szkole, na zasadzie: „Słuchajcie, nikt wam nie będzie podawał rozdziałów i stron do nauczenia się, dostaniecie tematy, ale już niekoniecznie listę lektur, tylko będziecie musieli sami znaleźć publikacje, źródła”.

Pewna doza lęku związana ze zmianą nie jest zagrażająca, jak pani mówiła. Problem jest, gdy ten lęk u młodych ludzi narasta. Co go może nasilać?
Istotnym komponentem jest środowisko. I to zarówno to nowe, do którego wkraczają, jak i środowisko, z którego się wywodzą: rodzina, szkoła, znajomi. Wyobraźmy sobie osobę, która była nękana i jeśli nie była wspierana, wzmacniana w rodzinie, to wchodzi w nową grupę z podwyższonym poziomem lęku. Nie wie, czego się spodziewać, ale boi się zapytać o cokolwiek, żeby nie zostać wyśmiana, niesie bagaż z poprzedniego środowiska.

Podobnie jest, gdy ktoś wcześniej słyszał, żeby się ogarnął, bo dopiero zobaczy, jak to będzie. Wtedy stara się samodzielnie stawić czoło trudnościom, no bo przecież tak wygląda dorosłe życie. Ci, którzy mieli dobre relacje w domu i z rówieśnikami, mają zasoby, żeby łatwiej sobie poradzić, mają też gdzie szukać wsparcia.

Dodatkowo, coraz częściej mamy do czynienia z różnymi zaburzeniami lękowymi, obsesyjno-kompulsyjnymi, bo generalnie obserwujemy, niestety, coraz więcej problemów zdrowia psychicznego u nastolatków i w zależności do tego, jak sobie z nimi radzą, mogą mieć potem lepsze lub gorsze zdanie na swój temat. Jeśli ktoś ma poczucie, że nic mu się nie udaje, jest beznadziejny, to gorszy wynik z kolokwium, to, że inna osoba „krzywo spojrzała”, jeszcze obniży jego samoocenę. Żeby ją podnieść, potrzebuje akceptacji grupy, bycia pochwalonym przez wykładowcę, tak jak kiedyś chwalili go rodzice czy nauczyciel. Jeśli tego nie dostanie, będzie się bać podwójnie.

Miałam w terapii pacjenta, który miał dobre relacje w domu, jednak jego mama była bardzo kontrolującą osobą, pilnowała, żeby się uczył do matury i dostał na wybrane studia, i tak się stało. Ale on potem przekonał się, że to nie są studia dla niego, jednak przez kilka miesięcy bał się przyznać w domu, że je rzucił. Rodzice dowiedzieli się przy jakiejś okazji, gdy było potrzebne zaświadczenie, że syn jest studentem.

No właśnie, rodzice w tzw. najlepszej wierze czasami ograniczają niezależność dzieci, więc te nie mają jak nauczyć się samodzielności.
Tak, presja rodziców, środowiska, że studia, zawód, praca, pieniądze... Czasem pojawiają się nawet argumenty: studiuj cokolwiek, potem będziesz się zastanawiać, co dalej. W rezultacie młodzi ludzie godzą się na nie swój wybór, nieraz kierunek w ogóle ich nie interesuje, więc lęk, że nie dadzą rady, jest tym silniejszy. I kiedy zaczynają się schody – na przykład pierwsze zaliczenia, sesja – początkujących studentów nachodzą wręcz katastroficzne myśli: nie poradzę sobie, wszyscy są lepsi do mnie, co będzie dalej? A to może wywołać zespół stresu opóźnionego, lęki napadowe, nasilenie zaburzeń obsesyjno-kompulsyjnych.

Inny przykład z życia młodych dorosłych wstępujących na ścieżkę studiów: komuś zabrakło punktów, żeby dostać się na to, na co chciał, więc trafia na przypadkowy kierunek. Na początku jakoś jeszcze daje sobie radę, ale na drugim roku już ledwo, ledwo. Do tego dochodzi jeszcze poczucie winy, że rodzice płacą za studia, mieszkanie, utrzymanie, więc lęk, żeby to ujawnić, rośnie. Zwłaszcza jeśli wcześniej młody człowiek nie był uczony, jak znosić niepowodzenia. I stąd tylko krok do głębszego lęku przed życiem, przed odpowiedziami na pytania: Kim jestem? Co mam robić?

Młody człowiek wyjeżdża na studia do innego miasta. Owszem, rodzice cisnęli, żeby się uczył, bo byli przekonani, że triada: studia – zawód – dobra praca, to podstawa, ale w gruncie rzeczy chcą przecież jak najlepiej. Słyszą, czytają o kryzysach młodego pokolenia, właśnie o tych „płatkach śniegu”, jednak są daleko, nie wiedzą, co się dzieckiem dzieje. Jak wspierać na odległość? Jak zauważyć ryzyko, skoro przez telefon dostają odpowiedzi półsłówkami?
Wrócę jednak do tego, żeby zacząć proces przygotowania do zmiany wcześniej, zanim jeszcze dziecko zda maturę i wyjedzie. Rozmawiać, co może się wydarzyć – nie po to, żeby straszyć, ale pokazywać różne scenariusze rozwoju sytuacji. Pytać: Jak sobie to wyobrażasz? Gdzie chcesz mieszkać? Czy masz tam jakichś znajomych? Jeśli nie, jak ich znajdziesz?

I budować w dziecku zdrowe poczucie wartości, wskazywać, jakie ma zasoby, a przy okazji tłumaczyć, że porażki, pokrzyżowane plany to normalne rzeczy, które zdarzają się każdemu. Dobrze jest przyznawać się przed dzieckiem do własnych niepowodzeń i mówić, jak się wtedy samemu z nimi poradziło. Dawać przyzwolenie na popełnienie błędów, na zasadzie: „Jeśli ci się nie spodoba albo nie dasz rady, to możesz zrezygnować albo zrobić sobie przerwę. Nie zadręczaj się, to nie jest warte twojego zdrowia”.

A na tym późniejszym etapie wspierać chociażby telefonicznie, pokazywać, jakie są możliwości, zachęcać do rozmowy z kimś zaprzyjaźnionym czy specjalistą. Na przykład teraz na większości uczelni są już punkty wsparcia psychologicznego. To rozwiązania systemowe promowane także przez Unię Europejską, bo problem zdrowia psychicznego będzie coraz poważniejszy. Czytałam nowe badania, w których prognozuje się, że do 2050 roku depresja i pracoholizm staną się największymi predyktorami samobójstw wśród młodych ludzi.

Warto też przypominać – chociaż to nie jest w żaden sposób odkrywcze, ale pozostawiony sam sobie młody człowiek o tym nie myśli – żeby się wysypiał, regularnie jadł, nie siedział cały dzień przed komputerem, tylko wychodził na dwór, ruszał się.

W jakie jeszcze narzędzia, powiedzmy – samopomocowe, możemy wyposażyć młodego człowieka, żeby umiał o siebie zadbać?
To znowu rzecz mało odkrywcza, ale skuteczna: wsparcie środowiskowe. Warto świadomie tworzyć swoje sieci wsparcia, żeby nie zostawać z problemem samemu. To pomaga wychodzić ze stanów lękowych.

Narzędziem samopomocowym jest też dialog motywujący, który możemy prowadzić sami ze sobą: Co się stanie, jeśli nie zdam? No, będę załamany, będę go musiał zdawać jeszcze raz, i co z tego? Czy na rozmowie o pracę ktoś będzie się mnie pytał, za którym razem zdałem? Czy w ogóle kogokolowiek kiedykolwiek będzie interesować, że na drugim czy trzecim roku miałem poprawkę z jakiegoś tam przedmiotu?

Staram się przekazać taki sposób widzenia studentom, z którymi pracuję – żeby nie warunkowali swojej samooceny niezaliczonym kolokwium, poprawką, żeby dostrzegali korzyści z nauki dla samych siebie, a jeśli w ogóle im te studia nie idą, to na pewno są dobrzy w czymś innym.

Chciałabym się upewnić, czy dobrze zrozumiałam, że dialog motywacyjny opiera się na technice „co jeśli” z tym, że nie chodzi o napędzanie katastroficznych wizji, ale o coś w rodzaju burzy mózgów, tyle że jedno­osobowej?
Tak, nie chodzi o to, żeby się nakręcać, ale przygotować realistyczne alternatywne scenariusze. Na przykład: Co jeśli nie zdam? Będę zdawać w poprawkowym terminie. A może jednak postaram się zdać w pierwszym? Czego mi potrzeba? Ile mam czasu do egzaminu, ile godzin muszę się uczyć codziennie, żeby zdać? Jak mogę się wzmocnić, żeby faktycznie zdołać tyle się uczyć? Jak mogę zaplanować czas do egzaminu?

Zrobienie planu to zresztą samo w sobie dodatkowe narzędzie, które skutecznie pomaga w radzeniu sobie z lękiem. Na przykład: jutro mam zajęcia do godziny 14, wracam do domu spacerem, jem coś (przygotuję to dziś wieczorem) i siadam do nauki na dwie godziny, potem robię pół godziny przerwy, żeby z kimś porozmawiać, pograć w coś, i znów wracam do nauki itd.

A jeśli jednak ten egzamin nie poszedł?
Nie zdałem, nie zdałam, szkoda, smutno mi... Ale czy to świadczy, że jest głupia czy głupi? No, przecież nie, jestem na tych studiach, zdałem czy zdałam już tyle egzaminów. Ćwiczenie takiej postawy przyda się na przyszłość, choćby przy szukaniu pracy, kiedy wyślemy 30 aplikacji, odbędziemy 10 rozmów rekrutacyjnych i nadal nie zostaniemy zatrudnieni. Bo czy naprawdę to był stracony czas?

Oczywiście, mogę mieć taki dół psychiczny, że już nie wierzę w siebie i że w ogóle coś się zmieni na lepsze w moim życiu, ale to jest wskazówka, żeby nie czekać, tylko iść do specjalisty.

Co się może wydarzyć, jeśli zostawimy lęk bez opieki?
Im dłużej, tym trudniej będzie się z nim uporać na co dzień. Mogą pojawić się ataki paniki czy stan lęku uogólnionego, kiedy nie chce się już wstać z łóżka, brak apetytu, wszystko jest trudne. To reakcje organizmu, których nie należy się wstydzić, tylko szybko poszukać pomocy.

GLOBALNY TREND

Naukowcy wskazują na rosnący poziom lęku u studentów. To tendencja globalna, którą potwierdzają badania z uniwersytetów z różnych stron świata, m.in. w: Stanach Zjednoczonych, Australii, Turcji, Malezji. Przed młodymi ludźmi stoją takie wyzwania 
związane z życiem akademickim, jak zmiana środowiska (czasem oznaczająca dużą zmianę kulturową czy konieczność studiowania w obcym języku), różnego rodzaju dyskryminacja, a przede wszystkim samo studiowanie – tak inne od nauki na wcześniejszych poziomach edukacji, weryfikowane kolokwiami, zaliczeniami, egzaminami. Efekty kryzysów zdrowia psychicznego to m.in.: depresja, napady lęku, próby samobójcze, zaburzenia odżywiania. Z podobnymi problemami mierzą się studenci w Polsce. Badania dotyczące objawów depresji i lęku w trakcie epidemii COVID-19, przeprowadzone w 2020 roku na Wydziale Psychologii Uniwersytetu Warszawskiego, wskazały, że najsilniej odczuwają je młodzi dorośli między 18. a 24. rokiem życia. Z kolei według pilotażowych badań Uniwersytetu Dolnośląskiego DSW we Wrocławiu aż 30 proc. początkujących studentów dotyka zaostrzony kryzys psychiczny, który utrudnia i tak niełatwy proces adaptowania się do nowego środowiska. Młodzi ludzie izolują się więc i w rezultacie często zostają ze swoimi trudnościami sami.

Sonia Ziemba-Domańska, psycholożka, neuropsycholożka, certyfikowana specjalistka TSR oraz Biofeedback. Badaczka, wykładowczyni akademicka. Kieruje Ogólnopolskim Behawioralnym Telefonem Zaufania Instytutu Psychologii Zdrowia.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze