Chociaż Emily Brontë nie znała pojęcia „borderline”, to intuicyjnie opisała jego istotę. Jej Cathy Earnshaw – emocjonalna, impulsywna, rozdarta – dziś mogłaby zostać zdiagnozowana jako osoba z zaburzeniem osobowości z pogranicza. Wraz z nadchodzącą premierą nowej ekranizacji „Wichrowych Wzgórz” wraca pytanie: kim naprawdę była Cathy – „szaloną” romantyczką czy po prostu głęboko cierpiącą kobietą? Z psycholożką Dorotą Mintą rozmawiamy o tym, jak współczesna wiedza o emocjach i traumie pozwala inaczej czytać klasyczne powieści – i rozumieć samych siebie.
Czy Cathy Earnshaw miała borderline?
Kiedy pierwszy raz czytałam „Wichrowe Wzgórza”, jeszcze jako nastolatka, to Cathy wydawała mi się po prostu dziwna i ekscentryczna – momentami nawet niepokojąca. Wtedy nie do końca rozumiałam, co się z nią działo – jej zachowań, decyzji, emocji. Dopiero teraz, z perspektywy dorosłej kobiety i psycholożki widzę, że to postać, która przejawiała objawy zaburzeń psychicznych. To zresztą pokazuje, że choroby psychiczne nie są wynalazkiem współczesności – one towarzyszyły ludziom od zawsze.
Myślę, że nie możemy powiedzieć z pełnym przekonaniem, że Cathy miała osobowość borderline (czyli osobowość z pogranicza), ale wiele cech tego zaburzenia widać u niej bardzo wyraźnie.
I jakie to cechy?
Gwałtowne zmiany nastroju, oscylowanie od idealizowania do dewaluacji, przechodzenie od miłości do nienawiści, impulsywność i duży problem z regulacją emocji. Cathy doskonale wpisuje się w ten wzorzec. Jej emocje są skrajne – nie ma stanów pośrednich, jest namiętność albo furia. I co istotne, jej działania nie są wymierzone wyłącznie przeciwko innym: ona sama także ogromnie cierpi.
Ale żeby mieć co do tego pewność, potrzebowalibyśmy przeprowadzić pełen proces diagnostyczny, który w przypadku borderline jest złożony. Rozpoczyna się od szczegółowego wywiadu dotyczącego historii objawów, ich nasilenia i wpływu na codzienne funkcjonowanie. Analizujemy też historię medyczną i psychiatryczną, można także zastosować kwestionariusze lub wywiady strukturalne – choć, co warto podkreślić, nie istnieje jeden „test na BPD”. Diagnozę stawia się na podstawie kryteriów DSM-5: konieczne jest spełnienie co najmniej 5 z 9 objawów, takich jak m.in. silny lęk przed odrzuceniem, niestabilność relacji, impulsywność czy wahania nastroju.
To skojarzenie z borderline przyszło mi na myśl, kiedy obserwowałam relację Cathy z Heathcliffem. I przyciąga go, i odpycha...
To relacja bardzo typowa dla osoby z borderline – niestabilna, przepełniona napięciem. Tam nie ma spokoju, tylko emocjonalny rollercoaster: albo rozbuchana namiętność, albo nienawiść. I chociaż jest to XIX-wieczna powieść, jest w niej zaskakująco dużo seksualności, a rozbudzona, intensywna seksualność także często towarzyszy osobowości borderline.
Cathy jest impulsywna, emocjonalna, nieprzewidywalna. Reaguje natychmiast, bez chwili refleksji. Ale nie jest manipulantką, nie bawi się Heathcliffem – ona się w tym wszystkim na ślepo miota. Nie kontroluje tego. I, podkreślmy to, cierpi. To rzecz, o której ludzie często zapominają i etykietują słowem „borderline” w oskarżycielski sposób. Pod tą impulsywnością i egzaltacją kryje się cierpienie.
Borderline to dziś popularna diagnoza. Często ludzie sami się nią określają, padają też określenia „borderline to kobiecość rozkręcona do tysiąca”.
Tak, śmieję się czasem, że to druga po ADHD „najmodniejsza” etykieta. Co do rozkładu płci, to kulturowo dopuszcza się większą emocjonalność kobiet, więc długo uważano, że borderline to typowo kobiece zaburzenie. Dziś wiemy, że statystycznie występuje podobnie często.
Warto jednak pamiętać, że borderline to nie jest zaburzenie, które ma się od urodzenia. Ono się buduje. W przeciwieństwie do ADHD, które jest cechą neurobiologiczną, borderline kształtuje się w wyniku doświadczeń życiowych, często traum z dzieciństwa: porzucenia, przemocy, zaniedbania. W ICD-11 zaburzenia osobowości diagnozuje się w kategoriach nasilenia i cech, z możliwością wskazania wzorca borderline; często bardzo zbliżone objawy daje osobna jednostka, jaką jest złożone PTSD (C-PTSD). Część objawów, które potocznie przypisujemy borderline, bywa równie dobrze tłumaczone długotrwałą traumą z dzieciństwa.
Czytaj także: Borderline – osobowość chwiejna emocjonalnie
Czyli borderline to efekt braku bezpiecznego dzieciństwa?
Często tak. Borderline to zaburzenie w procesie kształtowania się osobowości, w którym mamy dwa typy czynników: biologiczne i środowiskowe. Biologia może sprzyjać rozwojowi zaburzenia – pewne struktury i funkcjonowanie mózgu zwiększają podatność na impulsywność czy niestabilność emocji. Ale kluczowe są doświadczenia, czyli właśnie trauma, brak opieki emocjonalnej, porzucenie. To one zaburzają zdolność do samoregulacji emocji i samoukojenia.
U Cathy ta trauma jest wyraźna – w książce czytamy, że szybko umarła jej matka, a pan Earnshaw po śmierci żony zaniedbuje dzieci. Czy to mogło być początkiem?
Zdecydowanie. To klasyczny przykład dziecięcego porzucenia emocjonalnego. Takie doświadczenie może zaburzać rozwój mózgu i kształtowanie więzi. Cathy dorastała bez poczucia bezpieczeństwa i opieki, więc w dorosłym życiu miała ogromne trudności z budowaniem trwałych relacji.
I to widać w jej relacjach z mężczyznami – z Heathcliffem, z późniejszym mężem Edgarem Lintonem: ona chce bliskości, bardzo jej pragnie, ale nie potrafi jej utrzymać. Kiedy się do kogoś zbliża, natychmiast potrzebuje się oddalić. To paradoksalne, ale typowe dla osób z borderline.
No tak, ale ci dwaj mężczyźni traktowali ją zupełnie inaczej. Heathcliff był oschły, odrzucał ją, za to Edgar Linton był bardzo czułym i wyrozumiałym mężem – jednak to nie dało jej szczęścia. Chociaż Cathy miała w małżeństwie troskę, opiekę, zrozumienie – czyli właśnie to, czego nie doświadczyła w dzieciństwie – to wciąż tęskniła za Heathcliffem, który ją na długie lata porzucił.
Mąż był dla niej dobry, ale nie w ten sposób, którego ona potrzebowała. Edgar byłby idealnym mężem dla kogoś innego; kogoś, kto potrafi przyjąć stabilność i spokój. Cathy nie potrafiła. Ona tęskniła za intensywnością, za burzą emocji, jaką dawał jej Heathcliff – nawet jeśli ta burza ją niszczyła.
To jakim partnerem był Heathcliff?
Trochę narcystycznym. To była relacja, która od początku miała w sobie destrukcyjny potencjał. Cathy była dla Heathcliffa fascynująca – intensywna, emocjonalna, nieprzewidywalna. A dla kogoś o rysie narcystycznym to ciekawe, pociągające. Narcyz potrzebuje adoracji, zachwytu, silnych emocji, nieustannego potwierdzania swojej wyjątkowości. Lubi być w centrum świata drugiej osoby.
Jacob Elordi jako Heathcliff i Margot Robbie jako Catherine Earnshaw (Linton) w najnowszej ekranizacji „Wichrowych Wzgórz” (Fot. Warner Bros/Backgrid/Backgrid UK/Forum)
Jak więc wyglądał ich schemat?
Tak, że i dziś niektóre współczesne związki mogą odnaleźć z nim punkty wspólne. Osoba z borderline zrobi wszystko, żeby zostać zauważoną i zatrzymać przy sobie ukochaną osobę. Dla niej miłość to kwestia życia i śmierci – więc gdy czuje, że partner się oddala, rzuca na szalę wszystko, byle tylko nie zostać odrzuconą. I w tym punkcie zaczyna się dramat. Bo w takiej relacji zawsze przychodzi moment rozjazdu – narcyz się nudzi, a osoba z borderline desperacko próbuje utrzymać emocjonalny kontakt.
Historia Cathy i Heathcliffa zaczyna się niewinnie – dwoje dzieci, wychowujących się razem w izolacji, blisko, niemal symbiotycznie. Ale z czasem ta więź zaczyna się rozpadać. Heathcliff raz się oddala, raz powraca, raz mówi, że jej nie chce, za chwilę, że nie może bez niej żyć. To klasyczny schemat: lęk przed porzuceniem, manipulacja, idealizacja i natychmiastowe jej zaprzeczenie. Nieustanny emocjonalny rollercoaster.
I wreszcie dochodzi do katastrofy. Heathcliff, zraniony, że Cathy wyszła za innego, postanawia zadać jej cios – bolesny i precyzyjny. Na oczach Cathy całuje siostrę jej męża, później ją wywozi i żeni się z nią. To akt czystej zemsty, ale też potwierdzenia własnej wartości: „skoro ty mnie nie chciałaś, to zobacz, że inni mnie pragną”. Dla osoby z narcystycznym rysie osobowości to moment triumfu – znów stoi w świetle reflektorów, znów czuje, że jest.
Dla Cathy ten gest był końcem świata. Mimo że to ona pierwsza wyszła za mąż, miała „prawo” do nowego życia, jednak w jej emocjonalnym kodzie obowiązywała inna logika: ja mogę, on nie może. Gdy zobaczyła, że Heathcliff całuje inną, runął jej wewnętrzny porządek. To był cios w samo serce, po którym już się nie podniosła. Można zapytać: czy to możliwe, żeby jeden pocałunek doprowadził kogoś do szaleństwa? Tak. Jeśli ktoś ma w sobie głęboki lęk przed porzuceniem, to taki gest potrafi uruchomić lawinę autodestrukcji.
Cathy weszła w spiralę – od zazdrości, przez histerię, po całkowite zatracenie. I to też bardzo charakterystyczne dla borderline: nie ma tam stopniowania emocji. Jest natychmiastowa reakcja, często o sile rażenia, której nikt nie przewidział. W tej relacji długo to ona miała kontrolę: przyciągała Heathcliffa i odpychała, decydowała, kiedy być blisko, a kiedy się oddalić. Mogła nim sterować, choć nie robiła tego świadomie. Ale kiedy to on przejął władzę i z premedytacją uderzył w nią, nie potrafiła tego znieść.
Warto zauważyć, że narcyz działa zupełnie inaczej. On planuje. Tam nie ma przypadkowych reakcji, tylko chłodna strategia. W tym sensie oni są swoimi przeciwieństwami – ona działa z wnętrza emocji, on kalkuluje. I to właśnie dlatego ich spotkanie musiało zakończyć się katastrofą.
Heathcliff z premedytacją niszczy wszystko wokół, a Cathy – porywana emocjami – reaguje coraz gwałtowniej. Ich uczucie przypomina zderzenie dwóch światów, w którym nikt nie może wygrać. Oboje cierpią, oboje ranią innych, oboje zostawiają po sobie tylko zgliszcza. Jak to często bywa przy takich zaburzeniach – po wszystkim zostaje spalona ziemia.
Czytaj także: „Doprowadź mnie do obłędu”. Teaser nowych „Wichrowych Wzgórz” z Margot Robbie i Jacobem Elordim szokuje i dzieli publiczność
I właśnie dlatego, że to schemat, który nigdy nam się nie nudzi, czeka nas kolejna ekranizacja „Wichrowych Wzgórz”?
Tak, z tym że z każdą ekranizacją mamy okazję, by czytać tę powieść na nowo, w świetle współczesnej wiedzy o psychice. Dziś wiemy znacznie więcej o neurologii, funkcjonowaniu mózgu, o traumie, o emocjonalnej regulacji. Mamy nowe narzędzia i nowy, pozbawiony stygmatyzacji język.
Kiedyś Cathy określano jako „szaloną”, „złą”, „okrutną”. Dziś widzimy w niej kobietę cierpiącą. I to jest ogromna zmiana. Emily Brontë, mimo że nie znała pojęcia borderline, z niezwykłą intuicją i wrażliwością sportretowała kobietę zmagającą się z bólem, którego nie umiała nazwać. Dzięki nowej ekranizacji i nowym interpretacjom nie mówimy już o Cathy jak o „wariatce”, teraz widzimy kobietę, która cierpi.
Czyli to dobrze, że przykładamy współczesne diagnozy do dawnych tekstów kultury?
Według mnie – zdecydowanie tak. To pozwala nam lepiej rozumieć bohaterów, ale też samych siebie. Jako psychoterapeutka często wykorzystuję filmy i literaturę w pracy z pacjentami – traktuję je jak współczesne baśnie. W postaciach literackich można zobaczyć własne emocje, schematy, cierpienia. Ktoś może pomyśleć: „też tak mam”, a to bywa pierwszym krokiem do akceptacji siebie i podjęcia leczenia.
Mamy teraz szansę inaczej opowiedzieć historię Cathy – możemy pokazać jej traumy, mechanizmy, popatrzeć inaczej na jej relację z Heathcliffem, z ojcem, z bratem. Odnosząc się do dzieł kultury jesteśmy w stanie dostrzec w bohaterkach filmów i książek swoje cechy i przez to nie czuć się taki samotny w tym doświadczeniu.
Ale z drugiej strony – czy to nie grozi romantyzowaniem zaburzeń? Wiele kobiet może na nowo utożsamić się z Cathy i właśnie dlatego odmawiać leczenia – z obawy, że po terapii „straci swoją magię” i przestanie być romantyczną bohaterką.
Jest takie ryzyko. Istnieje mit, że osoby z borderline są wyjątkowe, „inne”, „nieokiełznane”. I czasem właśnie nie chcą się leczyć, bo utożsamiają swoje zaburzenie z tożsamością, którą mogą utracić. Te osoby często mają zaburzone poczucie tożsamości, mało znają siebie i doświadczają „chronicznego uczucia pustki”.
Jednak warto pamiętać, że w procesie terapii „tracąc” niezdrowe schematy, wypracowujemy w ich miejsce nowe, satysfakcjonujące. Leczenie borderline to przede wszystkim psychoedukacja – praca nad zrozumieniem siebie, nauka regulacji emocji i urealnienie się, czyli zobaczenie samego siebie takim, jakim się naprawdę jest. Leczenie to pokazywanie osobie z BPD, że tak, można wieść życie Catherine Earnshaw, ale niesie ono bardzo dużo cierpienia dla niej i dla wszystkich dookoła. Może w takiej sytuacji warto przestać „być Cathy”, a zbudować z rzeczywistym mężczyzną relację, która nas realnie uszczęśliwi?
Taka romantyzacja to zresztą zjawisko, które dotyka osób nie tylko z borderline – generalnie wielu z nas żyje mitem romantycznej, dopaminowej miłości. Żyje w nas przekonanie, że „prawdziwe” uczucie musi być burzliwe, dramatyczne, z fajerwerkami. Tylko że fajerwerki są piękne przez piętnaście sekund, a potem zostaje dym. Tymczasem stabilność i codzienność to też miłość, tylko dojrzalsza. To ona prowadzi nas dalej, bo nas nie niszczy, nie wypala emocjonalnie.
Im szybciej to dostrzeżemy, tym lepiej. Cathy nie jesteśmy w stanie już pomóc, zresztą w XIX w. była w trudniejszej sytuacji niż my teraz, ale może gdyby dostałaby się do odpowiedniego psychoterapeuty, to nie uwikłała by się w to wszystko? Ale to pytanie, które każdy musi zadać sobie samemu i podjąć decyzję: co tracę żyjąc mitem romantycznej miłości? A co mogę zyskać, jeśli go porzucę?
Dorota Minta – psycholożka i psychoterapeutka z kilkudziesięcioletnim doświadczeniem w prowadzeniu psychoterapii dzieci i dorosłych. Propagatorka wiedzy o PTG (Post-traumatic Growth), czyli pozytywnej zmianie psychologicznej, jakiej możemy doświadczyć w wyniku przeciwności losu. Zajmuje się psychologicznymi aspektami odżywiania chorych między innymi w chorobach nowotworowych. Prowadzi szkolenia i warsztaty poruszające między innymi problematykę asertywności, komunikacji interpersonalnej, kreatywności i rozwoju osobistego.
Najnowsza ekranizacja „Wichrowych Wzgórz” w reżyserii Emerald Fennell trafi do polskich kin 14 lutego 2026 r.
Czujesz, że przytłaczają cię problemy? Potrzebujesz psychologicznego wsparcia? Jeśli nie radzisz sobie z trudnymi emocjami lub doświadczasz kryzysu psychicznego – skontaktuj się z profesjonalistami. Oto numery telefonu do sprawdzonych miejsc:
- 116 123 – darmowy całodobowy anonimowy Telefon Zaufania dla osób dorosłych w kryzysie emocjonalnym, pod którym dyżurują psychologowie służący wsparciem. Możesz zadzwonić z każdą sprawą.
- 22 668 70 00 – telefon kryzysowy antyprzemocowego Stowarzyszenia „Niebieska Linia”. To telefon dla osób, które doświadczają przemocy, także w związku.
- 800 702 222 – centrum wsparcia dla osób dorosłych w kryzysie psychicznym. Bezpłatny, całodobowy telefon zaufania, pod którym otrzymasz doraźne wsparcie, ponadto w wybrane dni dyżurują: psychiatra, prawnik, pracownik socjalny, terapeuta uzależnień, asystent zdrowienia oraz seksuolog.
- 608 271 402 – telefon zaufania dla mężczyzn. Działa w każdy wtorek między godziną 17:00 a 19:00 oraz w każdy czwartek między 19:00 a 21:00. Przy telefonie dyżuruje dwóch psychologów.