1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Wychowanie

Rodzic do dziecka: zaklnę cię

123rf.com
123rf.com
Co robi rodzic, gdy z bezsilności już prawie przeklina? Wzywa na pomoc kobietę, która dziecko zaklina. Tracy Hogg mieni się zaklinaczką, która ukoi każde niemowlę. I choć są też tacy, którzy ją przeklinają – jedno jest pewne: wychowała z sukcesem tysiące niemowląt.

Jedni radzą uczyć niemowlę samodzielnego zasypiania w łóżeczku, inni zalecają, by trzymać je cały czas w chuście przy sobie. Jedni przyzwalają na „kontrolowane wypłakiwanie się”, inni wolą „towarzyszyć dziecku w płaczu”. Jedni promują eko, inni – wygodę. W wychowaniu chcą nam dziś pomóc metody, z których każda ma swoją biblię, guru i wyznawców. Zaczynamy cykl tekstów, które poprowadzą nas po najpopularniejszych receptach na dziecko.

W języku niemowląt

„Gdybym wcześniej znała książkę, którą właśnie czytam, moje macierzyństwo wyglądałoby zupełnie inaczej” – westchnęła koleżanka Basi Piotrowskiej, a słowa z trudem przebiły się przez wysokie rejestry niemowlęcego wrzasku.

Ten wrzask trwał cały spacer. Koleżanka relacjonowała, że podobnie wyglądają noce. A słuchająca tego przerażona Basia, wówczas w ciąży z pierwszym dzieckiem, dziś mama trzyletniego Kornela i półtorarocznej Marysi, postanowiła wspomnianą książkę zawczasu nabyć i przeczytać.

Chodziło o bestsellerowy „Język niemowląt” Tracy Hogg. Kobiety, która przez całe swoje zawodowe życie słuchała najmłodszych dzieci. I choć dla większości dorosłych dźwięki wydawane przez noworodki to po prostu „łee” i „łaa” – ona twierdziła, że słyszy w nich rozbudowane komunikaty. Przekładała je na język dorosłych i uczyła prawidłowo reagować. Tak stworzyła jedną z najpopularniejszych metod wychowawczych dzisiejszych czasów.

Szepty i krzyki

Telefon pani Hogg dzwonił o najdziwniejszych porach. Czasem w środku nocy. Czasem nad ranem. I zazwyczaj odzywał się w nim zrozpaczony głos jakiegoś rodzica: „Tracy, nie wiem, co robić. Joey nie spał całą noc, płacze do utraty tchu!”.

„Mogą mi Państwo wierzyć lub nie, ale po ponad 20 latach pracy z różnymi rodzinami często potrafię rozwiązać problem przez telefon, zwłaszcza gdy wcześniej widziałam dziecko – pisze Hogg w swym bestsellerze. – Czasami proszę matkę, by zbliżyła niemowlę do telefonu, umożliwiając mi wsłuchanie się w jego płacz”.

Państwo wierzą? Miliony rodziców uwierzyły. To oni nazwali Tracy „zaklinaczką”, „dziecięcą szeptunką”. Ci, którzy z nią pracowali, wspominali ryczące maluchy, które trafiały w ramiona Tracy – aby natychmiast się w nich uspokoić. „Rodzice przypisują mi jakiś szczególny dar, jednak w tym, co robię, nie kryje się nic tajemniczego – pisze skromnie Hogg. – Szeptuństwo dzieci to tylko słuchanie, obserwowanie i interpretowanie, z zachowaniem głębokiego szacunku”.

Ją samą tej sztuki nauczyła babcia w brytyjskim Yorkshire. Zawód pomógł z kolei wybrać dziadek, pielęgniarz w miejscowym zakładzie dla psychicznie chorych. Choć dzieci zazwyczaj stronią od takich miejsc, Tracy jako dziewczynka uwielbiała odwiedzać dziadka w pracy. Podchodziła przy tym do pacjentów z taką empatią, że dziadek spytał, czy sama nie chciałaby zostać pielęgniarką. To było to. Szkołę ukończyła z wyróżnieniem. Uzyskała też dyplom położnej. A potem zrozumiała, że jej żywioł to pielęgnowanie dzieci.

Prawdziwą karierę zrobiła po przeprowadzce do USA. Pracowała jako niania w domach Nowego Jorku i Los Angeles. I to na tyle skutecznie, że szybko zdobyła sławę. Zaczęto ją zapraszać do domów na czas połogu, ząbkowania, odstawiania piersi, słowem – we wszystkich trudnych chwilach okresu wczesnego macierzyństwa. Doszło do tego, że Hogg dostała swój program telewizyjny, a metody spisała w poradnikach sprzedanych w tysiącach egzemplarzy. Jednym słowem – stała się nianią dla połowy świata. Co zaleca?

Podnieś, połóż, nie zwariuj

Szacunek. To słowo, które jak mantra przewija się przez książki Hogg. Szacunek jest punktem wyjścia w relacji nawet z noworodkiem. To dlatego Tracy radzi, by zawsze mówić dziecku, kto przyszedł i co się z nim będzie działo. Hogg zawsze przedstawiała się niemowlęciu, do opieki nad którym angażowali ją rodzice. Gdy ktoś zmitygował ją, że kilkudniowy syn przecież nic nie rozumie, Hogg odparła: „Tego z całą pewnością nie wiemy. A pomyślmy, jakie byłoby to straszne, gdyby mnie jednak rozumiał, a ja nic bym do niego nie mówiła”.

Na kursach przygotowawczych do rodzicielstwa (coś w stylu naszych szkół rodzenia) Hogg zwykła prosić przyszłych rodziców, aby się położyli na podłodze – a potem znienacka chwytała jednego z ojców za nogi i unosiła je wysoko. – Tak właśnie czuje się niemowlę, gdy nie uprzedzimy go o zamiarze zmiany pieluszki – wyjaśniała skonsternowanemu delikwentowi.

„Spodobała mi się ta wskazówka – mówi Basia Piotrowska. – Gdy uprzedzam dziecko, że teraz będziemy się kąpać, ono rozumie moją intonację, gesty, oswaja się ze słowami. To faktycznie objaw szacunku” – twierdzi.

Szacunek przejawia się też w komunikacji z dzieckiem. Według Hogg każdy płacz to próba porozumienia się z nami i wyrażenia swoich potrzeb. „Z tego wynika zalecenie, aby nigdy nie zostawiać niemowlęcia w płaczu. To też było zgodne z moją intuicją – mówi Basia. – Każde zostawienie w płaczu jest według Tracy druzgoczące dla więzi matki z dzieckiem” – dodaje.

W metodzie Hogg rola rodzica polega zatem na nauczeniu się, co płacz oznacza. I tu zaczynają się schody. „Język niemowląt” zawiera wręcz tabelkę, w której można sobie sprawdzić, jaki rodzaj płaczu wydaje z siebie dziecko. A w niej takie opisy jak: „język zaokrąglony po bokach – głód, klasyczny gest poszukiwania pokarmu”. „Język zawinięty do góry, jak u jaszczurki, bez odruchu ssania – dziecko ma gazy lub coś je boli”. W podobny sposób Hogg opisuje inne części ciała. I co zaklinaczce wydaje się oczywiste, dla debiutujących rodziców bywa przekleństwem. Zaś minuty bezradnych obserwacji kształtu języka, gdy dziecko wydaje z siebie dzikie ryki, potrafią wprowadzić matkę w poczucie głębokiej niekompetencji. Równie trudne bywa wdrożenie kluczowego dla metody Hogg planu, który pozwala zaprowadzić ład w życiu rodziny z niemowlęciem. Planu, który w niektórych tłumaczeniach jej książek opisuje się jako „łatwy”, a w innych jako „plan proste” – co jest bliższe oryginałowi, bo składa się z pierwszych liter nazw czynności, które mają po sobie następować. Posiłek, ROzrywka, Sen, TEraz czas dla rodzica. Z angielskiego: Eating, Activity, Sleeping, You. Easy – czyli proste. Wbrew pozorom nie takie proste.

Tracy przekonuje, że niemowlęta najlepiej funkcjonują w cyklach. Po przebudzeniu jedzą, potem bawią się i chłoną wrażenia, wreszcie zapadają w drzemkę, a rodzic ma czas dla siebie. Idylla, ale trzeba jej strzec z żelazną konsekwencją. Jeśli nie odłożymy niemowląt w odpowiednim czasie na drzemkę – będą przemęczone i marudne. Jeśli płaczą godzinę po karmieniu – bardziej prawdopodobne, że chcą spać lub zmienić otoczenie, niż jeść.

„To zakłada, że każde dziecko da się sformatować do jednego modelu – mówi z irytacją Ola Daszkowska--Kamińska, mama Łucji i Jędrka. „Tymczasem u nas było odwrotnie: najpierw jedzenie, potem spanie, pobudka i ryk. Hogg używa sformułowań warunkowych, pisze na przykład, że dziecko prowadzone tym trybem powinno nauczyć się przesypiać noce w cztery miesiące. To zakłada, że jeśli nie uda się wdrożyć »łatwego planu«, wina leży po stronie matki. Książki Hogg potrafią wpędzić rodziców w poczucie winy”.

Kontrowersje budzi też sztandarowa metoda usypiania „podnieś, połóż”. Gdy niemowlę płacze, zaklinaczka radzi wyjąć je z łóżeczka (tak, tak, łóżeczka: samodzielnego spania uczymy tu od pierwszych dni), utulić, uspokoić i odłożyć. I czynność tę powtarzać do skutku.

„Gdy nasz syn miał dziesięć miesięcy, zaczął źle sypiać, bo gubił smoczek. Dzięki metodzie Hogg załatwiliśmy to w kilka nocy. Płakał, a my przytulaliśmy go, uspokajaliśmy i odkładaliśmy do łóżeczka. Tyle razy, ile potrzebował. Smoczkowy problem się skończył” – wspomina Basia. Według Hogg tu też liczy się konsekwencja. Czasami trzeba dziecko podnieść i odłożyć ponad 100 razy. Można w duchu przeklinać, ale zacisnąć zęby i stosować. Aż zadziała.

„Ale może też skutkować skrzywieniem kręgosłupa i głęboką frustracją matki” – ocenia trzeźwo Ola. Podobne rygorystyczne zalecenia sprawiły, że niektórzy rodzice zaczęli rzeczywiście przeklinać, ale samą Hogg.

Mama ma moc

Brak wiary w intuicję rodzica to chyba najpoważniejszy zarzut wobec metody Hogg. Gdy matka wypróbowuje inne niż sugerowane przez Brytyjkę sposoby ukojenia płaczu, spotyka się na kartach jej książek z zarzutem „chaotycznego rodzicielstwa”. Usypiasz dziecko na rękach? Kołyszesz je do snu? Podajesz mleko na każde zakwilenie? O zgrozo, oto przejawy „chaotycznego rodzicielstwa”, które zemszczą się na niekonsekwentnej matce przy najbliższej okazji.

„Rodzice często nie wierzą w swoją moc – twierdzi Patrycja Rzepecka, psycholog dziecięcy i psychoterapeutka z Akademickiego Centrum Psychoterapii SWPS. – Obserwuję, że są często zagubieni, dlatego szukają pomocy w metodach. Tymczasem gdy kierują się intuicją, najczęściej wybierają dobre rozwiązania. Przychodzą na prowadzone przeze mnie warsztaty i często wystarczy im upewnienie się, że dobrze zrobili” – dodaje.

„Hogg krytykują często ludzie, którzy nie wczytali się w jej książki – broni Basia. – A ona niczego nie narzuca. Przekonuje cały czas, żeby uważnie obserwować swoje dziecko”.

Jeśli więc niemowlę doprowadza cię do stanu, w którym masz ochotę powiedzieć mu za Jeremim Przyborą: „przeklnę cię” – możesz zamiast tego wypróbować metodę „zaklnę cię”. A jeśli nie zadziała? No cóż: to przeklnij książkę Tracy Hogg. A w czerwcu przeczytaj o kolejnej recepcie na dziecko.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze