Różnica między seksem, miłością i czystością nie istnieje – naucza Deepak Chopra, hinduski lekarz i filozof, autor bestselerów. Skąd więc tyle naszych frustracji w seksualnej sferze życia?
Zachodnie postrzeganie życia zamyka oczy na fakt, że ciało i duch są dwoma biegunami, które istnieją nierozłącznie. Czerpiąc z tradycji wschodnich, Deepak Chopra mówi, że miłość romantyczna jest niezaprzeczalnie seksualna, jednak zawiera w sobie potencjał wielkich doświadczeń duchowych. Tymczasem to właśnie niepokoi człowieka zachodniego. Jest on często owładnięty obsesją seksu, ale nieskory do utraty kontroli, niezdolny do poddania się prawdziwej pasji. Paradoksalnie nie potrafi ulec pożądaniu, które kojarzy mu się często nieświadomie z czymś brudnym, ze wstydem, poczuciem winy. Albo jedynie z powierzchowną przyjemnością, rozładowaniem napięcia seksualnego. Ani jedno, ani drugie podejście nie jest prawdziwe. Pożądanie jest autentyczne tylko wtedy, gdy zawiera w sobie poddanie się. Czemu się mamy poddać? Zjednoczeniu wszystkich aspektów naszej istoty, które muszą się spotkać w momencie erotycznego przeżycia. Tu się kryją świadomość, poznanie i akceptacja siebie. Kochanie się takim, jakim się jest. Wówczas doświadczymy i cielesnej zmysłowości, i duchowej ekstazy. Gdy to wszystko zbiega się razem, akt seksualny staje się święty.
Współżycie seksualne to rodzaj umowy, która może być poważna albo banalna. Może wyrażać głębokie zaangażowanie albo niewiele ponad przelotny kontakt. Dawny kodeks społeczny łączył seks z miłością. Dla kobiety było niepodważalne, że mężczyzna ją kocha, ponieważ jej pożąda. Dla mężczyzny równie naturalne było to, że współżycie seksualne zapewnia mu miłość kobiety. Dzisiaj o miłości i pożądaniu można dyskutować. Partnerzy mogą podchodzić do seksu otwarcie, jak do czegoś, czego oboje pragną. Teraz, gdy sprawa jest kwestią wzajemnego porozumienia, może być ona także przyczyną nieporozumienia. Chopra żałuje, że wielu ludzi wkracza w seksualną intymność, nie mając pojęcia, jakie są warunki ich umowy. I mężczyźni, i kobiety zabierają do łóżka nie siebie nawzajem, tylko swoje oczekiwania. Najczęściej nieuświadomione, niesprecyzowane, niewyrażone. Opierają się one na wyobrażeniach z przeszłości i dlatego przekreślają możliwość namiętnego poddania się. Wyobrażeniu nie można się poddać, można je tylko odgrywać, a im częściej się to robi, tym mniej w seksie pozostaje spontaniczności.
Tymczasem w tej sferze możemy zapomnieć o naszych zdolnościach, intelekcie i społecznych maskach. Można wreszcie przestać odgrywać nasze codzienne role. Co sprawia, że seks jest swobodny lub pełen zahamowań? To, czy podchodzimy do niego zadaniowo, czy też nie. Lubimy oceniać siebie i partnera; czy seks był „udany”. Koncentrujemy się na ulotnej przyjemności. Chcemy, by seks uwolnił nas od niepokoju i stresu. Wówczas zbliżenie seksualne staje się jedynie ucieczką od napięcia. Nie kochamy się z partnerem, tylko z niego korzystamy, traktujemy przedmiotowo. W akcie seksualnym mogą znajdować się składniki, które mają niewiele wspólnego z miłością. Ktoś, kto długo tłumił w sobie wściekłość, przeważnie uprawia miłość w sposób rywalizacyjny, agresywny. Osoba bojaźliwa w sposób pasywny odreagowuje lęk i również nie spotyka się z miłością. Niezależnie od tego, jak dobrymi chcemy być kochankami, każdy z nas przynosi do łóżka swoje potrzeby i wewnętrzne konflikty. Blokują one nasze przeżywanie rozkoszy. I miłość. Nie jesteśmy wolni, bo rzadko wierzymy, że zasługujemy na uczucia bez żadnych ograniczeń. Nie potrafimy ani ich dawać, ani przyjmować. I w łóżku, i poza nim.
Intymność w sensie fizycznym zwykle utożsamiamy z doznawaniem orgazmu, który skoncentrowany jest na ego. Do ideału wkraczania we wspólną ekstazę nie dochodzi się poprzez ćwiczenie jakiejś techniki, która wznosi orgazm na wyżyny błogostanu. Prawdziwa intymność to wspólne wyrażanie siebie. Nie chodzi o sam orgazm i jego jakość, tylko o szczególny stan, który dzięki niemu mężczyzna i kobieta doświadczają razem. To prawdziwa intymność, jedność. Nie muszą przeżywać dosłownie takich samych doznań, bo orgazm nie jest niczym stałym. Dla jednych jest on uwolnieniem, dla innych otwarciem, dla jeszcze innych skurczeniem się. Zawsze jednak w jakiś sposób wywołuje głęboką przemianę. Mistrzowie duchowi mówią, że stanu oświecenia, który charakteryzują zupełna wolność, ekstaza i brak ograniczeń, można doświadczyć przelotnie w chwili orgazmu. A przynajmniej tkwi w nim taka możliwość.
Duchowymi wymiarami seksu są radość i wzajemne przekazywanie sobie miłości. To nie wymaga wysiłku. Nasz opór wobec takiego seksu rodzi się ze strachu przed utratą kontroli. Opór zawsze tkwi w naszym umyśle, kryje się tam osąd tego, co odczuwamy. Seks staje się problemem wtedy, gdy łączy się go z ukrytymi emocjami, takimi jak wstyd, gniew i poczucie winy. W tych okolicznościach impuls seksualny wywołuje zamęt. Aby go uniknąć, potrzebna jest świadomość tego, że te uczucia są w nas i że potrzebują uwolnienia. Jednak nie w kontakcie intymnym z drugim człowiekiem, bo wówczas się ranimy. Jednym ze szkodliwych przekonań na temat seksu jest utożsamianie go jedynie z przyjemnością. Wówczas przyniesie on cierpienie. Prowadzić będzie do bezsensownego powtarzania i frustracji, do obsesyjnego głodu doznań, który w coraz mniejszym stopniu będzie udawało się zaspokoić. Przyjemności bowiem nie da się utrzymać wiecznie. Według Deepaka Chopry wieczna pogoń za nią sprawia, że człowiek wyrzuca życie za okno. Pozbawia się tajemnicy, którą można poznać jedynie poprzez poddawanie się. Sytuacja, w której ujawnia się energia seksualna, angażuje człowieka całościowo. Jeśli w tym momencie uświadamiasz sobie swoje wszystkie emocje i system wartości – popęd płciowy nie jest intruzem, który natrętnie wdziera się w twoje życie i rządzi tobą. Jest częścią ciebie – jest godny akceptacji i kochany. Święty, bo mieści w sobie i miłość, i seks.
Na podstawie książki „Droga do miłości”, Deepak Chopra, Wydawnictwo Medium