„Mężczyzna potrzebuje seksu, żeby się dobrze czuć, a kobieta musi się dobrze czuć, żeby potrzebować seksu. Ile razy trzeba się zakręcić na tej karuzeli wzajemnych oczekiwań i rozczarowań? Ale za to jaka to ekscytująca jazda! Te emocje, dreszcz oczekiwania, słodkie spełnienia, gorzkie zawody… romantyczny thriller” – mówi terapeutka Olga Haller.
„Z tym największy jest ambaras, żeby dwoje chciało naraz” – pisał Boy. Dwoje to nie tak wiele, ale czasami okazuje się, że za wiele na seksualne porozumienie. Często ktoś kogoś nie chce – i już! Czasami tak jest po wielu latach, co łatwiej zrozumieć: znudzenie, monotonia. Ale bywa, że całkiem szybko seks jest rzadko albo wcale go nie ma, i koniec.
Ogłośmy wszem wobec, że może nam się nie chcieć seksu! Że nasze reakcje seksualne mogą być słabsze, a zanik pożądania może się zdarzyć. Przyzwyczailiśmy się do seksu na pierwszych stronach czasopism, do warsztatów seksualnych i do prawa cieszenia się seksualnością. Jak w tej sytuacji pozwolić sobie na brak ochoty na zbliżenie? A tymczasem jest ta druga strona: czasami nie mamy ochoty – i już, niezależnie od wyzwolenia seksualnego i szczęśliwego związku.
No pięknie, ale jak to się utrwali? Dla wielu nawet kilkumiesięczna abstynencja jest bardzo dolegliwa. A to może być niebezpieczne, gdyż grozi zanikiem bliskości, otwiera drzwi do zdrady. I jak znieść tak trudne przedsięwzięcie, jakim jest małżeństwo, bez zmiękczającej i ocieplającej wszystko kołderki seksu?
To prawda, ja zwracam tylko uwagę, że nasza seksualność to proces. A to oznacza, że potrzeby seksualne, możliwości, wybory, upodobania i umiejętności zmieniają się zależnie od wielu czynników. Nic nie jest stałe, niezmienne, dane raz na zawsze. Na początek trzeba to zaakceptować, choć wolelibyśmy nieraz przyjąć jakiś wizerunek siebie, np. spełnionej w seksie kobiety albo superkochanka, i by tak już zostało.
Kiedy pogodzimy się z tą niestałością, odkrywamy, że nasza aktywność seksualna się zmienia, co wpływa na nasze wzloty i upadki. A to pozwala nam poznać siebie i poczuć się pewniej w relacji. Możemy spojrzeć na te zmienności z różnych stron i rozpoznać, co na nie wpływa. Jest kilka oczywistych czynników i choć wiemy, że dotyczą wszystkich, zdaje nam się, że nas jednak nie dotyczą. Wiek wpływa na nasze potrzeby i seksualny wigor, choć często go przeceniamy. To duża sztuka nauczyć się uznawać ten aspekt i nie ulegać stereotypom. A wcześniej cieszyć się z młodzieńczego napędu, ale umieć go okiełznać. Potem przyjąć to, co daje dojrzałość, aby korzystać z niej do końca życia.
Im dłuższy staż związku, tym bardziej oczywiste wydaje się, że obowiązki i rutyna codziennego życia, przysłowiowe kapcie i papiloty, powodują spadek wzajemnej atrakcyjności i obniżają seksualne zainteresowanie. Jeśli konflikty w związku – np. brak porozumienia, różnice charakterów, potrzeb seksualnych – są nierozwiązane, to między partnerami powstaje obojętność, a nawet wrogość. Życie seksualne zanika albo staje się kolejnym terenem walki, przemocy i udawania.
Stereotypowo to zwykle kobieta nie ma ochoty na seks…
Znam z własnej praktyki liczne relacje kobiet, które z różnych powodów przez dłuższy czas nie były spełnione seksualnie w związku, gdyż to mężczyzna unikał współżycia. Odmawiał wprost albo zwodził lub stawiał szczególne warunki. Kobiety zawsze reagowały w ten sam sposób: lękiem, obawą, że z nimi coś jest nie tak, skoro mężczyzna nie chce seksu! Brały na siebie odpowiedzialność, starały się, a jak nic się nie zmieniało, to miały poczucie winy. Taka reakcja na długo blokowała możliwość rozwiązania i odkrycia, o co chodzi. I tak np. przez lata mąż ukrywał swój homoseksualizm albo problemy psychiczne. A przejawiało się to tym, że nie chciał seksu, a jeśli już, to bardzo rzadko albo tylko w szczególny, perwersyjny sposób. Ona zdezorientowana przez miesiące, lata czekała, myślała, że ma być wyrozumiała, powinna bardziej się starać, czuła się niepewna, szukała winy głównie w sobie.
Z mężczyznami bywa chyba raczej odwrotnie?
Tak, skoro on chce seksu, a ona nie, to ona jest nie w porządku. Wściekły mężczyzna jest skłonny szukać innej; łatwo daje sobie to prawo, a otoczenie go usprawiedliwia. Mężczyźni traktują swoją sprawność seksualną i sukcesy w znajdowaniu partnerek jako sprawdzian wartości. Być może ich nadwrażliwość w tym obszarze powoduje, że wolą przeskoczyć etap refleksji i nie pytać: „Co takiego się dzieje między nami, co ze mną, jaki mogę mieć na to wpływ?”. Kobieta zwykle jest pewna, że to jej wina. Tak dzieje się od wieków. To wygodne, choć to jawna nierówność, mało twórcza, mało rozwojowa dla niego i dla relacji. Gdyby mężczyźni zdjęli z siebie ten ciężar bycia supersprawnym samcem, to ukazałyby się nowe możliwości w kontakcie z ukochaną kobietą. Kobiety zaś wzięłyby odpowiedzialność – nie za mężczyznę, tylko za swój seks, za swe uczucia i zadowolenie. Mogłyby wtedy właściwie oceniać sytuację i nie czekać, tylko pytać, wyrażać swoje uczucia, dopuścić myśl, że po jego stronie może być coś nie tak. Dzielenie się odpowiedzialnością daje szansę na rozwiązanie problemów.
Nieporozumienia w seksie wpływają na stan związku i odwrotnie – wszelkie inne konflikty małżeńskie od razu psują seks. Szczególnie mocno reagują kobiety, u których seks jest bardziej powiązany z uczuciami i z nastrojem. Powstaje tu czasami błędne koło – nie ma seksu, gdyż jest źle między nami, a jest źle, gdyż nie ma seksu… Seks może nie zawsze jest, ale bywa uniwersalnym lekarstwem na rozmaite dolegliwości małżeństwa, jeśli tylko wytwarza czułość i bliskość.
Mówi się, że mężczyzna potrzebuje seksu, żeby się dobrze czuć, a kobieta musi się dobrze czuć, żeby potrzebować seksu. Ile razy trzeba się zakręcić na tej karuzeli wzajemnych oczekiwań i rozczarowań! Ale za to jaka to ekscytująca jazda! Te emocje, dreszcz oczekiwania, słodkie spełnienia, gorzkie zawody… romantyczny thriller. Na początku idealizujemy partnera, sami staramy się, jak możemy, w nadziei, że dostaniemy to, co nam potrzebne do szczęścia. A po jakimś czasie chcemy po prostu dostać to, co uważamy, że nam się należy!
On myśli: „Ona powinna się ze mną kochać. Jestem normalnym facetem, potrzebuję tego!”. Ona myśli: „Jak mogę się z nim kochać, skoro on mnie tak zawiódł?”. On odbiera jej niechęć jako karę i nie chce zasługiwać na seks, który przecież mu się należy. Ona nie chce zmuszać się do seksu dla niego, czuje się zraniona i smutna.
Jeśli przestaniemy upatrywać tylko w partnerze źródła naszego nieszczęścia lub nawet szczęścia, a zajmiemy się sobą i weźmiemy odpowiedzialność za nasze uczucia, to jest szansa, że wybrniemy z kłopotów.
Wiemy, że powodów unikania seksu mogą być setki. Zajmijmy się tymi, które trapią nas najczęściej i na które można coś poradzić.
Wymienię dwa, które wcześniej czy później większość z nas dotykają. Spadek libido związany ze stanem fizycznym organizmu – choroba doraźna lub dłuższa – oraz wysiłek i stres, gdy trwa walka o utrzymanie rodziny, wychowanie dzieci…
To ostatnie wydaje mi się interesujące i zaskakująco powszechne. Szczęśliwi ojcowie wszystkiego się spodziewają, tylko nie tego. Dziecko przecież powinno wzmocnić więź, a bywa odwrotnie. Kobieta nie ma sił na cokolwiek poza opieką nad dzieckiem.
Pojawienie się dziecka intensyfikuje problemy – to duże wyzwanie! Jak być tym wystarczająco dobrym rodzicem? Kobieta i mężczyzna bardzo potrzebują siebie nawzajem, by sprostać potrzebom tej małej, zależnej od nich osoby. To nie dziecko wzmacnia więź, ale to, jak rodzice współdziałają ze sobą w tej nowej sytuacji. Potrzeby dziecka, szczególnie na początku, są najważniejsze. Seks odpływa na dalszy plan, to naturalne. Mężczyzna czuje się odtrącany i zaniedbany. Dziecko rośnie, rodzice się wspierają, przechodzą kolejne trudy, uczą się siebie w nowych rolach. Stając się rodzicami, nie muszą tracić swojej intymnej więzi. Tylko trzeba uwzględnić, że sytuacja naprawdę się zmieniła: płacz dziecka przerwie im dochodzenie do szczytu albo kolka rozłoży plany na romantyczny wieczór. Nic już nie będzie takie jak przedtem, na dobre i na złe.
Ale często nie ma seksu lub jest bardzo rzadko. To zwykle ona nie ma sił i ochoty. Ostrzegałbym przed nicnierobieniem. Na pewno należy rozmawiać, zawsze trzeba rozmawiać…
Tak, rozmawiać, ale nie tylko z partnerem, lecz także z przyjaciółmi. W naszych czasach przyznać się, że w związku nie ma seksu od dłuższego czasu albo że kochamy się raz na trzy miesiące – to wstyd! Wstydzimy się za siebie, że nie przeżywamy już tak intensywnych uczuć seksualnych, jak myślimy, że przeżywają wszyscy dokoła. I za naszych partnerów, że nie budzimy w nich namiętności. Boimy się, że nie nadążamy i czegoś nam brakuje.
Podobnie jest z monotonią i nudą. A kto powiedział, że seks nie może nas nudzić? Nuda to niedoceniany stan, wkładamy dużo wysiłku, by jej uniknąć albo udawać, że jej nie ma. A przecież to uczucie może być przedsmakiem zmiany, uświadomienia sobie prawdziwych potrzeb. Pozwólmy więc sobie doświadczyć tego, co naprawdę czujemy, z zaciekawieniem. To najlepsza droga do zmiany.