1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Kultura

Najlepsze seriale sierpnia, czyli piątka na piątkę

Nowozelandzkie krajobrazy i kostiumy z XIX wieku to tylko niektóre atrakcje świetnej ekranizacji powieści „Wszystko, co lśni” nagrodzonej Nagrodą Bookera. (Fot. materiały prasowe)
Nowozelandzkie krajobrazy i kostiumy z XIX wieku to tylko niektóre atrakcje świetnej ekranizacji powieści „Wszystko, co lśni” nagrodzonej Nagrodą Bookera. (Fot. materiały prasowe)
Zobacz galerię 7 zdjęć
Kiedy wakacje kończą się ochłodzeniem i urwaniem chmury, pociechy można szukać na przykład w serialach. W sierpniu do obejrzenia m.in. superprodukcja HBO - horror o społecznym przesłaniu - i ekranizacja świetnej powieści nagrodzonej Bookerem. Znajdzie się też coś dla wielbicieli szpiegowskich thrillerów.

 

„Trzy dni Kondora”

10 odcinków, od 2 sierpnia na HBOGO

 W najnowszej wersji „Trzech dni Kondora” Roberta Redforda zastąpił syn Jeremy’ego Ironsa – Max (w środku). A już 2 września premiera drugiego sezonu. (fot. materiały prasowe). W najnowszej wersji „Trzech dni Kondora” Roberta Redforda zastąpił syn Jeremy’ego Ironsa – Max (w środku). A już 2 września premiera drugiego sezonu. (fot. materiały prasowe).

Na początku była szpiegowska powieść Jamesa Grady’ego „Sześć dni Kondora”. W 1975 roku sfilmował ją Sydney Pollack. Powstał film „Trzy dni Kondora” z Robertem Redfordem w roli głównej. Ponad 40 lat później na podstawie książki i jej kinowej adaptacji nakręcono serial „Condor”, w Polsce pokazywany pod tytułem „Trzy dni Kondora”. Fabułę oczywiście uwspółcześniono, więc ci, którzy pamiętają film Pollocka, mają podwójną zabawę.

Dość powiedzieć, że praca głównego bohatera, analityka CIA Joego Turnera, nie polega już na czytaniu powieści szpiegowskich i przeglądaniu prasy, teraz jest autorem programu, który pomaga identyfikować potencjalnych terrorystów. Turner, grany tym razem przez Maxa Ironsa (syn Jeremy’ego), fartem uchodzi z zamachu, w którym ginie jego cały zespół. A kiedy próbuje znaleźć odpowiedź na pytanie, co ściągnęło śmierć na jego przyjaciół, wpada na spisek wewnątrz CIA i sam staje się celem. Musi skonfrontować z rzeczywistością swoje idealistyczne przekonania na temat natury ludzkiej i przekonuje się, że jest skazany na siebie, bo nie może nikomu ufać.

Serial jest sprawnie zrealizowanym thrillerem szpiegowskim, trzyma w napięciu, ma też świetną obsadę (poza młodym Ironsem, m.in. William Hurt, Brendan Fraser i Mira Sorvino), to rozrywka na dobrym poziomie. A już na początku września HBOGO pokaże jego drugi sezon. Ciekawe, czy okaże się równie dobry.

 

„Wszystko, co lśni”

6 odcinków, premiera 6 sierpnia na CANAL+

 Eva Green jako podstępna Lydia Wells w ekranizacji powieści o Nowej Zelandii w czasie gorączki złota (fot. materiały prasowe) Eva Green jako podstępna Lydia Wells w ekranizacji powieści o Nowej Zelandii w czasie gorączki złota (fot. materiały prasowe)

 

Powieść „Wszystko co lśni” była literacką sensacją 2013 roku. Zdobyła Bookera, przy okazji bijąc dwa rekordy. Jej autorka Eleanor Catton była najmłodszą laureatką tej nagrody, a jej dzieło – najgrubszą książką uhonorowaną tą nagrodą (polskie wydanie to ponad 930 stron!). Dla tych, którzy nie odważyli się zmierzyć z lekturą, prawdziwa gratka. Serialowa adaptacja została napisana przez samą autorkę, co daje gwarancję, że scenariusz nie odbiega zbyt od powieści.

Są jednak i różnice. Bo choć scenarzystka Catton upchnęła w sześciu odcinkach wszystkie najważniejsze wydarzenia z bardzo obszernej powieści, inaczej rozłożyła akcenty. Tym razem na pierwszym planie znajdują się wątki miłosne. Historia urodzonych tego samego dnia o tej samej godzinie analfabetki Anny Wheterell (Eve Hewson) i poszukiwacza złota Emery’ego Stainesa (Himesh Patel), którzy przypływają na koniec świata na jednym okręcie, by zacząć nowe życie. Ale też przebiegłej i bezwzględnej Lydii Wells (Eva Green) i jej kochanka, byłego skazańca Franka Carvera. Intryga rozgrywa się w Nowej Zelandii podczas gorączki złota w drugiej połowie XIX wieku. Zobaczymy nie tylko piękne krajobrazy i kostiumy, ale i wciągającą, pełną atrakcji fabułę: zagadkę tajemniczego morderstwa, niszczycielską siłę opium i moc przeznaczenia zapisanego w gwiazdach.

 

„Dirty John: Betty Broderick”

8 odcinków, premiera 14 sierpnia, Netflix

 Od pierwszych minut nie ma wątpliwości, że ten rozwód nie skończy się dobrze. W rolach głównych świetni Amanda Peet i Christian Slater. (fot. materiały prasowe) Od pierwszych minut nie ma wątpliwości, że ten rozwód nie skończy się dobrze. W rolach głównych świetni Amanda Peet i Christian Slater. (fot. materiały prasowe)

Serial „Dirty John” to antologia, to znaczy, że każdy jego sezon opowiada zupełnie nową historię. Drugi – „Dirty John: Betty Broderick” odwołuje się do głośnych w USA wydarzeń z 1989 roku. Pewnie dlatego już w pierwszym odcinku twórcy zdradzają nam, jak krwawo zakończy się „najtrudniejsza sprawa rozwodowa Ameryki”. Najważniejsza jest tu po prostu nie odpowiedź na pytanie, jak to wszystko się skończy, ale raczej: jak doszło do tak dramatycznego finału. Szczęśliwie twórcy odpowiadają na nie bez popadania w schemat o wzgardzonej kobiecie wymierzającej sprawiedliwość wiarołomnemu małżonkowi.

Początek jest jednak dość banalny. Po jednej stronie on – Dan, wzięty prawnik zajmujący się błędami lekarskimi, który około czterdziestki postanawia wymienić żonę na nowszy model. Po drugiej – Betty, matka ich czwórki dzieci, która zrezygnowała z własnych aspiracji, żeby je wychować, prowadzić dom, ale też wydawać pieniądze zarobione przez męża. Dużo tu współczucia dla tytułowej bohaterki, która z bezradności wobec cynicznych zagrań Dany’ego ucieka w wypieranie i agresję. W rolach głównych znakomici Amanda Peet i Christian Slater, a w tle stylizacje z końcówki lat 80. przypominające serial „Dynastia”, a więc szerokie ramiona sukienek, tapiry, krzykliwy makijaż i ostentacyjna biżuteria. A dobre oko do nierówności między sytuacją kobiet i mężczyzn w rzeczywistości tego okresu nie jest przypadkiem. Twórczynią serialu jest Alexandra Cunningham, która pracowała m.in. przy „Gotowych na wszystko”.

 

„Godność”

8 odcinków, premiera 14 sierpnia na HBOGO

 Po lewej prokurator Leo Ramirez grany przez Marcela Rodrigueza, który wypowiada wojnę sekcie prowadzonej przez byłego nazistę. (fot. materiały prasowe) Po lewej prokurator Leo Ramirez grany przez Marcela Rodrigueza, który wypowiada wojnę sekcie prowadzonej przez byłego nazistę. (fot. materiały prasowe)

Serial inspirowany prawdziwymi wydarzeniami. Wprawdzie jego główny bohater – młody chilijski prokurator federalny Leo Ramirez– to postać fikcyjna, ale sprawa, z którą się mierzy, to część historii najnowszej Chile. Leo ma z polecenia sędziego postawić przed sądem przywódcę niemieckiej sekty pod wodzą byłego nazisty Paula Schaefera. Kolonia Dignidad istniała naprawdę, prawdziwe są też zbrodnie, które miały miejsce w tej enklawie. Od lat 70. przez cztery dekady Paul Schaefer bezkarnie wykorzystywał seksualnie dzieci zarówno niemieckich osadników, jak i okolicznych mieszkańców. Cieszył się nietykalnością, bo działał pod osłoną reżimu generała Pinocheta, w swoich włościach torturował i mordował jego politycznych przeciwników. Posługując się dziwaczną interpretacją Biblii, stworzył zamkniętą, opresyjną wspólnotę, którą wykorzystywał do prowadzenia swoich ciemnych interesów.

Mimo że chilijsko-niemieckiej produkcji brakuje czasem finezji, ma też mocne atuty. Popularyzuje nieznaną poza Niemcami i Chile historię, a to ważne, bo część ofiar kolonii do dziś walczy o sprawiedliwość w sądzie. Wrażenie robi też fakt, że serial kręcono w miejscu bulwersujących wydarzeń, czyli w Villa Baviera, jak dziś nazywa się kolonia Dignidad. Prawdziwa jest wieża strażnicza strzegąca terenów wspólnoty, szkoła i domy, w których żyli jej członkowie. Kręcono także w autentycznej rezydencji Schaefera, w której dopuszczał się swoich występków, na ścianach widzimy nawet malowane przez niego obrazy.

„Kraina Lovecrafta”

10 odcinków, premiera 17 sierpnia na HBOGO

 „Kraina Lovecrafta” to horror z antyrasitowskim przesłaniem. (fot. materiały prasowe) „Kraina Lovecrafta” to horror z antyrasitowskim przesłaniem. (fot. materiały prasowe)

Atticus, młody weteran z Korei, wraca w rodzinne strony, by odnaleźć zaginionego ojca. W wyprawę po rasistowskiej Ameryce lat 50. wyrusza z przyjaciółką z szkolnych czasów Letitią i wujem George’em, autorem przewodnika dla czarnych kierowców. Skojarzenia z hitem „Green Book” jak najbardziej uprawnione. Ale tym razem zamiast krzepiącego filmu familijnego dostajemy najprawdziwszy horror.

Nie ma wątpliwości, że twórcy odrobili lekcję i przypomnieli sobie klasyki gatunku. Są tu szukające zemsty duchy, czary, nawiedzony dom i krwiożercze potwory. Ale najstraszniejsi i tak są ludzie. Od pierwszych minut widzimy rzeczywistość, w której na każdym kroku obowiązuje segregacja rasowa. A rasistowskie ataki ze strony policjantów czy mieszkańców idyllicznych miasteczek wywołują większy lęk o życie głównych bohaterów niż ich spotkania z fantastycznymi stworami. Trzeba przyznać, że twórcy mieli świetne wyczucie czasu. Ameryka wstrząsana społecznymi protestami po śmierci George’a Floyda na skutek policyjnej interwencji to wymarzona widownia przemycanych tu treści. Bohaterowie horroru wciąż boją się o swoje życie, wiedzą, że może być odebrane w każdej chwili. „Kraina Lovecrafta” daje widzom do zrozumienia, że przypomina to codzienne doświadczenie Afroamerykanów i to niestety nie tylko tych z lat 50.

 

 

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze