1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Filmy
  4. >
  5. Oklaskom nie było końca. Te filmy zebrały najdłuższe owacje na 81. Festiwalu Filmowym w Wenecji

Oklaskom nie było końca. Te filmy zebrały najdłuższe owacje na 81. Festiwalu Filmowym w Wenecji

Tilda Swinton, Pedro Almodóvar i Julianne Moore przed pokazem filmu „W pokoju obok” na 81. Festiwalu Filmowym w Wenecji (Fot. Daniele Venturelli/ WireImage)
Tilda Swinton, Pedro Almodóvar i Julianne Moore przed pokazem filmu „W pokoju obok” na 81. Festiwalu Filmowym w Wenecji (Fot. Daniele Venturelli/ WireImage)
81. Festiwal Filmowy w Wenecji przekroczył półmetek. Kto w tym roku zdobędzie Złotego Lwa? Wśród faworytów wymienia się m.in. „The Brutalist” z Adrienem Brodym, „Marię” z Angeliną Jolie czy „W pokoju obok” Pedra Almodóvara. Na oficjalny werdykt jury musimy jeszcze nieco poczekać, ale już teraz możemy obstawiać zwycięzców. Czy po nagrodę sięgną twórcy wynoszeni na piedestał przez akredytowanych dziennikarzy? A może ci, którym publiczność zgotowała najdłuższe oklaski?

Spis treści:

  1. Czy pomiary długości oklasków są potrzebne?
  2. Które filmy zebrały najdłuższe owacje na 81. Festiwalu Filmowym w Wenecji?

Czy pomiary długości oklasków są potrzebne?

Rywalizacja na festiwalach filmowych rozgrywana jest na kilku zazębiających się polach. Twórcy walczą nie tylko o przychylność konkursowej kapituły i tym samym złote statuetki, ale także o dobre recenzje, szum w mediach społecznościowych i zainteresowanie dystrybutorów. Osobliwym aspektem współzawodnictwa są także oklaski. Z jakiegoś powodu na uroczyste projekcje zaczęto przynosić stoper i mierzyć, jak długo widzowie będą skłonni entuzjastycznie uderzać w dłonie po napisach końcowych. Według niektórych jest to miarodajny wskaźnik przyszłego sukcesu. Praktyka pokazała jednak, że brawa są mało wiarygodne. Gdyby opierać się tylko na nich, doszłybyśmy do mylnego wniosku, że publiczność nie mogła wyjść z podziwu dla serialu „Idol” czy filmu „Blondynka”. Ostatecznie oba te tytuły nie sprostały oczekiwaniom. A przykłady artystycznych czy frekwencyjnych klap, które początkowo witane były na wielkim ekranie z honorami, można przecież mnożyć i mnożyć. Należałoby więc zadać pytanie, czy obsesja na punkcie aplauzu ma sens.

Zjawisko nie jest niczym nowym. Już w 1982 roku, gdy na Lazurowym Wybrzeżu zadebiutował „E.T.”, marketerzy chętnie wykorzystali ten trik. – Początkowo mówiono, że oklaski ucichły po sześciu minutach, ale kiedy wróciłem do Los Angeles, wartość ta urosła do dwudziestu minut. Powiedziałem: „Hola, hola, przecież ja jestem zadowolony z sześciu minut, do tej pory nie miałem nawet dwóch” – wspominał Spielberg. Dziś wiemy, że opowieść o sympatycznym kosmicie weszła do kanonu kina familijnego i bez wątpienia zasługiwała na uznanie. Lecz prawda jest taka, że widzowie zrywają się na równe nogi nie tylko wówczas, gdy doświadczają czegoś naprawdę przełomowego.

Przy okazji festiwali w Cannes czy Wenecji jesteśmy non stop zasypywani informacjami o wybuchach radości. Emocjonalną reakcję z pewnością podbija sama obecność rozpoznawalnej ekipy i obsady. — Przekonano ich, że dzielą salę z prawdziwie utalentowanymi jednostkami, które są dosłownie w zasięgu ich wzroku, dlatego okazują im miłość — powiedział redaktor filmowy Barry Hertz w rozmowie z „The Globe and Mail”. W efekcie w kuluarach słychać już, że zachowanie stało się wręcz karykaturalne. Tym bardziej, że nie jest ujęte w żadne sztywne ramy systemów ewaluacji. Jedni zaczynają odliczanie, gdy tylko rozlegnie się pierwsze klaśnięcie, inni czekają, aż na sali rozbłysną światła. Czy bierze się pod uwagę, ile osób tryska werwą, a ile przyjmuje bierną postawę? Zazwyczaj nie.

Które filmy zebrały najdłuższe owacje na 81. Festiwalu Filmowym w Wenecji?

A jednak – mimo braku precyzji, jaką oferuje np. barometr Rotten Tomatoes, wciąż zwracamy uwagę na długość oklasków. Sprawdźmy więc, które z dotychczas zaprezentowanych na Lido produkcji, przodują w tym zestawieniu.

„W pokoju obok” reż. Pedro Almodóvar – 18 minut

Najsłynniejszy hiszpański reżyser otarł się o rekord wszech czasów należący do „Labiryntu fauna” (22 minuty na festiwalu w Cannes). Aby podziękować fanom za dobre przyjęcie, Almodóvar zmieszał się z tłumem, rozdawał autografy i pozował do zdjęć, co tylko wydłużyło gorący aplauz. Cały czas towarzyszyły mu roześmiane Tilda Swinton i Julianne Moore.

Pierwsza pełnometrażowa produkcja w języku angielskim w dorobku Hiszpana zapowiada się więc obiecująco. Czego jeszcze możemy się po niej spodziewać? Podczas konferencji prasowej ekipa wyjaśniła, że do Włoch przywiozła film o „przyjaźni starszych kobiet, ewolucji, wojnie i katastrofie klimatycznej”. Reżyser dodał, że „W pokoju obok” w jasny sposób wyraża również jego poglądy na temat eutanazji. – Każdy powinien móc decydować o swoim losie – podkreślił.

„The Brutalist” reż. Brady Corbet – 12 minut

„The Brutalist” to trwająca przeszło 3,5 godziny historia wizjonerskiego architekta László Toth, który po II wojnie światowej emigruje z Europy do Ameryki. W główną rolę wcielił się Adrien Brody. Świadkowie relacjonowali, że aktor nie był w stanie ukryć wzruszenia, gdy przez 12 minut oklaskiwano jego występ. Niewykluczone, że brawa byłyby dłuższe, ale... interweniowała ochrona. Pracownicy Palazzo del Cinema poprosili wszystkich zebranych o sprawne opuszczenie sali i tym samym zaprzepaścili szansę na rekord. Być może kino musiało być szybko przygotowane na kolejny pokaz, a ze względu na długi metraż, czasu na porządki pozostało niewiele.

W ostatnich latach słyszy się dużo narzekania na coraz dłuższe seanse. W Wenecji mówiła o tym Winona Ryder, która zarzuciła niedostateczne zainteresowanie kinem młodszym kolegom i koleżankom po fachu. – Pierwsza rzecz, o jaką pytają, to czas trwania filmu – zauważyła. Wygląda na to, że w przypadku „The Brutalist” nie będzie to problemem. Brady Corbet nie poszedł na kompromis w montażowni, a recenzje wskazują, że była to dobra decyzja. – To tak jakby krytykować książkę za to, że ma 700 stron zamiast 100 – tłumaczy reżyser.

„Joker: Folie à Deux” reż. Todd Phillips – 11 minut

Lady Gaga i Michael Polansky na czerwonym dywanie w Wenecji (Fot. Stephane Cardinale - Corbis/Corbis via Getty Images) Lady Gaga i Michael Polansky na czerwonym dywanie w Wenecji (Fot. Stephane Cardinale - Corbis/Corbis via Getty Images)

Oczekiwania były ogromne. W końcu w 2019 roku Todd Phillips sięgnął w mieście na wodzie po Złotego Lwa. Wielu powątpiewało, czy kontynuacja powtórzy wyczyn. Największe obawy budziła musicalowa konwencja. Werdykt? „Joker: Folie à Deux” dla jednych jest odważny, błyskotliwy i trzymający w napięciu, dla innych „przerażająco nudny”. Na plus oceniono odtwórców głównych ról. Gorzej wypadł scenariusz. Ponad 1000 osób zgromadzonych w Sala Grande nie miało jednak większych obiekcji (lub ukrywało je z uprzejmości dla twórców). Oklaski trwały 11 minut. Lady Gaga i Joaquin Phoenix wykorzystali ten czas, aby wymienić między sobą spostrzeżenia na temat filmu.

„Queer” reż. Luca Guadagnino – 9 minut

Luca Guadagnino nie zwalnia tempa. Dopiero co głośno było o „Challengers” z Zendayą, a tu już na nagłówki szturmem wchodzi „Queer”. Wszystko wskazuje na to, że adaptacja książki Williama S. Burroughsa zadowoli fanów włoskiego reżysera, który kolejny raz na tapet wziął pożądanie i poszukiwanie samego siebie. Włoch przyznał, że od dawna pragnął przenieść nowelę na wielki ekran. Po raz pierwszy zetknął się z nią w wieku 17 lat. – Wpadłem po uszy. Niezwykła wyobraźnia tego pisarza, wtedy zupełnie mi obcego, głęboka więź między mężczyznami, którą opisał, pozbawiona osądzania postaci, romantyczna podróż z kimś, kogo chce się obdarzyć miłością. Wszystkie te rzeczy na zawsze mnie odmieniły – mówi 53-latek.

Jak historia wypada na ekranie? „Variety” pokusiło się o stwierdzenie, że Daniel Craig dał najlepszy występ w swojej karierze. 9-munutowe owacje na stojąco były więc jak najbardziej zasłużone. – Kiedy zaczęto klaskać, zarumienił się i wyglądał na nieco oszołomionego – czytamy.

„Baby Invasion” reż. Harmony Korine – 8,5 minuty

„Baby Invasion” jednogłośnie opisywane jest jako film eksperymentalny i prowokacyjny. Nie wróży to szerokiej dystrybucji i frekwencyjnych sukcesów. Festiwalowa publiczność była jednak otwarta na niekonwencjonalne doświadczenia. Dała temu wyraz po projekcji, żywiołowo skandując imię reżysera. Krytycy nie byli już tak łaskawi. Nieco ponad godzinny obraz ocenili bardzo surowo. Nie przekonali ich ani gracze FPS kryjący się za awatarami o niemowlęcych rysach, ani głos lektora znalezionego podobno na OnlyFans.

„Maria” reż. Pablo Larraín – 8 minut

Pablo Larraín i Angelina Jolie na czerwonym dywanie w Wenecji (Fot. Gisela Schober/Getty Images) Pablo Larraín i Angelina Jolie na czerwonym dywanie w Wenecji (Fot. Gisela Schober/Getty Images)

Angelina Jolie zrobiła piorunujące wrażenie na weneckim czerwonym dywanie. O stylizacjach inspirowanych operową diwą rozpisywały się wszystkie modowe media. Aby jak najlepiej odegrać nietuzinkową postać, nie wystarczyły jednak szyte na miarę kostiumy. Aktorka przez siedem miesięcy uczęszczała na lekcje śpiewu. – Gdy pracujesz z Pablem, nie możesz robić nic na pół gwizdka – tłumaczyła dziennikarzom. Publiczność nagrodziła ją za wysiłek gromkimi brawami. Poruszona gwiazda miała uronić wówczas kilka łez. Kiedy opadły emocje, a w ruch poszły pióra, okazało się, że „Maria” nie jest pozbawiona wad. Jednak mimo kilku gorzkich przelanych na papier słów Jolie z pewnością zapewniła sobie dobrą pozycję startową w oscarowym wyścigu.

„The Order” reż. Justin Kurzel – 7 minut

Na Lido nowe dzieło zaprezentował też reżyser „Makbeta” z Michaelem Fassbenderem i „Assassin's Creed” z... druzgocącymi ocenami (spoiler – tym razem wyszło lepiej). Thriller „The Order” przeniósł widzów do Stanów Zjednoczonych lat 80., gdzie dochodzi do serii brutalnych napadów na banki i kradzieży samochodów. Agent FBI wpada na trop radykalnego ugrupowania, które nie działa jedynie z pobudek finansowych. Na ekranie po jednej stronie barykady stanął Jude Law, po drugiej – Nicholas Hoult. Na Lido do tłumu machali już oczywiście ramię w ramię. Opowieść o policjantach i złodziejach przypadła widzom do gustu. Oklaski ucichły dopiero po siedmiu minutach, kiedy to aktorzy i twórcy zdecydowali się opuścić kinową salę.

„Babygirl” reż. Halina Reijn – 6,5 minuty

Nicole Kidman na czerwonym dywanie w Wenecji (Fot. Gisela Schober/Getty Images) Nicole Kidman na czerwonym dywanie w Wenecji (Fot. Gisela Schober/Getty Images)

– Nigdy jeszcze nie grałam w czymś takim; czułam się wykończona – mówiła Nicole Kidman o erotycznym thrillerze „Babygirl”. Materiały promocyjne budziły obawy, że holenderska reżyserka Halina Reijn zaserwuje nam banalny harlekin w filmowej formie. Jeśli wierzyć pierwszym reakcjom, tak się jednak nie stało. Historia miłosna odnoszącej sukcesy dyrektorki generalnej, która wchodzi w romans ze znacznie młodszym stażystą, urzekła publikę. Dowodem są trwające 6,5 minuty owacje i 93% pozytywnych opinii w serwisie Rotten Tomatoes.

„Samotne wilki” reż. Jon Watts – 4 minuty

Brad Pitt i George Clooney dali popis na czerwonym dywanie, zagadując do fotografów, tańcząc i serdecznie się obejmując. Obecni na miejscu dziennikarze pisali o chaosie, jaki zapanował przed pałacem festiwalowym – fani stanęli w szranki, aby zdobyć autograf i znaleźć wolne miejsca na sali. Sam film nie dostarczył już takich emocji. Premiera „Samotnych wilków” została zwieńczona „jedynie” 4-minutowymi brawami, choć niewykluczone, że kolejny raz winne były kwestie organizacyjne. Seans odbywał się późnym wieczorem, dlatego gwiazdy czym prędzej zostały skierowane do wyjścia.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze