1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Retro

Maria Pawlikowska-Jasnorzewska – niewolnica miłości

Pomimo składanych deklaracji, wyemancypowania, którym wyprzedzała swoje czasy, poetka pozostała tradycjonalistką w obszarze uczuć i romantycznej miłości. (Fot. BEW Photo)
Pomimo składanych deklaracji, wyemancypowania, którym wyprzedzała swoje czasy, poetka pozostała tradycjonalistką w obszarze uczuć i romantycznej miłości. (Fot. BEW Photo)
„Bo z mężami jest jak z bańkami mydlanymi: pierwsza jest zawsze nieudana, druga już lepsza, a dopiero ta trzecia naprawdę piękna i kolorowa” – lubiła mawiać Maria Pawlikowska-Jasnorzewska. W życiu i w uczuciach miotała się jednak pomiędzy zależnością a wolnością.

Myśl o staropanieństwie ją przerażała. Jej siostra, Magdalena Samozwaniec, pisarka często korzystająca z ironii, uważała, że stara panna musi czesać się gładko, nie może się stroić i musi poświęcić działalności charytatywnej. „Traktowana przez rodzinę z wyraźnym lekceważeniem, jako towar niechodliwy, oddaje się dewocji i często z rozpaczy wstępuje do klasztoru”. Córki malarza Wojciecha Kossaka, nauczone, by głośno wyrażać własne myśli, żyły w przyjaźni, głębokim intelektualnym i emocjonalnym przymierzu. Mimo dość dużej – jak na tamte czasy – emancypacji w kwestii miłości pozostawały jednak tradycjonalistkami. Maria nade wszystko pragnęła męża, ale dzieci nie chciała.

Wiersze zaczęła pisać, gdy miała siedem lat, prosiła w nich – wręcz domagała się – cudu „miłości wzajemnej”, który przydarzył jej się wielokrotnie. Znana jest głównie dzięki romantycznej poezji i pięknym frazom wyśpiewanym m.in. przez Ewę Demarczyk: „Nie widziałam cię już od miesiąca/ I nic. Jestem może bledsza, trochę śpiąca/ trochę bardziej milcząca/ Lecz widać można żyć bez powietrza”.

W zbiorowej świadomości pozostał obraz poetki piszącej o miłości i cierpieniu po stracie miłości. To niepełny portret. Osobny rozdział jej życia rozpoczął się bowiem na emigracji w Anglii.

Jasnorzewska, wychowana w luksusach, podczas wojny straciła wszystko. Nie tylko służbę, futra i bogactwo, ale przede wszystkim bliskich i rodziców. Do tego wykańczał ją rak. Bieda i samotność na migracji wyostrzyły jej język, nazywała rodaków „Polactwem”, a żony oficerów „k***”, punktowała polski antysemityzm, pisała o terrorze polskim, o prywacie w wojsku, o snobizmie wojskowym, o komediach z wiejską młodzieżą i sportem. Z rozmarzonej poetki zmieniła się w realistkę, która kilkoma słowami, zdaniami potrafiła uderzyć, dotknąć sedna.

Tak trudno kochać

Urodziła się 24 listopada 1891 roku w Krakowie. Domownicy nazywali ją „Lilką” i chociaż dorastała w znanej, zamożnej i inteligenckiej rodzinie, prawie od samego początku zmagała się z ułomnością kręgosłupa i bólem. Gdy miała osiem lat, złamała prawą rękę, zaczęła pisać i pracować lewą, siedząc w skrzywionej pozycji. „Nie pomogło ani to, że jako mała dziewczynka spacerowała po ogrodzie z deseczką między ramionami, ani nie pomógł złoty pierścionek złożony z dużych liter tworzących słowo: PROSTO, który ojciec Wojciech Kossak zamówił u jubilera ku przypominaniu. Bezużyteczny okazał się też zrobiony z celuloidu gorset z żelaznymi uchwytami pod pachami zalecony przez ortopedę z Berlina. Kiedy Lilka ściągała go wieczorem, jej ramiona pokryte były sińcami, a odparzenia na plecach długo się goiły” – pisze Angelika Kuźniak we wstępie do zapisków poetki „Wojnę szatan spłodził”. Swoją ułomność (wystającą lewą łopatkę) ukrywała pod szalami, ciuchami, kolorem liliowym, włosami, a czasami ruchem. Lubiła zresztą woalki, suknie, perfumy i szminki – wszystkie one miały uwodzić, bo Jasnorzewska zakochiwała się błyskawicznie, czasami również szybko się odkochując i cierpiąc.

Jej pierwszą bańką mydlaną, pierwszym mężem, był Władysław Roman Janota Bzowski, zwany Bzuniem. Trafił do domu Kossaków po tym, jak został zraniony na froncie, Lilka zajęła się nim, pełniąc z przejęciem rolę opiekunki. Rodzina nie podzielała jej entuzjazmu, ale Maria nie odpuszczała. Pierwsza bańka szybko pękła, gdy pojawiła się druga w postaci Jana Gwalberta Henryka Pawlikowskiego, zwanego Gwasiem, ten był literatem i znawcą folkloru podhalańskiego. Aby unieważnić pierwsze małżeństwo, Lilka udawała dziewicę, a jej ojciec wydał majątek na adwokatów, którym płacił również swoimi obrazami. Ślub odbył się w 1919 roku na Wawelu, a młodzi zaczęli mieszkać w Zakopanem, pisać do siebie listy absolutnie zakochani. Maria chciała być dla Gwasia muzą, ideałem, boginią. „Byś leżał przede mną i bił czołem o ziemię w prawdziwym, bezsilnym podziwie – wówczas nie wzbiłabym się w pychę, tylko może zrównoważyłoby się moje samopoczucie z uwielbieniem Ciebie. Wyprostowałaby się moja pokora zgięta w czci boskiej dla Twej piękności, najdroższy” – pisała do niego. Niestety, Pawlikowski wolał bić czołem przed kochanką.

Pojawia się trzecia bańka mydlana, najpiękniejsza. Jest nią młodszy od niej o 10 lat Stefan Jerzy Jasnorzewski, zwany Lotkiem, oficer lotnictwa, na którego zdjęcie natknęła się w jednej z gazet i postanowiła zrobić wszystko, by go poznać. Zostanie z nią do samego końca, także w chorobie, choć będzie dawała jej się we znaki jego zaborczość. Biorą ślub w 1931 roku, mieszkają w Krakowie, potem w Dęblinie, a w końcu w Warszawie, z której przepędza ich wojna.

Wiersze zaczęła pisać, gdy miała siedem lat, prosiła w nich – wręcz domagała się – cudu „miłości wzajemnej”, który przydarzył jej się wielokrotnie. (Fot. BEW Photo) Wiersze zaczęła pisać, gdy miała siedem lat, prosiła w nich – wręcz domagała się – cudu „miłości wzajemnej”, który przydarzył jej się wielokrotnie. (Fot. BEW Photo)

Wojna i miłość

„Nie boję się wojny, boję się swoich” – pisze Maria 1 września 1939 roku. Następnego dnia odbywa się premiera sztuki napisanej przez Jasnorzewską, zatytułowana „Baba-Dziwo. Tragikomedia w 3 aktach”. Dyktator ze sztuki jest karykaturą Adolfa Hitlera, podobno z tego powodu musi ona opuścić Polskę. Wyrusza wraz z Lotkiem samochodem przez Rumunię i Francję aż do Anglii. Tam z radia dowiaduje się o śmierci ojca. Po pewnym czasie siostra wysyła do niej list, w którym podaje się za matkę, pisze z czułością o tym, że źle się czuje i pewnie nie doczeka końca wojny. Ale Jasnorzewska już od dłuższego czasu wie, że jej matka również umarła.

Artystka nie potrafiła odnaleźć się w szowinistycznym wojskowym świecie, w którym kobieta pełni rolę „materaca, erotycznej poduszki” albo jest „krępującym sprzętem”, z którym nie wiadomo, co zrobić, którym można pogardzać i pomiatać. Poza tym wojna przerwała jej literacką karierę, bardzo z tego powodu cierpiała i nie zawsze znajdowała oparcie w mężu, z którym ze względu na wojnę musiała się często rozstawać. „Stale za głośno chodzę, za głośno mówię, czytam z przesadą i nie może nic zrozumieć, robię bałagan, piszę wiersze do niczego i bez sensu, bo nie to, co teraz każdy chce i rozumie coś. Najlepsze wiersze mi osądza jako nic i nie radzi mi drukować. Czyżby to nie obraz kliniczny czasem?” – pisze w 1940 roku (w tomie „Z Tobą jedynym” opublikowano listy wymieniane przez małżonków od marca 1940 do wiosny 1945 roku).

Po kryzysach przychodziły jednak okresy czułości, wymieniają między sobą mnóstwo zdrobnień, przezwisk, deklarują miłość, tęsknotę. Z listów można się dowiedzieć o paczkach żywnościowych, które sobie wysyłają, o długach i rachunkach, które trzeba zapłacić. Na imieniny, pomimo biedy i wojny, Lotek kupuje swojej wybrance piękne futro, a futra Jasnorzewska kochała.

Pomimo składanych deklaracji, wyemancypowania, którym wyprzedzała swoje czasy, poetka pozostała tradycjonalistką w obszarze uczuć i romantycznej miłości. Historia jej życia jest historią związków lub okresów będących oczekiwaniem na związki. I miotania się pomiędzy podporządkowaniem mężczyźnie a życiem bez niego. Autonomia, prawdziwa wolność, nie jest bowiem tożsama z niezależnością, samowystarczalnością, negowaniem potrzeby bycia z innymi ludźmi. Nie jest również zależnością, symbiotycznym uzależnieniem swojego szczęścia od związku, uczucia, bycia zauważonym, docenionym, a ostatecznie uratowanym.

Autonomia znajduje się pomiędzy niezależnością a zależnością, dwiema skrajnościami. Owa współzależność to świadomość swoich pragnień oraz istnienia innych ludzi, pozwala ona na chwile twórczej i spokojnej samotności oraz tworzenie satysfakcjonujących związków, nieopartych o poczucie winy czy rozpaczliwe pragnienie ukojenia odczuwanej pustki. Niekiedy droga do owej autonomii prowadzi przez doświadczenie obu skrajności, bycia zależnym i niezależnym, by w końcu zrozumieć, że istnieje trzecia opcja. Jasnorzewska nie miała czasu, by się o tym przekonać.

Tkliwa, żałosna

Drugiego czerwca 1944 roku Maria krwawi i pyta siebie w dzienniku: „Co mi ma być?”. Nie chce wierzyć w diagnozę, która jest bezlitosna: rak szyjki macicy. Rozpoczyna się czas coraz dłuższych wizyt w szpitalu, operacji, naświetlania i pogłębiającego się osłabienie. Lotek przywozi jej własnoręcznie przygotowane potrawy, spędza przy niej każdy wolny czas. „Tkliwa, żałosna, czasem próżna (choć i mężczyznom ta cecha nie jest obca). Kobieta, która jako nastolatka tak bardzo zazdrości siostrze długich rzęs, że przycina nożyczkami własne – może odrosną dłuższe. Zakrapia oczy atropiną, żeby błyszczały, przed każdym balem pije sok z marchwi. Nie sądzę, żeby spodziewała się, że wkrótce nie zrobi już jednego kroku. Nie wiem, czy paraliż przychodził stopniowo, czy też ona, tak kochająca taniec, nagle przestała ruszać nogami (podobno przez leczenie radem). Sparaliżowana kazała wozić się do antykwariatów i godzinami szukała książek, które pomogłyby cofnąć tę niemoc” – pisze o jej ostatnich latach życia Angelika Kuźniak.

Maria Pawlikowska-Jasnorzewska 26 czerwca notuje: „Wszystko we mnie chore, spalone, wstrząśnięte”. Cztery dni później dokonuje ostatniego wpisu: „Zdaje mi się, że nie mogę już. Słabość straszna”. Umiera 9 lipca 1945 roku, we śnie.

Artystka nie potrafiła odnaleźć się w szowinistycznym, wojskowym świecie, w którym kobieta pełni rolę „materaca, erotycznej poduszki” albo jest „krępującym sprzętem”, z którym nie wiadomo, co zrobić, którym można pogardzać i pomiatać. (Fot. BEW Photo) Artystka nie potrafiła odnaleźć się w szowinistycznym, wojskowym świecie, w którym kobieta pełni rolę „materaca, erotycznej poduszki” albo jest „krępującym sprzętem”, z którym nie wiadomo, co zrobić, którym można pogardzać i pomiatać. (Fot. BEW Photo)

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze