Na czym polega istota kobiecości? W projekcie „Woman”, który Anastasia Mikova zrealizowała ze znanym fotografem i filmowcem Yannem Arthusem-Bertrandem, próbuje na to pytanie odpowiedzieć dwa tysiące kobiet z 50 krajów od USA po Chiny.
W projekcie "Woman, na który składają się dokument, album i przygotowywana jeszcze wystawa, wzięło udział dwa tysiące kobiet. W galerii zdjęć niewielki ułamek tej grupy.
Pracujesz z Yannem Arthusem-Bertrandem od 12 lat, ale po raz pierwszy współreżyserowałaś z nim film. Było trudno?
Pracujemy razem rzeczywiście bardzo długo, znamy się prywatnie, poznaliśmy też swoje rodziny. Yann ma na koncie wiele sukcesów i jest powszechnie podziwiany. Zdecydował się na współreżyserowanie po raz pierwszy w życiu, i to w wieku 74 lat. Ale szczerze mówiąc, moja praca wyglądała podobnie jak wcześniej. Kiedy robiliśmy poprzedni dokument, „Human”, razem układaliśmy pytania do wywiadów, wybieraliśmy kraje, gdzie je przeprowadzaliśmy, także tematy rozmów. Jednak wtedy o ostatecznym wyborze materiału do filmu decydował Yann, to była jego autorska wizja. Kiedy zaczynaliśmy pracę nad „Woman”, spodziewał się, że będzie tak samo. Ale kiedy doszło do pierwszej sytuacji trudnego wyboru, powiedziałam: „Nie, tym razem będziemy decydowali wspólnie”. Zdziwił się, to było dla niego coś nowego [śmiech].
Przy tym projekcie to kobieca wrażliwość była kluczowa?
Zgadza się, krok po kroku Yann zaczął zdawać sobie sprawę, że potrzebuje mojego punktu widzenia. Jest aktywistą, więc kiedy zaczynaliśmy, chciał się koncentrować na dyskryminacji i niesprawiedliwości społecznej. Powiedziałam mu wtedy: „Jeśli nazwiemy ten film »Woman«, musi być także osobisty i intymny. Tak jak rozmowa na temat miesiączkowania”. Spojrzał na mnie zaskoczony, jakby chciał powiedzieć: „Co może być ciekawego w takim temacie?!”. Zamiast wyjaśniać, przeprowadziłam kilka pierwszych wywiadów. Kiedy ich wysłuchał, nie zadawał już zbędnych pytań. W pewnych kwestiach byliśmy zgodni, w innych wybieraliśmy jego punkt widzenia, w jeszcze innych mój. Omawialiśmy wszystko wspólnie, ale bardziej osobiste, intymne tematy wychodziły ode mnie, Yann był skupiony na tych społecznych. Jako fotograf bardziej koncentrował się też na obrazie, efektach wizualnych. W filmie oprócz wywiadów z kobietami z całego świata widzimy piękne wizualne sekwencje.
Jest jakiś główny przekaz waszego filmu?
Że kobiety są silne i wytrzymałe. Tego właśnie nauczyłam się podczas jego kręcenia. Wiedziałam, że jesteśmy silne, ale nie spodziewałam się, że aż tak. Mam nadzieję, że oglądając ten film, kobiety zdadzą sobie sprawę z tego swojego potencjału. Bo podczas pracy bardzo często przekonywałam się, jak bardzo brakuje im pewności siebie. Na ogół dziwiły się, że chcę zrobić z nimi wywiad. Mówiły: „Dlaczego wybrałaś mnie? Moja sąsiadka jest o wiele bardziej interesująca”. Mam nadzieję, że poczują się nim uhonorowane, a inne kobiety, które go zobaczą, zrozumieją, że jesteśmy zdolne do tego, by zmienić świat.
Jak praca nad „Woman” zmieniła twoje życie?
Kiedy robisz wywiady z dwoma tysiącami kobiet z 50 krajów z całego świata i wiele z nich dzieli się z tobą historią, której nie opowiadały nikomu innemu – to nie jest coś, nad czym można przejść do porządku dziennego. To kształtuje sposób, w jaki patrzysz na swoją pracę i na siebie jako kobietę. Zawsze byłam dumna z tego, że jestem kobietą, ale teraz to poczucie zostało zmultiplikowane. Teraz zawsze kiedy pytają mnie o to, w jakich barwach widzę przyszłość ludzkości, jestem o nią spokojna. Widziałam, ile mogą osiągnąć kobiety, mając niewiele przestrzeni i możliwości. Ograniczenia na naszych oczach stopniowo znikają, więc kiedy ta przestrzeń działania się zwiększy, będziemy mogły dokonać, czego tylko zapragniemy.
Norma pochodzi z Meksyku - to jej historia otwiera film "Woman". Fot. materiały prasowe Against Gravity.
Czy któryś z przeprowadzonych przez ciebie wywiadów był dla ciebie szczególnie ważny?
Z Normą Bastidas, to dlatego jej opowieść otwiera film. Rozmawialiśmy z nią na samym początku, kiedy wciąż zastanawiałam się nad tym, co będzie naszym głównym przesłaniem. W filmie znalazła się tylko niewielka część jej historii, ale i tak robi piorunujące wrażenie.
Kiedy Norma była dziewczynką, opiekowała się dziadkiem, bo tracił wzrok i ktoś musiał przy nim stale być. On jednak wykorzystywał ją seksualnie, właściwie przez całe jej dzieciństwo. Była piękną nastolatką, zaoferowano jej więc kontrakt modelki w Japonii. Normie wydawało się, że w ten sposób ucieknie od swojego życia. Zamiast tego trafiła do przestępczej organizacji handlującej ludźmi. Zabrano jej paszport i musiała pracować jako prostytutka, wyrwała się stamtąd dopiero po latach. Poznała kogoś, przeprowadziła się do Kanady, założyła rodzinę. Kiedy urodziła syna, okazało się, że cierpi na tę samą chorobę co jej dziadek i stanie się niewidomy. Gdybym zrobiła film tylko o niej, ludzie nie uwierzyliby mi, że to wszystko mogło spotkać jedną osobę.
To ona pobiła potem światowy rekord Guinnessa w triatlonie.
Tak, Norma jest niezwyciężona! Ale wcześniej przeżyła załamanie nerwowe, to było dla niej za dużo. Pewnej nocy, kiedy miała jak zwykle szukać pocieszenia w alkoholu, dotarło do niej, że nie jest już sama, że ponosi odpowiedzialność za swoje dziecko. Zamiast pić, założyła adidasy i poszła pobiegać. W efekcie stała się jedną z najlepszych triatlonistek na świecie. Najmocniej uderzyły mnie jej słowa, że najgorsze wcale nie były trudności, które musiała pokonać: wykorzystywanie przez dziadka, zmuszanie do prostytucji itp. Najtrudniej było publicznie przyznać się do bycia ofiarą seksualnej przemocy i handlu ludźmi, gdy była już uznaną atletką. Bo kiedy raz powie się to głośno, to nie ma już powrotu. Trzeba z tym żyć, wszystko zmienia się na zawsze. To wtedy właśnie powiedziała: „Mówicie, że ofiary nie mają głosu. Mają, tylko nikt nie chce go słuchać”. To było ogromnie inspirujące, bo przecież mówi się, że głos kobiet nie ma znaczenia, że kobiety nie mają głosu. Ale to nieprawda, trzeba go tylko usłyszeć i zrozumieć.
Jakie były reakcje bohaterek filmu, gdy zobaczyły się na ekranie?
Bardzo emocjonalne, trzy z nich oglądały z nami film podczas jego premiery na festiwalu w Wenecji. Pierwsza to Norma Bastidas, o której przed chwilą rozmawialiśmy. Druga to Josina Machel. Straciła oko w wyniku pobicia przez partnera. Josina jest córką pierwszego prezydenta Mozambiku. Kiedy była jeszcze dzieckiem, jej matka poślubiła Nelsona Mandelę. Wyrosła na niezależną kobietę, ale to nie uchroniło jej przed związkiem, w którym pojawiła się przemoc. Jest świetnym przykładem na to, że przemocowa relacja może się przytrafić każdej kobiecie. Trzecia to Virginie, która po śmierci swojego męża odkryła, że to dzięki jego miłości i akceptacji mogła żyć. Sama nie potrafiła kochać siebie, bo dotąd widziała w sobie piękno dzięki jego spojrzeniu. Rozmawiałam z nimi wszystkimi po projekcji, pytałam, czy nie jest im trudno stanąć twarzą w twarz z tysiącami widzów. Odparły: „Nie, bo to był nasz wybór”. Wreszcie poczuły, że zostały usłyszane. Nie było łatwo powiedzieć to wszystko publicznie, bo wspomnienia przeniosły je znów do trudnych momentów ich życia. Jednak reakcja widzów, owacja na stojąco, była czymś wzmacniającym i wspaniałym. Dzięki niej mogły się przekonać, jak ważne były ich świadectwa.
Josina, córką pierwszego prezydenta Mozambiku, doświadczyła przemocy w związku. (Fot. materiały prasowe Against Gravity)
Jak udało ci się nakłonić bohaterki filmu do takiej szczerości?
Nie byłam sama, pracowałam w grupie pięciu wspaniałych dziennikarek i one też miały swój wkład w końcowy efekt. Jeśli chodzi o szczerość, do sukcesu w tej kwestii potrzeba dwóch rzeczy. Pierwsza to zaufanie, a druga to czas. I obie są ze sobą powiązane. Żeby zdobyć czyjeś zaufanie, potrzeba czasu, ale nikt go tobie nie poświęci, jeśli nie będzie ci ufał. Każdy wywiad przygotowywałyśmy przez długie miesiące, żeby zrozumieć specyfikę danego kraju oraz sytuację, w jakiej znajdują się jego mieszkanki. Pomagały nam lokalne dziennikarki. Wyszukiwały dla nas potencjalne bohaterki i wyjaśniały im cały projekt. Podczas pracy nad filmem nie przestrzegaliśmy parytetu – 80 proc.ekipy stanowiły kobiety.
Zaufanie to proces, nie można po pięciu minutach rozmowy zapytać kogoś o pierwszy orgazm. Staraliśmy się, żeby przed nagraniem zaistniała między nami płaszczyzna porozumienia. Było to możliwe dzięki kobietom pracującym na miejscu w terenie. Bardzo często to one były potem naszymi tłumaczkami. Poza tym każdy wywiad trwał od dwóch do trzech godzin. Zaczynałyśmy zawsze od prostych kwestii, by stopniowo docierać do najbardziej osobistych spraw. Często nasza rozmowa przypominała raczej sesję terapeutyczną niż wywiad. Dlatego chcieliśmy stworzyć komfortowe warunki rozmowy, w oderwaniu od codziennych problemów. Pomagało też to, w jaki sposób filmowaliśmy nasze bohaterki. To był pomysł Bertranda – żadnej scenografii, tylko one na ciemnym tle, dzięki temu łatwiej im było skoncentrować się na tym, co mają do przekazania.
Virginie po śmierci męża odkryła, że to dzięki jego miłości i akceptacji mogła żyć. Sama nie potrafiła kochać siebie, bo dotąd widziała w sobie piękno dzięki jego spojrzeniu. (Fot. materiały prasowe Against Gravity)
Czy było trudno zdecydować, który wywiad i jaka jego część znajdzie się w filmie?
To była najtrudniejsza część pracy, mieć dwa tysiące wspaniałych, szczerych rozmów i zrobić z nich film, który trwa niespełna dwie godziny. Pracowały z nami uzdolnione montażystki, a mimo to wciąż zmienialiśmy tworzony materiał. Nie było łatwo, pierwsza wersja trwała siedem godzin. Yann był bardzo zadowolony, bo zawierała wszystko, co chcieliśmy przekazać. No ale nikt nie obejrzałby w kinie tak długiego filmu. Trzeba było zabrać się do skracania. A to był horror, bo podobały nam się wszystkie historie. Montaż zajął nam prawie rok, to bardzo dużo jak na dokument. Chcieliśmy, żeby każda z kobiet, z którymi robiliśmy wywiady, zaistniała w jakiś sposób w naszym projekcie. Dlatego w kilku krajach wydaliśmy także album [ukazał się m.in. we Francji, w Niemczech, USA – przyp. red.], a teraz pracujemy nad objazdową wystawą. Myślę, że będzie gotowa w przyszłym roku. Będzie się bardzo różnić od filmu.
„Woman” to film szczególny także dlatego, że nie powstał dla zysku.
Mieliśmy szczęście, bo projekt udało się sfinansować całkowicie ze środków przekazanych przez sponsorów. W czasie produkcji doszliśmy do wniosku, że film dający głos kobietom z całego świata nie wystarczy. Stąd pomysł stowarzyszenia WOMAN(s). Chcemy mu przekazać wszystkie dochody z dystrybucji na całym świecie. Na razie nie ma ich dużo z powodu pandemii, ale liczymy na to, że to się zmieni. Stowarzyszenie będzie oferować kobietom szkolenia, dzięki którym będą mogły nauczyć się pracy w mediach. Będą mogły zostać dziennikarkami prasowymi czy radiowymi, redaktorkami, reżyserkami, montażystkami. Tak, żeby ich głos mógł być szeroko słyszany.
Anastasia Mikova dziennikarka i reżyserka filmowa ukraińskiego pochodzenia. Specjalizuje się w tematach społecznych. (Fot. materiały prasowe Against Gravity)
Film „Woman” miał swoją polską premierę podczas 17. edycji festiwalu Millennium Docs Against Gravity, który w tym roku odbył się w formie hybrydowej.