Kobieta kierowcą tira? Jak wygląda praca kobiet za kółkiem? Iwona Blecharczyk po roku pracy jako nauczycielka angielskiego trafiła za kierownicę tira. Dziesięć lat temu była pionierką w męskim świecie, kobiecość ukrywała pod workowatymi ubraniami i wygoloną fryzurą. Dziś jej wideorelacje z tras oglądają miliony osób. A przede wszystkim czuje się spełniona. Skąd to poczucie i co jeszcze daje jej bycie „trucking girl”?
W dzieciństwie bawiła się pani samochodzikami czy lalkami?
I jednym, i drugim. Wychowywałam się na wsi. Moi rodzice byli nauczycielami, ale oprócz tego pracowali w gospodarstwie. Gdy były żniwa, tata jechał kombajnem, a mama ciągnikiem z dwoma przyczepami. Zawsze była kobieca i o siebie dbała, a jednocześnie nie bała się zajęć, które można uznać za typowo męskie. Wymykała się stereotypom i mam to po niej.
Kobieta za kierownicą tira na pewno przełamuje stereotypy! Jak trafiła pani do takiej pracy?
Z wykształcenia jestem anglistką i przez rok pracowałam jako nauczycielka. Ale to nie było to. Już na studiach razem z moim chłopakiem prowadziłam dwuosobową firmę transportową – jeździliśmy busem przez całą Europę aż do Anglii. Zawsze fascynowały mnie duże pojazdy, zwłaszcza amerykańskie ciężarówki. Moim zdaniem są piękne. Chciałam pracować jako kierowca, bo uwielbiam być w ruchu. Zrobiłam prawo jazdy na tira i zaczęłam szukać pracy. Nie było to łatwe, ale w końcu znalazłam firmę, która zaryzykowała i mnie zatrudniła.
Nie bała się pani ruszyć w trasę?
Bałam się, i to jak! Może trudno w to uwierzyć, ale z natury jestem bardzo strachliwa. Całe życie się za kimś chowałam: za rodzicami, siostrą, chłopakiem. W pewnym momencie poczułam jednak, że tak dalej nie mogę. To była kwestia wyboru, czy zostanę ozdobą przy czyimś boku, czy będę żyć własnym życiem.
I co okazało się najtrudniejsze?
Na początku wszystko było trudne i przerażające. Pierwszego dnia zjechałam z dwiema wielkimi walizkami do bazy i uświadomiłam sobie, że przez najbliższy miesiąc będę podróżować w niewielkiej naczepie z innym kierowcą… mężczyzną, którego nie znałam. Przeraziłam się, ale nie zrezygnowałam. Zresztą, jak to zwykle bywa, wszystko potoczyło się dobrze. Kolega okazał się cierpliwym nauczycielem, dał mi dużo wsparcia, nie było w nim ani grama szowinizmu. Dzięki niemu sporo się dowiedziałam nie tylko o prowadzeniu ciężarówki, ale też jak sobie poradzić w trasie choćby z jedzeniem.
Iwona Blecharczyk jako pierwsza Polka jeździła po tzw. wodowych szlakach, czyli zamarzniętych jeziorach w Kanadzie (na zdjęciu z sezonu Ice Road 2017/2018). (Fot. archiwum prywatne Iwony Blecharczyk)
No właśnie, świat kierowców to typowo męskie towarzystwo. Jak się pani w nim odnalazła?
Faktycznie to męski świat, a przy tym niezwykle zróżnicowany. Ciężarówkami jeżdżą mężczyźni po zawodówkach, emerytowani wojskowi, menedżerowie, którzy postanowili rzucić pracę w korporacji, czy księża, którzy zrzucili sutannę. Spotkałam się więc z rozmaitymi reakcjami. Jeszcze kilka lat temu kierowcy – nieprzyzwyczajeni do kobiet jeżdżących ciężarówkami – zwykle byli zszokowani na mój widok. Na początku trzymałam ich na dystans: nosiłam za duże męskie ubrania, miałam wygolone pół głowy. Za wszelką cenę chciałam pokazać, że przyjechałam do pracy i nie oczekuję, że ktoś będzie coś za mnie robił. Jednocześnie, gdy jakiś kierowca proponował mi pomoc, nie odmawiałam, pamiętając, że być może pierwszy raz spotyka kobietę za kierownicą tira, i w zależności od tego, jak się zachowam, w przyszłości pomoże lub nie innej kobiecie. Widzę, że moje koleżanki, a jest ich coraz więcej, różnie radzą sobie z przewagą mężczyzn w transporcie. Niektóre próbują być męskie i bezpośrednie, dużo przeklinają i nie ma dla nich tematów tabu. Inne trzymają kolegów na dystans i lubią ich za wszystko strofować. Ja dziś pewnie jestem gdzieś pośrodku.
Fot. archiwum prywatne Iwony Blecharczyk
Ale nie ma już pani wygolonej głowy…
Po kilku latach przyszedł taki moment, że poczułam się swobodniej. Wiele się nauczyłam, nie musiałam już nikomu nic udowadniać i zaczęłam wracać do siebie. Dziś w trasie chętnie noszę odzież roboczą – to najwygodniejsze ubrania pod słońcem! Najczęściej się nie maluję, chyba że planuję nakręcić materiał do mediów społecznościowych albo mam ochotę poczuć się piękna. Za to w prywatnym samochodzie wożę sukienkę i szpilki na wypadek, gdyby miała mnie spotkać niespodziewana sesja zdjęciowa.
Przyznam, że bardzo mnie ciekawi, jak w trasie wyglądają kwestie higieny.
Piszę o tym dużo w książce, która właśnie się ukazała. Kierowcy korzystają z łazienek na stacjach benzynowych, które w Europie są naprawdę w strasznym stanie. Zawsze są brudne, pytanie tylko, jak bardzo. Wiem, że Polacy mają tendencję do marudzenia i mówienia, że u nas wszystko jest fatalne, ale to nieprawda. Im bardziej na zachód i południe Europy, tym warunki dla kierowców są gorsze. Gdy wyjechałam na rok pracować w Kanadzie i Stanach Zjednoczonych, przeżyłam szok. Kierowcy mają tam zapewnione wręcz luksusowe warunki, na stacjach dostają ręczniki, łazienki są myte po każdej osobie. Kiedyś byłam przekonana, że niedogodności związane z kwestiami higieny są wpisane w ten zawód i tak po prostu musi być. Jednak od jakiegoś czasu przestałam się na to godzić i wiem, że nie jestem jedyna. Planowałam nawet zorganizować większą akcję nagłaśniającą problem, ale na razie wszystko pokrzyżowała pandemia.
Czy czuje się pani samotna w trasie?
Na samym początku samotność była męcząca i trudna. Przede wszystkim dlatego, że nagle musiałam sobie sama ze wszystkim poradzić. Później nauczyłam się być sama ze sobą i pokochałam to. Jestem introwertyczką i bardzo mi odpowiadało, że mogę samotnie zwiedzać świat. Dziś jednak pracuję jako kierowca przewożący duże ładunki ponadgabarytowe, a to już praca zespołowa, wymaga nieustannego kontaktu z pilotem czy innymi kierowcami w konwoju.
Fot. archiwum prywatne Iwony Blecharczyk
Mam wrażenie, że za kierownicą łatwiej ułożyć myśli…
Faktycznie, zwłaszcza podczas jazdy nocą nagle przychodzą rozwiązania wszystkich problemów i wpada się na genialne pomysły, które potem wystarczy realizować.
Czy tak wpadła pani na pomysł własnego kanału na YouTubie?
Pomysł na media społecznościowe był efektem ogromnej potrzeby dzielenia się z innymi szczegółami mojej pracy. Przez pierwszy rok zadręczałam opowieściami z trasy rodzinę i znajomych. Widziałam, że zaczęli patrzeć na mnie jak na nudziarę, która wciąż opowiada o tym samym. Chciałam założyć bloga, ale w końcu stanęło na fanpage’u na Facebooku. Pierwszy film, który opublikowałam na YouTubie, stał się wiralem. Okazało się, że ludzie są ciekawi mojej pracy i mnie samej.
Kiedy znajduje pani na to czas?
Obecnie pracuję jako kierowca w transporcie specjalistycznym i prowadzę tylko w nocy. W ciągu dnia mam więc trochę czasu dla siebie. Część spędzam oczywiście na załadunku czy rozładunku. Popołudniami trenuję albo przygotowuję materiały do mediów społecznościowych.
Jak długo więc pani śpi?
Od czterech do sześciu godzin. Może się wydawać, że to mało, ale w trasie funkcjonuję w zupełnie innym trybie. Jestem skoncentrowana i skupiona na działaniu. Gdy wracam do domu, odsypiam. Ostatnio zdarzyło mi się spać nawet 12 godzin. Wcale nie czułam się potem lepiej.
Fot. archiwum prywatne Iwony Blecharczyk
Co ta praca w pani zmieniła?
Przekonałam się, że jestem odważna, że daję radę zrobić dużo rzeczy, o które bym siebie nawet nie podejrzewała. Mam większą pewność siebie. Przede wszystkim jednak czuję się spełniona. Od samego początku wiedziałam, że to jest to! Musiałam tylko się tego nauczyć i pokonać problemy codzienności. Martwiłam się, jaki będzie następny punkt podróży, jakie pojawią się tam przeszkody i czy uda mi się przeżyć (śmiech). Gdy poczułam się za kierownicą swobodniej i zaczęłam jeździć na południe Europy, byłam najszczęśliwsza na świecie. Wiedziałam, że jestem w miejscu, w którym chcę być.
Skąd to poczucie spełniania?
Każdego dnia jestem gdzie indziej i spotykam innych ludzi. Zwiedzam, a jednocześnie pracuję, nie tracę ani godziny ze swojej kariery. Przez ostatnie dziewięć lat zobaczyłam miejsca, o których nawet nie śniłam. Do tego z dala od typowo turystycznych szlaków. Moje podróżowanie jest też ekologiczne – nie zostawiam śladu węglowego wyłącznie dla własnej fanaberii, tylko przy okazji rozwożę towary, robię coś dobrego dla innych. Teraz marzę o tym, by pojechać ciężarówką na Syberię. Nie wiem jeszcze, jak to zrobię, ale powoli drążę temat. W przyszłości chciałabym też założyć własną firmę transportową.
A co poradziłaby pani osobom, które chciałyby spełniać swoje zawodowe marzenia?
Zaczęłabym od zadania sobie pytania: co jest dla mnie naprawdę najważniejsze w życiu? Jednak współczesny świat nie ułatwia odpowiedzi, więc musimy odrzucić wszystkie filtry, które narzuca. Dla mnie na przykład sporą przeszkodą w podjęciu pracy jako kierowcy była degradacja społeczna. Kierowca jest postrzegany gorzej niż nauczycielka, którą wcześniej byłam. Musiałam to sobie ułożyć w głowie. Dziś myślę, że każdy człowiek ma swoje powołanie. Każdy mniej więcej je zna, problemem jest tylko to, że nie zawsze odpowiada ono naszym oczekiwaniom, bo nie wiąże się z odpowiednim statusem. To z tego powodu decydujemy się potem na rzeczy, które nas unieszczęśliwiają.
Fot. archiwum prywatne Iwony Blecharczyk
Polecamy książkę: "Trucking girl", Iwona Blecharczyk, wyd. Muza