Pierwsze prace kilkuletnia Magdalena ukrywała pod tapczanem. Kamila
na dobre chwyciła za pędzle po kilku życiowych zakrętach. Daria, zamiast na kolejny trening, poszła do szkoły plastycznej. Chociaż ich artystyczne życiorysy miały różny początek, dziś robią to samo – tworzą podskórne dzieła sztuki. A ich „tworzywem”
są ciała innych kobiet.
Jeszcze kilka dekad temu zarówno tatuowanie, jak i zdobienie rysunkami swojego ciała było domeną mężczyzn, w tym głównie rzemieślników i robotników. Z początkiem XXI wieku w branży tatuatorskiej do głosu zaczęli dochodzić artyści. Płótna i pędzle, kartki i ołówki czy tablety graficzne porzucili na rzecz skóry i maszynki z igłą, a w studiach tatuażu coraz częściej pojawiają się tatuatorki. Kompozycje zyskały na estetyce i, wzbogacone o kolor, stały się bardziej przystępne dla coraz liczniejszej grupy nowych klientów – kobiet. Mateusz Łagowski, założyciel platformy do rezerwacji sesji tatuażu online INKsearch.co, podaje, że w 2020 roku w Polsce aż 700 na 1000 umawianych za pośrednictwem serwisu sesji było rezerwowanych i wykonywanych przez kobiety. Stanowiły one 68 proc. z 500 tysięcy użytkowników strony. Szczególną popularnością cieszą się rysunki przedstawiające motywy flory i fauny. Tworzą je między innymi artystki, takie jak: Magdalena Bujak, Kamila Abramczyk czy Daria Bidzińska.
Magdalena Bujak, członkini babskiego kolektywu artystycznego Babie Lato Tattoo z Katowic, była jedną z pierwszych tatuatorek w Polsce tworzących barwne wzory botaniczne. Dziś co roku dekoruje swoimi pracami ciała około 600 osób – niemal wyłącznie kobiet. Pierwszy raz własną skórę, za zgodą mamy, ozdobiła tatuażem w wieku 14 lat. Po sześciu latach i ukończeniu liceum sztuk plastycznych sama zaczęła tatuować – amatorsko, w warunkach domowych i wyłącznie znajomych.
– Zawsze wiedziałam, że standardowe kartki są niewystarczające dla mojej sztuki. W wieku kilku lat marzyłam, aby malować po ścianach, ale ukrywałam swoje dzieła w niedostępnych dla dorosłych miejscach, w tym na tkaninie obiciowej pod tapczanem. Jako nastolatka złapałam bakcyla malowania na wielkich formatach. Tworzenie na tak nietypowym materiale, jakim jest ludzka skóra, było więc dla mnie niesamowicie pociągające – wyjaśnia.
Magdalena Bujak, członkini babskiego kolektywu artystycznego Babie Lato Tattoo z Katowic. (Fot. Radosław Kaźmierczak)
Po ponad roku porzuciła jednak amatorskie tatuowanie, bo ze względu na brak nauczyciela nie widziała postępów. Na szczęście siedem lat temu została ponownie odkryta dla tej branży.
– Pomagałam przy konwentach tatuażu jako projektantka graficzna. Tam poznałam Tomka Majchrzyka, właściciela studia Rock’n’Ink z Krakowa, który widząc moje prace, zapytał, czy nie chciałabym zająć się na poważnie tą dziedziną sztuki – wspomina.
"Wiele moich klientek, w tym prawniczki, lekarki czy ekonomistki, przyznaje, że nigdy nie myślały o zrobieniu sobie tatuażu do czasu, gdy zobaczyły moje projekty – mówi Magdalena Bujak. (Fot. Radosław Kaźmierczak)
Popularność zapewniły jej nietypowe, mocno malarskie i kolorowe wzory wyglądające, jakby były stworzone pędzlem, a nie igłą.
– Wtedy w Polsce niewiele osób tatuowało w ten sposób. Otworzyło to kobietom w różnym wieku oczy i umysły, pokazując, że tatuaże mogą być delikatną i barwną ozdobą ciała. Wiele moich klientek, w tym prawniczki, lekarki czy ekonomistki, przyznaje, że nigdy nie myślały o zrobieniu sobie tatuażu do czasu, gdy zobaczyły moje projekty – mówi. Jej styl mocno ewoluował, ale nadal jest bardzo kobiecy. Od maźnięć pędzla i dużych formatów, przez malarskie, ale niewielkie wzory botaniczne, doszła do dużych kompozycji roślinnych, wzorowanych na rycinach z zielników.
Tatuaże
Początki Magda wspomina jako życie w rozjazdach. – Przez półtora roku dzieliłam czas między Katowice, gdzie w tygodniu mieszkałam i pracowałam w korporacji, a Kraków, w którym w weekendy uczyłam się tatuować – wyjaśnia. W 2015 roku, gdy już nabrała doświadczenia, otworzyła w Katowicach studio Ink Miners Tattoo.
– Zaczynałam z Martyną Popiel, Bianką Szlachtą i Michaliną Rutkowską. Razem stworzyłyśmy pierwsze stricte kobiece miejsce w tej branży – opowiada. W 2020 roku postanowiła, że potrzebuje radykalnych zmian. Ink Miners przestało istnieć. Wspólnie z Martyną Popiel i Kasią Oskarbską powołały do życia kolektyw Babie Lato Tattoo.
– Czas wiosennego lockdownu wykorzystałyśmy na własnoręczne wyremontowanie nowego studia. Zmieniłyśmy też sposób prowadzenia firmy. Teraz wszystkie jesteśmy szefowymi i po równo dzielimy się i odpowiedzialnością, i profitami – opowiada. Zapytana o coraz bardziej zauważalną obecność kobiet w świecie tatuażu, mówi z zapałem: – W branży jest obecnie mniej więcej po równo kobiet i mężczyzn, a do tego odbiór naszej pracy zmienił się na plus, co bardzo mnie cieszy. W tylu innych zawodach kobiety są niedoceniane, dlatego niech chociaż w tej dziedzinie będzie równościowo i feministycznie.
W ciągu pięciu tysięcy lat historii tatuaży przypisywano im różne funkcje: religijne, symboliczne, medyczne, dekoracyjne. Co tatuaże dają dziś jej klientkom? – Siłę! I to niezależnie od tego, czy przychodzi do mnie 18-latka, czy kobieta po sześćdziesiątce. Trzeba zmierzyć się z bólem, ale przejście tego rytuału wzmacnia. Większość kobiet, które mnie odwiedzają, chce coś zmienić w swoim życiu – wykonanie tatuażu jest dla nich momentem przełomowym. Co ciekawe, większość z nich robi u mnie swoją pierwszą dziarę. Jestem z tego dumna, bo w mojej pracy poruszają mnie najbardziej ludzie i ich historie – zapewnia.
Patrząc dziś na Kamilę Abramczyk, właścicielkę studia tatuażu Abrakadabra Ink w Bielsku-Białej, trudno uwierzyć, jak krętą drogą dochodziła do celu. Zanim opanowała sztukę zdobienia ludzkiej skóry, skończyła technikum hotelarskie, a nie wymarzoną szkołę plastyczną, przez dziesięć lat zmagała się z nałogami, przeżyła wypadek samochodowy, po którym przeszła skutecznie odwyk i terapię, a także została mamą.
– W starym mieszkaniu znalazłam farby i pędzle z czasów szkoły średniej. Postanowiłam namalować obraz i tak mnie to wciągnęło, że powstało ich aż… 30. Jednocześnie zajęłam się fotografią – opowiada.
– Z pieniędzy za pierwsze sprzedane prace kupiłam amatorski sprzęt do tatuowania i po kilkunastu dziarach wykonanych w domowych warunkach odezwał się do mnie Kuba Malarz, menedżer ze studia Git Tattoo z Bielska-Białej. Widział moje prace w Internecie i chciał, abym dołączyła do ich zespołu. Myślałam, że to żart – śmieje się Kamila. Z dostępem do profesjonalnego sprzętu i wspierającymi nauczycielami przy boku szybko nabrała wprawy. – Zaczynałam od metody dotwork [wzory tworzone z użyciem kropek, a nie kresek – przyp. red.] i mrocznych wzorów, ale z czasem przekonałam się, że bardziej przemawiają do mnie elementy kolorowej akwareli w połączeniu z ciemnymi konturami – wyjaśnia.
– Od dłuższego czasu zajmuję się niemal wyłącznie delikatnymi wzorami roślinnymi tworzonymi w stylu akwareli- mówi Kamila. (Fot. Radosław Kaźmierczak)
W 2017 roku otworzyła własne ministudio. – Po odejściu z Git Tattoo stanęłam przed dylematem – szukać pracy u innych tatuatorów czy otworzyć własny biznes? Ze względów sentymentalnych nie chciałam „zdradzać” starego studia na rzecz innego działającego w mieście, dlatego gdy zobaczyłam na osiedlu lokal do wynajęcia po salonie fryzjerskim, wymyśliłam Abrakadabra Ink. Z czasem klientów zaczęło przybywać, zespół się powiększył i trzeba było się przenieść – wspomina. Dziś Kamila, z pomocą siostry, prowadzi studio w klimatycznym mieszkaniu na poddaszu zabytkowej kamienicy tuż przy bielskiej Starówce. Klientki zapisują się na kilka miesięcy przed terminem sesji i przyjeżdżają z całej Polski. – Od dłuższego czasu zajmuję się niemal wyłącznie delikatnymi wzorami roślinnymi tworzonymi w stylu akwareli. Lubię, gdy w moich kompozycjach jest odrobina magii – gałązka czy kolor, które nie występują naturalnie w roślinach. Cały czas się rozwijam, obserwuję, jak pracują inni tatuatorzy, ulepszam swoją technikę i styl – tłumaczy.
Lubię, gdy w moich kompozycjach jest odrobina magii – gałązka czy kolor, które nie występują naturalnie w roślinach - mówi Kamila. (Fot. Instagram artystki)
Oprócz roli dekoracyjnej tatuaże mają, jak podkreśla Kamila, również funkcję terapeutyczną – zwłaszcza w przypadku zakrywania nimi blizn po operacjach, przemocy czy oparzeniach. Dają poczucie kontroli nad własnym ciałem i jego „odzyskania” poprzez świadome modyfikacje. – Jedna dziewczyna jako dwulatka uległa poparzeniu. Rozległe i twarde blizny pokrywały jej ramię i połowę pleców, dlatego chciała zakryć je pięknym wzorem botanicznym. Inna po operacji rekonstrukcji piersi miała długą bliznę na klatce piersiowej. Stresowałam się przed tymi sesjami, ponieważ nie wiedziałam, czy uda mi się wbić tusz pod skórę na bliznach. Ale udało się. Było dużo wzruszeń i łez szczęścia – opowiada.
Od 2017 roku Kamila prowadzi własne ministudio tatuażu. (Fot. Radosław Kaźmierczak)
Tatuaże mogą być też sentymentalną pamiątką po kimś bliskim. – Zdarza się, że przychodzą do mnie matka i córka, siostry czy koleżanki i tatuują sobie identyczny wzór jako pamiątkę po ważnej dla nich relacji – mówi Kamila. Kto najczęściej wybiera jej wzory? – Odkąd jestem w branży, są to niemal wyłącznie kobiety. Wytatuowałam może z dziesięciu mężczyzn – mówi ze śmiechem. Jakich wzorów nigdy nie wykona? – Kiedyś chodziłam w glanach i z irokezem na głowie, teraz mam łagodniejszy wygląd i jestem mamą dwójki dzieci, ale światopoglądowo zostałam punkiem. Nie tatuuję więc, mimo zapytań, motywów czy haseł faszystowskich, a także religijnych – wyjaśnia.
Realistyczne portrety olejne Darii Bidzińskiej, podejmujące problematykę wyobcowania i wykluczenia, zdobyły wyróżnienia między innymi podczas Biennale Malarstwa „Bielska Jesień” 2019, Grand Prix Fundacji im. Franciszki Eibisch, a także konkursu Studencki Obraz Roku w 2018 roku.
Wpływ na popularyzację tatuaży mogą mieć także zmieniająca się moda, szersza tolerancja w miejscu pracy, ale też ogromny wybór i różnorodność stylów, jakie oferują tatuatorzy - twierdzi Daria.(Fot. Radosław Kaźmierczak)
– Do tatuażu pchnęła mnie ciekawość nowego narzędzia i podłoża. Wbrew pozorom igłami i tuszem można stworzyć wiele śladów i tekstur, dzięki czemu łatwo przekłada się realistyczny obraz na skórę – wyjaśnia.
Dziś to malowaniem zajmuje się po godzinach... Pierwsze tatuaże, podobnie jak w przypadku niemal wszystkich w branży, wykonała osobom ze swojego otoczenia w warunkach domowych.
– Razem z koleżanką z ASP ćwiczyłyśmy na własnych ciałach, ale pierwszy tatuaż zrobiłam samej sobie. Potem zaczęłam tatuować znajomych, a krąg zainteresowanych się powiększał. Półtora roku temu zaczęłam pracę w studio Zmierzloki Tattoo w Katowicach – mówi. Przez ten krótki czas zdążyła poprawić technikę i wykształcić niepodrabialny styl.
(Fot. Instagram artystki)
– Dążę do realizmu. Są to najczęściej kobiece portrety uzupełnione o motywy florystyczne. Często odwołuję się do sztuki klasycznej, zwłaszcza rzeźby starożytnej, ale też do secesji. Inspirują mnie prace Botticellego, Rossettiego, Muchy i Klimta – wylicza.
Wśród osób, które rezerwują u niej sesje, także przeważają kobiety. – One przypisują tatuażom funkcję zdobniczą. Przychodzą do mnie, ponieważ robię bardzo estetyczne wzory – tłumaczy.
Jej zdaniem to dowód na to, że powszechny odbiór tatuaży przeszedł ogromną metamorfozę. – Wpływ na popularyzację tatuaży mogą mieć także zmieniająca się moda, szersza tolerancja w miejscu pracy, ale też ogromny wybór i różnorodność stylów, jakie oferują tatuatorzy – dodaje.
Kobiety przeważnie przypisują tatuażom funkcję zdobniczą. Przychodzą do mnie, ponieważ robię bardzo estetyczne wzory – wyjaśnia Daria. (Fot. Radosław Kaźmierczak)
Fakt, że jest obecnie coraz więcej tatuatorek w branży, wiąże z nieograniczonym dostępem do edukacji dla kobiet. – To widać także w innych kreatywnych zawodach czy na uczelniach artystycznych. Edukacja daje możliwość rozwoju wewnętrznej autonomii i samoświadomości. Nic dziwnego, że coraz więcej kobiet stawia na samorealizację przed założeniem rodziny – mówi z przekonaniem.
Właśnie w ten sposób, w kobiecych, niewielkich, prywatnych studiach, tworzy się dziś historia tatuażu. Ale także ta osobista, zapisywana na skórze.