W domu masz zapas żywności, a w portfelu zawsze trochę gotówki? Jeśli tak, to – nawet sam o tym nie wiedząc – stosujesz się do zasad prepperingu, który wyrasta z przekonania, że żyjemy w bardzo kruchym poczuciu bezpieczeństwa. By nim zachwiać, wystarczy awaria bankomatu czy brak paliwa, jak mówią dziennikarze Wojciech Chełchowski i Andrzej Czuba. Preppers – kto to jest? Oto krótki poradnik, jak i dlaczego warto stać się współczesnym preppersem rozmawia Krzysztof Boczek.
Artykuł archiwalny
Czy preppersi żyją w sposób, który pozwala im inaczej patrzeć na świat, doświadczać go?
Andrzej Czuba:
Na pewno. To bardzo porządkuje ich rzeczywistość. Wprowadza ramy, w których my – przeciętni ludzie – nie żyjemy. Preppersi wyznaczają sobie cele, które w danym dniu muszą zrealizować – np. uzupełnić zapasy wody pitnej. Wkładają dużo wysiłku w realizację tych planów, jest w nich sporo samozaparcia. Dzięki temu są dobrze zorganizowani, systematyczni, poukładani.
Wojciech Chełchowski:
Przy okazji ukazania się naszej książki o preppersach korespondowałem na Messengerze z jednym z jej bohaterów. Nagle napisał: „muszę kończyć, bo idzie burza”. My byśmy te grzmoty kompletnie zignorowali, a on ma zakodowane w głowie, że nawałnica to zagrożenie. Ten namacalny dowód przezorności mnie zauroczył. Trzeba cholernego wysiłku, by takie proste reguły w sobie zaszczepić.
Czyli, wbrew opiniom niektórych, nie są to paranoicy? Preppersi – kto to jest we współczesnym społeczeństwie?
A.Cz.:
Dorabianie preppersom gęby oszołomów jest bardzo dużym uproszczeniem. Jednym z głównych celów napisania książki było odkłamanie tej mylnej tezy. Preppersi reprezentują cały przekrój społeczny. Są wśród nich robotnicy, profesorowie, osoby niepełnosprawne... W USA to ok. 2 mln ludzi, a w Polsce – przynajmniej 20 tys.
Preppering jest wielowymiarowym zjawiskiem, to przede wszystkim świadomość tego, że rzeczywistość, w której beztrosko żyjemy, nie jest dana raz na zawsze. Amerykańscy preppersi skutecznie przygotowują się na klęski żywiołowe: krok po kroku wypunktowują, jak się zachować w określonym przypadku. Bez takiego przygotowania łatwo wpaść w panikę. Gdy tzw. przeciętny zjadacz chleba tylko zatrzaśnie się w windzie, już serce pika mu mocniej. A preppers w takim momencie będzie wiedział, co zrobić. Jedna z naszych bohaterek mówiła, że gdy idzie na koncert, to najpierw sprawdza, gdzie są wyjścia ewakuacyjne. W USA wśród preppersów popularny jest plan awaryjny na utratę pracy. Preppersi doradzają, by współpracować z sąsiadami, zainteresować ich prepperingiem – w sytuacji krytycznej ich pomoc może być kluczowa.
W.Ch.:
Preppersi mają bardziej rozbudowaną potrzebę tworzenia społeczności – organizują własne zloty, szkolenia dotyczące konkretnych umiejętności, często piszą blogi.
Zaskoczyło mnie to, że elementem prepperingu jest także nauka negocjowania. Kiedy preppersi ją wykorzystują?
A.Cz.:
Przydaje się zwłaszcza wtedy, gdy musisz rozmawiać z ludźmi, którzy nie są do ciebie pozytywnie nastawieni. Preppersi przygotowują się „na sucho” do sytuacji, których prawdopodobnie nigdy nie doświadczą.
Co jeszcze może zrobić z nas preppersów? Czy można podać uniwersalne wskazówki, które wyjaśniają, jak zostać preppersem?
W.Ch.:
Impulsem jest sytuacja, w której spotyka cię coś niemiłego. Mówisz wtedy sobie: „Nigdy więcej już na to nie pozwolę”.
A.Cz.:
Na przykład stłuczka drogowa czy inny problem techniczny na drodze. Jeden z naszych rozmówców radził, by zawsze tankować auto, gdy masz połowę baku benzyny – nawet na autostradach zdarzają się długie odcinki bez stacji paliw.
W.Ch.:
Wyobraźmy sobie, że przestają działać bankomaty. Preppersi w EDC (ang. every day carry – podręczny zestaw rzeczy przydatnych w awaryjnych sytuacjach) trzymają banknot o dużym nominale, który przyda się w takiej sytuacji. Dysponują też listą produktów, jakie warto zgromadzić tylko pod kątem handlu wymiennego w sytuacji kryzysu. Co będzie chodliwe? Lekarstwa, papierosy, alkohol, prezerwatywy...
Preppersi to raczej domownicy. Czy w ramach swojej pasji wyjeżdżają też w dzicz, na bezdroża?
A.Cz.:
Oczywiście. Najczęściej jadą gdzieś blisko, w obszary zalesione, by ćwiczyć swoje umiejętności survivalu i prepperingu. Poznałem grupę preppersów, która niedaleko Olsztyna ma nawet swój prywatny minipoligon, gdzie trenuje. Ale wyjeżdżają też dalej, aby się sprawdzić. Jeden z moich rozmówców wraz z kolegą piechotą przeszedł kawał Syberii. Mało nie utonął w rzece, którą pokonywali wpław. Innym razem wybrał się w kilkuosobowej grupie na pustynię w Azji Środkowej. Mieli starą rosyjską mapę z zaznaczonymi studniami. Niestety, okazała się nieaktualna. Studni nie było, woda im się skończyła. Szczęśliwie trafili na ciężarówkę przebijającą się przez pustynię.
To uratowało im życie.
W.Ch.:
Doznania typu „tydzień w głuszy” to domena raczej buszkraftowców (ang. bush – puszcza, umiejętność przetrwania w środowisku naturalnym, na obszarach słabozaludnionych, najczęściej leśnych). Ale oczywiście są preppersi, którzy wyjeżdżają co dwa, trzy tygodnie w dzicz na weekendowe, płatne szkolenia, gdzie uczą się, jak sobie dać radę w lesie bez plecaka ucieczkowego (awaryjny zestaw rzeczy pozwalający przetrwać co najmniej trzy dni – przyp. red.), jak przeżyć na mrozie, jak zachować się w zimnej wodzie. To specjalistyczne kursy, te dla mniej zaawansowanych dotyczą m.in. umiejętności rozpalenia ogniska czy robienia pułapek na ryby. Niektórzy biorą udział w szkoleniach paramilitarnych, też gdzieś w dziczy. Ostatnio popularna stała się medycyna pola walki.
Nasz gatunek przeżył dzięki temu, że przygotowywał się do potencjalnych zagrożeń. Teraz wszystkie niezbędne rzeczy można kupić, a w sytuacji krytycznej państwo się nami zaopiekuje. Preppering, preppersy, zapasy, które gromadzimy – to wszystko jest powrotem do ewolucyjnej potrzeby bycia gotowym na wszystko?
A.Cz.:
Na pewno ta potrzeba odgrywa dużą rolę. Preppersi podkreślają, że żyjemy w złudnym poczuciu bezpieczeństwa. A wystarczą trzy dni, by nastąpił niekontrolowany chaos, nawet brak prądu może ludzi zdestabilizować. W 2003 r. awaria pozbawiła dostępu do prądu 50–60 mln ludzi na granicy USA i Kanady, w Indiach – ponad 600 mln. Do takich sytuacji można się dostosować, ale preppersi na pewno poradzą sobie w nich lepiej. Zdarzyło ci się pewnie, że zabrakło prądu w mieszkaniu? Biegasz, szukasz latarki, świeczek, narzędzi... A preppersi dokładnie wiedzą, gdzie takie rzeczy mają, bo są przygotowani.
Ruch preppersów bardziej napędza strach, racjonalne myślenie czy wybujała wyobraźnia?
A.Cz.:
Racjonalne myślenie – to mnie zaskoczyło w tych ludziach. A strach? Też odgrywa rolę, ale niewielką, bo z czasem przecież przemija. Ci ludzie czują się przygotowani na zagrożenia, a to także uspokaja.
W.Ch.:
W USA punktem wyjścia był strach, poczucie zagrożenia wzrosło tam w związku z zamachami terrorystycznymi i atakiem na WTC. Ale też większość Amerykanów żyje na obszarach zagrożonych katastrofami naturalnymi: huraganami, tornadami, trzęsieniami ziemi czy powodziami. Boomowi na preppering nie ma się więc co dziwić.
Autor bloga Przygotowani.pl twierdzi, że jego przygoda z prepperingiem zaczęła się, gdy został rodzicem. Czy ten styl życia preppersów nie wyrasta też z obaw o dzieci?
A.Cz.:
To na pewno odgrywa dużą rolę. Rodzic preppers od razu uczy swoje dzieci tej sztuki i zasad. Całe rodziny tak funkcjonują. Jedną z nich odwiedziliśmy pod Olsztynem. Dziewczynka świetnie strzelała z łuku, potrafiła łowić ryby i wykorzystać to, co znajdzie w lesie.
W.Ch.:
Ale uwaga: samo bieganie z dzidą po lesie to survival. Preppering oznacza: będę żył do końca tak, jak lubię.
O co preppersi są bogatsi od innych?
A.Cz.:
Mają większe poczucie bezpieczeństwa. Preppers umie udzielić pierwszej pomocy, w zestawie EDC ma zawsze opaskę uciskową.
W.Ch.:
Ci ludzie non stop prą do tego, by wiedzieć więcej. O pogodzie, zwierzętach i ich zwyczajach, o roślinach. To bardzo ambitne jednostki, a z drugiej strony są bardzo otwarci – chętnie dzielą się swoją wiedzą, doradzają, informują, pomagają. Ta społeczność wzajemnie się wzmacnia.
A w czym preppersi są ubożsi od przeciętnych ludzi?
A.Cz.: Preppering zajmuje dużo czasu. Zdobywanie wiedzy, umiejętności, przeglądanie zapasów, uzupełnianie ich, szkolenia. Ale to przecież pasja. Ich styl życia.
Wojciech Chełchowski, Andrzej Czuba, dziennikarze, autorzy książki „Preppersi – przygotowani do przetrwania”
- Preppersi są gospodarni i oszczędni. Zdani na wszechobecną reklamę i zachęcani do kupowania rzeczy, z których większość nie jest nam w gruncie rzeczy potrzebna, tracimy pieniądze i poczucie sprawozdawczości. „Przestań być konsumentem, a zacznij być kreatorem” – radzi Phil Burns, „preppers w trzecim pokoleniu”.
- Staraj się być niezależny. Łatwość i dostępność kredytów sprawia, że szybko można popaść w spiralę długów, a to robi z nas współczesnych niewolników. Preppersi starają się do tego nie dopuścić. Podobnie uzależniamy się od niezdrowego jedzenia czy leków, i generalnie – rzeczy. I nieraz płacimy za to nawet własnym zdrowiem.
- Bądź pracowity. Każde nowe wyzwanie jest okazją do rozwoju i uzyskania korzyści dla wspólnoty – dla preppersów jest nią najczęściej rodzina. Nawet jeśli po drodze spotka cię porażka, próbuj dalej. Wychodź do świata – sukces nie szuka tych, którzy siedzą w kącie.
- Dąż do samodzielności. Osiągniesz ją dzięki gospodarności. niezależności i pracowitości, bo dla preppersa najważniejsza jest wolność od innych ludzi i zobowiązań finansowych, które wiszą mu nad głową.
- Zabezpiecz się na rok.
Zgromadź zapas rzeczy, zgodnie z filozofią, jaką wyznają preppersi, bez których trudno byłoby ci żyć, czyli przede wszystkim żywności, odzieży, leków, opału. Okresu roku nie musisz traktować dosłownie, ale zdaniem ekspertów to bezpieczny bufor czasowy.