W obecnych czas bardzo często „żyje się na wyścigi”. Świat pędzi, a ludzie muszą umieć za nim nadążyć. Z tego powodu stawiają na ciągły rozwój, który pozwoli im dotrzymać kroku innym i tym samym nie zostać w tyle. Rodzice chcą, by również ich dzieci miały szansę wygrać w pędzie po sukces, dlatego bardzo szybko zaczynają angażować swoje pociechy w dodatkowe zadania, zapisują je na specjalne zajęcia, które mają przygotować je do osiągania sukcesów w późniejszym życiu.
Zwolennicy filozofii „slow parenting” mówią jednak: „zwolnij rodzicu”!
Perfekcyjne dzieci
„Slow parenting” jest pojęciem, które weszło do powszechnego użycia po ukazaniu się książki Carla Honoré pt. „Pod Presją”. W publikacji poddana została krytyce popularna metoda wychowywania dzieci, która stawia przede wszystkim na inwestowanie w ich rozwój. Według niej, dzięki dodatkowym zajęciom dzieci mają szybko nabierać nowych umiejętności, skutkiem czego będą lepiej od innych przygotowane do wspinania się po szczeblach kariery w przyszłości. Z tego powodu już kilkulatki mają nierzadko grafiki napięte równie mocno, co dorośli: nauka, dodatkowe zajęcia, jak lekcje języków obcych, gra na instrumentach, taniec, basen, itp. Im więcej wiedzy bądź umiejętności dziecko przyswoi, tym rodzicie będą spokojniejsi o jego przyszłość. Pociecha musi się zatem nieustannie rozwijać, aby być lepszą od innych. Dzięki temu w przyszłości odniesie sukces i będzie jej lepiej oraz łatwiej niż rodzicom. Zanim jednak zostanie dorosłym człowiekiem sukcesu, który po ciężkiej pracy w młodości nareszcie spija śmietankę, będzie przeciążonym obowiązkami dzieckiem.
Prawo do popełniania błędów
Teoria „slow parenting” stawia na inne cele: przede wszystkim na zaoszczędzenie dziecku stresu związanego z presją, aby być najlepszym. Według niej należy odrzucić grafik wypełniony po brzegi dodatkowymi zadaniami, dziecko ma się przede wszystkim cieszyć swoim dzieciństwem, tak, jak cieszyli się nim jego rodzice. Mama i tata powinni zapewnić dziecku dużo swobody, ma mieć ono czas na to, aby na spokojnie, w swoim tempie poznawać świat i… popełniać swoje błędy. Rodzic nie powinien stać przy dziecku cały czas, ma mu natomiast stworzyć warunki do samodzielnego zbierania doświadczeń.
Kreatywność przede wszystkim
W koncepcji „slow parneting” duży nacisk kładzie się na to, aby nie wypełniać wolnego czasu dziecka telewizją, grami, Internetem. Zamiast tego należy zapewnić mu wycieczki czy czas na… nudę. Na początku dziecko może się buntować, męczyć rodzica, prosząc o zorganizowanie jakiegoś zajęcia, z czasem jednak powinno nauczyć się samo organizować zabawy – rozwija tym samym swoją kreatywność. Zwolennicy filozofii „slow parenting” w walce o rozwój fantazji u swojego dziecka, sprzeciwiają się również interaktywnym zabawkom, w tym edukacyjnym. Wierzą, że prosta zabawka, a nawet zwykły przedmiot, lepiej wpłynie na rozwój malucha, polepszając jego wyobraźnię. Dziecko samo będzie musiało bowiem odkryć sposoby, na jakie może dany przedmiot wykorzystać do zabawy.
„Slow parenting” póki co popularność zdobywa przede wszystkim w Zachodniej Europie. Rodzice, którzy dali się przekonać do jej założeń wierzą, że dzieci wychowywane w sposób proponowany przez Carla Honoré będą szczęśliwsze. Ze szczęśliwego dziecka z czasem wyrośnie szczęśliwy dorosły, a o to w tym wszystkim przecież chodzi.
Więcej na temat związków, miłości i rodziny można przeczytać na stronie