Temat stary jak świat, ale nie przestaje fascynować. Wydaje się, że żyjemy w czasach totalnej wolności seksualnej, powszechności rozwodów, otwartych związków, swingersów i poliamorii, ale niewierność boli tak samo, a może jeszcze bardziej. Czy można uchronić związek przed zdradą? – zastanawia się psycholożka Ewa Klepacka-Gryz w kolejnym odcinku Terapii Jednego Spotkania.
Zadzwoniła do mnie Kinga i powiedziała, że chce się umówić na sesję. – Kogo chcesz zaprosić? – spytałam, nie ukrywając zdziwienia. – Będę ja i będzie dwoje moich przyjaciół – odpowiedziała. – Czy mogę o coś spytać? – Jasne – powiedziałam. – Częściej przychodzą do ciebie osoby zdradzane czy zdradzające, a może „ci trzeci”? – Rozumiem, że spotkanie będzie dotyczyć zdrady?
Kinga nie odpowiedziała na to pytanie, ale ja już miałam w głowie wizję, że w moich drzwiach pojawią się żona, zdradzający mąż i kochanka. Na szczęście nie jestem nieomylna, moje wizje są czasami wyłącznie wytworem mojej wyobraźni. Jedno jest pewne – tej sesji nie zapomnę do końca życia.
Wspólnie próbujemy zdefiniować zdradę.
W gabinecie pojawiają się trzy osoby: Kinga, Amelia i Jacek. Młodzi (z pewnością przed czterdziestką), energiczni, pewni siebie i szalenie tajemniczy. Zwykle to ja na początku spotkania przedstawiam reguły gry. Tym razem to moi pacjenci stawiają warunki – nie chcą zdradzać żadnych szczegółów na temat siebie i swojego życia. Każde z nich było przynajmniej w jednej z trzech ról: osoby zdradzanej, zdradzającej oraz kochanki/kochanka. Problem, z którym do mnie przyszli, zrodził się z wielu dyskusji na temat niewierności. Punkt sporny dotyczył tego, kto ma lepiej, a kto gorzej. Czy lepiej zdradzać, czy być zdradzanym? Czy kochanka zawsze zostaje na lodzie?
Przyznaję, że przez chwilę pomyślałam, że to żart albo test mojego profesjonalizmu, a może raczej cierpliwości. Już miałam na końcu języka wypalić, że zabierają mój cenny czas, że być może odbierają szansę na sesję komuś, kto naprawdę potrzebuje pomocy, ale w tym momencie usłyszałam ciche: – Czy to, do cholery, zawsze musi tak bardzo boleć, a jednocześnie kusić i przyciągać, bez względu na to, w jakiej roli akurat się występuje?
W tamtej chwili nie wiedziałam, od którego z nich pochodził ten szept, ale byłam pewna, że wszyscy poczuliśmy to samo. Przez moment zapanowała absolutna cisza, każde z nas zostało wrzucone w wewnętrzny świat swoich wspomnień, tych wszystkich pokus, zaczarowań, olśnień i opanowań w ostatniej chwili…
Zbiorowy problem moich tajemniczych pacjentów wciągał mnie coraz bardziej, ale zupełnie nie miałam pomysłu, jak poprowadzić sesję. Poprosiłam więc, żebyśmy stanęli na środku pokoju, zamknęli oczy i poczuli energię naszego spotkania. „Tak, to jest to” – pomyślałam i postanowiłam, że formułą tego spotkania będzie teatr emocji, wszystkich emocji, które wzbudza w nas zdrada.
Zaproponowałam, byśmy zaczęli od ustalenia (jeśli się da) wspólnej definicji zdrady. Poprosiłam, żeby każde z nich podało jedno określenie, które najbardziej kojarzy mu się z niewiernością. Zaczęła Kinga: „Zakazana miłość”. Amelia: „Niewybaczalne oszustwo”. Jacek: „Skok w bok”. I od razu wiadomo, w której z ról obsadziło się każde z nich.
Zasugerowałam, byśmy wypisali też pozostałe określenia kojarzące się ze zdradą. Moi pacjenci się rozkręcali. Padały: tajemnica, wielka namiętność, tęsknota, utrata, żądza, egoizm, obłuda, niemoralność, tragiczny finał, zemsta, kara, pułapka, złamane serce, otwarte serce, zabawa, przygoda, czysty seks, przekraczanie granic, grzech… Bo zdrada niejedno ma oblicze, a sposób, w jaki ją definiujemy, jak przeżywamy i jakie nadajemy jej znaczenie, zależy przede wszystkim od głównego bohatera dramatu.
Spojrzałam na Kingę i poczułam, że historia jej zdrady to historia o miłości. Amelia na sto procent została zdradzona. Jacek poszedł typowo męskim skryptem, próbował umniejszyć znaczenie zdrady, ale intuicja podpowiadała mi, że to tylko poza. Byłam prawie pewna, że tamten szept o bólu wydobył się właśnie z jego ust.
– Wiecie co, a mnie zdrada kojarzy się nierozerwalnie z zaufaniem – powiedziałam. – Chyba nadużyciem zaufania – wtrąciła Amelia. – A właśnie, że nie, bo kiedy się naprawdę kocha, to wierzy się, że nikomu nie robi się krzywdy – to głos Kingi. – Po zdradzie trudno jest ufać samemu sobie – dorzucił Jacek. Bingo! Wiedziałam, że w głębi duszy wcale tak lekko nie podchodzi do zdrady. – W co przeradza się zwykle zdrada? – zapytałam i wyjaśniłam: – To ważne, żebyśmy mieli spójną i wspólną definicję zdrady.
Jacek jako pierwszy ustalił, że jednorazowy skok w bok na wyjeździe integracyjnym, po alkoholu czy z chęci „sprawdzenia się” to nie zdrada, lecz epizod. Dziewczyny nie do końca z nim się zgadzały, ale wszyscy zdecydowaliśmy, że zdrada, którą będziemy się zajmować, to taka, która przeradza się w romans.
Spieramy się, czy zdrada zawsze oznacza seks.
Byłam bardzo ciekawa prawdziwych historii mojej trójcy. Tłumaczyłam sobie, że gdybym je znała, łatwiej byłoby mi im pomóc. No, ale umowa to umowa.
– Kochani, wiemy już, że punkt widzenia zależy od punktu siedzenia – musiałam trochę pogadać, żeby rozładować napięcie (ta sesja naprawdę robiła się ekscytująca). – Zdradę możemy postrzegać jako grzech, zranienie do żywego, mało znaczący epizod albo największą miłość życia.
Zaproponowałam, żeby każde z nich opowiedziało swoją krótką historyjkę o zdradzie. – Wymyśloną? – spytał Jacek. – Rzecz jasna – potaknęłyśmy wszystkie trzy.
Opowiedziane historyjki to była przeważnie klasyka, ale najbardziej fascynująca okazała się ta z serii „między ustami a brzegiem pucharu” – to Kinga wymyśliła taki tytuł. Poznali się w klubie fitness, po zajęciach zaczęli chodzić razem na kawę albo na spacer, bardzo szybko zaiskrzyło między nimi, obydwoje jednak byli zajęci. Kilka razy namiętnie się pocałowali, ale nie poszli na całość.
Może to, czego szukamy poza związkiem, to nie seks, tylko porozumienie dusz? Serca bijące zgodnym rytmem, wielka obietnica? W romansie, oprócz tajemnicy i zaangażowania, bardzo ważna jest tzw. alchemia seksualna, czyli erotyka. Samo wyobrażenie tego, co moglibyśmy robić i przeżywać razem z kochankiem, może być tak podniecającym i intensywnym przeżyciem jak kontakt fizyczny. W romansie nie zawsze jest seks – albo nie jest go tyle, ile mogłoby się wydawać – ale samo powstrzymywanie się (bez względu na pobudki) może być tak samo erotyczne jak skonsumowanie relacji.
Romans emocjonalny, który zaistniał (bo narodził się z pewnością wcześniej) razem z portalami społecznościowymi, jest równie – a może nawet bardziej – zagrażający niż romans oparty wyłącznie na konsumpcji fizyczności. Relacje, które są platoniczne, ale bardzo bliskie emocjonalnie, mogą być szalenie zagrażające dla stałego związku. Choć z drugiej strony potrafią być także dla niego odciążające. Dziś już wiemy, że od jednego partnera nie możemy oczekiwać i dostać wszystkiego. Głębokie związki uczuciowe z innymi ludźmi mogą być oczyszczające i uwalniające. Tylko gdzie jest ta granica, za którą relacja przestaje być wentylem emocjonalnym, a zaczyna być niebezpieczna dla partnerów?
Zastanawiamy się, co zabija, niszczy zdrada.
Wszyscy zgodziliśmy się z tym, że po zdradzie życie nie jest już takie samo dla żadnego z bohaterów dramatu. Szanując intymność i anonimowość mojej trójcy, sama rozdzieliłam kwestie kolejnego aktu przedstawienia o niewierności.
Kinga dostała rolę zdradzającej wiele razy osoby, która twierdzi, że wcale nie potrzebuje stałego związku. Jacek został oszukanym mężem, który dowiedział się, że żona zdradziła go ze swoim byłym. Amelia to kochanka swojego szefa, mają wspólne dziecko, ale on nie zamierza odejść od żony.
– A teraz wybierzcie spośród siebie zwycięzcę i pokonanego – poprosiłam. Cała trójka nie kryła zdumienia: – Ale jak to? O co ci chodzi? – Przecież z tym do mnie przyszliście? – ja także nie kryłam zdziwienia. – Chcieliście dowiedzieć się, kto ma lepiej.
Jasne, że chcieli, ale liczyli, że ja im to powiem. Poprosiłam, by przez chwilę spróbowali wczuć się w role, które im przydzieliłam.
Kinga wyznała ze smutkiem, że nigdy nie czuła się wybierana przez swoich kochanków: – Na początku nigdy nie chciałam rozbijać małżeństwa, ale choć raz chciałabym usłyszeć, że on gotów jest odejść od żony – wyrzuciła z siebie i się zamyśliła. – Kiedy mówił, że przecież nigdy nie kazałam mu wybierać, choć było już za późno, rozpłakałam się ze wzruszenia – powiedziała i poczułam, że to już kawałek jej prawdziwej historii.
Amelia stwierdziła, że nic gorszego nie może spotkać kobiety niż samotne macierzyństwo. Przyznałam jej rację, ale dodałam, że wiele kochanek łudzi się, że kiedy pojawia się dziecko, on odejdzie od żony, a najczęściej tak się nie dzieje.
Jacek nie krył złości: – Zabiłbym drania, a ją pogonił, gdzie pieprz rośnie.
Opowiedziałam im o pacjentach, mężczyznach, którzy byli gotowi wybaczyć żonie zdradę, ale zranienie okazało się tak silne, że pojawiły się u nich objawy PTSD (syndromu postraumatycznego). Ostatnio jeden z pacjentów potrzebował wsparcia antydepresantów, bo choć od zdrady partnerki minęły dwa lata, nie był w stanie pozbyć się obsesyjnych myśli dotyczących tego, co robili z kochankiem, jak i gdzie ona go dotykała itp. Zadręczał tym i ją, i siebie.
Wspólnie ustaliliśmy, że zdrada uderza przede wszystkim w intymność pary, rozumianą jako dzielenie się swoimi marzeniami, pragnieniami, tajemnicami, czyli swoim wewnętrznym światem.
Zastanawialiśmy się, czy taka intymność możliwa jest po wielu latach wspólnego życia, kiedy codzienne kłopoty, istotne ustalenia, małżeńska rutyna są ważniejsze niż głębokie i bliskie rozmowy. Czy da się połączyć bezwarunkową miłość, poczucie bezpieczeństwa wynikające z przekonania, że znamy się jak łyse konie, z szaloną namiętnością, ciekawością i fascynującym seksem? Pragniemy przecież pewności, stabilności i komfortu, ale też ryzyka, życia na krawędzi, tajemnicy.
Równie raniące jest naruszenie umowy o fizycznej wyłączności. Kiedyś pary pobierały się i dopiero wtedy po raz pierwszy szły do łóżka. Dziś pobieramy się i przestajemy uprawiać seks z innymi. Czy to zawsze jest miarą naszego zaangażowania w związek? Rezygnując z uprawiania seksu z innymi, pieczętujemy trafny wybór partnera na życie, a kiedy nie dochowujemy wierności, łamiemy umowę wyłączności? Czy to jest cios wymierzony jedynie w serce partnera? A co ze sprawcą całego zamieszania (dotyczy obydwu płci), ze zdrajcą, który… no właśnie, który co? Zafundował sobie beztroski skok w bok, a teraz modli się, żeby się nie wydało? A może zakochał się bez pamięci? Albo rzucił się w ramiona innej/innego z nadzieją odnalezienia samego siebie?
Niewierność to nie tylko utrata miłości, ale także, a może przede wszystkim, utrata dobrego mniemania o samym sobie; kiedy ulegniesz pokusie zdrady, już zawsze będziesz należeć do klubu zdradzających albo kochanków/kochanek.
Zdrada zawsze oznacza tajemnicę, a tajemnica to konieczność kłamstwa, które często bardziej rani niż akt niewierności. „Jak on/ona mógł/mogła mnie tak oszukiwać?” – to pytanie zadają sobie wszyscy aktorzy dramatu. Bo romans rzadko kiedy zamienia się w związek, a to zawsze oznacza czyjeś łzy rozpaczy, rozczarowania, cierpienia.
Dochodzimy do bolesnego, ale niezwykle ważnego wniosku.
Wszyscy robiliśmy się już zmęczeni tą sesją, było naprawdę intensywnie. Ciągle łudziliśmy się, że uda nam się stworzyć jakieś konstruktywne podsumowanie w stylu: Co zrobić, żeby partner cię nie zdradził? Ale zdaliśmy sobie sprawę, że to nierealne. Przekonanie, że w dobrym związku nie ma miejsca na niewierność, można między bajki włożyć. Nie da się w stu procentach uchronić żadnego związku przed zdradą.
Przydzieliłam kolejne role, czując, że to już ostatnie rozdanie. Poprosiłam, by moi goście symbolicznie, wykorzystując samych siebie jako aktorów lub symbole, pokazali relacje małżonków i relacje kochanków. Początkowo nic z tego nie wychodziło. Poprosiłam więc, by sami wybrali sobie role. Aż wreszcie któreś z nas przypomniało sobie zdanie z jakiejś książki: „W dobrym małżeństwie partnerzy patrzą w tym samym kierunku”. Bingo! O to właśnie chodziło. Relacja ustawiła się sama.
Małżonkowie siedzą obok siebie, ramię w ramię. A kochankowie naprzeciwko, patrzą sobie w oczy, czasami trzymają się za ręce, w oczach kochanka widzą własne odbicie, a w jego wzruszeniu pełną akceptację, zapowiedź bezwarunkowej miłości. Czy można się temu oprzeć? Czy można przeżyć taką chwilę w stałym związku? Czy zdrada zawsze musi tak boleć i poruszać jednocześnie?
Z takimi pytaniami zostajemy po sesji.
- Pamiętaj, że w tej grze nie ma wygranych. Bez względu na to, czy to ty zdradziłeś, czy zostałeś zdradzony, czy może los przydzielił ci rolę kochanki lub kochanka – w tym układzie wszyscy są przegrani. Każda decyzja dotycząca tego, co dalej z romansem, niesie ból. Po zdradzie jest w tobie całe mnóstwo emocji do poczucia i przeżycia. Dlatego na samym początku żałoby po zdradzie niczego nie analizuj, nie roztrząsaj, nie podejmuj żadnych ważniejszych decyzji – tylko czuj.
- Nie pytaj ani siebie, ani partnera: dlaczego to nas spotkało? Pytaj: co chcemy dalej z tym zrobić?
- Najważniejszym procesem jest wybaczanie – musisz wybaczyć sobie, partnerowi, kochance, czyli wszystkim bohaterom dramatu. Pamiętaj, że to proces, dlatego daj wam tyle czasu, ile potrzebujecie. Największą przeszkodą w procesie wybaczania jest ciągłe roztrząsanie szczegółów zdrady, np. nękanie partnera pytaniami o romans (jak często? gdzie? kiedy?). To jest jak bezustanne rozdrapywanie strupka na ranie. Zamiast ciągle patrzeć za siebie, spróbujcie popatrzeć do przodu, a jeszcze lepiej na siebie nawzajem.
- Nie warto szukać winnego, bo to niczego nie zmieni, ale… jest takie powiedzenie, że kochankę/kochanka do związku zapraszają obydwoje partnerzy. Chodzi o „lukę” w waszej intymności, w którą wskoczyła osoba z zewnątrz. Wspólna praca nad odbudowaniem intymności to kolejne ważne zadanie do wykonania po zdradzie.
Artykuł archiwalny.