Ilu mężczyzn przyjaźni się ze swoimi ojcami? Jak podaje Steve Biddulph, autor książki „Męskość” – mniej niż 10 procent. Czym ojcowie sobie na to zasłużyli? I jak zasypać tę przepaść? Docieka Renata Arendt-Dziurdzikowska z pomocą psychoterapeuty Benedykta Peczko.
Oto opowieść 40-letniego mężczyzny: – Pamiętam, miałem sześć lat, gdy tata przedstawił mnie swoim kumplom. Wracaliśmy ze spływu kajakowego, a oni stali pod kościołem i rozmawiali. Podeszliśmy bliżej. „To właśnie jest mój syn, Tomek!” – powiedział z dumą tata. Jego głos lekko zadrżał, a w oku pojawiła się łza wzruszenia. Kumple kiwali głowami: „Aha, to właśnie jest Tomek, twój syn”. Trudno opisać tę chwilę – jej naturalną wielkość, czułość. Czułem się fantastycznie, moje stopy ledwo dotykały ziemi: kochałem tatę, jego kumpli i cały świat. To krótkie zdarzenie naznaczyło mnie na całe życie. Czerpię z niego do dziś. Mój tata mnie kocha, jest ze mnie dumny. Kocha mnie za… nic, bo wtedy nic się nie wydarzyło, nie „zasłużyłem” na tę dumę i miłość. Byłem spokojnym, raczej nieśmiałym sześciolatkiem bez szczególnych talentów czy dziecięcych „osiągnięć”. Do dziś, gdy coś mi się nie udaje albo mam kiepski czas, moja pamięć podsuwa mi tamto zdarzenie, czuję je w trzewiach, w kościach i uspokajam się. Wiem, że wszystko będzie dobrze, bo… tata mnie kocha. Tomasz twierdzi, że gdy opowiada tę historię innym mężczyznom, ci milkną, wzdychają, wzruszają się, nie dowierzają. I… zazdroszczą.
Kilka miesięcy temu w wydawnictwie Biały Wiatr ukazała się książka „Męski świat” – zapis moich rozmów z psychoterapeutą Benedyktem Peczko o wewnętrznym świecie mężczyzn. To kontynuacja naszej książki „Zrozumieć mężczyznę”. W obu dociekamy, w jaki sposób mężczyzna może najlepiej radzić sobie z wyzwaniami współczesnego życia. Rozmawiamy o rolach, które pełni, o partnerstwie, rodzicielstwie, o zdrowiu i chorobie, o dojrzewaniu, dorosłości, przemijaniu i śmierci. Na spotkaniach autorskich pytamy czytelników – mężczyzn i kobiety – co wzbudza szczególne ich zainteresowanie, co chwyta za serce, co niepokoi i zdumiewa. Okazuje się, że z całego spektrum zagadnień jedno przykuwa szczególną uwagę – właśnie relacja ojca z synem.
Mężczyźni mówią, że samo czytanie tych fragmentów książki, które traktują o byciu ojcem i o byciu synem, nasuwa trudności, ponieważ budzi niechciane uczucia – żalu, złości, niechęci. Kobiety dzielą się podobnymi spostrzeżeniami. Mówią, że gdy patrzą na swoich mężczyzn w relacji z ich ojcami, czują bezbrzeżny smutek; dwaj dorośli mężczyźni, którzy omijają się szerokim łukiem, zamknięci na siebie, nastroszeni, nieufni…
– Wielokrotnie w gabinecie psychoterapeuty słyszałem od mężczyzn: „Mój ojciec to obcy człowiek”, „Nie rozumiem go, niewiele mówi, pracuje, wraca zmęczony, idzie spać” – mówi Benedykt Peczko.
Brak ojców wydaje się znakiem współczesności: nie ma ich, bo albo odeszli, założyli nowe rodziny, wyjechali za granicę zarabiać pieniądze, albo są nieobecni emocjonalnie. Poraża skala tej nieobecności.
„Jak układają się twoje relacje z ojcem?” – przez wiele lat Steve Biddulph, autor książki „Męskość”, zadawał to pytanie mężczyznom, z którymi spotykał się w Stanach i w wielu krajach Europy. Odpowiedzi były wszędzie takie same. Trzydzieści procent mężczyzn przyznaje, że nie spotyka się ze swoimi ojcami, nic ich nie łączy. Tyle samo określa stosunki z ojcami jako zadrażnione lub trudne. Kolejne 30 procent relacjonuje, że rozmowy z ojcami nie wykraczają poza temat kosiarek, są nudne i suche. Ilu mężczyzn przyjaźni się ze swoimi ojcami? Mniej niż 10 procent. Cóż za potworna statystyka! – komentuje Biddulph.
Czym ojcowie sobie na to zasłużyli? – Presją, przemocą emocjonalną, a nierzadko fizyczną – mówi Benedykt Peczko. – Wygórowanymi ambicjami. Niewielu synów otrzymuje psychiczne i emocjonalne wsparcie od ojców, gdy najbardziej tego potrzebują, w dzieciństwie i w okresie dorastania. Ojcowie często mówią: „Takie warunki ci stworzyłem, a ty co? Ja w twoim wieku musiałem ciężko harować!”. Zawstydzają, grożą: „Mówiłem ci, zrób tak, ale ty nie robisz! Nie słuchasz ojca? To teraz będziesz musiał! Bo jeśli nie…”. Gdy syn nie dostanie się do dobrej szkoły, nie zda na studia, ojciec obarczy go winą. Będzie rozczarowany i zawiedziony porażką syna, i da temu wyraz: „Inni sobie radzą, rozejrzyj się, popatrz na Janka! A ty?”. Wielu ojców planuje synom życie. Syn ma być kimś! Musi być kimś. Synowie albo ulegają tej presji, biorą winę na siebie, poddają się, albo buntują się i walczą.
– Jeden z moich klientów pragnął być muzykiem – opowiada psychoterapeuta. – Ale ojciec powiedział: „Nie będziesz brzdąkał. Pójdziesz na prawo, zrobisz aplikację. Pomogę ci finansowo. Jeśli nie posłuchasz, radź sobie sam”. Ten mężczyzna zrobił tak, jak chciał ojciec, uległ. Teraz z niechęcią myśli o kontaktach z ojcem. Jeśli ojciec używa pozycji ojcowskiej do przeforsowania własnego zdania, to najkrótsza droga do zniszczenia relacji z synem.
Często zdarza się tak, że w późniejszym wieku u ojców budzi się pragnienie bliskości, jednak synowie, na których wywierali presję, nie mają serca do spotkań, unikają kontaktu. Dorośli synowie noszą w sobie żal, smutek, złość, a nierzadko głęboko skrywaną wściekłość.
– Szacunek to podziw i miłość – przypomina psychoterapeuta. – Szacunku nie można wymusić. Można wymusić posłuch podszyty lękiem. Wielu mężczyzn ma perfekcyjne oczekiwania w stosunku do siebie i innych. Jeśli coś im się nie udaje, jest to dla nich tak trudne, że bezwiednie uciekają się do przemocy w stosunku do synów po to, by na nich wymusić doskonałość. Oczywiście intencje ojców są jak najlepsze, ale skutki ich działań fatalne.
Jakie są grzechy główne współczesnych ojców, przeszkadzające w porozumieniu?
Są przekonani, że powinni wymagać, motywować, podnosić poprzeczkę, poszerzać granice możliwości.
– Tak, zgadza się, ale powinni to robić jednak w oparciu o inspirację, a nie szantaż emocjonalny – mówi Benedykt Peczko. – Dobre wymagania nie mają nic wspólnego z presją i przemocą. Synowie próbują mówić o swoich trudnościach, problemach, sondują, na ile ojciec może być nimi zainteresowany. Jak reagują ojcowie? Najczęściej zniecierpliwieniem: „Weź się w garść. Musisz sobie poradzić. Bądź mężczyzną!”. Syn oczekuje czegoś innego. Przede wszystkim wysłuchania, wsparcia i zachęty. Pragnie usłyszeć: „Próbowałeś, nie udało się, ale rzadko komu udaje się od razu, uczymy się, próbując i popełniając błędy, to normalne. Próbuj dalej”. Wspierający, ale i wymagający ojciec nie mówi: „Odpuść sobie”. Mówi: „Próbuj dalej”. Syn dostaje przez to komunikat: „Wierzę w twój potencjał i możliwości”. Ojciec może podzielić się pomysłami, jak próbować. Idealnie byłoby, gdyby wspólnie z synem przeanalizowali, dlaczego nie wyszło, jaką lekcję wziąć z tego doświadczenia na przyszłość. Ojciec przyjmuje wtedy rolę przewodnika, nie bierze na barki wędrowca, ale pozwala mu odnaleźć własną drogę. Nie wystarczy powiedzieć: „Musisz sam sobie poradzić, to jest szkoła przetrwania, co cię nie zabije, to cię wzmocni”. Brzmi mocno, ale to znaczy, że nie wiadomo, czy nie zabije. Gdy ojciec mówi: „Może sprawdź ten sposób, spróbuj tego” – to jest prawdziwa pomoc.
Nasuwa się jeszcze jedno porównanie – do trenera. Trener pokazuje, jak ćwiczyć, jak wykonać kolejny ruch, jak oddychać, dodaje otuchy, nie potępia, gdy zawodnik nie zdobędzie złotego medalu, bo wie, że pogrzebałby jego szanse na przyszłość.
Nie doceniają wagi obecności i uwagi. Tymczasem to jest właśnie najlepsze, co mogą dać swoim synom.
– Gdy syn mówi o swoich problemach, nie oczekuje od ojca gotowych rozwiązań, natychmiastowego zaradzenia, tylko wysłuchania i zrozumienia; przyjęcia – wyjaśnia psychoterapeuta. – To dla syna bardzo wiele, ogromne wsparcie, ponieważ nie dźwiga już swojego problemu sam. Powiedział, otworzył się, a ojciec nie umarł od tego, nie dostał zawału. Problem przestaje być ciężarem. Gdy ojciec dzieli się swoimi słabościami, opowiada o porażkach, tym samym odsłania swoją ogromną siłę. Odpowiada zaufaniem na zaufanie syna. Skoro możemy mówić sobie o tym, co nas boli, smuci czy rani, to znaczy, że czujemy się ze sobą bezpiecznie, spotykamy się poza rolami ojca i syna. Spotykamy się jak przyjaciele.
Wydaje im się, że rolą ojca jest być dobrym przykładem, a jeśli wyjawi swoje porażki, rozpacz i ból, to będzie złym przykładem.
– Ojcowie retuszują swój wizerunek, przywdziewają maskę idealnego ojca, czym wprowadzają synów w błąd, krzywdzą ich – mówi psychoterapeuta. – Syn myśli wtedy o ojcu jak o Bogu, Absolucie, a o sobie jak o kimś malutkim, kto nigdy ojcu nie dorówna. Tymczasem obaj, i ojciec, i syn, są równie wielcy, jak i mali. Różnica między nimi polega na różnicy ról, które pełnią, różnicy wieku i ilości doświadczeń. Ale nade wszystko są przecież ludźmi ze swoją indywidualnością i tajemnicą losu.
Indywidualność i tajemnica – tego właśnie nie doceniają i nie szanują w synach.
Ojciec nie może wiedzieć do końca, kim jest syn, w jakim kierunku się rozwinie. Tylko syn to wie, ponieważ tylko on „żyje swoje życie”. Ojciec może i powinien ukazywać potencjalne ryzyko, zwracać uwagę na zagrożenia, robić wszystko, co się da, żeby jak najlepiej przygotować syna do wyzwań. Ale wybór drogi należy do syna. Kiedy ojciec akceptuje ten wybór, daje synowi największy z możliwych prezent. Rozumie też, że nie ustrzeże syna przed decyzjami, które niosą ból i cierpienie, bo to nie jest możliwe.
Pragną ustrzec synów przed „porażką”, „błędem”, „niewłaściwą decyzją”. Pragną, by synowie byli mocni, odporni.
– Mam wrażenie, że działa w nas atawistyczny mechanizm: pogoń za ideałem. Kiedyś lepsza jaskinia, lepsze narzędzia zapewniały przetrwanie naszym przodkom, to miało sens – rozważa psychoterapeuta. – W dzisiejszych czasach ten mechanizm przybiera szaloną postać, i nie służy przetrwaniu. Mężczyźni ślepo gromadzą, konkurują i walczą. Próbują wdrożyć swoich synów do walki, przygotować na to, co ich czeka: „Życie jest ciężkie, musisz być niezłomny, mieć dobrą pozycję, stanowisko, układy”. Wierzą, że ich synowie kiedyś osiągną taki stan zasobów materialnych i pozycji społecznej, że będą wreszcie mogli zacząć cieszyć się życiem. To szalony zamysł: gdzieś kiedyś będziemy się cieszyć, kochać, pożyjemy, a teraz walczmy, harujmy, wymuszajmy zmiany.
– Ojciec nie musi być idealny czy doskonały, wystarczy, że się stara – przypomina Benedykt Peczko. – Krok po kroku dociera do swoich głębszych potrzeb i uczuć – i okazuje je, czyli pokazuje siebie jako człowieka, a nie prezentuje się tylko w roli ojca. Uczy się nowych umiejętności, na przykład lepszego komunikowania się z dziećmi, uważniejszego słuchania, wspierania ich i motywowania: ma choćby ciut więcej niż do tej pory cierpliwości. Ojciec może mieć mnóstwo ograniczeń, ale jeśli od czasu do czasu przekracza któreś z nich, nawet niewielkie, a syn to widzi, wówczas uczy się tego samego. Niejako „uwewnętrznia” ojca – opiekuńczego, kochającego i mądrego. I niedoskonałego.
Ojcowie i synowie w głębi serca tęsknią za relacją głęboką i autentyczną, pełną akceptacji i życzliwości. – Tyle tylko że nie można nawiązać głębokiej, autentycznej relacji między rolami – mówi Benedykt Peczko. – Pomiędzy ludźmi tak. Dopóki ojciec nie nauczy się, jak być człowiekiem w kontakcie z synem, nie ma mowy, żeby syn był serdeczny czy otwarcie mówił o sobie.
Czy po latach jest możliwe nowe rozdanie? Na pewno warto próbować. Na początek powiedzieć: „Przepraszam, zawiodłem, nie byłem takim ojcem, jakim powinienem być, ale chcę to zmienić”.
– Tata jest moim przyjacielem. Stoi po mojej stronie – mówi Tomasz, bohater opowieści z początku. – Wiem, że obaj popełniamy błędy, mylimy się, błądzimy, przeżywamy porażki. Ale przecież obaj staramy się najlepiej, jak potrafimy.