W czasie pandemii koronawirusa świat przestawił się na pracę zdalną – w tych wszystkich zawodach, w których jest to możliwe. A nawet w tych, w których dotąd wydawało się to niemożliwe. Jak sobie z nią poradzić. Opowiem wam, jak to wygląda w rzeczywistości.
W czasie pandemii koronawirusa świat przestawił się na pracę zdalną – w tych wszystkich zawodach, w których jest to możliwe. A nawet w tych, w których dotąd wydawało się to niemożliwe. Jak sobie z tym poradzić? Opowiem wam, jak to wygląda w rzeczywistości.
Ja pracuję zdalnie od wielu lat. Teraz jeszcze zdalnie studiuję, bo uczelnie zawiesiły tradycyjne zajęcia i przeszliśmy w tryb online. Sama wychowuję dwie córki (obecnie uczą się zdalnie w szkole podstawowej i liceum), mam w domu psa i kota (zwykle aktywizują się w czasie moich spotkań na wideoczatach).
Czasami, kiedy czytam teksty pełne porad, jak zorganizować sobie czas podczas pracy z domu, by zachować dobre zdrowie psychiczne, ogarnia mnie niepohamowana wesołość. Chcę być dobrze zrozumiana: wiele z tych rad brzmi sensownie, jeśli ktoś mieszka sam, w pełni kontroluje swój rozkład zajęć, ma odpowiednie cechy osobowości i żadnych problemów technicznych ze sprzętem (komputer, router itp.).
Moja rzeczywistość jest inna. Podobnie opisują sprawy moi znajomi – ludzie z dziećmi, niewielkimi mieszkaniami, obowiązkami domowymi, pracujący twórczo, potrzebujący do wykonywania zadań choć odrobiny spokoju.
Dlatego wszystkim, którzy czują, że praca zdalna ich przerasta, chcę powiedzieć, że:
To nie jest twoja wina, jeśli pracowanie z domu źle idzie. Bardzo trudno jest nagle przestawić się taki tryb wykonywania zadań, a jednocześnie zajmować się rodziną, bo siłą rzeczy w domu trudno odciąć się od partnera, dzieci, domowych zwierzaków. Nie myśl, że coś jest z tobą nie tak. Inni (np. twoi koledzy, koleżanki) też tego nie ogarniają, zapewniam;
To jest normalne, że dzieci domagają się uwagi i zaspokajania swoich potrzeb. Popularna w mediach społecznościowych grafika Ministerstwa Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej o tym, żeby dzieciom dać puzzle i zachęcić do cichej zabawy, gdy rodzice pracują, jest oderwana od rzeczywistości. Rodzic pracuje 8 godzin dziennie. Jeśli jakiś kilkulatek jest w stanie bawić się cicho i samotnie przez 8 godzin dziennie, to zaniepokoiłabym się jego rozwojem emocjonalno-społecznym.
Wielu rodziców pisze w mediach społecznościowych o tym, że zamiast pracować zmieniają się w nauczycieli swoich dzieci, bo tak dużo trudnego materiału dostają w ramach zajęć online uczniowie. Mam głębokie przekonanie, że taka sytuacja nie jest normalna i warto się nad nią zastanowić. Z nauczycielem też da się spokojnie porozmawiać i powiedzieć, jak sprawa wygląda z punktu widzenia rodzica. Wielu nauczycieli twierdzi, że po to wysyłają dużo zadań, by zająć czymś dzieciaki, gdy ich rodzice zdalnie pracują. Wygląda więc na to, że wszyscy chcą dobrze, ale może nie do końca się dogadali. Warto pozwolić dziecku na pracę samodzielną i na popełnianie błędów. Nauczyciele, z którymi pracuję zawodowo, mówią, że praca domowa wykonana przez rodzica to duże utrudnienie w procesie nauczania. Jeśli dziecko popełnia błędy, nauczyciel widzi, czego nie rozumie i nad czym trzeba popracować. Tylko taka wiedza daje możliwość współpracy i rozwoju.
Nie ma uniwersalnych rad, jak poradzić sobie ze zdalną pracą i zachować równowagę psychiczną. Bo też każdy z nas czego innego potrzebuje do zachowania owej równowagi. Introwertyk pracując w skupieniu nad raportem lub tekstem będzie całkiem zadowolony. Ekstrawertyk bez przerw na telefon do znajomych z pracy, bez chwili rozmowy z kimś bliskim, kto rozumie jego położenie, będzie się czuł jak lew uwięziony w klatce. Osoba lękowa może mieć duży problem z utrzymaniem w ryzach niepokoju, jaki wywołuje epidemia. Ktoś, kto do dobrego samopoczucia potrzebuje mocnych wrażeń, może się w sytuacji zagrożenia czuć pełen energii. Jesteśmy bardzo różni i na każdego działa co innego. Warto zaufać sobie i zamiast słuchać dobrych rad, posłuchać swojego wewnętrznego głosu. „Czego teraz potrzebuję? Co mnie regeneruje? Co mi przeszkadza?” Niech odpowiedzi na te pytania będą wskazówką.
Czytałam tekst, w którym radzono, by nie siadać do pracy w piżamie i szlafroku. I brzmi to sensownie, warto dbać o rozgraniczenie strefy relaksu i pracy. Tylko jest wielu rodziców, dla których jedyną szansą na spokojne wykonanie obowiązków jest pobudka o piątej rano i cichutkie włączenie komputera, zanim się dzieci obudzą. Dlatego nauczyłam się pracować także w piżamie i nie robić sobie z tego powodu wyrzutów. Dzielę zadania na takie, które wymagają skupienia (robię to bladym świtem lub w nocy) i takie, przy których domownicy mogą się kręcić wokół mnie. Ustaliłam z dziećmi, że są takie chwile, kiedy nie należy do mnie mówić, bo nie udzielę sensownej ani wiążącej odpowiedzi, za to się zdenerwuję. Mamy swój sygnał – podnoszę rękę i otwartą dłonią przekazuję sygnał: „Stop”. Staram się pamiętać o tym, że ktoś czegoś ode mnie chciał i gdy moment skupienia mija, pytam, o co chodziło. Zaskakująco często nie chodziło o nic ważnego i właściwie osoba pytająca sama znalazła rozwiązanie.
Niektórzy radzą, żeby wydzielić sobie do pracy spokojne miejsce i nie jeść tam posiłków. To też ma sens, jeśli ktoś posiada dom z jadalnią i gabinetem. W moim blokowym mieszkaniu nie ma takich warunków. Przy tym samym stole pracuję, córka odrabia lekcje, a potem jemy obiad. Nie mam siły za każdym razem sprzątać ze stołu wszystkich naszych notatek i książek. Pilnuję tylko, by nigdy nie stał między nami komputer ani nie leżał telefon. Te chwile bliskości są potrzebne, idealny porządek mniej.
Jaako dziennikarka często prowadzę przez telefon czy wideoczat rozmowy, podczas których naprawdę trzeba móc zebrać myśli. Gdybym miała dobry zasięg w łazience, to pewnie tam bym się zamykała. Znajoma, mama trójki dzieci, ostatnio prowadziła duży wywiad zamknięta w pralni. Ja zwykle rozmawiam na poważne tematy pomiędzy przytulankami w pokoju córki. Czasami podczas rozmowy kot próbuje przegryźć mi kabel od słuchawek albo huśta się na zasłonie. Dlatego mam zawsze przy sobie spryskiwacz do kwiatków i w podbramkowej sytuacji odstraszam zwierzaka (nie wypada, by mój rozmówca słyszał to, co mam ochotę powiedzieć kotu). To nie jest trudniejsze niż praca w open-space, tylko wymaga treningu. Mnie pomaga ćwiczenie uważności (mindfulness).
Gdy muszę się zmobilizować do wydajnej pracy, wyłączam WiFi w komputerze. W przeciwnym razie powiadomienia, które co chwila pojawiają się na ekranie, wprowadzają chaos w myślach. Naukowcy wyliczyli, że przestawienie się uwagi zabiera około 20 minut czasu, dlatego tak wiele wysiłku kosztuje zajrzenie „na chwilę” do poczty albo na portal społecznościowy.
Warto zadbać o przerwy w pracy. O moje dba pies. Sprawdziłam na sobie to, czego dowodzą badania – rzeczywiście dziesięciominutowy spacer znacznie lepiej pobudza umysł niż kawa czy batonik. Bez psa też można się poruszać – otworzyć okno, zrobić kilka ćwiczeń. U mnie w domu stoi mały steper, kiedyś miałyśmy trampolinę – te sprzęty pomagają pobudzić krążenie krwi, dotlenić mózg (ale nie są konieczne, poskakać można i na podłodze).
To, co najtrudniejsze w pracy z domu (przynajmniej dla mnie) to rozdzielenie: kiedy pracuję, a kiedy odpoczywam. Przy wysokiej sumienności wpadam w pułapkę pracy od świtu do późnej nocy. To bardzo drenuje z energii, a przecież każdy z nas potrzebuje regeneracji. Staram się o określonej porze założyć słuchawki i krzątając się po kuchni wysłuchać serwisu informacyjnego (nie puszczam go w telewizji ani w radio, bo nie chcę windować poziomu lęku w dzieciach). Sprzątam, robię kolację. To jest moja granica między pracą a domem, mój powrót z szychty. Pewnie każdy może mieć na to swój pomysł.
Joanna Szulc, dziennikarka, autorka książek „Sama mama”, „Sensoryczne niemowlę”, „Jest z nami dziecko"