Siedzenie w domu, niepokój o przyszłość, lęk o zdrowie swoje i bliskich... to sprzyjające warunki do ujawnienia się kryzysów między partnerami. Mimo pandemii nie jesteśmy jednak bezradni. Rozmowa z psychoterapeutą Mateuszem Ostrowskim
Okres powakacyjny przynosi zwykle falę nowych klientów w gabinetach terapeutycznych. Dłuższe przebywanie razem, zwłaszcza w przypadku par, które w ciągu roku raczej się mijają, może doprowadzić do kryzysu w związku. A co teraz, kiedy nie wiemy, jak długo te niby-wakacje, związane z pandemią koronawirusa jeszcze potrwają?
Jeszcze więcej osób trafia na terapię na początku roku, ale to łączy się ze świętami i różnymi konfliktami rodzinnymi, gdy odżywają lęki z dzieciństwa. Ale faktycznie wakacje też działają często jako katalizator kryzysu, w relacjach mogą ujawnić się ukryte zazwyczaj problemy. I to, że dziś więcej czasu spędzamy w domu, że ograniczyliśmy kontakty towarzyskie, może zadziałać podobnie. Widzę tu dwa powody. Po pierwsze, obecne sytuacja sprzyja nasileniu lęku – boimy się o zdrowie swoje i bliskich, o to, czy nam wystarczy pieniędzy, co będzie dalej z pracą, z lekcjami dzieci itd., po drugie, nie mamy jak tych emocji rozładować, bo nie możemy pograć z kumplami w piłkę albo iść z przyjaciółką do kawiarni, co w normalnych okolicznościach jest jakimś wentylem bezpieczeństwa. Więc kłócimy się z partnerką czy partnerem, ale nie kłócimy się z powodu koronawirusa, tylko dlatego że od jakiegoś czasu mamy problemy ze sobą i w związku. To tak jak podczas medytacji, kiedy siedzimy w bezruchu, wracają do nas niezałatwione sprawy, mamy natłok myśli.
Co zrobić, żeby poprawić atmosferę?
Przede wszystkim dać sobie więcej luzu wobec problemów i lęków. Pandemia to nie jest normalna sytuacja, więc warto być wyrozumiałym dla siebie i dla partnera. Poza tym dobrze szukać jakichś substytutów tego pójścia na piłkę czy do kawiarni. Można umówić się z kumplami na rozmowę na jakimś komunikatorze, pośmiać się i wypić piwo przed ekranem, kupić sobie jakąś fajną książkę. Można też samemu iść na spacer.
Przeczytałam, że w Chinach po tym, jak urzędy wznowiły pracę, lawinowo wzrosła liczba wniosków rozwodowych. Niektórzy mówią, że to normalne, skoro przez kilka tygodni sprawy nie były rozpatrywane, jednak inni dopatrują się w tym właśnie efektu domowej izolacji. Chyba jednak lepiej nie podejmować takich decyzji pod wpływem emocji?
Zdecydowanie, lepiej wcześniej popracować nad związkiem, choćby na terapii. Czasem już sama obecność terapeuty wiele zmienia, na przykład para może normalnie, bez krzyku porozmawiać ze sobą, zapytać jedno drugiego: „co myślisz?”
Nie wiem, czy skoro wcześniej ktoś nie odważył się na terapię, to akurat teraz jest najlepszy moment... Zwłaszcza że wprowadzono kolejne ograniczenia w przemieszczaniu się.
Dlaczego? Każdy moment jest dobry na rozpoczęcie terapii, większość terapeutów prowadzi sesje on-line. Taka sesja może być równie efektywna co sesja na żywo. Trzeba tylko zadbać o dobre połączenie internetowe i przestrzeń w domu na taką rozmowę. Można też zapisać się na jakiś warsztat dotyczący relacji w Internecie, jest ich teraz przecież cała masa. Czy chociaż sięgnąć po książkę, która podpowiada, jak rozwiązywać konflikty. Jeśli coś nie działa, to lepiej się tym zająć od razu.
Mateusz Ostrowski, terapeuta pracy z procesem, trener biznesu. Członek Polskiego Stowarzyszenia Psychoterapeutów i Trenerów Psychologii Procesu. Prowadzi terapię indywidualną i dla par oraz warsztaty rozwoju osobistego, www.mateuszostrowski.pl