Jak twierdzi niemiecka psychoterapeutka Stefanie Stahl, różnica między ludźmi z niską i wysoką samooceną polega na tym, że ci drudzy akceptują siebie razem ze swoimi słabościami. Pierwsi gonią za niedoścignionym ideałem.
Problem z niską samooceną polega na tym, że wydaje nam się, że powinniśmy być bardziej: atrakcyjni, inteligentni, przebojowi, utalentowani czy błyskotliwi – by inni nas polubili. I – co może nawet ważniejsze – byśmy sami siebie zaakceptowali. Tymczasem – jak podkreśla w książce „Jak myśleć o sobie dobrze. O sztuce akceptacji i życiu bez lęku” Stefanie Stahl (wyd. Otwarte) – z jej praktyki terapeutycznej wynika jedno: pierwszym krokiem do samouzdrowienia jest zaakceptowanie tego, że mamy niskie poczucie własnej wartości. Powiedz sobie: „Tak już jest, i już” – radzi autorka. „To jest częścią mnie i nie ma w tym nic złego”. Prawdopodobnie jest to następstwo jakichś frustrujących doświadczeń z dzieciństwa, braku uwagi lub akceptacji ze strony najbliższych opiekunów – czyli rzeczy, na które nie miałeś wpływu. Nic dziwnego, że tak masz. Podobnie kiedy w twojej głowie pojawia się natłok myśli w stylu: „Nic nie potrafię”, „Jestem beznadziejna”, „Nie jestem nawet tego wart” – powiedz sobie: „Tak, dokładnie tak teraz myślę. To jest moje zdanie o sobie, będące efektem fałszywej oceny. W ten sposób przejawia się właśnie niskie poczucie własnej wartości”.
„Istotą samoakceptacji jest życzliwe przyjęcie wszystkich swoich niedoskonałości” – pisze dalej Stahl. I proponuje: pomyśl o zwierzęciu, innym człowieku lub choćby przedmiocie, którego/który lubisz, mimo że nie jest idealny. A teraz spróbuj przenieść te myśli i emocje na siebie.
Spokojnie, to nie uda się od razu, na zmianę ugruntowanego przez lata przekonania na swój temat potrzeba czasu. Ale warto próbować. Na przykład zdać sobie sprawę z tego, że ocena siebie ma więcej wspólnego z przeszłością niż z teraźniejszością – jest tworem umysłu dziecka, nie dorosłego. Dziecka skrzywdzonego, źle potraktowanego, zaniedbanego czy niedocenionego. Ale teraz to dziecko jest już dorosłe i przypuszczalnie całkiem dobrze radzi sobie w życiu. Skonfrontuj swoje słabości z rzeczywistością” – zachęca psychoterapeutka. Czy naprawdę są aż tak poważne? Podaj dowody na ich potwierdzenie. Kiedy i dokładnie w jaki sposób poniosłeś porażkę? A kiedy i gdzie nie tylko nie poniosłeś porażki, a nawet świetnie sobie poradziłeś? Czy tych drugich przykładów nie jest aby więcej? A nawet jeśli niepowodzeń jest trochę, jaki to właściwie ma związek z twoją wartością jako osoby? Może jednak ważniejsze okazuje się, czy jesteś fair wobec innych ludzi? A jeśli odpowiedź brzmi „tak” – czemu nie chcesz być fair wobec samego siebie? „Koncentracja na wyższych wartościach, zamiast na obronie własnej, uwalnia i w zdrowy sposób wzmacnia samoocenę” – przekonuje Stefanie Stahl. Jak tłumaczy, fenomenem charakterystycznym dla osób z niską samooceną jest to, że zachowanie czy rzecz, które u siebie uważają za niewybaczalne, u innych oceniają całkiem łagodnie.
Kiedy przeanalizujesz już swoje słabości, zaakceptuj swoje ograniczenia. To pomoże ci – w następnym kroku – ustalić, jakie masz możliwości. „Większość ludzi nie ma żadnego wyjątkowego talentu, nie jest szczególnie inteligentna ani urodziwa. Zdrowe poczucie własnej wartości polega na tym, że potrafimy rozpoznać rzeczywistość i ją zaakceptować, a nie na pogoni za jakimś fałszywym ideałem” – czytamy w „Jak myśleć o sobie dobrze”.
Co nie oznacza, że nie będziesz czuć lęku, wstydu czy złości na siebie. Ważne jest, by zdać sobie sprawę z tego, że tak czuje tylko część ciebie, nazywana Wewnętrznym Dzieckiem. Druga, bardziej racjonalna niż czuciowa część, czyli Wewnętrzny Dorosły, wie – choćby teoretycznie – że twoje lęki i oceny są przesadzone. A to już postęp.
Jak podkreśla niemiecka autorka, bardzo trudno zmienić poczucie własnej wartości na głębszym poziomie, ponieważ ocena samych siebie jest zakorzeniona zwykle w nieświadomości. Jeśli nosisz w sobie przekonanie, że jesteś złą osobą, zabarwia ono wszystkie twoje doświadczenia. Stahl porównuje je do czarnej koszulki, która w praniu brudzi wszystkie jasne ubrania. Dlatego trzeba ją wytropić, zanim włączymy pralkę. „Z mojego doświadczenia wynika, że wewnętrzne schematy myślowe, nabyte w dzieciństwie, zostają przez naszą nieświadomość skondensowane do postaci zdania, które staje się główną zasadą naszego funkcjonowania” – pisze psychoterapeutka. Dlatego w poszukiwaniu tego zdania zamknij oczy, usiądź w ciszy i spokoju i koncentrując się na środku swojego ciała – brzuchu i klatce piersiowej – spytaj siebie, co tak naprawdę o sobie myślisz. Pierwsza myśl, pierwsze zdanie jest zwykle tym właściwym. „Jestem złą osobą”, „Nic mi się nie udaje”, „Nigdy z nikim nie będę”, „Jestem głupi”, „Jestem brzydka” – czy któraś z nich brzmi znajomo? Co charakterystyczne, pod każdą kryje się dodatkowy przekaz: „inni są lepsi”.
Stahl proponuje, by podejść do tego schematu jako do błędu w oprogramowaniu. Ponieważ twoje oprogramowanie było wadliwe, wszystko, co do tej pory robiłeś, podporządkowywałeś niesłusznej tezie. Oczywiście wierząc w jej słuszność. Ale teraz, kiedy już wiesz, że była błędem, możesz to zaakceptować. Postaraj się też przypomnieć sobie, kiedy, w jakim okresie twojego życia, a może nawet w jakich okolicznościach to wadliwe przekonanie powstało. Sięgnij naprawdę głęboko, aż do wczesnego dzieciństwa. Bo kiedy przez długi czas uważamy coś za prawdę, dzieje się tak dlatego, że już jako dzieci w to uwierzyliśmy.
Pamiętaj, wielu osobom bardzo trudno jest zmienić przekonanie na własny temat także dlatego, że byłoby to zbyt obciążające dla ich relacji z rodzicami (i to nawet wtedy, gdy ci już dawno nie żyją). Dziecko, nie chcąc dopuścić do siebie złości na rodziców, kieruje ją przeciwko sobie. Zamiast przyznać, że to oni byli nieudolni – i ich utracić, woli pomyśleć, że to ono jest nieudolne, a oni byli idealni. Ta lojalność, czyli ochrona własnych rodziców, utrzymuje się często w życiu dorosłym.
„Jeśli żywisz głęboką pogardę dla własnej osoby, powinnaś zastanowić się, jak bardzo zajmujesz się chronieniem swoich relacji międzyludzkich. Nie tylko relacji ze swoimi rodzicami, ale może także związku ze swoim aktualnym partnerem, który nie jest dla ciebie dobry” – czytamy.
Jest jednak pewna pułapka związana z zanurzaniem się w przeszłości. Możesz uznać siebie za ofiarę warunków, w jakich przyszło ci żyć, a to niebezpiecznie zbliży cię do obarczania winą za wszystko innych i niedostrzegania jej w sobie. Z kolei jeśli masz niskie poczucie własnej wartości i jednocześnie bierzesz całkowitą odpowiedzialność za swoje dotychczasowe czyny i decyzje – znów pakujesz się na grząski grunt samooskarżania. Jak zauważa psycholożka, postawę ofiary często przyjmują osoby, których samoocena jest tak krucha, że gdyby uznali, że sami doprowadzili się do miejsca, w którym teraz są – groziłoby im załamanie psychiczne. Z kolei przesadne oskarżanie siebie to domena ludzi inteligentnych i analitycznych. Niestety, ta gorliwa autokrytyka zwykle paraliżuje ich działanie.
Jakie jest więc najlepsze wyjście z tej sytuacji? Wypośrodkować. Realistycznie ocenić osobistą odpowiedzialność za to, co przydarzyło się nam w życiu („Z lęku przed porażką nie poszłam na wymarzone studia/ nie odezwałam się do tamtego chłopaka/ nie wyjechałam za granicę”), ale też zauważyć wpływ, jaki wywarła na nas bliska osoba w dzieciństwie, co nie było już naszą winą („Nadmiernie wymagający ojciec wbijał mnie w poczucie winy za każdym razem, kiedy coś mi się nie udało. Krytykował mój wygląd, zdolności oraz śmiał się z mojej nieśmiałości”). Kolejny – równie konieczny krok – to wykazanie zrozumienia dla siebie samego („Niskie mniemanie o sobie, które wykształciło się w wyniku ciągłej krytyki, uniemożliwiało mi sięganie po to, czego pragnąłem. Nie miałem jednak wiedzy ani siły, by to zmienić”) i… praca nad przeformułowaniem tego, jak postrzegam siebie.
Na przykład można dostrzec obszary, w których czujemy się pewnie. „Wprawdzie nie jestem duszą towarzystwa, ale genialnie gotuję”. „Nie idzie mi dobrze w relacjach międzyludzkich, ale jestem niezła w pracy”. Powiedz to na głos i poczuj, jak to jest, gdy słyszysz: „jestem w tym dobra” albo: „świetnie mi to wychodzi”. Za każdym razem, kiedy pojawi się myśl: „jestem złą osobą”, „nic mi się nie udaje”, przypomnij sobie tamto uczcie i skontrargumentuj tę myśl nową.
Stahl podsuwa też kilka propozycji dewiz, które możesz sobie powtarzać w momencie zwątpienia, niczym mantrę, jak choćby te słowa Bertolda Brechta: „Kto walczy, może przegrać. Kto nie walczy, już przegrał”. Albo afirmacji, które przez nieustanne powtarzanie, zmieniają matrycę w naszym mózgu. Możesz powtarzać kilka razy dziennie, najlepiej przed lustrem i patrząc sobie głęboko w oczy, np. „Jestem OK”, „Nikt nie może traktować mnie bez szacunku”, „Ja też się liczę”. Ważne, by przekaz był pozytywny, ale nie hurraoptymistyczny – bo wtedy nie będziesz w stanie w niego uwierzyć – oraz by zdanie było twierdzące i odnosiło się do teraźniejszości. Dobrze też, by było dokładnym przeciwieństwem wbudowanego schematu z przeszłości – czyli gdy myślisz o sobie: „Jestem złym człowiekiem” – „Jestem dobrym człowiekiem”. Jeśli czujesz opór przed przyjęciem tej prawdy, złagodź je: „Codziennie staram się myśleć o sobie w bardziej pozytywny sposób”.
Na drodze samozdrowienia prędzej czy później przychodzi moment, w którym trzeba zadać sobie pytanie: skoro do tej pory miałem mylne zdanie na swój temat, to właściwie jaki jestem naprawdę? To typowe wyzwanie, które staje przed osobami z niskim mniemaniem o sobie – nie są pewne swojej tożsamości. Dzieje się tak dlatego, że już w dzieciństwie musiały nauczyć się naginać do oczekiwań rodziców lub opiekunów, by im się przypodobać. Jeśli te oczekiwania były sprzeczne z ich charakterem, nauczyły się wypierać swoje naturalne cechy, skłonności, a nawet talenty. Często tłumią w sobie agresję oraz inne trudne uczucia, bo nie nauczono ich sobie z nimi radzić. Zwykle nie wiedzą, co czują, co myślą na dany temat, co lubią, jaki reprezentują system wartości, jakie są ich mocne i słabe strony. Ich rozwój emocjonalny i osobowościowy został zatrzymany.
Dlatego dobrze przyjrzeć się dokładnie swojemu wychowaniu i doświadczeniom z dzieciństwa. Wpływowi rodziców, ale i innych osób – krewnych, nauczycieli, religijnych autorytetów, także rówieśników, w tym tzw. pierwszych miłości.
Stefanie Stahl zachęca wręcz do sporządzenia „spisu inwentaryzacyjnego” dotyczącego siebie samego. Na liście, którą ułożysz, powinny znaleźć się takie tematy, jak: uczucia (jakie są w twoim repertuarze, a jakich nie okazujesz), cechy osobowości (np. szczerość, towarzyskość, nieśmiałość, ambicja, poczucie humoru), system wartości (np. miłość bliźniego, wykształcenie, lojalność, odwaga cywilna, tolerancja, wierność), zainteresowania i hobby (co jest dla ciebie ważne i sprawia ci radość), mocne i słabe strony oraz schematy myślowe (zdania, które słyszałeś w domu i które sobie powtarzasz – zarówno te negatywne, jak i pozytywne). Jak podsumowuje autorka „Jak myśleć o sobie dobrze”: „To trochę tak jakbyś odziedziczył stary dom. Wędrujesz po jego wnętrzach i zastanawiasz się, co tu jest ładne i może zostać, a co powinno być usunięte, zreperowane czy wymienione. Na tym samym będzie polegać inwentaryzacja twojej własnej osoby i ewentualne usunięcie starych i niepotrzebnych poglądów, uczuć, wartości, które nie należą do ciebie i nie są autentyczne, a zostały po prostu przejęte od twoich rodziców. Przy tym należy jasno powiedzieć, że nie wszystko, co dostaliśmy od naszych rodziców, musi być złe”.
Jeszcze jedna ważna kwestia: niektórzy mający problemy z samooceną w dzieciństwie przyjęli strategię ich zagłuszania. Rozwinęli w sobie wielkie „ja”, które miało stłamsić małe „ja”. Osobowość narcystyczna charakteryzuje się bowiem tym, że z jednej strony, gdzieś głęboko, człowiek ma niskie poczucie własnej wartości, ale nakładka w postaci wielkiego „ja” robi wszystko, by to poczucie szybowało aż pod niebiosa. Narcyz nie znosi słabości, gardzi nią zwłaszcza u innych, bo u siebie jej nie dostrzega. Według Stefanie Stahl wszystkie osoby z niską samooceną mają też tendencje narcystyczne – w końcu z powodu swoich lęków oraz wstydu nadmiernie zajmują się sobą – ale u niektórych przyjmują one większe niż normalnie rozmiary i tym trudniej wtedy sobie pomóc. Na szczęście współczesna terapia jest w stanie poradzić sobie także z tym problemem.
Polecamy książkę: Stefanie Stahl, „Jak myśleć o sobie dobrze. O sztuce akceptacji i życiu bez lęku” (wyd. Otwarte)