„Gdy mężczyzna rzadko inicjuje zbliżenie, kobieta ma poczucie zagrożenia swojej atrakcyjności lub postrzega partnera jako mniej męskiego. Gdy sama częściej pragnie tego niż partner, ten zaczyna czuć się zagrożony. Dlatego dobrze, żeby pary były jak najbardziej dopasowane pod względem temperamentu i preferencji” – mówi Michał Lew-Starowicz w książce „SpełniONA. Czego pragną kobiety”. Publikujemy jej fragment.
Fragment książki „SpełniONA. Czego pragną kobiety”, Beata Biały, Michał Lew-Starowicz, wydawnictwo Rebis
I znowu przytoczę scenkę z serialu…
„Seks w wielkim mieście”?
Otóż to! Jest niezawodny. Przyjaciółki spotkały się na plotki, w tle leci film w telewizji. Nagle Miranda woła oburzona: „Patrzcie! On na nią włazi i ona od razu szczytuje. To przez takie filmy faceci nie wiedzą, że trzeba się wysilić!”.
Masz rację. Z tym zastrzeżeniem, że odpowiedzialność za udany seks leży po obu stronach, różne są też potrzeby względem seksu. Filmowa postać z przytoczonej sceny najwyraźniej była zadowolona z ubogiej gry wstępnej i szybkiego szczytowania. Gdyby wolała inaczej, to mogłaby powiedzieć: „James, nie tak szybko, muszę się rozgrzać. Czy mógłbyś…”. Obraz filmowy, czy mamy do czynienia z komedią romantyczną czy pornografią, to pewna wizja, niekoniecznie spójna z rzeczywistością. Nie jest dobrym źródłem edukacji w sztuce miłosnej i nie zastąpi komunikacji między partnerami.
Myślę nawet, że ponieważ penetracja, koniecznie zakończona orgazmem, jest tak dominująca, ludzie chyba dlatego wymyślili określenie „gra wstępna”.
Jest to pewnego rodzaju problem, bo w tym rozumieniu wszystko inne poza stosunkiem penetracyjnym należy uznać za coś, co może być tylko wstępem, a nie równie ważną częścią zbliżenia, i nie ma nic wspólnego z jego zakończeniem.
Terapeutka par Esther Perel, autorka bestsellera Inteligencja erotyczna, jest zdania, że gra wstępna nie zaczyna się pięć minut przed seksem, ale z końcem ostatniego orgazmu. Tymczasem większość mężczyzn myśli pewnie, że to takie preludium do seksu, które można pominąć.
To zależy, jak myślimy o grze wstępnej. Jeżeli masz na myśli przygotowanie nastroju, zmysłowość, na której częściej zależy kobietom, to wielu mężczyzn nie odrabia wystarczająco dobrze pracy domowej. Jeżeli chodzi o gotowość do pieszczot seksualnych, tu panuje znacznie większa otwartość, choć różne bywają oczekiwania partnerów. Na przykład część kobiet po wejściu w nastrój oczekuje gotowości partnera do stosunku, a mężczyźni stresują się tym, że muszą mieć erekcję na zawołanie. Często jest tak, że mężczyźni chcą szybciej przystąpić do stosunku, bo boją się, że dłużej nie wstrzymają u siebie orgazmu i seks będzie trwał zbyt krótko, żeby sprawić satysfakcję obojgu. Nie myślą więc o grze wstępnej, tylko o tym, żeby nie minął ich czas „gotowości”. Kobiety częściej skarżą się, że mężczyźni nie umieją zadbać o nastrój i mają ubogi repertuar pieszczot, a mężczyźni narzekają, że ich partnerki zbyt rzadko mają ochotę na seks i są za mało aktywne i uwodzące. Przechylenie równowagi w drugą stronę też wywołuje niepokój – gdy mężczyzna rzadko inicjuje seks, kobieta ma poczucie zagrożenia swojej atrakcyjności lub postrzega partnera jako mniej męskiego. Gdy sama częściej chce seksu niż partner, ten zaczyna czuć się zagrożony. Dlatego dobrze, żeby pary były jak najbardziej dopasowane pod względem temperamentu i preferencji.
Fascynuje mnie świat zwierząt. Czytałam, że u wielu gatunków owadów samiec przed kopulacją wręcza samicy podarunek. Samce pająka, barwnika przedziwnego, owijają go dodatkowo pajęczą nicią, po to żeby samica długo odpakowywała prezent, dzięki czemu on będzie miał więcej czasu na kopulację.
Czyli ona jest przy przystawkach, a on już konsumuje danie główne?
No i jak tu rozmawiać z mężczyzną?! Dobrze, zatrzymajmy się przy porównaniu z przystawką i daniem głównym. O ile obiad mogę zjeść bez przystawki, a nawet zwykle tak jadam, o tyle już seks bez gry wstępnej jest słaby.
W szerszym rozumieniu gry wstępnej nie jesteśmy jeszcze w ogóle przy stole, to może być romantyczny spacer, kolacja, wymiana miłosnych SMS-ów w ciągu dnia, cały ten repertuar wabienia, bycia atrakcyjnym dla drugiej osoby. Jeżeli pojawia się przysłowiowa chemia, wzajemne przyciąganie, można to już uznać za udaną grę wstępną. Można usiąść do przystawek albo od razu skonsumować główne danie. Oczywiście inaczej może wyglądać to wabienie w przypadku wybierania się na jedną z pierwszych randek, kiedy dwie strony starają się wyglądać wystrzałowo, przygotować wszystko pieczołowicie, a inaczej wygląda sytuacja u pary w wieloletnim związku, kiedy bliskość seksualna jest regularnym elementem ich codziennego życia. Powtarzalność może sprawić, że seks przestaje być tak bardzo pożądany i atrakcyjny, pojawia się poczucie monotonii. A monotonia może wynikać z deficytu gry wstępnej rozumianej jako tworzenie pewnego kontekstu, warunków, czegoś, co będzie postrzegane jako atrakcyjne. Być może gra wstępna nie musi towarzyszyć każdemu zbliżeniu, ale jeżeli nie ma jej w ogóle, ten deficyt może pociągnąć za sobą problemy w relacji seksualnej.
Tak się cały czas zastanawiam, czy gra wstępna to w ogóle dobre określenie…
Pobawmy się językiem: to, w jaki sposób coś nazywamy, wskazuje na to, w jaki sposób o tym myślimy. Kiedy więc nazywamy coś „wstępnym”, rozumie się samo przez się, że jest elementem prowadzącym do czegoś dalej. Natomiast określenie „gra” pokazuje wejście w pewną konwencję, w świadome, planowane odegranie pewnej roli. Oczywiście mniej lub bardziej spontaniczne. Mówiąc o grze wstępnej, większość osób ma na myśli wszelkiego rodzaju pieszczoty genitalne i pozagenitalne, ale nie seks penetracyjny, bo zwykle seksu waginalnego czy analnego nie traktuje się jako gry wstępnej, tylko określa się mianem stosunku. Warto jednak zwrócić uwagę na konsekwencje określania wszelkiego rodzaju niepenetracyjnych form seksu jako gry wstępnej. Tak rozumiane nie mogą zastąpić zbliżenia, stosunku penetracyjnego, nie mogą stać się jego podstawą czy nie mogą wystąpić na przykład po penetracji, bo powinny być wstępne. Oczywiście nikt nie stworzył takiej zasady, ale bardzo powszechne jest to, że w konsekwencji takiego nazywania ludzie traktują różne niepenetracyjne elementy seksu same w sobie jako niepełną formę zbliżenia. To jest jeden ze stereotypów na temat seksu. Mimo że wielu osobom same pieszczoty, bliskość w różnej formie niepenetracyjnej seksu sprawiają dużo przyjemności.
Powszechnie jednak uważa się – szczególnie mężczyźni są tego zdania – że prawdziwy seks to tylko penetracja, w dodatku koniecznie zakończona orgazmem.
Dlatego cenne bywa odbarczenie tego poczucia powinności; uświadomienie, że seks bez penetracji też jest w porządku; że tak może wyglądać satysfakcjonujący seks, wystarczy, że jest przyjemnie. Może to mieć duże znaczenie u osób, które seksu penetracyjnego nie mogą uprawiać, choćby przy nasilonych dysfunkcjach seksualnych niepoddających się leczeniu albo gdy stosunek z penetracją nie jest możliwy z powodów zdrowotnych. To jest powszechny problem na przykład po zabiegach operacyjnych narządu rodnego, po chemio- i radioterapii, na przykład u części kobiet po leczeniu raka szyjki macicy czy radioterapii okolic miednicy i pochwy. Często po tych zabiegach pochwa jest bardzo krucha, ulega uszkodzeniu, czasem dochodzi do zwężenia po napromienieniu, i wówczas jakikolwiek seks penetracyjny będzie sprawiać olbrzymi ból. Pytanie: czy to oznacza koniec seksu? Czy jednak można kontynuować pełnowartościowe życie seksualne bez stosunku z penetracją pochwy? Innym mitem jest to, że u wszystkich mężczyzn nawiązujących kontakty seksualne z mężczyznami (określanych w literaturze seksuologicznej jako MSM – men who have sex with men, co nie determinuje jednoznacznie kwestii orientacji seksualnej) podstawą zbliżeń jest seks penetracyjny – analny. W rzeczywistości w bardzo wielu kontaktach seksualnych między mężczyznami dochodzi do seksu niepenetracyjnego i na tym się kończy.
No dobrze, to kiedy w takim razie zaczyna się seks właściwy?
Wtedy, kiedy jest to właściwe dla obojga partnerów. Chciałbym odczarować te pojęcia. Czy jeśli zamiast drugiego dania jest duża przystawka, to obiad się nie liczy?
Zastanawiam się po prostu, jak mógłby wyglądać seks, gdyby penetracja była tylko opcją, a nie priorytetem.
Oczywiście nie chodzi o to, by zniechęcać kogokolwiek do seksu penetracyjnego, ale o to, by rozluźnić silny związek łączący pojęcie seksu, aktywności seksualnej, z penetracją. To, w jaki sposób dochodzi do seksu i jak on się odbywa, nazywamy skryptem seksualnym. Ci, którzy mają bardziej elastyczne skrypty seksualne, łatwiej wprowadzają do seksu urozmaicenia, rzadziej doświadczają w sypialni monotonii oraz lepiej przystosowują się do zmieniających się warunków i ograniczeń pojawiających się w sferze seksualnej, także tych związanych ze stanem zdrowia. Z drugiej strony ważne jest, na ile tak zwany skrypt seksualny odzwierciedla potrzeby obu stron. To trochę tak jak Michalina Wisłocka pisała książkę o kobietach, ale w dużej mierze dla mężczyzn. Chciała, żeby nie tylko kobiety znalazły swoje łechtaczki, ale też, żeby mężczyźni rozumieli, że kobiety mają określone potrzeby i sama penetracja z zaspokojeniem seksualnym mężczyzny często nie daje satysfakcji obojgu.
A ile powinna trwać gra wstępna? Są jakieś badania? Normy? Zalecenia?
Na szczęście nie ma takich norm, bo to nie przepis na ciasto. Najlepiej tyle, żeby oboje czuli się zaspokojeni. Wyobraźmy sobie rekomendację seksuologa: w środy, ponieważ jest to w środku tygodnia pracy i ludzie mają mniej czasu, proponuję niech to będzie 5 i pół minuty, a w weekendy przedłużmy do 15 minut, w rocznicę ślubu do 30. Jaki miałoby to sens? Badania, które mówią, ile trwa przeciętny stosunek czy statystyczna gra wstępna, również nie stanowią odpowiedzi na to pytanie, ponieważ tutaj nie ma żadnego standardu. Zagubiony Kowalski nie doprowadzi swojej żony do orgazmu, jeżeli wyrobi normę statystyczną dla innych rodaków, tylko jeżeli rozpozna potrzeby własnej partnerki. Oczywiście rozumiem, że ludzie często chcą prostej odpowiedzi. Jednak poza tym że ludzie mają zróżnicowane potrzeby, w różny sposób postrzegają samą grę wstępną i wszystko to, co wprawia ich w stan pożądania i podniecenia. W którym momencie mamy włączyć stoper? Liczy się pierwszy pocałunek? Czy gdy już dochodzi do kontaktu genitalnego? A może kiedy para mówi sobie, że czas udać się do sypialni?
Jasne. Zaciekawiły mnie jednak te badania. Ile czasu Polacy przeznaczają na jeden akt seksualny?
Liczymy od momentu, kiedy dochodzi do kontaktu fizycznego. Takie badania robił w Polsce profesor Zbigniew Izdebski. Wyszło, że średni stosunek seksualny Polaka trwa 14 minut.
Ale z grą wstępną czy bez?
Gra wstępna była liczona osobno i wynosiła średnio około 15 minut. I tu pojawia się spora wątpliwość, bo w badaniu nie było pomiarów z zegarkiem w ręku, tylko czas podawany na podstawie subiektywnego odczucia uczestników. Natomiast były takie badania międzynarodowe, dotyczące samego trwania stosunku penetracyjnego. Trzeba też zrozumieć kontekst tych badań. One były forpocztą badań poświęconych leczeniu przedwczesnego wytrysku, jednego z najczęstszych problemów seksualnych mężczyzn, i dotyczyły pomiarów tak zwanej wewnątrzpochwowej latencji ejakulacji. Kiedy para rozpoczynała stosunek pochwowy, to jedno z nich, najczęściej partnerka, uruchamiało stoper i zatrzymywało go w momencie wystąpienia wytrysku nasienia u mężczyzny. Przy założeniu, że para współżyła w swobodny, naturalny sposób, nie starając się ani stosunku wydłużyć, ani go skrócić. Robiła to w sposób typowy, zwyczajowy dla siebie. Dlaczego takie parametry zostały wzięte pod uwagę? Bo typowa dla człowieka latencja ejakulacji jest w dużej mierze uwarunkowana czynnikami neurobiologicznymi, ma to również związek z czynnikami genetycznymi. Oczywiście wpływ mają też intensywność podniecenia i emocje towarzyszące współżyciu. W badaniu stwierdzono znaczne różnice w zakresie średnich czasów trwania samego stosunku penetracyjnego (czy właściwie czasów opóźnienia wytrysku u mężczyzn) między poszczególnymi krajami. Najkrótszą medianę czasu stosunku stwierdzono w Turcji – 4,4 minuty, a najdłuższą w Wielkiej Brytanii – 10 minut. Jeżeli zestawimy to z odpowiedziami uzyskanymi od naszych rodaków, można wątpić w trafność ich subiektywnej oceny. Jednak wiele badań wskazywało, że chociaż na tle innych państw mamy przeciętne wyniki odnośnie do aktywności seksualnej, to Polacy są z niej zwykle zadowoleni. To też ważne.
Polecamy: „SpełniONA. Czego pragną kobiety”, Beata Biały, Michał Lew-Starowicz, wydawnictwo Rebis (Fot. materiały prasowe)