Mają po dwadzieścia parę lat i bogate CV. Prowadzą własne firmy, zarządzają potężnymi zespołami ludzi i odnoszą imponujące sukcesy. Zawodowe, bo „w miłość” kompletnie nie potrafią. Bezradni jak nastolatki; infantylni idealiści, pragną miłości a jednocześnie się jej boją. To jeden ze skutków parentyfikacji, czyli obarczania dziecka nadmierną odpowiedzialnością.
W sprawie Majki zadzwoniła do mnie znajoma, mentorka kariery.
– Wiesz, dziewczyna nie ma łatwo. Od 3 lat prowadzi biznes ojca, ale w tym temacie wychodzimy już na prostą. Czuję, że jest coś jeszcze. Ostatnio się zakochała, a to już nie moja branża.
Sukcesy zawodowe i sukcesy w miłości nie zawsze idą w parze, bo głowa i serce rzadko kiedy się dogadują.
Kiedy pierwszy raz zobaczyłam Majkę, trudno było mi uwierzyć, że ta, prawie 30-latka zarządza potężną firmą, która właśnie wchodziła na giełdę.
Usiadła przede mną dziewczyna o ognisto rudych włosach w rozciągniętym swetrze, trampkach, z plecakiem.
– Zakochałam się – powiedziała i zarumieniła się jak licealistka. – To już piąty raz w tym roku, ale przysięgam, że tym razem to na śmierć i życie.
Kiedy słuchałam opowieści Majki z przymkniętymi oczami, widziałam przed sobą najwyżej 18-latkę, która przeżywa swoją pierwszą miłość.
– I wiesz, jak zobaczyłam go po raz pierwszy tam, na tym przejściu dla pieszych to wiedziałam, że chcę mieć z nim dzieci. On też na mnie popatrzył, uśmiechnął się. Czułam, że muszę go zatrzymać, bo jeśli mielibyśmy nie zobaczyć się nigdy więcej, chyba bym umarła. Więc upuściłam kluczyki od samochodu, które trzymałam w ręku. On mi je podał i chciał odejść a wtedy wpadłam na… wiem, że to niezbyt mądre, powiedziałam mu, że zepsuł mi się samochód i potrzebuję pomocy.
– W czym potrzebujesz moje pomocy?
– Boję się, że kolejny raz nic z tego nie będzie, że to zepsuję.
– Co takiego robisz, że psujesz związki?
– Ja się do tego nie nadaję – kiedy to powiedziała, jakby nagle obudziła się z zaczarowanego snu: ,,No widzisz, przecież ja się zachowuję jak infantylna idiotka. Wolę nie wiedzieć, co sobie pomyślałaś na mój temat”.
Przyznaję, że nie bardzo wiedziałam co myśleć. Gdybym nie miała informacji o Majce od znajomej mentorki kariery, pewnie pomyślałabym, że rzeczywiście jest przed dwudziestką i przeżywa pierwsze miłosne zauroczenie. Dopytałam od kogo ma do mnie kontakt, bo pomyślałam, że może pomyliłam pacjentki, ale wszystko się zgadzało.
– Nawet ubrałam się dziś tu do ciebie jak wariatka. Ja naprawdę nawet po pracy nie chodzę w trampkach i z plecakiem. Przepraszam.
– A jak się zwykle ubierasz?
– Po pracy chodzę w dżinsach i sweterkach, ale bardziej eleganckich. No i kocham obcasy. Nie pamiętam, kiedy i gdzie ostatnio miałam na nogach te trampki.
– A możesz spróbować sobie przypomnieć? – poprosiłam, bo intuicyjnie czułam, że to ważne.
Kobieta się zamyśliła.
– Wiesz to chyba było 5 lat temu, kiedy tata miał pierwszy zawał. Gdy już wrócił do pracy poprosił, żebym przyszła do niego do biura. Pracowałam wtedy w dużym wydawnictwie, rano miałam spotkanie z jednym z naszych autorów. Byłam w eleganckiej garsonce i w szpilkach. Mogłam jechać od razu do firmy ojca ale… tak jak dziś, z kompletnie niezrozumiałych powodów poczułam, że chcę założyć trampki. Podjechałam do domu i z kartonu na strychu wyciągnęłam te mało wyjściowe buty.
– Co wydarzyło się na spotkaniu z ojcem?
– Zapytał a właściwie poinformował mnie, że chce żebym weszła do zarządu jego firmy.
– I?
– Miałam mu odmówić?
– Pamiętasz co wtedy poczułaś?
Majka spuściła głowę, zauważyłam, że jej dłonie są zaciśnięte w pięści.
To trwało kilka chwil. Następnie wyprostowała się, wstała, poprawiła sweter, który spadał jej z ramienia: „Przepraszam za ten cyrk”.
– To znaczy za co?
– Za te trampki, te ckliwe opowieści o miłości. Niepotrzebnie zajmuję twój czas.
– Rozumiem. Mamy jeszcze czas. Może opowiesz mi o tym jak to się stało, że nie tylko weszłaś do zarządu, ale od 3 lat prowadzisz firmę ojca?
– A o czym tu opowiadać – kobieta wyraźnie posmutniała.
– Wiesz co, mam pomysł. Zapraszam cię na kolejne spotkanie. Jeśli będziesz chciała porozmawiać o firmie, przyjdź w szpilkach, a jeśli o miłości – załóż trampki. Są bardzo fajne i… pasują ci, dzisiaj na pewno.
Majka była środkowym dzieckiem, najstarszy brat niespecjalnie związany był z rodziną. Kiedy się urodził rodzice oddali go na wychowanie do dziadków, bo sami zajęci byli pracą. Dziesięć lat po narodzinach Majki w rodzinie przyszło na świat najmłodsza dziecko – dziewczynka, wcześniak z poważną wadą genetyczną. Matka się załamała, od tamtej pory choruje na depresję. W tym czasie ojciec rozkręcał własną firmę, w domu bywał gościem. Podobnie jak 17-letni brat. Na Majkę spadły obowiązki zajmowania się domem, matką i chorą siostrą.
Dziś nadal czuje się odpowiedzialna za rodzinę, zwłaszcza za matkę i siostrę a od trzech lat, po drugim zawale ojca również za niego i jego firmę.
Na drugie nasze spotkanie przyszła na szpilkach.
– Chyba trudno dźwigać taki ciężar – dom, rodzice, siostra, firma – na tak wysokich obcasach?
– Sugerujesz, że w trampach byłoby mi lżej?
– Na pewno wygodniej.
Na kolejne sesje przychodziła raz w trampkach, innym razem w szpilkach. Powoli budowałam sobie obraz jej osoby, podwójny, pełen sprzeczności.
W pracy była samodzielna, odważna, odpowiedzialna, kompetentna, kontrolująca, jednym słowem – pewna siebie menadżerka. Czułam, że lubi siebie w tej roli. Na sesjach w szpilkach siedziała wyprostowana, pewna siebie, patrzyła mi w oczy. Ale ja wyraźnie czułam, że to tylko połowa prawdy o Majce.
To naturalne, że pełnimy wiele ról życiowych i w każdej jesteśmy inni. Bywa, że w jednej np. zawodowej roli wyrabiamy się na 200%, a w życiowej np. w relacjach – jest znacznie gorzej, na 3 z plusem. Kiedy jednak zdarza się, że którejś z ról nie doświadczyliśmy do końca, ona wraca jak bumerang i to w najmniej odpowiednim czasie.
W oczach Majki wyraźnie widać było tęsknotę za beztroskim czasem nastoletnim. Znając jej historię z łatwością można się domyślić, że nie miała możliwości doświadczyć roli beztroskiej nastolatki. Być może trampki założone na pierwszą rozmowę z ojcem miały symbolicznie ochronić ją przed kolejnym, zbyt dorosłym i zbyt odpowiedzialnym dla niej zadaniem. Niestety, nie udało się. Majka poradziła sobie z tym zadaniem śpiewająco. Podobnie jak z opieką nad matką, chorą siostrą i zajmowaniem się domem. Jednak koszt tego wszystkiego był wysoki. Przede wszystkim nie miała zbyt wielu okazji do nawiązywania miłosnych relacji, choć ostatnio nawiązała ich całkiem sporo, ale wszystkie z krótkim terminem ważności.
W miłości Majka zachowywała się jak rozchwiana emocjonalnie nastolatka; impulsywna, kapryśna, idealizowała partnerów, zakochiwała się w piątej minucie znajomości, a odkochiwała po kwadransie, cierpiąc z rozczarowania.
Bardzo polubiłam tę jej dorosłą część – biznesmenki z teczką i kalendarzem. Ale uwielbiałam również tę rudowłosą dziewczynkę w trampkach i z plecakiem.
Mam świadomość, że w dzisiejszych czasach wielu dwudziestoparolatków ma imponujące CV zawodowe, za to miłosne plasuje się na poziomie 12-latka. Takie czasy. Młodzi najpierw chcą zdobyć pracę, pieniądze, prestiż, a miłość? Przecież każdy potrafi „w miłość”. I tu pojawia się rozczarowanie.
Współczesny świat docenia i czasami przecenia młodych (nad)odpowiedzialnych, którzy od najmłodszych lat potrafią zadbać o swoje finanse, inwestują energię w rozwój zawodowy, zamiast trenować na miłosnych ringach (w myśl błędnego założenia, że to przecież każdy potrafi). W efekcie u wielu młodych dorosła część rozwija się znacznie szybciej od te relacyjnej. W rodzinach brakuje bezpiecznej przestrzeni dla uczuć – nikt nie uczy młodych ludzi, jak rozpoznawać i regulować emocje, jak przeżywać zakochanie czy rozczarowanie.
Na jednej z sesji postanowiłam bardziej przyjrzeć się ciału Majki. Zobaczyłam spięte barki i kark – jakby dźwigała ogromny ciężar odpowiedzialności. Jej brzuch napinał się, ilekroć próbowałyśmy rozmawiać o relacjach czy bliskości. Serce przyspieszało, kiedy opowiadała o stanach zakochania. Kiedy pytałam, czy to mocne i szybkie bicie serca to radość czy lęk, odpowiadała, że wszystkiego po trochu. Jej ciało wyraźnie pokazywało podwójność: silna, mocna, twarda na zewnątrz i miękka, drżąca, niepewna siebie w środku.
Czułam, że ta podwójność kosztuje ją sporo energii. Zastanawiałam się czy i jak można te dwie połówki zintegrować. Czy da się połączyć przedwcześnie dojrzałą kobietę w szpilkach z beztroską nastolatką w trampkach?
Na jednej z sesji (na którą przyszła w szpilkach) zaproponowałam jej ćwiczenie. Poprosiłam, żeby zamknęła oczy i wyobraziła sobie, że naprzeciwko niej siedzi młodsza część jej – nastolatka, która w realności nigdy nie miała szans być beztroska, bezpieczna, radosna.
– Popatrz na nią. Jak wygląda?
– Wcale nie jest taka radosna.
– Ok. Jaka jest?
– Smutna i zawstydzona. Trochę też zła.
– Już ją lubię a ty? Chciałabyś ją o coś zapytać?
– Dlaczego jest smutna?
– Zrób to.
– Dlaczego jesteś smutna?
– I?
– Milczy.
– Może się boi a może nie wie co powiedzieć. Czy możesz coś zrobić, żeby poczuła się bezpiecznie?
Majka zastanawia się długą chwilę, po czym mówi: „Majka, wszystko jest dobrze. Powiedz, czego potrzebujesz?”.
– I?
– Milczy.
– Może potrzebuje większej zachęty.
– Kochana, jestem tu – mówi Majka, a ja dodaję: „Widzę cię, jestem tu dla ciebie”.
Wtedy postać nastolatki odzywa się: „Mam dość, jestem zmęczona. Nie chcę już się nikim opiekować. Chcę, żeby wreszcie ktoś zaopiekował się mną”.
Po tych słowach Majka ma w oczach łzy. Czekam aż będzie gotowa kontynuować ćwiczenie. Pytam: „Co powiedziałaby teraz twoja dorosła część?”
– Nie mazgaj się. Musimy być silne. Kto się wszystkim zajmie jak nie my?
Proszę, żebyśmy w tym miejscu się zatrzymały. Umawiamy się, że do następnej sesji Majka w domu będzie ćwiczyła ten dialog, będzie wcielała się w obydwie role i prowadziła dialog między nimi.
Powiedziała, że to było bardzo trudne. Podczas sesji nie była w stanie zrobić tego ćwiczenia na żywo. Dała mi do przeczytania kartkę, na której rozpisany był dialog.
Część dorosła Majki: „Rozumiem, że to dla ciebie trudne. Pomogę ci. Nie musisz być z tym sama tak jak do tej pory. Dotąd uważałam cię za słabą, infantylną, trochę głupią, czasem wstydziłam się za ciebie. Teraz chcę cię przytulić”.
Na kartce nie ma odpowiedzi nastolatki. Pytam Majkę, co mogłaby odpowiedzieć jej nastoletnia część.
– Że lubi nosić trampki i że szpiki są niewygodne.
– Czy w trampkach można zarządzać firmą?
– Ale ona nie chce zarządzać nikim ani niczym. Ona chce się bawić i… nie bać się miłości.
Na tej sesji wspólnie uznałyśmy, że na ten moment zrobiłyśmy już wszystko, co było do zrobienia. W ramach pogłębiania procesu integracji nastolatki i bizneswoman zaproponowałam, żeby codziennie pod koniec dnia odpowiadała siebie dwa pytania: co dziś zrobiła, bo naprawdę tego chciała a co, bo czuła, że musi, powinna itp.? Wierzę, że kiedyś gdzieś oglądając relację z jakiegoś ważnego spotkania biznesowych zobaczę Majkę w… trampkach.