Jest częścią nas, ewoluującą razem z nami, ale i razem z nami podupadającą, jeśli akurat na takim etapie życia jesteśmy – mówi seksuolog Michał Lew-Starowicz.
Dlaczego seks tak nas kręci?
Psychologowie Cindy Meston i David Buss, naukowcy znani z badań nad ludzką seksualnością, w jednej ze swoich książek wymienili bodajże 237 powodów, dla których uprawiamy seks. Oczywiście nie przytoczę ich tu wszystkich z pamięci, ale te najczęściej wymieniane to m.in. pogłębienie bliskości emocjonalnej, przyjemność zmysłowa, podkreślanie ról w związku, zwiększenie poczucia własnej atrakcyjności, a także poprawa nastroju, zdrowia czy nawet odporności organizmu. Są też powody, które można nazwać negatywnymi, jak próba manipulacji partnerem, wyrażanie wrogości wobec niego… Seks może zaspokajać wszystkie te potrzeby. A to tylko ułamek wspomnianej liczby. I jak tu się nim nie fascynować?!
Seksualność jest jednym z najważniejszych aspektów naszego człowieczeństwa, sferą dotyczącą każdego z nas. Jest też kilka tysięcy osób na świecie, i do tej grupy ja także się zaliczam, których seks fascynuje także od strony naukowej.
No i jest też coraz liczniejsza grupa, która za pomocą seksu chce coś sprzedać (jak choćby, swojego czasu, pewien polski producent trumien).
Nie prowadziłem statystyk, ale sądzę, że nie przesadzę, jeśli powiem, że jakieś 2/3 wszystkich reklam bazuje na skojarzeniach seksualnych. Od kosmetyków po ubrania, jedzenie, blachę falistą czy wycieczki zagraniczne, a na wspomnianych trumnach kończąc. Seks się sprzedaje, bo jak już powiedziałem, jest jednym z najważniejszych aspektów naszego życia. Dlatego nie powinniśmy go zaniedbywać, ale też uważajmy, żeby go nie wyeksploatować.
Jak by pan scharakteryzował zdrowe podejście do seksu?
Jako zachowanie właściwych proporcji. Cieszenie się nim i praktykowanie go w miarę potrzeb. Rozmawianie o nim z partnerem, bo to uchroni nas przed nieporozumieniami czy nawarstwieniem problemów. Z drugiej strony nie powinniśmy dopuścić do sytuacji, gdy coraz więcej o seksie mówimy, a coraz mniej go uprawiamy. Mam tu na myśli pewnego rodzaju otwartość w postawie, sposobie mówienia czy wyglądzie, która sprawia wrażenie ekshibicjonizmu, a tak naprawdę jest przejawem dość ubogiego życia seksualnego, wynikającego z kompleksów, zahamowań czy innych problemów.
Bądźmy otwarci, ale nie popadajmy w skrajności. Można chodzić po domu nago, ale nie trzeba obnażać się z całą swoją fizjologią czy opowiadać wszem wobec o swoich doświadczeniach seksualnych. Dzieciom trzeba także pozwolić na intymność, gdy o to proszą, np. w łazience podczas kąpieli – to kształtuje szacunek wobec ciała i uczy ochrony swoich granic.
W związku dobrze jest uwodzić siebie nawzajem wyglądem, zapachem czy spojrzeniem, ale nie oszukujmy się, małżonkowie, którzy są ze sobą od lat, nie zawsze wyglądają dla siebie pociągająco i odświętnie. Ważne jest, żeby widzieć siebie w różnych odsłonach, ale nie przekraczać granic dobrego smaku. Unikać całkowitego zespolenia z partnerem, ale też nie przedłużać dystansu. I jeszcze jedno słowo w sprawie uwodzenia, coraz częściej mówi się o nim jako o zestawie cech czy zachowań, które gwarantują powodzenie u płci przeciwnej. Takie podejście do uwodzenia jest zadaniowe, sztuczne i plastikowe. Flirt powinien być czymś naturalnym, swobodnym i spontanicznym.
Zwykły, powtarzalny seks może być atrakcyjny?
Ludzie potrzebują powtarzalności, przewidywalności. Daje im to poczucie bezpieczeństwa, ale jeśli pozostaje tylko powtarzalność, to seks staje się monotonny. Nie chodzi o to, by za każdym razem wprowadzać coś nowego, ale raz na jakiś czas – jak najbardziej. To niezwykle ożywia życie seksualne.
Nie ma pan wrażenia, że obraz seksu obecny na billboardach daje fałszywy przekaz, że uprawiają go tylko osoby wyjątkowo atrakcyjne?
To bardzo niebezpieczny przekaz, ale mam wrażenie, że dotyka każdej sfery życia. Niech pani weźmie jakikolwiek kolorowy magazyn – czy w rubrykach o seksie, modzie, urodzie znajdzie pani choć jedno zdjęcie osoby, którą można by nazwać mniej atrakcyjną, normalną? Ten ogólny dyktat u przeciętnego odbiorcy, któremu do ideału wiele brakuje, powoduje blokady i frustracje. Poza tym erotyka z billboardów, poprzez swoje uproszczenie, zabija całą istotę seksualności, w której kryje się harmonia, zadowolenie z siebie, z życia, z seksu.
Tak jakby odkąd seks stał się kwestią publiczną, szeroko omawianą i pokazywaną, przestał być czymś prywatnym.
Ależ seks jest naszą prywatnością! Zawsze odwołuje się do najbardziej osobistych i uwewnętrznianych elementów osobowości. Jest częścią nas wręcz od urodzenia. Naszą seksualność wynosimy z domu, rozwijamy potem przez poszczególne doświadczenia i stosunek do siebie. Seksualność nie jest więc oderwanym bytem.
Lubię powtarzać, że seks jest taki, jacy jesteśmy my. Jest częścią nas, ewoluującą razem z nami, ale i razem z nami podupadającą, jeśli akurat na takim etapie życia jesteśmy.
A jakie mity na temat seksu robią tej sferze najwięcej krzywdy?
W niektórych stereotypach jest trochę prawdy, ale też nie można ich stosować wobec wszystkich. Na przykład ten, że mężczyźni nie lubią rozmawiać o emocjach – owszem, raczej nie lubią, ale nie wszyscy. Gdy do mojego gabinetu przychodzi para, to nie zawsze on jest wycofany, czasem przejmuje cały ciężar konwersacji i dużo o sobie potrafi opowiedzieć.
W sferze seksu narosło wiele mitów, jak choćby te dotyczące męskiej seksualności. „Mężczyźni zawsze myślą o jednym”, „im większy członek, tym większa satysfakcja” itp. – kierują naszą uwagę na sprawność, fizyczną wydolność. Biedni są mężczyźni, którzy biorą je sobie do serca, ale i biedne ich partnerki, które stają się dla nich czymś w rodzaju poligonu doświadczalnego męskości. Są też niezachwiane przekonania, np. „partner, który raz zdradził, na pewno zrobi to ponownie”, „mężczyzn interesuje tylko seks, a kobiety są bardziej emocjonalne” czy „nigdy bym tego nie zrobiła”. Te nieraz prowadzą na manowce. Samo życie najlepiej weryfikuje wszelkie mity i przekonania, zwłaszcza co do tego, do czego jesteśmy zdolni albo nie. Jaką pewność, że dotrzyma obietnicy, może mieć mężczyzna, który zapewnia: „nigdy nie zdradzę żony”, skoro nigdy jeszcze nie miał pokusy i okazji, by zdradzić? O wiele bardziej realnie od „nigdy czegoś nie zrobię” brzmi: „chciałbym i będę się starał, żeby do tego nigdy nie doszło”. Warto mieć w sobie pokorę i otwartość, pracować nad sobą i nad związkiem. Wtedy to nasze wyobrażenie może się spełnić.
Prof. nadzw. dr n. med. Michał Lew-Starowicz: lekarz, specjalista psychiatra, seksuolog, psychoterapeuta, pierwszy w Polsce specjalista medycyny seksualnej (FECSM) afiliowany przez European Union of Medical Specialists. Dyrektor Centrum Terapii Lew-Starowicz.
Artykuł pochodzi z archiwalnego wydania miesięcznika „Sens”.