Mąż, partner, kochanek – czy może być też przyjacielem? Nie ma prostej odpowiedzi, za to masa obiegowych opinii. Czy seks z przyjacielem ma sens? A jeśli tak, to kiedy i komu to wyjdzie na zdrowie – opowiada Katarzyna Miller, psychoterapeutka.
Są kobiety, które twierdzą, że aby utrzymać namiętność, trzeba pokazać się partnerowi w pełnym makijażu i seksownej bieliźnie. Nawet kiedy boli je brzuch i biegają do toalety, to wychodzą ze szminką na ustach i w różowych kapciuszkach na obcasie. Mężczyzna, który z tobą żyje, ma nie rozglądać się za innymi, to nie jest przyjaciel, do którego idziesz w starym dresie nieuczesana.
Jestem przekonana, że facetów bardziej rajcuje spocona, zachwycona życiem kobieta ze zmarszczkami od śmiechu i w dresie niż idealna lalka, która ani głośniej nie krzyknie, ani nawet oczu mocniej nie zamknie, bo jej się rozmaże makijaż. No bo jak z taką się kochać, skoro ona taka sztywna? Prawda jest taka, że przyjaciółka czy nieprzyjaciółka, kobieta albo kręci mężczyznę, bo jest w jego typie, bo go bierze jej zapach, gesty, spontaniczny śmiech, albo nie bierze. A więc problem z seksem i przyjaźnią nie tkwi w tym, w co jesteśmy ubrane i czy pomalowane. Kobiety mówią, że to dla faceta ten makijaż i peniuary, ale one to robią dla siebie. Z powodu swoich kompleksów i gierek, jakie prowadzą ze swoim mężczyzną, manipulacji, jakie uskuteczniają tymi rekwizytami i maskami. Nie wiem, czy łatwo im się w ogóle przyjaźnić. Takie są sztuczne i upozowane. Tak im zależy, żeby zawsze dobrze wypaść, że raczej potrzebują widowni.
Nie ma przyjaźni z mężczyzną, z którym żyjesz, bo mówienie mu o menstruacji czy długach to zimny prysznic i początek końca. A więc przyjaźń z partnerem życiowym i kochankiem, trzy w jednym, związek z przyjacielem zdaniem psychologii nie jest możliwy?
Możliwe jest wszystko, nawet to, co nie śniło się filozofom. Jeśli oboje – i ona, i on – byliby pełni dobrej energii, mieliby rozwinięte i wolne od kompleksów i zakazów libido, gdyby lubili samych siebie i tę drugą połowę, to czemu nie mogliby żyć na zasadzie trzy w jednym? Jest moim zdaniem tylko jeden szkopuł, ale za to dużego kalibru. Otóż jest naprawdę bardzo, ale to bardzo niewielu ludzi, którzy wszystkie sfery życia, a więc i emocje, i intelekt, i libido, mają zrównoważone, harmonijne. Potrzeby i umiejętności także. Bo też aby taki wszechstronny układ był możliwy, ludzie muszą naprawdę umieć porozumiewać się ze sobą. Ale choć ciągle o tym piszemy, to kto tak naprawdę umie słuchać i słyszy?! Trzeba ćwiczyć. A jeszcze trzeba by tu dobrze się rozumieć. Czyli jest to możliwe, ale mało realne.
Jednak albo przyjaźń, albo seks? Z przyjaciółką to może nie wyjść?
Tak jest, że jednym udają się w życiu wszystkie możliwe wersje bycia z ludźmi, a innym żadna. A więc są tacy, którzy po seksie z przyjacielem dalej będą przyjaciółmi albo zostaną kochankami, albo pójdą do ołtarza i będą żyli długo i szczęśliwie. Zależy, czego będą chcieli. Ale są i tacy, którzy zawsze zrobią coś nie tak. I pytają: „Czy to się da, żeby przyjaciele uprawiali seks, a nawet byli razem?”. No i co im powiedzieć? Jakąś odpowiedzią jest kultowy film „Kiedy Harry poznał Sally” z Meg Ryan i Billym Crystalem, jeśli ktoś nie widział czy nie pamięta, warto obejrzeć. Bohaterowie byli właśnie kumplami, latami opowiadali sobie o swoich narzeczonych i kochankach, coraz bardziej zmęczeni i zniesmaczeni tym, kogo i jak spotykają w swoim życiu. I po latach dopiero olśniło ich nagle, że przecież to oni sami dobrze do siebie pasują. Przyjrzeli się sobie: „O rany! Jest więc ktoś, kto mnie zna, lubi, akceptuje taką, jaka jestem, takim, jaki jestem!”.
Znam taką parę, oni naprawdę dobrze się mają. Latami się przyjaźnili, nim zdecydowali się zejść. Mają dwoje dzieci, dom. Biegają razem, jedzą zdrową żywność itd. Pasują do siebie z każdej strony.
No właśnie, bo i my tak czasem rozglądamy się dookoła siebie i nagle widzimy: „Przecież jest on! Jest ona!”. No, to hop do łóżka. I bywa jak w tym filmie… Bo może być super, bo znamy się, bo lubimy, bo akceptujemy, bo ufamy sobie. Seks z przyjacielem ma plusy – sprawdzone zaufanie do niego. A dla kobiety to duży plus. Bo przyjaciel nie oceni, nie odrzuci, nie obśmieje. On się na mnie zgadza! Na taką właśnie mnie, i najlepiej wie, jaka jestem. Nie grozi takiej parze też, że wyjdzie szydło z worka, nie grozi im to niemiłe zaskoczenie, że jednak on lub ona jest inny, inna, niż się nam wydawało, kiedy pod wpływem urody czy inteligencji wylądowaliśmy w łóżku, a potem we wspólnym życiu. Nie ma takiego ryzyka, bo się znamy jak łyse konie… I jeśli uda nam się zbudować związek, to kiedy będzie po namiętności, zostanie nam bliska relacja, bo jest przyjaźń. Związek przetrwa, bo został zbudowany nie na namiętności. I często ludzie na tym pójściu do łóżka z przyjacielem, którego znali od lat, wygrywali trwały jak opoka związek, w którym oboje się lubią, szanują, znają.
Wariant optymistyczny mamy więc i dla tych, którzy chcą stałego związku z przyjacielem. Jest światełko w tunelu, ale sądząc po twojej minie, niewielkie i daleko.
Jest, o ile cenimy nade wszystko spokój, jeśli cenimy i pożądamy tego, by wiedzieć, co będzie jutro rano i w następne ranki. Jeśli cenimy pewność, to trafiony! Ale nawet wówczas jest pewien cień na tym obrazku. W tym wariancie szczęścia we dwoje zazwyczaj seks nie jest zbyt częsty i na pewno nie on klei tę parę. Na początku to może wypalić, bo co prawda znacie się jak bliźniaki jednojajowe, ale oto nagle odsłaniasz się mu w całkiem nowym i nieznanym wydaniu – jako kochanki przecież on cię nie zna. I ty jego jako kochanka też nie. Jesteście więc dla siebie ci sami, ale nie tacy sami. Rodzi się więc ciekawość, a razem z nią pożądanie. Ale potem… Niektóre pary mogą się okazać cudownie dobrane i ucieszyć się, że odkryły także i swoją seksualną kompatybilność, ale większość nie przypadkiem nie zapałała do siebie przedtem pożądaniem, tylko sympatią. By przetrwał seks, trzeba się nagłowić, bo on tak sam z siebie nie zawsze będzie się tobą podniecał, a tobie na jego widok nie będą miękły nogi... Przyjaźń to całkiem inny tryb bycia razem niż ten wariant, jaki mają kochankowie.
Trzeba się nagłowić, by ten ogień między parą przyjaciół podtrzymać, czyli romans z przyjacielem jest możliwy. Tylko jak to zrobić?
Nie przesadzałabym z wymaganiem aż ognia. Ogień to w ogóle rzecz niepowszechna. Ale jeśli chcesz być pożądana, to pamiętaj, że upragniona dama powinna zachowywać lekki dystans – znikać w swoim pokoju. Przechadzać się czasem do kuchni, i to raczej po szklankę wody niż kubek rosołu. Patrzeć może taka dama czasem niewidzącymi oczami, tak by on przeczuwał, jaka jest tajemnicza, i żeby zapragnął tę jej tajemnicę poznać. Najlepiej, gdyby ona była artystką, która zamyka się w pracowni na dwa tygodnie. I potem nagle pojawia się z całkiem inną energią, tematami, doświadczeniami. Jak nowa. Jeśli nie jest artystką, może jeździć w delegacje. I gdy trzyma w ręce bilet w tamtą stronę, to jako blondynka. A gdy wraca do domu, to już jest brunetką. Blondynkę to on znał na wylot. Lubił i szanował, ale nie pożądał, bo nie widział już w niej nic do odkrycia, do poznania. Ale brunetka to coś nowego! Jak widzisz, żartuję sobie nieco wokół starego jak świat tematu, dotąd nierozwiązanego ani przez praktyków, ani przez naukowców. Bo jeden będzie ją lubił tajemniczą, a inny otwartą, i niby skąd mamy to wiedzieć? Trzeba sprawdzać w praniu, kiedy na nas najgoręcej reaguje. A, i nie chodzi o to, żeby być tylko taką, która jemu się podoba. Bo i sobie, prawda? Zresztą on też powinien być mniej dostępny niż para kapci, które zawsze stoją w przedpokoju. Lepiej gdy ma swoje sprawy i też znika, i pojawia się jak sen złoty. Musi więc być między nimi dystans fizyczny, emocjonalny i czasowy, bo to on rodzi pożądanie. Kiedy jesteśmy wciąż blisko, wciąż razem i tacy sami, to zapomnijmy o seksie...
Trzeba by to szaleństwo kultywować planowo?!
No, chyba że ktoś ma takiego hyzia, że mu tak samo wychodzi. Ale wtedy ta druga połowa musi to kupować, a nie myśleć: „O Matko Boska! Nie wiem, co mnie czeka, jak wrócę do domu. Nigdy nie wiadomo, co jej do tego rudego łba strzeli!”. Nie każda zniesie takiego znikającego i podlegającego permanentnej metamorfozie partnera-przyjaciela-kochanka. Niejeden powie: „Dość tego, że wyjeżdża blondynka, a wraca brunetka”. Ha! Ale jeśli ktoś tego nie chce, a lubi seks, to ma kłopot, bo właśnie wytrącenia z normalności generują pożądanie. Przypominam, że jednak ludziom znacznie częściej zależy na bezpieczeństwie.
Trzeba się dobrać, wybacz banał. Ale może gdy jesteśmy przyjaciółmi, to łatwiej nam się dopasować?
Ilu masz przyjaciół, których kochasz, ale myślisz: „Gdybym była jego kobietą, to bym mu łeb urwała”? Ale jak się spotykacie raz na dwa tygodnie, to kochasz go bardzo, wszystko rozumiesz, akceptujesz, nie oceniasz. Właśnie! To jest istotna różnica między przyjacielem a partnerem. Przyjaciel daje bezwarunkową miłość i akceptację. Jak jest ci smutno, bo ktoś cię źle potraktował, to przyjaciel pocieszy i zrozumie. Nie będzie pouczał i marudził, że ty znów… Ale jak tobie smutno z powodu partnera-kochanka, którym jest przyjaciel, to robi się pod górkę. Przyjaciel-mąż może wtedy powiedzieć: „Może i jestem wredny, ale ty też nie jesteś miód! Potrafisz walnąć jak łopatą, i to w podbrzusze!”. No i widzisz, czy to nadal jest przyjaźń? Dlatego ja bym powiedziała: jeśli chcesz zachować przyjaciela, to nie właź z nim do łóżka i nie idź pod rękę do urzędu stanu cywilnego.
Czasem jednak nie chodzi o związek z przyjacielem, tylko o seks. Czy wtedy warto skorzystać z oferty, jaką daje przyjaciel jako pogotowie seksualne?
To niby prostsze, ale niestety, nie jak jesteśmy singlami. Bo wtedy po seksie możemy od razu zacząć o nim myśleć, tęsknić za nim, czekać na niego i oczekiwać, żeby on się zaczął deklarować jako nasz partner. Czyli był blisko, często i bez innych pań. A tymczasem ten przyjaciel-kochanek lubi być sam i dlatego z nikim nie jest. Albo ma inne kobiety i tak też lubi, o czym ty zresztą wiesz, ale zaczynasz coś kombinować, żeby go zmienić, i już po przyjaźni! Zaczynasz za nim latać, czegoś tam oczekiwać, i klops. Żaden facet tego nie lubi. Przyjaźń to, powtórzę: miłość bezwarunkowa, ale raz na jakiś czas. Miłość partnerska to miłość warunkowa, ale za to serwowana cały czas. Inaczej też lubimy być razem z przyjacielem, możesz na przykład pomilczeć w filharmonii, ale w życiu tam nie pójdziesz z ukochanym, bo to nie ta energia. Albo odwrotnie: z mężem pomilczysz w filharmonii, a z przyjacielem szkoda na to czasu, bo trzeba się nagadać. Jest coś, co nazywamy pokrewieństwem dusz. Sprawdzamy się bardziej jako przyjaciele albo jako kochankowie, albo jako partnerzy. Nie zawsze to pokrewieństwo dusz to gwarancja, że uda się inaczej być razem, czyli tak, jak my byśmy sobie życzyli. Dlatego jeśli jeden wariant nie wypali, warto spróbować innego.