1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Spotkania
  4. >
  5. Toni Collette: „Myślę, że robienie takiego kina, które pozwala nam się oderwać od codzienności, jest ważne”

Toni Collette: „Myślę, że robienie takiego kina, które pozwala nam się oderwać od codzienności, jest ważne”

Toni Collette (Fot. Taylor Jewell/Invision/Ap/East News)
Toni Collette (Fot. Taylor Jewell/Invision/Ap/East News)
Kiedy Toni Collette przekonała się, że jej ciało nie rozpoznaje, czy traumatyczne sytuacje, w których bierze udział, są odgrywane, czy dzieją się naprawdę, postanowiła odpocząć od trudnego emocjonalnie kina. Dzięki temu powstała zwariowana komedia „Mafia Mamma”. Film gangsterski, a jednocześnie superkobieca historia.

Ostatnio widzieliśmy Cię w kilku filmach na ważne i poważne tematy. A teraz pojawiasz się w lekkiej, feministycznej komedii o kobietach, które rządzą mafią. Celowo wybierasz kontrastowe role?
Akurat oferta zagrania w „Mafia Mamma” przyszła do mnie w samym środku pandemii, kiedy nastroje mieliśmy raczej minorowe. Wzięłam się do lektury scenariusza i już po kilku chwilach śmiałam się w głos. Poczułam się zrelaksowana i spokojna. Myślę, że robienie takiego kina, które pozwala nam się oderwać od codzienności, jest ważne. Że powinno się też dostarczać widzom okazji do zapominania o codziennych kłopotach.

Czy praca przy takich filmach jest zwykle dla Was, ekipy, równie relaksująca? Jak to wygląda na etapie kręcenia zdjęć?
Czasami po prostu chciałabym wejść na plan i mieć czystą frajdę, dobrze się bawić. Nie musieć grzebać w moich najtrudniejszych emocjach, tylko się powygłupiać. „Mafia Mamma” mi na to pozwoliła. Okazało się, że była to bezapelacyjnie moja najfajniejsza aktorska praca. Na premierze filmu widzowie mogli myśleć, że jestem bezkrytycznie w sobie zakochana, bo w czasie seansu niemal non stop śmiałam się na całe gardło. Zwykle kiedy widzę się na ekranie, skupiam się na wychwytywaniu tego, co mi się udało, i tego, co mogłam zrobić lepiej. A teraz wracały do mnie wspomnienia z planu i nie mogłam powstrzymać ataków śmiechu.

Co się działo na planie?
Między Monicą Bellucci a mną była świetna chemia. W wielu momentach improwizowałyśmy i pozwalałyśmy sobie naprawdę na wiele. Pamiętam, jak kręciłyśmy scenę, w której – nie chcę zdradzać zbyt dużo – nasze bohaterki mają zasnąć obok siebie w łóżku. Doznałyśmy z Monicą nagle przypływu weny i zaczęłyśmy się wygłupiać tak bardzo, że ta niewinna scena przerodziła się w bardzo wyzywającą i seksowną grę między naszymi bohaterkami. Rzadko możesz sobie pozwolić na coś takiego w stosunku do osoby, z którą grasz. My jednak miałyśmy wobec siebie tyle zaufania i śmiałości, że wyszło nam to zupełnie naturalnie.

Kręciliście we Włoszech, czy Monica pokazywała Ci swoją ojczyznę od strony, której nie znałaś?
Jestem raczej typem samotniczki – codziennie nastawiałam budzik w okolicach świtu i zrywałam się z łóżka, żeby mieć Rzym tylko dla siebie. Uwielbiałam chodzić pustymi ulicami i patrzeć na te wszystkie wspaniałe zabytki, nigdy nie miałam tego dość. Kocham Włochy, latam tam na wakacje bardzo często, ale takiego komfortu doświadczania stolicy jeszcze nie miałam. Tak, Monica dbała o to, żebym poznawała włoską kulturę – zabierała mnie na najlepsze włoskie makarony, przepyszne wino i żartowała, że w głębi duszy muszę być Włoszką. Kazała mi się komunikować po włosku z tymi wszystkimi pięknymi mężczyznami, którzy nas otaczali. I uczyli mnie tańczyć! Po jakimś czasie opanowałam ruchy najpopularniejszych układów. Pod kątem estetyki i rozrywki naprawdę nie mogłam na nic narzekać! (śmiech)

Rozumiem, że mogłaś sobie pozwolić na poranne ucieczki od ekipy, w końcu zagrałaś nie tylko główną rolę, ale jesteś też producentką „Mafia Mammy”.
Pierwszy raz w swojej karierze połączyłam te funkcje. I jako producentka bardzo dużo się nauczyłam. Nie zliczę rozmów, które przeprowadziłam z ludźmi z wytwórni, którzy chcieli wyciąć jedną scenę – tę, w której mafia chce zgwałcić, a potem zabić moją bohaterkę. Nie mogłam pojąć, jak ktoś może chcieć ją usuwać, skoro to ona dodaje filmowi realizmu. I pozwala też zrozumieć coś ważnego o mojej postaci.

Co takiego?
Moja bohaterka dopiero w tej scenie zaczyna o siebie walczyć. To w sytuacji zagrożenia zdaje sobie sprawę, że jest silną osobą. Konfrontacja sprawia, że przestaje być bierna, zaczyna stawać naprzeciwko tych, którzy próbują ją upokorzyć. To naprawdę ważny moment w filmie. Ostatecznie udało się tę scenę zachować – wytwórnia skapitulowała przed moimi argumentami. Ale wkurza mnie, że w kinie jest tyle przemocy i nikt nie ma z tym problemu, dopóki dotyczy ona mężczyzn. Kiedy pojawia się kobieta, która musi się bronić, nagle odzywają się stróże moralności.

Kobieta, której grozi gwałt – w „Mafii Mammie”. Albo kobieta rozpaczająca po stracie bliskiej osoby – w „Dziedzictwie. Hereditary”. Musisz odreagować role postaci w tak trudnej sytuacji?
Ludzie często pytają mnie, czy zabieram ze sobą moje bohaterki do domu. Przez długi czas te pytania wydawały mi się nieco dziwne, bo przecież pracuję na planie, a nie w domu. A jednak muszę Ci powiedzieć, że kiedy zagrałam w poprzednim filmie Catherine Hardwicke, „Już za tobą tęsknię”, coś się we mnie zmieniło. Wcieliłam się w postać, która umiera na raka piersi. I półtora roku po zejściu z planu nadal o niej myślałam. Kiedy się na tym łapałam, zaczęłam sobie uświadamiać, że coś jest jednak nie tak. Próbowałam szukać wyjścia z tej sytuacji.

Toni Collette z Monicą Bellucci w filmie „Mafia Mamma” (Fot. Fabrizio Di Giulio/materiały prasowe) Toni Collette z Monicą Bellucci w filmie „Mafia Mamma” (Fot. Fabrizio Di Giulio/materiały prasowe)

Znalazłaś?
Czytałam sporo o badaniach poświęconych działaniu naszego organizmu. Z książek na ten temat dowiedziałam się, że nasze ciało nie rozpoznaje, czy emocjonalne sytuacje, w których brało udział, były fikcją, czy wydarzyły się naprawdę. Kiedy pracuję, muszę połączyć swoje emocje z emocjami postaci, żeby odczuwać to, co ona. Ja wiem, że tylko wcielam się w postać, ale moje ciało o tym nie wie. Wtedy uświadomiłam sobie, że mój organizm nosi w sobie nie moje wspomnienia i nie moje doświadczenia. Obiecałam sobie, że dopóki nie wykształcę w sobie odpowiednich mechanizmów obronnych, będę przyjmowała tylko lżejsze role.

Kiedy dostałam telefon z propozycją wzięcia udziału w filmie „Dziedzictwo. Hereditary”, nie chciałam nawet czytać scenariusza. Ale ludzie z mojego otoczenia bardzo mnie do tego zachęcali. Ostatecznie przeczytałam tekst i już wiedziałam, że tę robotę wezmę, choć nie pasowała do moich postanowień. No i zagrałam najtrudniejszą rolę w swojej karierze.

Czułaś się z nią bezpiecznie?
Bardzo dbałam o to, żeby nie skrzywdzić siebie, kiedy ją odkrywałam. Po zdjęciach skupiałam się na swoich przeżyciach, a nie na tym, przez co przechodzi moja bohaterka. Rozpieszczałam się, sprawiałam sobie dużo małych przyjemności. Właśnie praca przy tamtym filmie nauczyła mnie, jak powinnam o siebie dbać jako aktorka. Rozmawiałyśmy o tym z Monicą Bellucci. Opowiadała mi, że na planie filmu „Nieodwracalne”, w którym zagrała realistyczną scenę gwałtu, dostała od kostiumografki przepiękną sukienkę. Bardzo się ucieszyła, że będzie mogła ją zabrać do domu. Ale po skończeniu filmu nie była w stanie na nią patrzeć. Wiedziała oczywiście, że wszystko, co zagrała przed kamerą, jest fikcją, ale mimo to jej ciało nie było w stanie odciąć się od negatywnych skojarzeń z tym strojem.

Mówiłaś, że nie dostawałaś zbyt często komediowych ról, ale publiczność pokochała Cię właśnie za komedię. To dzięki roli w „Weselu Muriel” stałaś się sławna na całym świecie.
Tak, wszystko zmieniło się w moim życiu w ciągu kilku tygodni. A grałam od dawna. Pochodzę z australijskiej klasy robotniczej i zaczęło się od tego, że kiedy byłam nastolatką, z nudów oglądałam musicale w telewizji. I kiedy dostałam okazję, żeby stanąć na scenie, natychmiast wiedziałam, że chcę robić już tylko to. Poszłam do szkoły aktorskiej w Sydney, ale występowałam głównie na scenie. Aż tu nagle dostałam angaż do „Wesela Muriel” – to był mój drugi film w życiu. Niespodziewanie osiągnął taki sukces, że z dnia na dzień zaczęłam żyć w samolotach. Latałam po całym świecie na spotkania z dziennikarzami, dostałam nominację do Złotego Globu. Trudno mi było w to wszystko uwierzyć.

Zastanawiam się, czy taki film jak „Wesele Muriel” mógłby powstać dzisiaj, w czasach, kiedy tak bardzo uważamy, żeby broń Boże nikogo nie urazić.
Trudno powiedzieć, ostatnio głowiłam się nad ograniczeniami, które nakłada na nas polityczna poprawność, kiedy kręciliśmy właśnie „Mafię Mammę”. Jest tam jednak sporo zabawy stereotypami na temat Włochów. My, ekipa, wiemy, że nie chcemy nikogo urazić, tylko stworzyć zabawny obraz pewnej grupy ludzi. No ale nie można mieć pewności, że to nie zostanie odebrane inaczej. Uspokoiłam się dopiero po premierze, kiedy włoscy widzowie wypowiadali się na temat filmu bardzo pozytywnie. Wierzę, że jeśli ma się dobre intencje i nie chce się nikogo obrazić, to tego rodzaju żarty są akceptowane.

W Waszym filmie odbieracie mężczyznom zawłaszczony przez nich gatunek – film gangsterski. I dzielicie się nim z kobietami.
To było dla mnie bardzo ważne. Dorastałam w świecie pełnym nierówności. Rzeczywistość nareszcie zaczyna się zmieniać i to ogromny przywilej pracować przy projektach, które choć w minimalny sposób dokładają cegiełkę do walki o równość. Chcę, żeby moja córka oglądała na ekranie historie, które udowadniają, że można zmieniać świat na lepsze. Bo kiedy ja sama dorastałam, nie miałam do tego zbyt wielu okazji . Chcę, żeby z nią było inaczej. Czy uwierzysz, że w Australii dzienniki dopiero niedawno przestały zamieszczać na trzeciej stronie zdjęcia roznegliżowanych modelek? Cieszę się, że to, co dla mnie było konieczną codziennością, dla mojej córki już nią nie będzie.

A w swoim najbliższym otoczeniu miałaś kobiety, które były dla Ciebie wzorem niezależności?
Moja babcia Norma Ruby była taką osobą. Zawsze mnie rozumiała i wspierała, niezależnie od tego, co sobie wymyśliłam. To dzięki niej nie czułam się dziwaczką czy wyrzutkiem. Starała się mnie rozumieć i zachęcała, żebym się rozwijała w tym, co mnie interesuje. Za jej sprawą do dziś uważam, że drugą najważniejszą rzeczą obok miłości jest właśnie zrozumienie.

Toni Colette (rocznik 1972), australijska aktorka znana z ról w takich filmach, jak „Szósty zmysł”, „Godziny”, „Mała Miss” czy „Dziedzictwo. Hereditary”. Za rolę w serialu „Wszystkie wcielenia Tary” dostała Złoty Glob. Ostatnio partnerowała Colinowi Firthowi w serialu „Schody” i zagrała w serialu „Siła”, ekranizacji feministycznej powieści dystopijnej.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze