1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Spotkania
  4. >
  5. W imię siostrzeństwa. O filmie „Moja zbrodnia” rozmawiamy z François Ozonem i Nadią Tereszkiewicz

W imię siostrzeństwa. O filmie „Moja zbrodnia” rozmawiamy z François Ozonem i Nadią Tereszkiewicz

François Ozon i Nadia Tereszkiewicz na planie filmu „Moja Zbrodnia” (Fot. Aurora Films)
François Ozon i Nadia Tereszkiewicz na planie filmu „Moja Zbrodnia” (Fot. Aurora Films)
Uważam, że komedie wbrew pozorom są dużo skuteczniejszym narzędziem do przekazania ważnych treści, czy to politycznych, czy feministycznych – mówi reżyser François Ozon. Z okazji premiery jego najnowszego filmu rozmawiamy z nim i z odtwórczynią głównej roli Nadią Tereszkiewicz.

„Moja zbrodnia” to ostatnia część trylogii po „8 kobietach” i „Żonie doskonałej”. A jednak bohaterki twojego najnowszego filmu bardzo różnią się od swoich poprzedniczek. Dekonstrukcja kobiecej rywalizacji wydaje się ważnym tematem „Mojej zbrodni”.
François Ozon: „8 kobiet” to film o odrzuceniu patriarchatu. Kiedy jedyny mężczyzna w domu popełnia samobójstwo, kobiety zostają same. „Żona doskonała” opowiadała o nadejściu matriarchatu, z kolei w „Mojej zbrodni” skupiam się na siostrzeństwie. Myślę , że to bardzo rezonuje z tym, co obecnie dzieje się w ruchach feministycznych na świecie. Kobiety chyba wreszcie zrozumiały, że aby bronić swoich praw i żeby walczyć, muszą się zjednoczyć i wzajemnie się wspierać.

Nadia Tereszkiewicz: Zwróć uwagę, że w filmie pojawia się sugestia, że moja bohaterka Madeleine i jej przyjaciółka Pauline są być może lesbijkami. Ważniejsza jest ta o dwuznaczność, tajemnica niż stwierdzenie faktu. Chodziło o pokazanie, że siostrzeństwo czy solidarność kobiet nie muszą być oparte na relacji seksualnej.

François, dlaczego tak uważnie przyglądasz się kobiecym bohaterkom i temu, co je łączy?
F.O.: Uważam, że postaci kobiece są o niebo ciekawsze niż męskie. Ponieważ są z góry na przegranej pozycji, muszą walczyć o to, by zaistnieć. Mężczyźnie wystarczy właściwie, że się urodzi.

Wszystko, o czym mówicie, brzmi bardzo serio, tymczasem „Moja zbrodnia” ma lekką, komediową formę.
N.T.: Dzięki temu, że akcja filmu dzieje się w latach 30., można było zrobić z niego komedię. Gdyby tę samą historię wrzucić we współczesne realia, nie byłoby to wcale zabawne. Wiele rzeczy wcale tak bardzo się nie zestarzało, niestety. Moja postać dopiero w momencie, w którym z powodu tajemniczego morderstwa trafia do sądu i na pierwsze strony gazet, zaczyna czuć, że jest słuchana. Zdobywa władzę potrzebną nie tylko do tego, żeby wyzwolić się ze swojego położenia, ale i do tego, żeby zmienić sytuację kobiet.

F.O.: Zależało mi na tym, by ten film był komedią, ponieważ uważam, że komedie wbrew pozorom są dużo skuteczniejszym narzędziem do przekazania ważnych treści – czy to politycznych, czy feministycznych.
Ważne było też dla mnie to, by znaleźć dwie młode aktorki, które są naprawdę bardzo zdolne, bo to dwie główne postaci, które na swoich barkach niosą cały film. I wydaje mi się, że zatrudniłem dwie najlepsze aktorki swojego pokolenia we Francji. Rebecca Marder, grająca Pauline, ma za sobą siedem lat pracy w Comédie-Française, co było przydatne do jej roli o tyle, że gra prawniczkę, broniącą przed sądem przyjaciółkę. A prawniczka wygłaszająca przemowę przed sądem jest jak aktorka na scenie. Nadia nie miała teatralnego backgroundu, ale proszę pamiętać, że jej postać nie jest na początku filmu dobrą aktorką. Ona dopiero staje się perfekcyjna dzięki temu, co się jej przydarza, dzięki procesowi. Jej postać nabiera szlifów wraz z rozwojem akcji.

Historia kobiety oskarżonej o zamordowanie producenta gwałciciela przywołuje na myśl przypadek Harveya Weinsteina. Czy ten wątek to coś w rodzaju symbolicznego morderstwa kogoś, kto zadał kobietom tyle cierpienia?
F.O.: W oryginalnej sztuce osoba, która zostaje zabita, nie jest producentem filmowym, ta zmiana była więc celowym zabiegiem. Chciałem nakręcić film o aktorce, a w świecie filmu to producent jest osobą, która ma największą władzę, jest wręcz jej symbolem. Jak wiemy, w odróżnieniu od bohatera filmu, Harvey Weinstein nadal żyje, ale został osądzony i odsiaduje wyrok w więzieniu.

N.T.: Warto dodać, że dzisiaj w świecie po #MeToo sztuka, która była tu punktem wyjścia, zostałaby uznana za bardzo mizoginistyczną, na szczęście François mocno ją przerobił. Wrzucił do niej choćby wspomniany wątek siostrzeństwa. Oryginalnie Odette – pojawiająca się nagle nieco przygasła gwiazda niemego kina – była mężczyzną, wcale nie aktorem, a Madeleine nie miała przyjaciółki prawniczki – jej adwokatem został mąż Pauline. Oczywiście inspiracja Weinsteinem nasuwa się sama, ale to raczej Weinstein z lat 30.

François, a jak to było znów pracować z Isabelle Huppert po tylu latach, które upłynęły od nakręcenia „8 kobiet”?
Isabelle jest aktorką, którą bardzo lubię i podziwiam. To była olbrzymia przyjemność spotkać się z nią znowu na planie. Kiedy zaproponowałem jej postać Odette, początkowo nie była zachwycona, że jej bohaterka pojawia się dopiero w drugiej części filmu. Powiedziałem jej: „Nie martw się, jak tylko wejdziesz, wszyscy będą patrzyli wyłącznie na ciebie”.

Jej Odette przypomniała mi Sarah Bernhardt, wspaniałą, legendarną francuską aktorkę teatralną.
Postać nie jest inspirowana samą Bernhardt, ale jej image’em już tak. Razem z kostiumografką wpadliśmy na pomysł, że jej stylizacje dramatyczne będą ciekawe dla Isabelle, bo Odette to kobieta, która cały czas żyje w roku 1900, mimo że akcja filmu rozgrywa się w roku 1934. To postać, która ciągle gra, nie wychodzi ani na chwilę z roli, zawsze jest na scenie.

Nadio, kiedy spotkałyśmy się w Cannes dwa lata temu, powiedziałaś, że marzysz o podróży do Polski. Że chcesz poczuć lepiej ducha tego kraju, który jest ci bliski z uwagi na pochodzenie twojego dziadka. Dziś spotykamy się w Warszawie. Jak wrażenia?
Przyleciałam do Polski wczoraj w nocy i jeszcze nie miałam zbyt wiele czasu, żeby zwiedzić Warszawę, ale nadrobię to jutro. Mam o Polsce wiele wyobrażeń związanych ze sztuką, kinem czy muzyką Chopina, natomiast niewiele wiem o samym kraju.

Ujęło mnie, kiedy wspomniałaś, że podczas oglądania „Zimnej wojny” Pawła Pawlikowskiego popłakałaś się, co ci się raczej nie zdarza. Poczułaś wtedy, że twoja dusza jest po części polska.
Urodziłam się we Francji, ale moja mama pochodzi z Finlandii, no a dziadek z Polski, stąd pewnie moja większa podatność na polskie klimaty. Tak czy inaczej, Paweł Pawlikowski jest jednym z moich najbardziej ukochanych reżyserów. Uwielbiam także jego „Idę”. W „Zimnej wojnie” wzruszyła mnie zarówno sama historia miłosna, jak i jej tragizm. Są w tym filmie poezja i melancholia, romantyzm i czyste piękno kina. To wszystko silnie przemawia do mojej wrażliwości i serca. Poza tym jestem zafascynowana Joanną Kulig i jej fenomenalnym aktorstwem. Wydaje mi się, że Polacy są o wiele bardziej uduchowieni niż Francuzi. Być może ma to związek z wciąż silną tutaj wiarą katolicką, ale to także mnie porusza i sprawia, że czuję silny związek z polskością.

Twój dziadek wie, że jesteś tu teraz?
O tak! Wie, że przyjechałam tutaj promować film i jest ze mnie dumny. Pokażę mu wywiady, jakich udzieliłam polskim mediom. Chciałabym mieć więcej czasu i móc przyjechać do Polski na dłużej, żeby poduczyć się polskiego. Najlepiej za sprawą jakiegoś projektu filmowego. Niedawno w ten sposób nauczyłam się kilku zwrotów i bardzo podstawowej komunikacji po arabsku oraz po hiszpańsku, kiedy kręciłam film w Chile. A już największym moim marzeniem byłoby zagrać u Pawła Pawlikowskiego. I jeszcze u Jana Komasy – widziałam jego „Boże Ciało” i myślę, że z tym reżyserem też mogłabym i chciałabym współpracować.

François Ozon, reżyser nagradzany m.in. za filmy „8 kobiet”, „Żona doskonała”, „U niej w domu” czy „Dzięki Bogu”

Nadia Tereszkiewicz, aktorka znana z ról w „Tylko zwierzęta nie błądzą”, „Les Amandiers”, „Babysitter”

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze