Czego oczy nie widzą, tego z ruchu warg nie odczytasz. W niedawnym wywiadzie Cate Blanchett zasugerowała, że najważniejsze hollywoodzkie wydarzenia powinny odbywać się za zamkniętymi drzwiami. Dzięki temu zaproszeni goście mogliby poczuć się swobodniej i zapomnieć o medialnej presji.
Oscary tracą widzów, ale nie wszystkim zależy na wyższej oglądalności
Organizatorzy wielkich gal wręczania filmowych i serialowych nagród zaciekle walczą o uwagę widzów. Niestety dane o oglądalności sugerują, że rozbuchane widowiska bawią dziś mniej osób niż jeszcze kilka lat temu. Za przykład weźmy Oscary. W 1998 roku aż 57 milionów Amerykanów z zapartym tchem obserwowało, jak „Titanic” zdobywa rekordowe 11 statuetek. Zeszłoroczną ceremonię, na której doszło do kulminacji rywalizacji „Barbie” i „Oppenheimera”, na żywo śledziło już tylko 19,5 miliona mieszkańców Stanów Zjednoczonych. Mimo że rok 2025 obfitował zarówno w przeboje boxoffice’u, takie jak „Wicked” czy „Diuna: Część druga”, jak i w kontrowersje wokół „Emilii Pérez” czy współpracującej z kremlowską machiną propagandową obsady „Anory”, to i tak nie przyniósł pożądanych wzrostów. Aby poprawić sytuację, chwytano się różnych sztuczek mających ograniczyć czas antenowy – od ogłaszania laureatów kilku kategorii przed oficjalnym startem uroczystości, aż po wykreślenie z programu wykonań nominowanych piosenek. Pierwszy pomysł został źle przyjęty w artystycznym środowisku, drugi nieco rozczarował fanów.
Tymczasem Cate Blanchett podzieliła się przemyśleniami, że branży na lepsze wyszłaby… całkowita rezygnacja z telewizyjnych transmisji. Zdaniem aktorki bez udziału kamer można by uniknąć wielu niepotrzebnych internetowych drak i przywrócić wyluzowaną atmosferę, jakiej aktorzy i filmowcy mogli doświadczyć w dawnych czasach. Swoim punktem widzenia podzieliła się w podcaście „Las Culturistas” Matta Rogersa i Bowena Langa.
Zbliża się koniec ery telewizyjnych ceremonii? Chce tego Cate Blanchett
Zaczęło się od stwierdzenia, że w dzisiejszych czasach brakuje miejsc, do których osoby powszechnie znane mogłyby pójść ze świadomością, że ich prywatność nie zostanie naruszona. Niemal wszędzie zachodzi ryzyko, że ktoś ukradkiem zarejestruje je smartfonem, a potem umieści plik w sieci, gdzie będzie on bacznie analizowany przez użytkowników mediów społecznościowych. Także tych specjalizujących się w rozumieniu z ruchu warg. Prowadzący podcast uświadomili gwieździe, że próby odczytania odbywających się na drugim planie pogawędek celebrytów są bardzo powszechne. Na porządku dziennym jest też powiększanie kadrów, aby dostrzec, co znane persony mają ustawione na tapecie swoich telefonów. Blanchett nie była zachwycona zachowaniem internautów.
– Za to kochałam późne lata 80. Za chodzenie po wszystkich tanecznych imprezach w Sydney w ostatni dzień karnawału. Ludzie po prostu tam byli, żyli chwilą, świetnie bawili się w grupie. Nikt nikogo nie nagrywał. Nikogo nie obchodziło, jak spędzasz czas – wspominała aktorka.
Wyraźnie podkreśliła, że nie zabiega o kompletną likwidację branżowych ceremonii. Zwyczajnie wolałaby, aby przybrały one inną formę. – To wspaniałe, że praca tak wielu ludzi jest doceniana właśnie w ten sposób. Powstaje tak wiele niesamowitych filmów […] Wróćmy do czasów, kiedy nie było transmisji telewizyjnych. Przywróćmy to i zorganizujmy fantastyczne przyjęcie, na którym goście będą mogli się wyluzować. Branża jest w punkcie zwrotnym, co może być zarówno ekscytujące, jak i przygnębiające – mówiła Australijka.
– Musimy się zebrać i celebrować to, co robimy, ale bez wystawiania się na widok publiczny. Jasne, moda na czerwonym dywanie i wszystkie te sprawy są super. Na koniec i tak każdy się dowie, kto wygrał, a kto przegrał. Jednak byłoby tak miło, gdyby działo się to za zamkniętymi drzwiami. To byłby zupełnie inny wieczór – podsumowała.
Oczywiście na absurd zakrawa, że bywalcy hollywoodzkich imprez muszą mieć oczy dookoła głowy i pilnować się nawet w drodze do toalety. Z drugiej strony nie jest to dla nich sytuacja czysto towarzyska, ale raczej zawodowa. Choć Blanchett ma rację, że sprawy niekiedy zachodzą za daleko, mało prawdopodobne jest, aby jej postulaty zostały wcielone w życie. W końcu Oscary zagościły na małym ekranie już w 1953 roku, a Amerykańska Akademia Sztuki i Wiedzy Filmowej raczej zrobi wszystko, aby pozostały na nim jak najdłużej…