Tego lata w kinie naprawdę się dzieje. Pojedynek „Barbie” i „Oppenheimera”, dwóch skrajnie różnych filmów ze wspólną datą premiery, zelektryzował wielu kinomanów. Niektórzy planują nawet obejrzeć obie produkcje jednego dnia jako podwójną fabułę. Dlaczego Barbenheimer stał się takim wydarzeniem, a filmy, które miały dzielić masy połączyły wszystkich fanów kina? Istnieje wiele teorii.
To wyjątkowy dzień dla kina oraz wszystkich, których interesują się filmem. Dziś na ekrany wchodzą bowiem dwa najbardziej oczekiwane tytuły tego sezonu – „Barbie” Grety Gerwig i „Oppenheimer” Christophera Nolana. Równoczesna premiera tych dwóch skrajnie różnych gatunkowo obrazów sprawiła, że kinomani połączyli obie produkcje w jeden byt, a szum wokół filmów, zarówno indywidualnie, jak i w duecie, przekształcił się w zjawisko internetowe i społeczne oraz globalny fenomen o nazwie Barbenheimer (inaczej Barbieheimer lub Boppenheimer). To również określenie kasowego pojedynku między filmami, a także pięciogodzinnego filmowego doświadczenia oraz świadectwa kulturowego wpływu memów.
Starcie zaczęło się oczywiście od wspólnej daty premiery – 21 lipca 2023 roku. Punktów stycznych jest niewiele więcej, a jednak w świadomości odbiorców filmy stały się jednością, a nawet bliźniaczymi tworami. Pierwszy z nich to wesoła opowieść o słynnej lalce i najbardziej różowa komedia roku, natomiast drugi jest poważnym biograficznym thrillerem o facecie od bomby atomowej, Robercie „niszczycielu światów” Oppenheimerze. Wyraźny kontrast między cukierkową satyrą a filmowym portretem człowieka, który opracował pierwszą broń mogącą zniszczyć ludzkość, stał się też inspiracją dla twórców memów, zapoczątkował wiele dyskusji w sieci, oraz sprawił, że media społecznościowe zalała fala śmiesznych filmików i żartów. Co jest różowe, wybuchowe i trwa prawie 5 godzin? Znacie już odpowiedź.
Niektórzy planują obejrzenie obu produkcji jednego dnia. To łącznie 294 minuty, czyli prawie 5 godzin filmowych wrażeń. W sieci toczy się również kontrowersyjna debata na temat tego, w jakiej kolejności oglądać filmy, co robić pomiędzy seansami, a nawet w co się ubrać na premierę (hitem jest różowa Fedora z lat 40.). Są tacy, którzy zaplanowali cały dzień w kinie, a nawet wzięli sobie wolne w pracy. Pewien mieszkaniec Toronto, który w weekend otwarcia bierze ślub, zabiera na podwójny seans swoją przyszłą żonę i… wszystkich gości weselnych. Podobno wszystko zaczęło się od żartu, ale z czasem przerodziło się w prawdziwe plany. Niektórzy za dnia zabierają swoich 80-letnich rodziców na „Oppenheimera”, a wieczorem nastoletnie córki na „Barbie”. Inni rozkładają seanse na poszczególne dni tygodnia, robiąc tzw. kanapkę, czyli „Barbie” w środę i piątek, a „Oppenheimer” pomiędzy nimi w czwartek.
I chociaż Barbenheimer to wytwór mediów społecznościowych, dywagacje fanów i memy wydają się przekładać na realną popularność obu filmów. Jedna z największych sieci kinowych w USA ogłosiła niedawno, że już ponad 40 tys. widzów kupiło bilety na podwójny piątkowy seans. W promocji biorą udział jednak nie tylko Internauci, ale również gwiazdy obu filmów. Czegoś takiego branża jeszcze nie widziała. Twórcy i twórczynie „Barbie” promują „Oppenheimera” na Instagramie, natomiast członkowie ekipy Nolana zachęcają wywiadach do obejrzenia komedii Gerwig. „Na pewno zobaczę oba filmy. Uwielbiam tę przyjacielską rywalizację i ją popieram, bo to dwa filmy dwóch niesamowitych twórców. To również zwycięstwo kina, bo każdy będzie chciał obejrzeć obie produkcje na dużym ekranie” – mówi aktor Simu Liu („Barbie”).
Skąd tak właściwie wziął się cały ten szał? Na to pytanie nie ma ostatecznej odpowiedzi, ale jest wiele teorii. Najbardziej oczywistym jest to, że oba filmy są diametralnie różne pod każdym względem – gatunkowym, tematycznym i wizualnym. „Barbie” z udziałem Margot Robbie i Ryana Goslinga to surrealistyczna opowieść o kultowej lalce. Skąpana w różu komedia fantasy opowiada o emigrantach z Barbielandu, którzy wyruszają na poszukiwanie siebie w prawdziwym świecie. Nastrojowy „Oppenheimer” z Cillianem Muprhym, Roberem Downeyem Jr. i Emily Blunt to z kolei mroczny portret człowieka, który kierował pracami nad rozwojem bomby atomowej. Takie zestawienie dwóch kompletnie różnych filmów ma swoje plusy – dzięki temu widzowie, którzy wybierają się na podwójny seans, nie spędzą sześciu godzin na oglądaniu tego samego.
Barbenheimer reprezentuje dwoistość człowieka, dwie płcie, dwa wilki w każdym z nas. Lubimy sprzeczności i rozkoszujemy się kontrastami, a te w szczególności pobudzają miłośników kina. Tu mamy ich pod dostatkiem. Dramat kontra komedia. Mrok kontra radość. Głęboka czerń konta neonowy róż. Nolan kontra Gerwig. Universal kontra Warner Bros. I chociaż żart zaczął się od drastycznej różnicy między filmami, niektórzy wskazują na pewne podobieństwa. Przede wszystkim to dwa projekty dwóch cenionych współczesnych twórców, z których każdy ma wiele do powiedzenia w kwestii swoich bohaterów – a zauważmy, że zarówno Barbie, jak i Robert Oppenheimer to postacie kultowe dla amerykańskiej kultury XX wieku. Obie produkcje mają też gwiazdorską obsadę i obiecujące recenzje, a także poruszają istotne dla każdego człowieka tematy (walka ze stereotypami, zagłada nuklearna).
Niektórzy uważają, że szum wokół „Barbie” i „Oppenheimera” może być też wynikiem tego, że Nolan i Gerwig wzbudzają w swoich fanach szczególny rodzaj lojalności. Nolan, król surowej epopei („Mroczny rycerz”, „Incepcja”, „Interstellar”) oraz Gerwig, ekspertka od kina kobiecego i niezależnego („Lady Bird”, „Małe kobietki”), to nieliczni reżyserzy, którzy potrafią przyciągnąć widzów do kin jedynie swoim nazwiskiem. Są powszechnie szanowani, mają bardzo oddane fandomy i w dziwny sposób się uzupełniają.
Warto zaznaczyć, że Barbenheimer mógłby nigdy nie powstać, gdyby nie głośne rozstanie Christophera Nolana z Warner Bros., które nastąpiło pod koniec 2020 roku, kiedy wskutek pandemicznego kryzysu studio uznało, że w nadchodzącym roku przeniesie wszystkie swoje filmy, które miały ukazać się w kinach, do streamingu. Reżyser, który współpracował z WB od 2002 roku (pod ich szyldem wypuścił m.in. „Incepcję” i „Dunkierkę”) ostro skrytykował tę decyzję. – Niektórzy twórcy poszli spać poprzedniej nocy, myśląc, że pracują dla największego studia filmowego i obudzili się, aby dowiedzieć się, że pracują dla najgorszej usługi streamingowej – żalił się w rozmowie z „The Hollywood Reporter”. Powiedział również, że Warner Bros. „nie wie, co traci” i że „decyzja nie ma nawet sensu ekonomicznego”. W efekcie Nolan zdecydował, że jego kolejny film – „Oppenheimer” – będzie dystrybuowany przez Universal Pictures. Gdy studio ogłosiło, że obraz zostanie wyświetlony na ekranach kin 21 lipca 2023 roku, Warner Bros. ustawiło premierę „Barbie” na ten sam dzień, aby produkcja mogła bezpośrednio konkurować z dziełem Nolana. Pokazy prasowe również zaplanowano w tych samych terminach.
Według spekulacji „Business Insidera” Warner Bros. chciał się w ten sposób zemścić się na Nolanie. Reżyser nie krył irytacji w związku z podwójną premierą, a zapytamy o to, czy jego rozstanie z Warnerem było rzeczywiście przyczyną ustawienia daty premiery „Barbie” na 21 lipca, roześmiał się i nabrał wody w usta. Według niektórych źródeł twórca był wręcz wściekły, że jego film konkuruje z „Barbie”. Dopiero z czasem przyznał, że tak nie jest. – Latem jest zawsze tłoczno – powiedział niedawno w jednym z wywiadów. W ten sposób oba filmy zamknęły się w symbiotycznym uścisku. Jednak zanim świat zdał sobie z tego sprawę, musiało minąć trochę czasu.
Analizując spięcie na linii Nolan-Warner Bros., można dostrzec, że Barbenheimer to tak naprawdę wynik zabiegu, który jest popularną strategią marketingową w dystrybucji filmowej. Chodzi o emisję w tym samym czasie dwóch kontrastujących ze sobą tytułów, w nadziei na to, że odbiorcy będą wybierać. Mówiąc najprościej, strategią studia jest oferowanie alternatywnego filmu względem konkurencyjnego studia. Zabieg ten stosowany jest w branży od lat, jednak po raz pierwszy, głównie za sprawą mediów społecznościowych, uderzył z taką siłą i jego pierwotny cel, czyli zabranie „Oppenheimerowi” widzów przez „Barbie” zamienił się w coś czego, nikt się nie spodziewał: zjednoczenie obu grup docelowych.
To rzadki filmowy moment, ale nie precedensowy. Nolan mierzył się już w przeszłości z podobną sytuacją. W 2008 roku, w samym środku recesji, tworząc „Mrocznego Rycerza” jeszcze pod szyldem Warner Bros., musiał dzielić dzień premiery filmu [18 lipca – przyp. red.] z przesłodzonym musicalem „Mamma Mia!” studia Universal. Finalnie obie produkcje odniosły sukces i stały się niezwykle dochodowe, chociaż to Batman zdobył lepszy wynik w trakcie pierwszego weekendu. Wcześniej Universal z powodzeniem zastosował ten zabieg również w 2002 roku, kiedy wprowadził do kin dramat „Był sobie chłopiec” obok filmu „Gwiezdne wojny: część II – Atak klonów”.
W jakiej kolejności oglądać filmy? To pytanie wydaje się najbardziej nurtować widzów. W sieci trwają zażarte dyskusje na ten temat. Tom Cruise, gwiazdor filmu „Mission: Impossible – Dead Reckoning Part One”, wyznał ostatnio, że planuje zobaczyć oba filmy w dniu premiery, zaczynając prawdopodobnie od „Oppenheimera”. Tę kolejność preferują również Internauci, bo jak zaznacza sam Nolan, po seansie jego filmu widz może być „absolutnie zdruzgotany” (mówił o tym w rozmowie z „Wired”). Wtedy „Barbie” będzie mile widzianą odmianą. Według Chrisa Farnella z portalu „Den of Geek” oglądanie „Barbie”, a potem „Oppenheimera”, „pozostawi widza zdenerwowanego, zdezorientowanego i bardziej niż kiedykolwiek świadomego, że nasze istnienie może zostać w każdej chwili odebrane przez siły całkowicie poza naszą kontrolą”. Z drugiej strony nie ma gwarancji, że Gerwig zapewni słodką ulgę, której widzowie będą potrzebować po „Oppenheimerze”. Może jednak zjeść deser przed kolacją?
Jak zaplanować podwójny seans to gorący temat, dlatego w dyskusji wzięły udział również gwiazdy obu filmów. Issa Rae („Barbie”) radzi, by najpierw zobaczyć „Oppenheimera” (dodaje, że jeśli zrobisz odwrotnie, możesz być psychopatą), natomiast Kate McKinnon („Barbie”) zaleca potrójny seans z „Oppenheimerem” pomiędzy dwoma seansami „Barbie”. Z kolei gwiazdor filmu Nolana, Cillian Murphy, w typowy dla siebie sposób powiedział: „Nie wiem, o czym jest ta debata. Nie mam też na ten temat opinii. Radziłbym, aby ludzie po prostu poszli obejrzeć oba filmy tego samego dnia. Jeśli są to dobre filmy, będzie to zysk dla kina”.
No więc lepiej zacząć od wciągającej komedii czy trzygodzinnej epopei o zbliżającej się zagładzie ludzkości? Wyjść z kina na cukierkowym haju czy z nieuchronnym kryzysem egzystencjalnym? Zakończyć dzień Ryanem Goslingiem w dżinsowej kurtce czy bombą atomową? Debata pozostaje nierozstrzygnięta, bo w końcu rozmawiamy o sztuce i każdy z nas musi sobie odpowiedzieć na to pytanie indywidualnie. My jednak skłaniamy się ku „Oppenheimerowi” w pierwszej kolejności.
Głos zabrała również montażystka filmowa Kristy Puchko. – Oglądanie filmów jeden po drugim wydaje się trochę utraconym doświadczeniem doceniania sztuk, ale jako ktoś, kto robi to często, radzę dać sobie chwilę wytchnienia między seansami. Niezależnie od tego, w jakiej kolejności będziesz oglądać te filmy, przeznacz dobrą godzinę pomiędzy, aby wyjść z kina, nawodnić się, skorzystać z toalety, zjeść kanapkę lub porozmawiać z innymi uczestnikami podwójnego seansu w lobby. To da ci mentalną przestrzeń, aby naprawdę docenić to, co wnoszą do kina zarówno Nolan, jak i Gerwig – powiedziała.
Efekt Barbenheimera może sprawić, że oba filmy staną się hitami. Jakie są prognozy? Filmoznawcy przewidują, że „Barbie” odniesie sukces kasowy, natomiast „Oppenheimer” zgarnie szereg najważniejszych nagród filmowych (ze względu na kategorię R – tylko dla dorosłych, takie filmy rzadko podbijają box office). Czynnikiem, który może wpłynąć na sukces „Barbie” jest również fakt, że wraz z nadejściem zwiększonego lęku nuklearnego po rosyjskiej inwazji na Ukrainie oraz rozwojem sytuacji wokół arsenałów nuklearnych w Chinach i Korei Północnej, widzowie mogą być bardziej chętni do oglądania komedii o Barbie, niż realistycznego dramatu, takiego jak „Oppenheimer”. – Myślę, że świat może teraz chce zobaczyć „Barbie” trochę bardziej – powiedział Will Ferrell, członek obsady filmu Gerwig. „The Economist” spekuluje zatem, że „Barbie” przyniesie dwa razy większe dochody niż „Oppenheimer” w weekend otwarcia.
Nie bez znaczenia są też kampanie marketingowe obu filmów – tu również przoduje Gerwig. „Oppenheimer” to gorący temat, ale szum wokół „Barbie” jest jeszcze większy. Komedia z Margot Robbie, której charakter i estetyka dają spore pole do popisu marketingowcom, prowadzi bowiem imponującą kampanię, której planowanie zajęło całe miesiące. Barbie dosłownie wyskakuje teraz z lodówki. W kinowych holach stanęły różowe ścianki do robienia zdjęć, a kasy sprzedają różowe napoje. W sklepach bez trudu znajdziemy ubrania z logiem kultowej zabawki, a do tego co i rusz organizowane są tematyczne imprezy dla fanów. O wiele mniej zabawy jest z ponurym „Oppenheimerem”, do którego najlepiej pasują papierosy i czarna kawa lub martini. Kampania „Barbie” ma więc charakter nuklearny, ale to „Oppenheimer” ma bombę i kuszącą tajemnicę. Niestety nie jest to film, który nadaje się do łatwego lokowania produktu.
Barbenheimer to zjawisko zabawne i nieszkodliwe, a także wspaniały czas dla kina, jednak jest w tym wszystkim coś nieco przygnębiającego. Zarówno „Barbie”, jak i „Oppenheimer”, zapewne dobrze poradzą sobie kasowo, ale jak zauważa filmoznawca i obserwator branży Mark Harris, sukces tych dwóch filmów nie wystarczy, aby rozwiązać niezliczone problemy branży filmowej. Znajdujemy się teraz w fazie kryzysu – scenarzyści strajkują, być może wkrótce dołączą do nich też aktorzy. Łódź tonie i niestety żadna z tych produkcji nie jest w stanie naprawić pęknięć w kadłubie, a tych jest całe mnóstwo. Dyskusja o Barbenhiemerze tworzy jednak sprzężenie zwrotne, które przynosi korzyści obu produkcjom i z pewnością jest świetną promocją kina. To coś więcej niż tylko czerń i róż obok siebie czy walka płci. To zjawisko, które może uratować cały przemysł.
Fani Nolana, Gerwig, filmowych biografii, Barbie, ale przede wszystkim fani kina, masowo zasiadają przed ekranami, co w dobie kryzysu jest całkiem imponujące. Barbenheimer może być zatem wstrząsem, którego kina potrzebują w 2023 roku. Iskrą, która ponownie rozpali płomień w sercach kinomanów i przypomni wszystkim, dlaczego kochamy oglądać filmy na dużym ekranie. Czy jest lepszy sposób, aby pomóc branży filmowej, niż zasiąść w kinowym fotelu z kubełkiem popcornu i przez kilka godzin cieszyć oczy i uszy poruszającym dramatem o zagładzie nuklearnej lub filmem, w którym ona jest wszystkim, a on tylko Kenem?