26 kwietnia, po tygodniu zmagań, ugaszono wielki pożar w Biebrzańskim Parku Narodowym. Spaliło się prawie 6 tys. hektarów, z czego niespełna 5 tys. w granicach BbPN (jedna dziesiąta Parku) i prawie tysiąc hektarów otuliny. Co dzieje się obecnie w największym w Polsce parku narodowym, gdzie przyroda doznała tak wielu strat?
Od początku marca br. w Biebrzańskim Parku Narodowym zanotowano 21 pożarów. W większości były to niewielkie incydenty, chociaż w Niedzielę Wielkanocną spaliło się prawie dwieście hektarów między Mścichami a Klimaszewnicą - to atrakcyjny przyrodniczo teren zamieszkiwany przez czajki, żurawie i błotniaki. Strażacy jednak nie zdążyli odetchnąć, bo już po tygodniu pojawił się kolejny pożar i to na skalę, jakiej nikt się nie spodziewał. Ludzie zamieszkujący pobliskie tereny nigdy wcześniej nie doświadczyli tak ogromnego pożaru, który zagrażałby im bezpośrednio.
Pożar był dużym wstrząsem dla ekosystemu. Objął swoim zasięgiem cały środkowy basen Parku (Las Wroceński, Brzeziny Kapickie, Tchórze Grzędy, Dębową Górę), gdzie gniazda zakłada wiele ptaków zagrożonych wyginięciem. Jednak nie tylko rzadkie gatunki ptaków są wizytówką BbPN. Biebrza jest też ostoją dla łosia, wilka, lisa, wydry, tchórza, bobra, a także rysia. W ciągu 26 lat istnienia Parku zanotowano blisko 3400 gatunków zwierząt bezkręgowych, z czego wiele jest pod ochroną. Obecnie zaczął się okres lęgowy ptaków. Część z nich straciła w pożarze swoje siedliska. Spaliły się hektary łąk i lasów, w których siedliska mogły utracić swoją naturalną strukturę jak np. kępy turzyc. Każdy z nas zadaje sobie pytanie, ile czasu musi upłynąć, aby przyroda mogła się odrodzić?
– Musi minąć rok, żeby można było dobrze ocenić sytuację. Ptaki lęgną się raz w roku. W tym roku wielu lęgowisk jeszcze nie było. Część ptaków jest w drodze do nas. Za chwilę monitoringi pokażą ich zachowania. Na razie nie ma takiej konieczności, ale istnieje możliwość, że będziemy robić tzw. platformy, czyli sztuczne gniazda. – wyjaśnia dyrektor Biebrzańskiego Parku Narodowego Andrzej Grygoruk. – Solidne opady deszczu pozwoliłyby na szybką regenerację. Musi odbyć się też monitoring, który pokaże np. czy na spalony teren nie wkroczą gatunki inwazyjne. Może np. wejść trzcina na siedlisko, gdzie nie występowała wcześniej i zniszczyć tym samym dotychczasową bioróżnorodność. Teraz potrzeba wielu specjalistów (od drobnych ssaków, ornitologii, botaniki), którzy będą badać obszar po pożarze. Jednak dopiero po upływie roku będzie można coś więcej powiedzieć.
Wielu naukowców z Polski i z zagranicy zgłasza się obecnie do władz Parku z prośbą o możliwość założenia stanowisk badawczych. Pole dla badaczy zawsze było w BbPN olbrzymie, choćby ze względu na występowanie unikatowych gatunków. Teraz, po pożarze, naukowcy będą mogli badać nowe zjawiska przyrodnicze dla poszczególnych roślin i zwierząt, związane na przykład z ich odradzaniem się i przemieszczaniem.
Biebrzański Park Narodowy, pogorzelisko w okolicy Tchórzych Grzęd (Fot. Piotr Tałałaj; materiały ze strony biebrza.org.pl)
O szczegółach, związanych z obecną sytuacją, mówi Artur Wiatr – kierownik Ośrodka Wdrażania Działań Ochronnych Biebrzańskiego Parku Narodowego.
Co dzieje się w Parku Narodowym po pożarze?
Monitorujemy teren, żeby oszacować straty. Każdy ze specjalistów (m.in. od flory i fauny) ruszył w teren zaraz po ugaszeniu pożaru. Wszyscy byliśmy zatroskani o to, jakich strat dokonał pożar. Nie mamy, póki co, bardzo niepokojących raportów. Do tej pory nie trafił do nas (tj. do Ośrodka Rehabilitacji Zwierząt, który funkcjonuje na Grzędach w Biebrzańskim Parku Narodowym) żaden osobnik wymagający opieki z powodu pożaru – miejmy nadzieję, że tak pozostanie. Znaleźliśmy dwa martwe łosie i lisa – zginęły najprawdopodobniej na skutek zaczadzenia dymem. Na ten moment nie natrafiliśmy na żadne martwe ptaki, choć monitorujemy teren intensywnie. Gatunki ptaków, które zakładają gniazda na ziemi i miały już pisklaki (np. czajka) zapewne spaliły się lub zostały łupem ptaków drapieżnych.
Nie spłonął orzeł bielik, o czym pisano w mediach. Dementujemy tę informację. Nasze służby sprawdziły jego stanowisko, które przetrwało po pożarze. Ptak przeżył.
Tym, co najbardziej uległo zniszczeniu jest cała mikrofauna – drobne bezkręgowce, pajęczaki czy też drobne kręgowce, np. norniki, płazy (choć tych nie było za wiele z powodu dotkliwej suszy). Spłonęło dużo gryzoni. Patrolując teren natrafiamy jednak na owady i pajęczaki. Trzeba pamiętać, że w ekosystemach istnieje wiele zależności i brak jednego elementu wywiera wpływ na inne. Tak z pewnością stało się teraz wskutek pożaru. Nie umiemy ocenić na ten moment wszystkich strat, jednak od tego jest między innymi Park Narodowy, żeby pewne procesy badać. Kluczowym czynnikiem jest czas.
W BbPN znajduje się największa w Polsce ostoja łosia (około 400 sztuk). (Fot. C. Werpachowski; materiały ze strony biebrza.org.pl)
Jakie gatunki ptaków najmocniej ucierpiały?
Biebrza jest ostoją dla wielu gatunków ptaków zagrożonych wyginięciem. Tutaj przykładem są między innymi cietrzewie (skrajnie zagrożony gatunek), a także orlik grubodzioby (gnieżdżący się w Polsce tylko nad Biebrzą), uszatka błotna czy wodniczka, dla której dolina Biebrzy jest najważniejszą ostoją w Unii Europejskiej. Miejscem pożaru był basen środkowy Parku, gdzie ptaki te miały swoje siedliska, bezpośrednio dotknięte i zniszczone pożarem. Trwa sezon lęgowy. Dla gatunków ptaków zakładających gniazda na ziemi ogień był jak wyrok – spłonęły gniazda i najprawdopodobniej pisklęta (przykładem jest czajka czy kszyk – ptaki związane z mokradłami).
Wodniczka (Fot. Grzegorz i Tomasz Kłosowscy; materiały ze strony biebrza.org.pl)
Czy ptaki wrócą na tereny lęgowe?
Tak, one trzymają się swoich miejsc. Już teraz na spalonym terenie obserwujemy czajki, śpiewają podróżniczki, słychać tokujące na niebie kszyki. Być może powtórnie przystąpią do lęgów. Jednak ten obszar obecnie jest w większości stracony jako teren lęgowy dla wielu gatunków. Wodniczki, które na początku maja wrócą z zimowisk, zastaną zgliszcza. Potrzeba kilku tygodni, by odrosła świeża biomasa i zaistniały ponownie dobre warunki do bytowania. Ogromnym i zasadniczym problemem jest także susza. Ta susza, którą mamy nad Biebrzą, jest czymś, co nigdy nie występowało na taką skalę. Bagna powinni być zalane, a jest sucho. Poziom Biebrzy jest rekordowo niski. Jeszcze przed pożarem w Lesie Wroceńskim cała roślinność wydawała się „przygaszona”. Obawiam się, że ptaki wodno-błotne nie zatrzymają się u nas w takiej liczbie jak dotychczas. Bataliony, które lubią tereny błotniste, już w większości poleciały dalej na północ, a zawsze na początku maja ich widowiskowe toki były niezwykłą atrakcją, którą można było w Parku podziwiać – te niepowtarzalne kolory piór u samców i wykonywane „tańce”.
Gatunek batalionów, który jeszcze w latach 80-tych XX w. gnieździł się w dolinie Biebrzy, stał się symbolem Biebrzańskiego Parku Narodowego. (Fot. Paweł Świątkiewicz; materiały ze strony BbPN biebrza.org.pl)
Jaka jest szansa, że Park wróci do pierwotnego stanu? Nie ingeruje się przecież w jego odnawianie.
Nie będziemy niczego sztucznie odtwarzać. Kilka dni porządnego deszczu spowodowałoby, że wegetacja ruszy pełną parą, zrobiłoby się zielono. Już jeden dzień większych opadów przyniósł efekty. Za 2-3 tygodnie na pogorzelisku zobaczymy świeżą zieleń. Roślinność odrodzi się najszybciej. Trzciny, trawy, turzyce szybko się regenerują. Jeśli chodzi o drzewa, to one też mają szansę odżyć, pomimo że pnie zostały opalone – wszystko zależy od tego, gdzie był ogień i jak długo się utrzymywał. Jeśli ogień nie wdarł się w korzenie drzew, powinny się one zregenerować. Jednak tam, gdzie ogień wypalił system korzeniowy, drzewa będą zamierać. Podobnie na turzycowiskach, gdzie wypaliły się kępy turzyc – odbudowa tej cennej struktury potrwa wiele lat.
Najważniejsze, że został zachowany torf. Pożar, mimo ogromnego spustoszenia, był powierzchniowy, więc nie wdarł się w głąb torfu. Torf i grunty organiczne są bardzo ważnym elementem Parku. Gdyby wypaliły się torfy, których powstanie trwało setki i tysiące lat, to byłby dla nas dramat. W 1992 roku zdarzył się pożar torfowisk na tzw. Trójkącie w widłach rzek Jegrznia, Ełk i Kanału Woźnawiejskiego. Pożar trwał kilka miesięcy, a pokłady torfu wypaliły się do gruntu mineralnego. Tamten teren został już stracony jako torfowisko. W jego miejsce weszły brzozy, osiki, wierzby – zmieniając diametralnie przyrodniczy charakter tego miejsca. Tak na szczęście nie stało się w przypadku tego pożaru.
Jaka jest wersja pesymistyczna, czyli susza?
Wegetacja też ruszy, ale w dużo wolniejszym tempie. Przyroda ma taką siłę, że wyciągnie z torfu resztki wody. Trudno nie zauważyć niepokojących zmian klimatu. Trwająca kolejny rok susza przekłada się nie tylko na zagrożenie pożarowe, ale wpływa też negatywnie na atrakcyjność terenu. O tej porze roku rzeka zawsze była rozlana. Spływy kajakowe Biebrzą należały do wyjątkowych. Można było podziwiać łany kaczeńców (knieć błotna), rozciągające się po horyzont rozlewiska i brodzące w nich łosie. W tej chwili płynie się głównie w obniżonym w korycie rzeki mając widoki na trzciny rosnące przy brzegu – niespotykane widoki o tej porze roku.
Jak cała sytuacja odbije się na turystyce? Najpierw koronawirus, z powodu którego odwołano wszystkie rezerwacje w agroturystykach, a zaraz potem pożar. Krajobraz wiele utracił…
Ten sezon jest tragiczny dla wszystkich organizatorów związanych z turystyką. Pożar może mieć głównie konsekwencje dla turystyki pieszej. Grzędy, które w części uległy spaleniu, były pod względem przyrodniczym i turystycznym bardzo atrakcyjnym obszarem Parku. Szlaki, które tam przebiegają pozostaną zamknięte, bo nadal istnieje zagrożenie pożarowe.
Jak długo?
Trudno powiedzieć. Z pewnością przez kilka następnych tygodni. Musimy zastanowić się również, czy niektórych fragmentów Parku w ogóle nie wyłączyć, żeby ta przyroda szybciej mogła się zregenerować, szczególnie jeśli chodzi o siedliska ptaków. Może być też tak, że ze względu na suszę i wysoki poziom zagrożenia pożarowego część Parku zostanie zamknięta, szczególnie tam, gdzie szlaki przybiegają przez tereny leśne – suche bory. Jest to oczywiście najbardziej pesymistyczny scenariusz. Chcemy jednak, chociaż w minimalnym stopniu, uruchomić ruch turystyczny – warto zaznaczyć, że północna i południowa część Parku pozostają udostępnione turystycznie. Z żalem patrzę na ludzi, dla których ta cała sytuacja jest dramatem, ze względu na utratę źródła utrzymania. Staraliśmy się, przez minione lata, najbardziej jak to możliwe, wspierać lokalną agroturystykę, która jest przyjazną przyrodzie formą turystyki i daje okazję poznania miejscowych zwyczajów, pokazuje serdeczności i otwartości ludzi. Dużo tracą przewodnicy turystyczni, dla których wiosna nad Biebrzą była pełnią sezonu.
Uwagę miłośników ptaków skupiały kilkutysięczne stada batalionów w okresie wiosennej migracji. (Fot. Piotr Tałałaj; materiały ze strony biebrza.org.pl)
Czy planujecie dalsze zbiórki pieniędzy?
Oficjalna zbiórka ogłoszona przez Park Narodowy trwała do 5. maja. Wszystkie zebrane w niej pieniądze zostaną przeznaczone na wsparcie ochotniczych straży pożarnych, aby mogły zaopatrzyć się w niezbędny sprzęt. Cieszymy, że możemy ich wesprzeć i podziękować im w ten sposób za ogromną pomoc i poświęcenie. Jesteśmy bardzo wdzięczni za każde wsparcie finansowe, jakie otrzymaliśmy. Na stronie Parku znajduje się . Z pewnością będziemy potrzebować więcej sprzętu i infrastruktury do ochrony przeciwpożarowej czy prowadzenia różnego rodzaju monitoringu na pożarzysku, np. dronów, czy kładów, którymi łatwiej będzie dozorować miejsca związane z pożarem.
Chcielibyśmy też bardzo podziękować strażakom ze straży zawodowej i ochotniczej, leśnikom, wolontariuszom, mieszkańcom nadbiebrzańskich wsi (wiele gospodyń wspierało straż pożarną gotując im posiłki i piekąc ciasta), lokalnemu samorządowi, a także jednostkom Wojsku Polskiemu (Terytorialsi z Białegostoku i saperzy z Orzysza), policji i harcerzom, którzy przyjmowali różnego rodzaju darowizny (woda, żywność, potrzebny sprzęt). Jesteśmy bardzo wdzięczni za każde wsparcie i okazane serce. Wielu wolontariuszy pytało nas, czy mogą włączyć się do gaszenia pożaru, na co oczywiście straż pożarna nie mogła pozwolić ze względów bezpieczeństwa. Jednak każdy pomagał jak tylko mógł. Za to wszystkim w imieniu Dyrektora i całej Załogi Parku – bardzo dziękujemy.