W życiu prywatnym i w pracy pociągają ją trudne osobowości, wrażliwi, autorefleksyjni buntownicy. Nie zawsze potrafiła się im sprzeciwić. Dziś mówi: „Sorry, ze mną się nie zadziera!”. Co ją zmieniło?
Rozmawia Marta Bednarska
Porozmawiajmy o mężczyznach.
Byle szczerze.
Masz swój ideał?
To kilka postaci, których cechy składają się dla mnie
– tu i teraz – na wzorzec. Patrzę na siebie, na moje przyjaciółki i kobiety wokół. Myślę, że tęsknimy za mądrym, silnym partnerem – takim, który zainspiruje, zaciekawi, zaopiekuje się, utuli, ukocha, a jak trzeba, złapie za biodra, przyciągnie do siebie i powie: „Teraz pójdziesz ze mną, zrobimy tak i tak...”. Uważam, że mądra kobieta powinna pokazać czasem słabość, pozwolić mężczyźnie poczuć się opiekunem, przewodnikiem. I nie chodzi o patriarchat, to rozwiązanie z mojego punktu widzenia nie jest receptą na szczęście dziś. Stawiam na partnerstwo. Myślę, że potrzebujemy takiego samca alfa, jednocześnie z ogromną empatią, wrażliwością. Trudne, ale możliwe. To powinna być mieszanka cech mężczyzn, których podziwiam.
Kto cię kręci?
Ernest Hemingway.
Ekscentryk i samobójca…
Intelektualista i romantyk przede wszystkim. Powiedz, która z nas nie lubi, gdy mężczyzna mówi do nas pięknie, czule i inteligentnie? Hemingway nieustająco wzrusza mnie i podnieca tym, jak przepięknie opisuje kobiety. Znajduje w szczegółach kwintesencję kobiecości. Uwielbiam jego „Rajski ogród”, opowieść o skomplikowanym trójkącie erotycznym. I nie o seks mi chodzi, ale właśnie o to postrzeganie kobiety. Hemingway pisze o nas: „Przypominasz mi kwietny pył na łące…”.