1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Kultura

Patrycja Hefczyńska - tęsknota za podróżą

fot. Grzegorz Lepiarz
fot. Grzegorz Lepiarz
Mówi, że apetyt na wycieczki w odległe lokalizacje towarzyszy jej zawsze – podobnie jak apetyt na robienie muzyki. Efektem tego drugie jest nowa, trzecia już płyta zespołu, któremu przewodzi. Egzotykę pierwszego przynosi z kolei pewien niedźwiedź, o którym napisała piosenką. Rozmawiamy z Patrycją Hefczyńską, wokalistką wrocławskiej grupy Őszibarack.

- Nowa płyta, „40 Surfers Waiting for the Wave”, jest bardzo filmowa. Wręcz słuchając jej, myślałam sobie, że kilka piosenek mogłoby zilustrować „Drive”…

- Byłam nawet ostatnio na „Drive”, i poszłam do kina, wiedząc niewiele o filmie. Wiedziałam, że zrobił go Duńczyk samouk i że gra w nim Ryan Gosling. Widać, że chłopcy odrobili lekcje z „Bullitta” i wszystkich uwielbianych przeze mnie filmów z końca lat 60. i z lat 70. Ale muzyka mnie zaskoczyła. Ryan Gosling w filmie z taką muzyką – o co chodzi? Nie jestem fanką lat 80., a w filmie całą ścieżkę zdominowały synthpopowe kawałki. Filmowi to nie zaszkodziło. Jest to dobre, autorskie kino.

- Wracając do Őszibarack – też masz wrażenie takiej filmowej plastyki w waszej muzyce?

- Ciekawe, że o to pytasz, bo chwilę przed naszym spotkaniem, dzwonił do nas producent filmu. Powstaje właśnie fabuła – na razie nie znam szczegółów – i dostaliśmy propozycję pojawienia się w filmie z piosenką z nowej płyty. Skoro więc ty odbierasz ten album jako filmowy, to może faktycznie coś w tym jest. Cieszymy się, fajnie będzie znaleźć się na soundtracku do filmu, to muszą być duże emocje. Miałam ciarki, oglądając film „Zwerbowana miłość”, do którego Agim (Dżeljilji, gitara, elektronika, produkcja – przyp. aut.) zrobił ścieżkę dźwiękową. Uważam, że na tle polskich filmów, wykorzystywanej w nich muzyki i w ogóle myślenia o muzyce w filmie, to, co zrobił Agim, było rewolucyjne.

- Kim jest Bear Soldier Wojtek, jeden z bohaterów nowej płyty?

To postać prawdziwa. Prawdziwy niedźwiedź. Znaleziony przez polskich żołnierzy w Iranie, w czasie II wojny światowej. Różne legendy krążą o Wojtku. Część z nich mówi o tym, że żołnierze odkupili dwa niedźwiadki od małego chłopca – za kilka puszek jedzenia. Dwa małe niedźwiadki zostały porzucone w lesie, najprawdopodobniej ich matka została zabita. Tak mały Wojtek trafił do korpusu Armii Andersa i wychowywał się z ludźmi. Nasiąkł towarzystwem ludzi tak, że przejmował ich zachowania. Był ponoć bardzo łagodnym niedźwiedziem, kochał swoich żołnierzy i starał się ich naśladować. Na przykład kiedy palili papierosy, Wojtek papierosy zjadał. Lubił pić piwo z chłopakami. Chciał spać tak jak ludzie, więc spał pod namiotem i podobno brał prysznic.

- Jak trafiłaś na historię Wojtka?

- Już nie pamiętam dokładnie. Najprawdopodobniej opowiedział mi ją tata, który zna bardzo dużo podobnych historii i pewnie jeszcze wiele z nich przede mną. Ta historia nie jest znana w Polsce, po wojnie ją przemilczano. A w Anglii Wojtek ma swój pomnik, ludzie go świetnie znają. To widać zresztą po wejściach na Facebooka BBC, które zrobiło film o Wojtku. Podniecenie jest wysokie.

- Wojtek był dobrym materiałem na piosenkę?

To jest piękna historia do opowiadania, cieszę się, że mogłam ją zaśpiewać. Wojtek po wojnie trafił do zoo w Edynburgu. Strasznie tam zmarkotniał bez swoich przyjaciół i podobno rozweselał się, tylko słysząc język polski.

- Teksty na płycie łączy motyw podróży, czekania…

- Tak, w tekstach jest dużo tęsknot. Jest też tęsknota za podróżą. Nosi mnie, zawsze chcę gdzieś jechać, potrafię spakować się w pięć minut.

- To po tacie marynarzu?

- Chciałbym mieć taką ciekawość świata, jaką ma tata. Tatę wszystko interesuje, do tego ma świetne oko, które dostrzega detale – chociaż nie wiem, czy to oko marynarza, czy może bardziej fotografa i operatora. Do tego interesuje się historią – potrafi zaskakiwać opowiadanymi historiami . Ja z kolei mam naturę wędrowniczą. Z chęcią urwałabym się z domu, nie myśląc o szybkim powrocie.

- Jeździsz dużo?

- Niestety nie, ale udało mi się być w dwóch miejscach bardzo odległych od Polski – w Japonii i w Kalifornii.  Na podróżowanie jest apetyt zawsze – tak jak na muzykę.

- Jak piosenka o Wojtku wpisuje się w temat płyty? W tę tęsknotę za podróżą?

- W „Bear Soldier Wojtek” opowiadam o kawałku historii. Do tej pory pisałam jakieś prywatne mikroopowieści, skupione na moich osobistych rozterkach. Tym razem i piosenka o Wojtku, i „Black Hawk” zahaczają o czasy smutne, czasy wojny, i to wojny szeroko pojętej.  Wojtek sam w sobie jako postać jest bardzo egzotyczny…

- Robisz jeszcze coś w teatrze?

- Nie, ten rozdział jest zamknięty, mimo że bardzo się związałam z Teatrem Współczesnym we Wrocławiu. Wszystkie spektakle, które udźwiękawiałam zeszły z afisza. Ale mam plan. Chcę coś przygotować wspólnie z moją siostrą, tancerką  Śląskiego Teatru Tańca.

- A jak teraz wygląda scena wrocławska od środka? Parę lat temu Wrocław był najgorętszym muzycznym miejscem w Polsce.

- Szczerze mówiąc – nie wiem. Jestem zawieszona pomiędzy dwoma miastami, bo dużo czasu spędzam w Łodzi. Poza tym zawsze byłam typem samotnika, chodzę własnymi ścieżkami. Nie biorę udziału w projektach dodatkowych. We Wrocławiu mieszka mnóstwo fajnych, twórczych ludzi, chociaż słyszałam ostatnio, że wielu z nich przeniosło się do Warszawy. Szkoda, bo Wrocław jest bardzo inspirującym miejscem, idealnym do tworzenia muzyki.

- To może powinnaś bywać tam częściej?

- Na pewno. Zamierzam zamieszkać na łódce, którą budował mi prze ostatnie dwa lata tata. Łódź na pewno będzie przycumowana na przystani we Wrocławiu.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze