Kiedy jesienią na historycznym placu Szczepańskim w Krakowie pojawiły się jego boty, pisano, że te monumentalne rzeźby ze stali polichromowanej o wyrazistych przemysłowych kolorach, takich jak oranż, amarant czy kobalt, to prace, które mają oswoić przyszłość. Ale przeszłość też ma w jego twórczości zasadnicze znaczenie. O tych dwóch perspektywach i inspiracjach mówi artysta Paweł Orłowski.
Wszystko wskazuje na to, że nasza rzeczywistość będzie coraz bardziej i bardziej wirtualna, cyfrowa, definiowana przez technologie informacyjne, być może też przez sztuczną inteligencję, w tym boty. Jak Pan, który nazwał swoje najnowsze prace właśnie botami, widzi w tym kontekście losy samej rzeźby jako dyscypliny? Czy wciąż będziemy jej potrzebować?
Kilka tygodni temu podróżowałem do Francji i Hiszpanii; w tych krajach i generalnie na scenie międzynarodowej rzeźba ma się jak najlepiej, jest obecna i widoczna na każdym kroku. Jestem przekonany, że nadchodzące lata będą złotym czasem dla rzeźby. Również w Polsce, w przestrzeni miejskiej, zyskuje ona coraz więcej miejsca i uznania. Mam tu na myśli zarówno duże formy, jak i prace w mniejszej skali, tworzone z brązu i w innych klasycznych technikach, które kolekcjonerzy cenią najbardziej. Szczególnie ci, którzy traktują sztukę jako dobro inwestycyjne. Proszę spojrzeć na rekordy aukcyjne Magdaleny Abakanowicz czy Igora Mitoraja. Materialność rzeźby jest jej wielką zaletą. Fizyczność tej dyscypliny pozwala budować głębsze relacje z dziełem sztuki.
Czyli według Pana tradycyjna rzeźba nie wchodzi w konflikt z cyberrzeczywistością i te dziedziny będą się raczej rozwijać równolegle, a nawet dopełniać?
Wirtualizacja, robotyzacja i cyfryzacja praktycznie wszystkich dziedzin ludzkiej aktywności jest nieunikniona. Sztuka nie jest wyjątkiem. Z jednej strony realna obecność sztuki jest i będzie niezastąpiona, z drugiej – twórczość artystyczna znajduje śmiało swoje miejsce również w wymiarze cyfrowym. Spójrzmy choćby na rynek NFT [rynek niewymienialnych tokenów, tutaj w kontekście obrotu cyfrową sztuką – przyp. red.] – to ciekawe zjawisko, które jest odpowiedzią na zmieniający się świat. Zapewne z czasem i moje rzeźby zaistnieją jako tokeny.
Paweł Orłowski, BOT Pink w Krakowie (2021)(Fot. materiały prasowe)
Patrząc na pańskie prace, trudno nie pomyśleć o tradycji XX-wiecznego modernizmu. Są też w Pana dorobku rzeźby, które zdają się odsyłać dalej – do sztuki klasycznej.
Jako rzeźbiarz przeszedłem pewną drogę, podczas której udało mi się wypracować charakterystyczny, rozpoznawalny styl moich prac. Trójkątne, zgeometryzowane, uproszczone formy to moje znaki rozpoznawcze. Zawsze uważałem, że powinniśmy czerpać z dorobku przeszłych pokoleń i, jak pisze w swojej książce Umberto Eco, stawać „na ramionach olbrzymów”. Podczas studiów w Berlinie długie godziny spędzałem w tamtejszych muzeach. Kontemplacja i analiza dzieł dawnych mistrzów wywarły ogromny wpływ na to, jakim rzeźbiarzem dziś jestem.
Kogo studiował Pan ze szczególną uwagą?
Jeśli chodzi o wielkie nazwiska, nie potrafię przejść obojętnie obok dzieł Rodina, Zadkine’a czy Giacomettiego, i oczywiście Michała Anioła. Z tym ostatnim miałem nawet śmiałość wejść w dialog. W 2019 roku na wystawie w Muzeum Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie pokazana została moja interpretacja rzeźbiarska Wawrzyńca Medyceusza z kaplicy Medyceuszów w kościele San Lorenzo we Florencji. Dziś przy wejściu do gmachu naszej uczelni można oglądać XVII-wieczną kopię „Medyceusza” Michała Anioła, którą niegdyś przekazało w darze krakowskiej Akademii muzeum Luwr, a tuż obok moją wersję tego tematu, utrzymaną w charakterystycznych dla mnie kubistycznych formach i odważnym, kobaltowym kolorze. Zapraszam wszystkich na plac Matejki w Krakowie.
W krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych, na Wydziale Form Przemysłowych, prowadzi Pan pracownię rzeźby. Wzornictwo przemysłowe? Czy rzeźbę da się „zaprojektować” – wykoncypować, przewidzieć?
Myślę, że dobrą odpowiedzią na to pytanie może być moja aktualna współpraca z Fabryką Porcelany AS Ćmielów, dla której projektuję. We współpracy z manufakturą powstała pierwsza na świecie rzeźba ze szmaragdowej porcelany. Miała ona swoją premierę w październiku 2021 roku w pałacu „Krzysztofory”. Ta realizacja narodziła się z połączenia intelektualnego, projektowego procesu twórczego z pracą fizyczną i manualną, a także ze zmaganiami z materią. Wszystkie elementy są ważne, one wzajemnie się uzupełniają, choć mam wrażenie, że w obliczu rozwoju technologicznego, który pozwala na używanie coraz nowocześniejszych narzędzi, na pierwszy plan wysuwają się koncept, idea, wątek. Nowe czasy, jak choćby drukowanie w metalu, dają nieograniczone możliwości, które, paradoksalnie, mogą się okazać największym kłopotem.
A jaką rolę w rzeźbie odgrywa materia, tworzywo? Wiele się dzisiaj mówi o „instagramizacji” sztuki, coraz częściej oglądamy dzieła tylko na ekranie, zapominając, że mają swoją objętość, ciężar, fizyczną obecność.
Zgadzam się w stu procentach. Wszystkiego nie da się zdigitalizować i nie wszystko da się przeżyć wirtualnie – chociaż czytając takich autorów jak Yuval Harari, nabieram coraz większych wątpliwości, gdzie kończy się dziś świat materialny, a zaczyna wirtualny. Tak czy inaczej, to fascynujące, jak te światy się przenikają i jak sztuka, w tym także rzeźba, wkracza do świata cyfrowego. Jestem na to gotowy. I o tym jest właśnie moja sztuka. Przyszłość jest nieunikniona, podobnie jak zmiany. Chciałbym, aby dzięki mojej idei botów społeczna rola sztuki dotarła do możliwie najszerszej publiczności. Właśnie pracuję nad wielką instalacją, która będzie pokazywana w Berlinie i Pradze, a mam nadzieję, że także w innych miastach. Zarówno świat wirtualny, jak i sztuka nie mają granic.
Paweł Orłowski, „Relevé” (2021)(Fot. materiały prasowe)
Granice samej rzeźby również są nieostre. W XX wieku artyści, na czele z Duchampem i jego „Fontanną”, udowadniali, że rzeźbą w odpowiednim kontekście może być nazwane niemal wszystko. A gdzie dla Pana przebiegają te granice?
Rzeźba jako dziedzina sztuki nie może mieć wytyczonych raz na zawsze granic, tak jak nie ma ich nasz rozwój. Każde kolejne pokolenie przesuwa te graniczne linie coraz dalej tylko po to, aby następna generacja mogła je przekroczyć. Myślę, że Duchamp, któremu wydawało się, że doszedł do granic sztuki, dziś byłby równie zaskoczony, myśląc o technologii blockchain [kojarzonej głównie z kryptowalutami, ale od niedawna testowanej też pod kątem wyceny dzieł sztuki – przyp. red.] w kontekście swojego słynnego pisuaru. Najbardziej ciekawi mnie jednak to, co czeka nas za zakrętem. I kto stanie na naszych ramionach.
Paweł Orłowski, rocznik 1975. Artysta rzeźbiarz, studiował na Wydziale Rzeźby Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie oraz Universität der Künste w Berlinie. Jest wykładowcą krakowskiej ASP, gdzie prowadzi pracownię rzeźby na Wydziale Form Przemysłowych.