Długo oczekiwana premiera „Królowej” ma świetny timing – Miesiąc Dumy; przesłanie serialu to w końcu pochwała akceptacji i różnorodności. Takich treści nigdy zbyt wiele, zwłaszcza w kraju, który od trzech lat zajmuje ostatnie miejsce w Unii Europejskiej pod względem równouprawnienia społeczności LGBT+.
To chyba pierwsza tego typu polska produkcja skierowana do masowego odbiorcy, w której najważniejszy bohater ma homoseksualną orientację i w dodatku jest pozytywną postacią. Andrzej Seweryn w roli dystyngowanego geja, mistrza krawiectwa, który wieczorami zmienia się w Lorettę, gwiazdę występów drag queen, to na pewno największa atrakcja „Królowej”. I już dla samych kostiumów i charakteryzacji scenicznego wcielenia jego bohatera warto obejrzeć ten serial. Czegoś jednak tutaj zabrakło. Może fabuła zbyt mocno przypomina takie filmy jak „Kozaczki z pieprzykiem”, o tym jak społeczność drag queen ratowała upadającą fabrykę obuwia, czy „Dumni i wściekli”, o gejowskich aktywistach, którzy postanawiają przyłączyć się do górniczych protestów? A może brakuje jej lekkości, no i prawdziwych społecznych realiów? Pewnie w familijnej komedii łatwiej skupić uwagę na blond perukach, balowych sukniach i sztucznych rzęsach niż na społecznych antagonizmach i wyzwaniach, jakie homoseksualność niesie w niezbyt sprzyjającym środowisku.
Czteroodcinkowy serial „Królowa” dostępny jest na platformie Netflix.