Wszyscy płyniemy statkiem, który już dawno obrał kurs na katastrofę. Uratuje nas tylko śmiech. Najnowszy obraz Rubena Östlunda, jednego z najciekawszych twórców europejskiego kina, to komediowa jazda bez trzymanki, którą koniecznie trzeba zobaczyć na dużym ekranie.
Akcja nagrodzonego Złotą Palmą w Cannes komediodramatu „W trójkącie” rozgrywa się na luksusowym jachcie, pośród najbogatszych ludzi świata – uprzywilejowanych, ale niepozbawionych wad i słabości. Ocean szampana, morze pieniędzy i kapitan, który zawsze płynie pod prąd (brawurowy występ Woody’ego Harrelsona!) – tak zaczyna się rejs na miarę naszych czasów. Statkiem podróżuje para modeli-celebrytów, Carl (Harris Dickinson) i Yaya (Charlbi Dean), ale ich wycieczka szybko przestaje nadawać się na Instagrama. Nagły sztorm – a raczej kałszkwał – sprawia, że owoce morza wracają tam, skąd przyszły, i demoluje jacht, a wraz z nim rozsadza całą społeczną hierarchię.
Szwedzki reżyser i scenarzysta Ruben Östlund („Turysta”, „The Square”) jest niekwestionowanym mistrzem w testowaniu granic. Jego najnowszy film, szalona i cudownie sadystyczna komedia „W trójkącie”, świetnie pokazuje, w którym miejscu znajdujemy się jako społeczeństwo. To również bezlitosna i wywołująca salwy śmiechu satyra na bogatych i pięknych, a także kapitalna metafora naszych czasów zwracająca uwagę na palące tematy w społecznej dyskusji, takie jak chociażby nadkonsumpcja czy katastrofa klimatyczna. Wisienką na torcie jest doskonała obsada, i to zarówno na pierwszym, jak i drugim planie. Jeśli jeszcze nie macie pomysłu, jak pożytecznie spędzić długi weekend, koniecznie sprawdźcie „W trójkącie” (w kinach od 6 stycznia).