1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Kultura
  4. >
  5. Czy „Biała odwaga” oczernia górali z Podhala? Recenzja filmu Marcina Koszałki

Czy „Biała odwaga” oczernia górali z Podhala? Recenzja filmu Marcina Koszałki

Sandra Drzymalska w fimie „Biała odwaga” (Fot. materiały prasowe Monolith Films)
Sandra Drzymalska w fimie „Biała odwaga” (Fot. materiały prasowe Monolith Films)
„Biała odwaga” to film inny niż myślicie. A w obsadzie nie tylko Filip Pławiak jest rewelacyjny. Seans poleca szefowa działu kultury „Zwierciadła”.

Czy rację mają ci, którzy boją się najnowszego filmu reżysera Marcina Koszałki i zarzucają mu, że oczernia Górali z Podhala? No to po kolei: „Biała odwaga” wywołała dużo zamieszania na długo przed premierą – schody pojawiły się jeszcze przed rozpoczęciem zdjęć. Takie zamieszanie to niby nic dziwnego, w końcu mówimy o gigantycznej produkcji, która – choćby ze względu na liczne sceny kręcone w wysokich górach – stawiała przed realizatorami poważne wyzwania. Na przykład jak logistycznie rozwiązać sprawę ciężkiego sprzętu filmowego, który trzeba przetransportować na górskie szczyty na terenie Tatrzańskiego Parku Narodowego?

„Biała odwaga” (Fot. materiały prasowe Monolith Films) „Biała odwaga” (Fot. materiały prasowe Monolith Films)

Miałam okazję rozmawiać z reżyserem Marcinem Koszałką (wywiad w numerze kwietniowym „Zwierciadła”) i wiem, że w tej kwestii nieocenieni okazali się nosiče, tragarze górscy ze Słowacji, najlepsi w całej Europie, którzy kursowali w dół i górę, wyznaczając bezpieczne do transportu ścieżki poza szlakami. Byli w stanie naraz wnieść w wysokie partie Tatr na swoich plecach 60 kilogramów (z kilkuset do wniesienia). Niesamowite wydaje się też, że grający główną rolę Filip Pławiak – jeden z bohaterów okładkowych kwietniowego „Zwierciadła” – specjalnie na potrzeby filmu nauczył się wspinaczki i sam był w stanie zagrać wszystkie sceny na wysokościach. Jego trening (od zupełnych podstaw!) trwał ponad rok i rezultat robi niemałe wrażenie.

„Biała odwaga” (Fot. materiały prasowe Monolith Films) „Biała odwaga” (Fot. materiały prasowe Monolith Films)

Cała ekipa filmowa musiała przestrzegać najróżniejszych obowiązujących na terenie TPN restrykcyjnych zasad dotyczących przyrody, pamiętając, że ludzie są tam tylko gośćmi. To – wydawałoby się – te największe wyzwania, tymczasem równie istotnym, jeśli nie kluczowym problemem przy realizacji „Białej odwagi” okazało się wspomniane zamieszanie, czarna sława, jaką projekt cieszył się na Podhalu, kiedy tylko pojawiły się informacje o tym, że powstanie. Mówiło się, że Marcin Koszałka, przypominając Goralenvolk, epizod współpracy części mieszkańców Podhala z Niemcami podczas II wojny światowej, chce Górali oczernić, pokazać ich jako zdrajców. Przeciwko produkcji protestował Związek Podhalan, oburzeni byli nią niektórzy politycy, zarówno ci na kluczowych wówczas stanowiskach w kraju, jak i lokalni. W wywiadzie dla „Zwierciadła” Marcin Koszałka mówi o tym tak: – Spotkaliśmy się z ostracyzmem, wiem, że część lokalnych działaczy dostawała sygnały, żeby nam nie pomagać. Był na przykład problem ze scenami tańca. Na współpracę z nami nie zgodził się żaden regionalny zespół ludowy, wycofali się wszyscy nauczyciele.

Jak udało się ten problem rozwiązać, skoro otwierająca film scena to właśnie widowiskowa scena taneczna, rozgrywająca się nad Morskim Okiem, zrealizowana z udziałem – licząc ekipę i aktorów – w sumie 170 osób? Odpowiedź na to pytanie znajdziecie w numerze kwietniowym, a co do oczerniania Górali, jeśli ktokolwiek twierdzi, że „Biała odwaga” przedstawia ich jako zdrajców, niezwłocznie powinien iść do kina. Bo twierdzić można tak tylko ktoś, kto filmu jeszcze nie widział.

„Biała odwaga” (Fot. materiały prasowe Monolith Films) „Biała odwaga” (Fot. materiały prasowe Monolith Films)

Ballada góralska, historia, której bohaterowie stają przed wyborami iście szekspirowskimi, nakręcona z rozmachem saga rodzinna (choć fabuła obejmuje zaledwie kilka lat, od czasów tuż przed II wojną światową do wyzwolenia, ma się poczucie, że jest to opowieść obejmująca też przeszłe i przyszłe pokolenia) – te określenia dużo bardziej pasują do „Białej odwagi” niż etykieta kina historycznego, choć faktycznie jest tu duża dbałość o realia i zgodność ze źródłami historycznymi. Postaci są inspirowane faktycznymi osobami – grany przez Filipa Pawiaka Jędrek Zawrat przypomina pod wieloma względami Wacława Krzeptowskiego, jednego z przywódców Goralenvolku, którego po wybuchu wojny nazistowski gubernator Hans Frank przyjął jako przedstawiciela Górali na Wawelu. A jednak są to postaci fikcyjne, tak jak ich losy. Mamy tu konflikt pomiędzy dwoma braćmi, Jędrkiem i Maćkiem Zawrotami (w tej roli Julian Świeżewski), z których jeden decyduje się na współpracę z Niemcami, a drugi działa w polskim ruchu oporu jako kurier tatrzański, ale ten rozłam wcale nie zrodził się z wielkiej historii i polityki – jego źródłem są kwestie rodzinne. Zresztą, jak się mamy okazję przekonać, nie przekreśla to braterskiej miłości, nie zrywa więzi, nawet jeśli jest ona dla obu stron obciążeniem. Niemal wszystkie wybory, jakich dokonują bohaterowie w najtrudniejszych momentach, wynikają wyłącznie z troski o „swoich”, o bliskich – to zawsze jest ich punkt odniesienia. Bliscy to rodzina, ukochane osoby, ale i „swoi ludzie”, Górale Podhalańscy, z tym że każdy z braci inaczej myśli o tym, jak można ich ocalić, jak najbardziej zwiększyć szansę na ich przetrwanie. Marcin Koszałka nie ukrywa fascynacji kulturą góralską, a „Białą odwagą” wpisuje się w nurt opowieści o małych ojczyznach i robi to z dużym szacunkiem, da się wyczuć jego podziw.

„Biała odwaga” (Fot. materiały prasowe Monolith Films) „Biała odwaga” (Fot. materiały prasowe Monolith Films)

Uderza też empatia, z jaką pokazani są bohaterowie – zupełnie inna od zdystansowanego, może nawet zimnego spojrzenia z „Czerwonego pająka”, fabularnego mrocznego debiutu Koszałki (Koszałka wcześniej przez lata znany był jako świetny dokumentalista i operator filmowy). W 2015 roku reżyser obsadził w nim w głównej roli Filipa Pławiaka, a tym samym odkrył przed nami coś, co jakoś umknęło innym reżyserom: fakt, że to aktor dużo bardziej wszechstronny niż mogłoby się na pierwszy rzut oka wydawać. To coś, co dzisiaj, szczególnie po ostatniej genialnej kreacji Pławiaka, czyli roli kierownika Kociołka w serialu „Rojst”, wydaje się oczywiste, ale te parę lat temu, przed „Czerwonym pająkiem”, takie nie było.

„Biała odwaga” (Fot. materiały prasowe Monolith Films) „Biała odwaga” (Fot. materiały prasowe Monolith Films)

Zresztą nie tylko Filip Pławiak stworzył w „Białej odwadze” superciekawą postać – reszta obsady także jest mocną stroną tego filmu. I chociaż to z pozoru męskie kino – bo to mężczyźni rozdają tutaj karty, to oni podejmują kluczowe decyzje, także te dotyczące kobiet: matek żon, córek, kochanek – zadziwiające jest, jaką moc rażenia ma wątek Bronki. Sandra Drzymalska gra młodą kobietę uwikłaną w miłosny trójkąt, czyli postać jednocześnie łączącą i dzielącą dwóch braci Zawratów. Bronka podejmuje jedynie mikrodecyzje i tylko w tych nielicznych chwilach, kiedy daje się jej dojść do głosu, a jednak nie sposób nie podziwiać jej postawy. I odmówić siły sprawczej. Więcej nie zdradzę, idźcie do kina, naprawdę warto.

„Biała odwaga” w kinach od 8 marca 2024 roku.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze