1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Kultura

„American Horror Story”, czyli telenowela grozy

„American Horror Story” (Fot. kadr z serialu)
„American Horror Story” (Fot. kadr z serialu)
Serial „American Horror Story” to jeden wielki rollercoaster. Nie jest tylko przejażdżką przez ikonografię kina grozy, ale przez przeciwstawne nastroje i estetyki: zgrywę i dramat, kamp i artyzm, cyniczną eksploatację i ważkie społeczne tematy.

Serial dla stacji FX stworzyli Ryan Murphy i Brad Falchuk, odpowiedzialni również za wielokrotnie nagradzany „Glee”. Oba programy dzielą inspiracje, a łączy metoda podejścia do nich. Tam dostawaliśmy wypis z high schoolowego kanonu z filmami Johna Hughesa na czele, a tu – z klasyki horroru. W obu produkcjach mamy do czynienia ze skrajnym przerysowaniem i bezwstydnym efekciarstwem. To pastisze, które ustanawiają w swoich konwencjach nowy, godny naśladowania standard.

„American Horror Story” składa się jak na razie z dwóch niepołączonych ze sobą fabularnie sezonów. W pierwszym mamy do czynienia z opowieścią o nawiedzonym domu. Tak jak w przypadku innych tego typu dzieł, za nawiedzeniem stoi jakaś dramatyczna historia – tym razem nie składa się jednak na nią jedna tragedia, tylko cały ich szereg. W dziejach zasiedlonego przez skłóconą rodzinę lokum miało miejsce wiele zbrodni, które pozostawiły po sobie legion duchów. Akcja drugiego sezonu toczy się w szpitalu psychiatrycznym, będącym na przestrzeni lat cichym świadkiem różnych przejawów zła. Sadystyczne zakonnice znęcają się w nim nad pacjentami, w ludzkie ciała wciela się Szatan, ex-naziści prowadzą makabryczne eksperymenty, a kosmici porywają i zapładniają ziemskie kobiety. Do wyboru, do koloru: panoptikon cudzych koszmarów, supermarket z horrorem.

„American Horror Story” jest świadectwem przesunięcia granicy tolerowanej przez „przeciętnych” widzów ekstremy – można w nim znaleźć wątki i sceny, które przedtem pojawiały się wyłącznie w niszowych i niskobudżetowych produkcjach. Do tego wszystkiego dochodzi jednak ciężar zupełnie innego rodzaju. W obejmujące kilka dekad narracje zostają wpisane wydarzenia z historii USA. Jeśli w pierwszym sezonie pozostajemy przede wszystkim w krainie makabry – przywołane zostają morderstwo Czarnej Dalii i masakra w Columbine – to w drugim mamy już do czynienia z innym kalibrem nawiązań. Rozpoczynająca się w latach 60. opowieść mówi m.in. o społecznych nierównościach: jesteśmy świadkami poniżającej terapii, jakiej poddawani są homoseksualiści, a także dyskryminacji czarnoskórych. Szpital psychiatryczny pełni tu podobną rolę, co w „Locie nad kukułczym gniazdem” Kena Keseya – stanowi karykaturalną miniaturkę Systemu.

W to wszystko wplecione zostają wątki melodramatyczne. W pierwszym sezonie mamy małżeńską zdradę i trudne dorastanie, a w drugim – przede wszystkim opowieść o patologicznej ambicji. Owe tematy niespodziewanie grają z kampową wyobraźnią twórców: codzienne dramaty rozrastają się do rozmiarów fantasmagorii, a fantasmagorie mają swoją puentę na gruncie codziennych dramatów. Z tego powodu „American Horror Story” pozostawia w widzu poczucie dysonansu: sztuka niska miesza się w nim ze sztuką wysoką. Dlatego też ten serial budzi taką fascynację.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze