Jedną z ulubionych czynności Seulczyków jest robienie zakupów. Kupowanie jest tu rytuałem.
Jeśli coś jest nam tutaj potrzebne, nie wyskakujemy do najbliższego sklepu, by w pośpiechu to nabyć, tylko jedziemy w odległą część miasta – do dzielnicy, w której setki sprzedawców oferują przedmioty z gatunku, którego poszukujemy.
Mapę miasta można podzielić na sektory zajmujące się sprzedażą różnych typów produktów i usług. Każdy taki sektor to co najmniej kilka ulic wypełnianych sklepami tego samego typu.
Najpopularniejsze zakupowe dzielnice to oczywiście te z odzieżą. Są tu na przykład ogromne targi toreb i plecaków, hale pełne stoisk z czapkami i miejsca, w których niezliczona ilość sprzedawców oferuje wyłącznie skarpetki.
Kilka dni temu koleżanka poprosiła mnie, żebym pojechała z nią kupić aparat fotograficzny. Okazało się, że polecony jej przez kogoś sklep jest jednym z setek identycznych sklepów w dzielnicy Jongsan, która pełna jest wielopiętrowych hal, pękających w szwach od aparatów fotograficznych.
Na samo przejście choć małej części takiego targowiska elektroniki potrzeba wielu godzin. Kupowanie zajęło nam większość dnia, mimo że wiedziałyśmy dokąd i po co idziemy.
W drodze powrotnej odkryłyśmy, że sąsiednia dzielnica okupowana jest przez sklepy z żarówkami. W niezliczonej ilości małych dziupli gnieżdżą się tu sprzedawcy, których sklepiki wabią migoczącymi światełkami. Wybór jest ogromny. Duże, małe, w wielu kolorach i najdziwniejszych kształtach. Końcówka dnia upłynęła nam na zachwytach żarówkami.
Do swojej pracy potrzebuję dużą ilość kartonowych pudełek. Z tej okazji musiałam się wczoraj wybrać na wycieczkę do dzielnicy sprzedającej pudełka. Niestety, by dojść do ulic dedykowanych pudełkom, musiałam przejść przez - nieznaną mi dotąd - dzielnicę z krzesłami. Po sześciu tygodniach w Seulu mogę z pełną odpowiedzialnością powiedzieć, że ta nowo odkryta dzielnica krzeseł jest nie do pobicia. Chodniki zastawione są tu najróżniejszymi typami krzeseł – w większości kopiami projektów znanych projektantów i marek. Całość przypomina bardziej instalację artystyczną niż ulicę ze sklepami.
Krzesła pochłonęły mnie tak bardzo, że kompletnie straciłam poczucie czasu i do sąsiedniej dzielnicy pudełek dotarłam kiedy sprzedawcy zamykali już swoje sklepiki.