Jednym z wielu dobrodziejstw medytacji jest to, że zaczynamy dostrzegać, że życie jest ciekawe i wspaniałe, zamiast postrzegać jego zawiłości jako ciągłą walkę. Mówiąc „walka”, mam na myśli to, że nie chcemy, aby życie było takie, jakie jest. To jest powszechne. Analizując to na podstawie własnych doświadczeń, doszłam do wniosku, że nie tylko ciągle odrzucamy nasze doświadczenia życiowe – najczęściej cały czas odrzucamy wszystko!
Fragment najnowszej książki Pemy Chödrön „Moc medytacji. Jak sprawić, by umysł stał się twoim sprzymierzeńcem”.
Nasz umysł przez cały czas jest gdzie indziej. Myślimy o jutrzejszej kolacji lub o rozmowie sprzed roku. Myślimy o liście rzeczy do zrobienia lub o tym, jak bardzo żałujemy, że podczas wczorajszej rozmowy nie powiedzieliśmy te go, tamtego i jeszcze czegoś. Odrzucenie naszego życia nie zawsze polega na tym, że wiąże się z tym jakaś wielka opowieść, na przykład „Nienawidzę tego” lub „Nie służy mi ten związek, ta praca lub ten samochód”.
W wielu przypadkach możemy zjeść nawet całe pudeł ko czekoladek, myśląc, że jest to najprzyjemniejsza rzecz na świecie, ale faktem jest, że rzadko pozwalamy sobie na zjedzenie choćby jednego kęsa czekolady i bycie w tym w pełni obecnym.
Umysł – umysł małpy, szalony umysł – błądzi. jednak w przestrzeni otwartej świadomości, którą rozwijamy na poduszce medytacyjnej, wszystko, co się pojawia, staje się naszym wsparciem w ćwiczeniu się w byciu obecnym. Aby dotrzeć do miejsca, w którym nie walczymy, pozwalamy, aby każda rzecz, która pojawia sięw naszej praktyce i w naszym życiu, była wsparciem w byciu obecnym. To wymaga ogromnej zmiany nastawienia. Zamiast postrzegać wszystko jako problem lub przeszkodę w byciu szczęśliwym, a nawet jako przeszkodę w medytacji i byciu obecnym („mógłbym być obecny, gdyby tylko nie było tu tak głośno” lub „mógłbym być obecny, gdyby plecy nie bolały mnie aż tak bardzo”), widzimy to jako nauczyciela, który pokazuje nam coś, co musimy wiedzieć.
Wszystko stanowi wsparcie w naszym przebudzeniu. Jesteśmy przyzwyczajeni, żeby narzekać, narzekać, na rzekać. Obwiniać, obwiniać, obwiniać. Obwinianie to jeden z głównych powodów, dla których nie pozostaje my obecni. Obwiniamy siebie; obwiniamy innych ludzi. Często widzę, jak uczniowie obwiniają zewnętrzne okoliczności albo własne ciała i umysły za to, że nie mogą być obecni. Zauważ, że to, co wymaga twojej uwagi i zastanowienia, to twój własny umysł oraz to, jak postrzegasz okoliczności zewnętrzne. Możesz zaprzyjaźnić się z okolicznościami, w których się znalazłeś; możesz okazać współczucie okolicznościom i sobie samemu. Co się stanie, kiedy to zrobisz?
Ostatnio dowiedziałam się, że zadowolenie definiuje się jako „świadomość, że wszystko, czego potrzebujesz, zawiera się w tej właśnie chwili”. Niezadowolenie i rozgoryczenie są jak szum w tle, który odciąga nas od za akceptowania naszego życia i chwili obecnej. Jeśli jest w nas głęboka zgoda na wszystko, co się pojawia, wreszcie możemy dotykać, wąchać, smakować, słyszeć i czuć to, co się naprawdę dzieje. Kiedy powstrzymujemy się od sprzeciwu wobec tego, co doświadczamy, odchodzimy od etykietek „tak” i „nie”, „dobre” i „złe”, „dopuszczalne” i „niedopuszczalne”. To bardzo ważny moment. To pozwala nam w pełni zaangażować się w życie. Nie możesz pominąć tego, co określasz jako „złe”, i nadal oczekiwać, że po czujesz pełen zakres tego, co możesz określić jako „dobre”. Innymi słowy, jeśli odgrodzisz się od pewnych doświadczeń, nieuchronnie będziesz budował mury odgradzające od tego, co może okazać się dobre. Praktyka medytacyjna przypomina nam, abyśmy zawsze wracali do naszego bezpośredniego doświadczenia, takiego jakie ono jest.
Samo życie, czyli stan postmedytacji, może przynieść wiele rzeczy i przeszkód, które sprawią, że poczujemy bezsilność. Gdy kończy się medytacja, kiedy stoper wyłącza się i odpoczywasz w otwartej świadomości, pozwól, by rzeczy były takie, jakie są. A później, zazwyczaj bardzo szybko możesz odpocząć. Ale często w tym momencie przychodzą myśli; czasami nawet wracają z pośpiechem. Zanim się zorientujesz, stajesz się bezradny. Kiedy coś się dzieje, nie musisz nakładać na to etykietki „złe” lub „straszne” lub coś w tym rodzaju – możesz po prostu użyć tego, co się pojawia, jako przedmiotu medytacji. Medytacja jest całkowitym brakiem walki z tym, co się pojawia. Myśli takie, jakie są, emocje takie, jakie są, widoki takie, jakie są, dźwięki takie, jakie są – wszystko takie, jakie jest, bez dodawania niczego.
Niedawno oglądałam nagranie z Mingyurem Rinpoczem, w którym mówił, że umysł jest jak przestrzeń – rozległa, nieograniczona – i w niej powstaje wszystko: widoki, dźwięki, zapachy, smaki, myśli, emocje, ból fizyczny, przyjemność odczuwana w ciele. To wszystko nie różni się niczym od galaktyk, planet i gwiazd powstających w kosmosie. Powiedział też: „kosmos nie mówi: „Lubię tę galaktykę, ale tamtej nie lubię”. Wszzystkie gwiazdy, wszystkie myśli odejdą w pewnym momencie. Niech twoje doświadczenia przemijają, jak gwiazdy na rozległym niebie twojego umysłu. Nic nie musi stanowić problemu.
Kiedy nie walczysz z tym, co pojawia się w twoim życiu, jest to akt życzliwości. Pozwala w pełni zaangażować się w twoje życie. Pozwala ci żyć naprawdę.