Kiedy stajemy się rodzicami, całe nasze dotychczasowe życie podlega zmianie. Życie maleńkiej istotki jest w naszych rękach. To ogromna odpowiedzialność i długa lista obowiązków, którym codziennie trzeba sprostać - spacery, karmienie, setki przewiniętych pieluch. To co na początku cieszy, z czasem może zacząć przytłaczać. Z monotonią i rutyną boryka się niejedna matka. I o ile w przypadku kilkumiesięcznego bobasa trudno mówić o wielce ożywczej dla rodzica interakcji, o tyle już dwulatek może stymulować nasz wewnętrzny rozwój. Jeśli będziemy bacznie obserwować jego reakcje, może okazać się, że zmienimy własne podejście do tego, co wypada, co jest słuszne, co należy.
Sikający w majtki szkrab ma być mentorem, uczyć jak żyć? To niedorzeczne – wielu tak pomyśli. I choć początkowo może się to wydawać absurdalne, to jednak warto przez chwilę przyjrzeć się tej idei i założyć, że nasz śliniący się Wojtuś zostaje naszym nauczycielem. Czego się nauczymy? Od każdego dziecka czegoś innego. Oto kilka przykładowych mądrości:
- Mamy prawo czuć to, co aktualnie czujemy. Nie zaprzeczamy przeżywanym emocjom, nie staramy się maskować naszego nastroju.
Ileż to razy nasza pociecha pokazała nam całą paletę emocji? Nieskończenie. Gdy się czegoś wstydzi lub boi, chowa się za naszą spódnicę. Jeśli nie ma ochoty na klejące pocałunki usmarowanej szminką cioci, odpycha ją lub drze się w niebogłosy. Gdy nie cierpi mierzwienia włosów i innych wyrazów spoufalania się ze strony nieznanych mu osób dorosłych, z pewnością da temu wyraz. Gdy są łamane granice jego osobistego komfortu, jawnie protestuje. A co robimy my sami? Bardzo często choćbyśmy skręcali się z dyskomfortu, nie damy poznać tego po sobie. Właśnie zmarł nam najlepszy przyjaciel, ale gdy ktoś zapyta, co słychać, odpowiemy, że „wszystko gra”. Czy się czegoś boimy? Ależ skąd. A przecież dociska nas kredyt, rodzice są coraz starsi i mniej sprawni, starsze pociechy wracają nad ranem do domu, a my właśnie wyczuliśmy dziwne zgrubienie w łydce. Przywdziewamy maskę. Dziecko tego nie robi. I byłoby idealnie nie uczyć dziecka ukrywania emocji, sortowania ich na dobre i złe. Gdy podrośnie, samo zdecyduje, z kim i kiedy będzie się dzielić swoimi uczuciami. Nie bójmy się, że stanie się otwartą księgą, słabą i wystawioną na ataki innych. Wiara we własne odczucia i
znajomość siebie będą stanowić jego siłę. O wiele trudniej będzie takiego młodego człowieka złamać, namówić do zrobienia czegoś wbrew wyznawanemu kodeksowi wartości. Czy nam samym nie przydałaby się aby czasem taka niezawodna emocjonalna busola?
- Nie da się chcieć na siłę.
Dwulatek jeśli nie ma ochoty na szpinak, to go wypluje. Gdy nie jest senny, choć jeszcze poprzedniego dnia o tej samej porze chrapał jak suseł, to za diabła nie zaśnie. Prędzej rozwali nam spacerówkę. Jeżeli kilkuletnia dziewczynka dostanie w prezencie lalę-bobasa, podczas gdy bobasów nie znosi, nie będzie się nią bawić, choćby lalka była totalnie „wypasiona”: mówiła, płakała, siusiała, piła mleko i co tam jeszcze producent może wymyślić. A kiedy trzyletni chłopiec pójdzie na plac zabaw z ulubioną koparką, to nie podzieli się nią, nawet pod groźbą stoczenia wojny z całą ekipą z piaskownicy. I bardzo dobrze. Nie każdy musi jeść szpinak, choć jest on nader pożywny i zdrowy. Nie da się zasnąć na zawołanie. Jeśli jakiś gadżet/hobby nas nie cieszy, to trudno; jest wiele innych opcji. I na koniec - mamy święte prawo do każdej rzeczy, która znajduje się w naszym posiadaniu, i to my decydujemy, czy i kiedy ją komukolwiek pożyczymy. A co robią dorośli? Zjedzą golonkę od teściowej, nawet gdy ta już w gardle rośnie. Położą się spać przed 22:00, bo następnego dnia czeka ich ważne spotkanie. Nieważne, że potem walają się z boku na bok przez dwie godziny. Dostaną pod choinkę po raz setny apaszkę. Wspaniale, właśnie o takiej marzyli. Pożyczą kumplowi, dopiero co odebrane z salonu auto. Hmmm… To raczej chybiony przykład.
Jedno jest pewne - nie warto się do czegokolwiek przymuszać, i tym samym dawać innym mylące sygnały. Prędzej czy później odbije się to czkawką.
- Zmiana - dla jednych ekscytująca i świeża, dla innych - trudna i zbyteczna.
Dzieci przeróżnie reagują na zmiany, zachodzące w ich życiu, jak: przeprowadzka, nowe przedszkole lub żłobek, wymiana opiekunki etc. Zazwyczaj jednak potrzebują czasu na przystosowanie się, a już na pewno spokojnej rozmowy, z której dowiedzą się, co właściwie je czeka. To co z punktu widzenia osoby dorosłej jest ekscytujące, wiążące się z pozytywną energią i łapaniem wiatru w żagle,
z perspektywy dziecka okazuje się wyzwaniem, któremu towarzyszy lęk, niepewność i smutek. Taka – dajmy na to – zmiana miejsca zamieszkania. Dla dorosłego może oznaczać polepszenie statusu materialnego, prestiż, większy komfort, dogodną lokalizację. On już widzi jak uprawia jogging w pobliskim parku, jak korzysta z atrakcji galerii handlowej czy prowadzi dziecko na ogrodzony, czysty plac zabaw. Maluch tego nie widzi. Wie za to, że jak się wyprowadzi to nie będzie miał piętro wyżej swojego przyjaciela Kacpra. A to dla niego cios prosto w serce. O czym nie omieszka nas poinformować, krzycząc na cały dom, że on nigdy się nie przeprowadzi, że nas już nie kocha, i że mama i tato to diabły/wiedźmy/potwory. Da nam do myślenia? Jasne. Przypomni, że nie można rozporządzać życiem drugiego człowieka bez gruntownego przemyślenia konsekwencji swojej decyzji.
- Każdy z nas jest inny. Co innego nas kręci, co innego razi.
Nasza pociecha po raz setny każe sobie czytać ten sam fragment książki/wierszyka. Już właściwie nie musimy otwierać książki, doskonale wiemy, jakie zdanie znajduje się na danej stronie. Jednych to wcale nie mierzi, innych mdli na samą myśl o wieczornej czytance. Inna sytuacja – trzyletnia dziewczynka bawi się w najlepsze. Cały dywan usiany jest kredkami, klockami, skarpetkami i – na pierwszy rzut oka – przedmiotami, które nie mają ze sobą nic wspólnego. Ot, totalna kipisz. Dodajmy, że jest wieczór, a
mama zmęczona. Afera bałaganowa wisi na włosku. I pewnie w połowie domów wybucha. To co dla mamy jest bałaganem, w oczach dziewczynki stanowi przemyślaną zabawę, bo kredki to rodziny, klocki – mebelki, a skarpetki – śpiworki. I tu objawia się prawda stara jak świat: to co dla jednych jest stratą czasu, jest bez sensu lub bezproduktywne, dla innych jest celowe i pasjonujące. Weźmy na przykład
tworzenie mapy marzeń lub zapisywanie na karteczkach -przypominajkach swoich celów, myśli, afirmacji. Jednych to motywuje, u innych wywołuje co najwyżej ironiczny uśmieszek. Dobrze jest być otwartym na czyjś punkt widzenia, a dzieci siłą rzeczy nieustannie nam o tym przypominają.
- Emocje mają prawo wziąć górę nad racjonalnym oglądem sytuacji
U dzieci doskonale to widać, gdy zdarzy się, że rodzic z różnych względów nie może spełnić złożonej wcześniej obietnicy. Nie zabierze do kina, na lodowisko czy na lody. A przecież mówił, że tak zrobi. Na malucha nie działają wtedy argumenty w stylu: nie dziś to jutro, kino nie zając – nie ucieknie, nie zabiorę cię dzisiaj, ale za to następnym razem dorzucę jeszcze jedną niespodziankę. Podobnie rzecz wygląda, gdy ma u malucha nocować jego przyjaciel. Wszystko zaplanowane – co dobrego zjedzą, w co pograją, w co się będą bawić. A na końcu pojawiają się nieprzewidziane okoliczności np. kolega, owszem, przychodzi, ale źle się czuje. Ma gorączkę i musi wracać do domu. Czy nasza pociecha stanie na wysokości zadania i wykaże się empatią? Powie koledze, że mu przykro, że życzy mu zdrowia? Przeważnie nie. Raczej zacznie się dąsać, popłakiwać i robić koledze wyrzuty, że dopiero co przyszedł, a już sobie idzie. I nie ma w tym nic nienormalnego czy aroganckiego. To po prostu standardowa reakcja na zawiedzione nadzieje, na rozczarowanie, utratę czegoś, na co od dawna się z utęsknieniem czekało. Dorośli też mogliby być w takich sytuacjach
mniej surowi dla siebie. Mąż nie zabierze Cię do teatru na upatrzoną sztukę, bo go kumpel zaprosił do pubu na oglądanie meczu, teściowa nie przypilnuje Ci dziecka, bo akurat wypada jej wizyta u kosmetyczki, przez co przepadną upatrzone warsztaty dla kobiet etc. Samo życie, to prawda. A jednak mamy prawo czuć się rozżalone, smutne, rozczarowane.
- Można cieszyć się z codziennych, małych spraw. Z tego, że na niebie pojawiła się tęcza, z tego, że zakwitły tulipany. Można być uważnym na to, co tu i teraz.
Kilkuletnie dzieci nie dzielą przedmiotów, czy też – szerzej rzecz ujmując - poszczególnych elementów świata, na ważne i mniej ważne; nudne i inspirujące. Każda chwila przynosi coś zaskakującego, odkrywczego, świeżego. Kamień nie jest tylko kamieniem, lecz magicznym talizmanem. Mrowisko to nie siedlisko irytujących owadów, lecz wspaniałe pole do obserwacji zachowań tych małych zwierząt – współpracy, zapału, dążenia do celu itp. Jasna sprawa, że jako dorośli nie będziemy w większości zbierać na spacerze kosturków czy turlać się w trawie, choć niektórzy to praktykują i mają z tego niezły ubaw, ale warto od czasu do czasu spojrzeć na otaczający nas świat oczami dziecka. Poleżeć na kocu i popatrzeć w chmury, wsłuchać się w śpiew ptaków, powąchać stokrotki, pozbierać jagody. To nie zabiera dużo czasu, a jest świetnym oderwaniem od natłoku codziennych obowiązków i skrzeczącej rzeczywistości.
Tekst: Małgorzata Bajko i Monika Janiszewska
Jeśli interesuje Cię świat widziany z perspektywy dziecka zapraszamy do lektury książki . Książka prezentuje m.in. kilkadziesiąt scenek sytuacyjnych, których bohaterami się dzieci i dorośli. Każda strona zupełnie inaczej postrzega świat, co powoduje, że typowe dziecięce zachowania oraz naturalność i spontaniczność cechująca kilkulatków, są oceniane jako przejawy niegrzeczności, złej woli czy też chęci manipulowania rodzicem. „(Nie)grzeczni?” to podpowiedź, jak zbudować
autentyczną i głęboką relację z dzieckiem, opartą na poszanowaniu jego marzeń, potrzeb i odrębności.
Małgorzata Bajko — psychoterapeuta, absolwentka psychologii oraz podyplomowych studiów z psychotraumatologii w Wyższej Szkole Psychologii Społecznej. Współzałożycielka Centrum Wsparcia Psychologicznego INEO, w którym od wielu lat prowadzi indywidualną terapię osób dorosłych, dzieci oraz rodzin. Autorka wielu artykułów dla rodziców i bajek terapeutycznych. Ma opracowane programy terapeutyczne dla dzieci z zaburzeniami lękowymi, PTSD oraz fobiami, w których wykorzystywana jest bajkoterapia. Mama Andrzeja i Antka.
Monika Janiszewska — dziennikarka, freelancerka publikująca artykuły z zakresu psychologii oraz specjalistka ds. PR. W swoim portfolio posiada ponad 350 publikacji, z czego pokaźna część dotyczy relacji rodzic – dziecko, związków partnerskich oraz świadomej komunikacji. Prywatnie mama 5-letniej Julii, która każdego dnia zaraża ją swoją ciekawością świata.