Trzeba przyznać, że ABBA potrafi zaskakiwać. Zeskanowani, odmłodzeni pojawiają się po prawie 40 latach przerwy.
Tak, żyjemy w czasach, kiedy jest to już możliwe – legendy popu mają swoje awatary, stworzone po to, żeby zamiast nich występowały na scenie. Cyfrowe wersje Anni-Frid Lyngstad, Agnethy Fältskog, Benny’ego Anderssona i Björna Ulvaeusa powstawały przez wiele miesięcy w studiu George’a Lucasa z myślą o futurystycznym show dla publiczności.
Premierowy koncert w Londynie zaplanowano na maj przyszłego roku. Będzie specjalnie wybudowana arena dla 3 tysięcy widzów, dziesięcioosobowy zespół muzyków towarzyszących, a w rolach głównych oni – cztery hologramy. Zespół ABBA (ten z krwi i kości) oficjalnie ogłosił zakończenie kariery w 1982 roku. Nigdy nie zostali zapomniani, a o tym, jaki potencjał tkwi w ich muzyce, świadczy choćby gigantyczny sukces musicalu „Mamma Mia!” i jego ekranizacji. Ktoś mógłby argumentować, że najnowsza trasa koncertowa z awatarami to wyłącznie odcinanie kuponów od sławy. Tymczasem Szwedzi i w tej kwestii potrafili zaskoczyć. Właśnie wydali nową płytę z 10 piosenkami – „Voyage” wychodzi 40 lat po premierze ich ostatniego studyjnego albumu. Benny Andresson i Bjoern Ulvaeus w rozmowie z dziennikiem „The Guardian” ogłosili, że płyta ma być ostatecznym zamknięciem historii zespołu.