Projektanci przekonują, że nie musimy zamykać się w żadnej z tych kategorii, i coraz częściej tworzą modę neutralną pod względem płci. I chociaż nie ma ona nic wspólnego z minimalistycznym uniseksem lat 90., nie jest wcale czymś nowym.
Gigantyczne, ręcznie malowane i haftowane kapelusze zwieńczają efektowne, pełne kunsztu kreacje. – Teraz, bardziej niż kiedykolwiek wcześniej, potrzebujemy fantazji. Jeśli mogę zapewnić ludziom ucieczkę [od rzeczywistości], to znaczy, że coś robię dobrze – mówił w wywiadzie dla brytyjskiego „Vogue’a” Harris Reed, model, projektant i twórca mody „bez płci” (ang. genderless). Spódnica z białego tiulu i różowej tafty jest tylko wierzchnią warstwą wystających spod spodu mocno rozszerzanych spodni, do których dobrana jest doskonale skrojona marynarka z białymi klapami. W innym przypadku widoczna rozłożysta krynolina obnaża czarne garniturowe dzwony. Piękne, czerpiące z romantyzmu i epoki wiktoriańskiej propozycje nie są kierowane do żadnej płci. Są dla wszystkich, bez wyjątków. I to, jak uważa wielu, jest przyszłością mody. – Aby pozostać znaczącymi w następnej dekadzie, marki muszą przemyśleć, w jaki sposób podchodzą do płci. Muszą uwzględniać ich ewolucję – podkreślał pod koniec 2019 roku Dipanjan Chatterjee z firmy analitycznej Forrester. Nowa wizja mody neutralnej jest daleka od panującego w latach 90. uniseksu, ale też nie jest niczym nowym.
Pokaz Gucci wiosna–lato 2020 (Fot. Imaxtree)
Binarne postrzeganie mody narzuca kultura, która ciągle ewoluuje. Tak jak zmieniają się nasze nawyki, zmienia się także ubiór. Systematycznie przyzwyczajamy się do nowych norm, często zapominając, że stare stałyby z nimi w sprzeczności. Tak dzieje się na przykład, jeśli pomyślimy o ubiorze czy kolorach dzisiaj uznawanych za „męskie” lub „damskie”. Zanim lalka Barbie, Marilyn Monroe i Mamie Eisenhower nauczyły nas, że róż jest odcieniem typowo kobiecym, wcześniej uznawany był za chłopięcy. W Japonii, jako wybielona czerwień, uchodził za symbol walki i bohaterstwa. Jeszcze w 1918 roku amerykańskie magazyny sugerowały, że róż przypominający chłopięce policzki po aktywności fizycznej jest raczej kolorem męskim. Z kolei uznawany za skromny błękit przeznaczony był dla dziewczynek.
Złoto, puder, perły – niegdyś te upiększacze wcale nie były zarezerwowane dla kobiet, ale dla osób najznamienitszych i najbogatszych. Nawet najbardziej bezwzględni władcy w historii nie widzieli nic dziwnego w strojeniu się. Wręcz przeciwnie. Ubrania szyte złotą nicią, buty na obcasie, bogate zdobienia i biżuteria były obowiązkowym elementem męskiego stroju w carskiej Rosji, austriackim imperium Habsburgów, na dworach hiszpańskich i brytyjskich. We Francji XVII wieku mężczyźni nosili baskinki, koronkowe koszule ze zdobnymi mankietami, pantofle na koturnach, filcowe kapelusze zdobione piórami, a także peruki.
Z czasem moda męska stawała się coraz prostsza, a mężczyzna, zgodnie z wytworzonym przez popkulturę stereotypem, miał być twardzielem noszącym dżinsy i koszule w stylu kowbojskim lub klasyczne garnitury. To zaczęło się powoli zmieniać w latach 90. XX wieku, kiedy społeczeństwo przyjęło mężczyznę metroseksualnego, który znów miał prawo o siebie zadbać – dopasować ubrania, używać kremu nawilżającego, a nawet, jak David Beckham, farbować włosy. W tym samym czasie domy mody, z Calvinem Kleinem na czele, zaczęły lansować modę uniseks, skierowaną do obu płci – projekty proste, minimalistyczne, najczęściej utrzymane w kolorach ziemi. Dalekie jednak od wirtuozerii z czasów Ludwika XIII.
Od lewej: J.W Anderson; Dries Van Noten; Louis Vuitton (Fot. Imaxtree)
– Tkaniny, kolory, zapachy nie mają płci. […] Neutralność płciowa nie powinna oznaczać szarych, bezkształtnych sportowych ubrań – mówił pod koniec zeszłego roku pisarz, artysta Alok Vaid-Menon podczas wystąpienia na corocznym wydarzeniu portalu Business of Fashion, #BoFVOICES, które pod jednym dachem zbiera wiodących twórców branży. Zmiana w kierunku, o którym mówi Vaid-Menon, zaczęła być widoczna w pierwszej dekadzie XXI wieku. W 2007 roku uznawany za pioniera mody „bez płci” Rad Hourani założył markę haute couture, ale uniseks, prezentującą projekty ignorujące wiek czy płeć. Zanim zaczął nad nimi pracę, poświęcił rok na badanie anatomii człowieka i opracowanie wzorów pasujących do każdej płci i każdego kształtu. Wszystko po to, by udowodnić, że można tworzyć luksusową odzież uniseks. Wolną od jakichkolwiek ograniczeń, wykraczającą poza kobiecą czy męską nomenklaturę. W jego ślady poszedł m.in. Hedi Slimane, który podobne założenia wprowadził do Saint Laurent, gdy w 2012 roku został dyrektorem kreatywnym francuskiego domu mody. Na jego wybiegach chodzili modele różnych płci w mocno zbliżonych do siebie kreacjach. Podobne ruchy widoczne były u Prady czy Givenchy, jednak prawdziwą rewolucję rozpoczął dopiero Alessandro Michele.
Bez wątpienia to właśnie dyrektor kreatywny Gucci ukształtował nową wizję mody płciowo neutralnej. Dalekiej od świetnie skrojonych, ale jednak prostych propozycji Rada Houraniego czy rockandrollowej wizji Hediego Slimane’a. Michele, czerpiąc z historii ubioru, wrócił do złotych zdobień i bogatych wzorów z czasów baroku oraz misternie haftowanych koszul z epoki wiktoriańskiej. Bez względu na płeć. Już w swojej pierwszej męskiej kolekcji dla Gucci w 2015 roku wyraźnie podkreślił, że nie będzie grał bezpiecznie i nie zamierza kurczowo trzymać się stereotypów. Zaproponował więc koszule z kokardami, bluzki koronkowe lub przezroczyste. Uderzająco podobne do tych z kolekcji damskiej. Od 2017 roku połączył pokazy męskie i damskie i jeszcze bardziej zbliżył do siebie te kolekcje, bawiąc się przy tym przepychem, eklektyzmem i biżuteryjnością. Przy okazji uczynił z Gucci najlepiej sprzedającą się luksusową markę odzieżową na świecie. Do dzisiaj, zgodnie z badaniami Lyst na 2019 rok, Gucci pozostaje najbardziej wpływowym domem mody.
Kampania perfum uniseks marki Gucci Memoire d'une Odeur z Harrym Stylesem i Harrisem Reedem (Fot. materiały prasowe)
Gucci bez wątpienia wpłynęło na to, jak branża postrzega płeć. Alessandro Michele przekreślił szare, bezkształtne projekty, by znów, jak niegdyś, dać mężczyznom wybór i możliwość eksperymentowania ze stylem. Za nim podążyli: J.W. Anderson (dla autorskiej marki i dla Loewe), Nicolas Ghesquière dla Louis Vuitton czy Miuccia Prada. Podobnie działają też młode marki, jak: Bode, Agender, robiąca duże zamieszanie w modzie brytyjskiej Grace Wales Bonner czy wspominany już Harris Reed. Choć jego projekty skierowane do każdej płci są pełne eklektyzmu, nie ukrywa, że czerpie także z historii. Przy tworzeniu ostatniej kolekcji inspirował się stylem urodzonego w 1898 roku Henry’ego Pageta, piątego markiza Anglesey. – Zbudował teatr w kaplicy swojej rodziny, dla mieszkańców wystawiał spektakle Oscara Wilde’a. Na kostiumy do jednego przedstawienia wydawał, w przeliczeniu na dzisiejsze pieniądze, równowartość 4,8 miliona funtów. [Paget] jest postacią, która reprezentowała skrajności i stąd te wszystkie niesamowite ozdoby, kryształy i papieskie kapelusze – tłumaczył w wywiadzie dla amerykańskiego „Vogue’a” Reed.
Moda pozwala na coraz śmielsze eksperymenty, a mężczyźni chętnie z tych możliwości korzystają. Młode ikony mody męskiej pokroju Harry’ego Stylesa, Timothée Chalameta czy modela Sonny’ego Halla nie boją się nosić biżuterii, zdobnych ubrań i dodatków. I w żaden sposób nie rzutuje to na ich „męskość” ani nie przeszkadza milionom zakochanych w nich fanek. Styles chętnie nosi barwne kreacje, przezroczyste muśliny, biżuterię (w tym perły), a nawet (podobnie jak mąż najbardziej wpływowej influencerki Chiary Ferragni, Fedez) maluje paznokcie. A przy okazji spotyka się z najbardziej atrakcyjnymi kobietami show-biznesu.
Harry Styles na gali MET 2019; Timothée Chalamet na British Academy Film Awards 2019; Jared Leto na pokazie Gucci jesień–zima 2020 w Mediolanie (Fot. Getty Images)
Choć nowa fala neutralnej mody wcale nie jest taka nowa i chętnie czerpie z historycznych rozwiązań – jest w pewnym stopniu powiewem świeżości. Sprzeciwem wobec ujmowania zarówno kobiet, jak i mężczyzn w sztywne ramy. To podejście szczególnie podoba się pokoleniu Z, dla którego to, czy ubranie jest „męskie”, czy „damskie”, nie ma żadnego znaczenia. Ważne, czy wpisuje się w ich indywidualne gusta. Choć to postmilenialsi są tutaj dużą siłą, jak zauważa raport Trendwatching.com: „Ludzie w każdym wieku na wszystkich rynkach budują swoją tożsamość bardziej swobodnie niż kiedykolwiek wcześniej. W rezultacie wzorce konsumpcji nie są już definiowane przez »tradycyjne« segmenty demograficzne, takie jak: wiek, płeć, lokalizacja, dochód, status rodzinny i inne”. A prezentowana na wybiegach wizja ma realne szanse wyjść na ulice. Może też o tym świadczyć choćby to, że wśród męskich klientów Gucci jednym z bestsellerów jest zdobiona emblematem i złotymi elementami torba na ramię Ophidia. Taką samą chętnie noszą klientki domu mody. Naturalnie utrzymywane przez dekady kulturowe stereotypy męskości mogą sprawić, że większość mężczyzn nie będzie otwarta na tego typu eksperymenty. Projektanci podkreślają jednak, że nie chcą niczego narzucać, ale po prostu dać wybór. A czas pokaże, kto będzie chciał z niego skorzystać.
Kulisy pokazu Dior Homme jesień–zima 2020 (Fot. Imaxtree)
To, że pewne kwestie się zmieniają, widoczne jest także w Polsce. Zdobne kreacje i biżuterię upodobali sobie m.in. Michał Szpak i Dawid Kwiatkowski. Kolczyki, pierścionki i naszyjniki noszą raper Quebonafide i wokalista zespołu Afromental – Wojciech „Łozo” Łozowski. Starannie stylizacje dobiera sobie także Grzegorz Krychowiak, który na jednym ze zdjęć w mediach społecznościowych pozował w długim płaszczu z pluszu w odcieniu karmelu, podobnym do tego, który miała na sobie stojąca obok żona piłkarza.
Przenikanie się mody damskiej i męskiej może być o tyle silniejsze, że z powodu pandemii COVID-19 i związanego z nią kryzysu marki łączą swoje kolekcje. Podobnie dzieje się z tygodniami mody. Organizatorzy londyńskiego już zapowiedzieli, że najbliższy będzie w całości przeniesiony do przestrzeni wirtualnej i neutralny pod względem płci (wcześniej tygodnie mody męskiej i damskiej były rozdzielone). Zjednoczenie tych dwóch wydarzeń wymusi na projektantach stworzenie jednej, ukazującej propozycje dla obu płci kolekcji. To może być kolejny czynnik, przez który te dwie tendencje będą się jeszcze silniej ścierały. – Moda bez płci to nie jest śmierć mody, ale jej renesans i przyszłość – uważa Alok Vaid-Menon. Tylko ona pozwoli wyzbyć się ograniczeń. I sprawi, że przy wyborze będziemy posługiwali się jedną kategorią. Najważniejszą. Własnymi upodobaniami.