Uczynił ze słabości siłę, dokonał wewnętrznej przemiany, nadał nowy wymiar swojemu życiu… Marka Adamika, cenionego ilustratora i grafika, który napisał przejmującą opowieść o człowieku, pytamy o lekcję, jaką jest choroba.
Jesteś artystą grafikiem, dlaczego zdecydowałeś się napisać książkę, wybrać formę literacką?
Wszystko zaczęło się od poważnych problemów ze zdrowiem, nie byłem w stanie fizycznie kontynuować pracy zawodowej. Po pewnym okresie poszukiwania pomocy, znalazłem za granicą lekarza, teraz mojego przyjaciela. Jak to bywa przy chorobach przewlekłych, droga nie była prosta. Z perspektywy czasu wiem, że choroba nie była złem koniecznym, a wskazówką, że coś w życiu robiłem nie tak. Gdy to zrozumiałem, mogłem rozpocząć etap zmian. Zdecydowałem się zamknąć etap przeszłości, zacząć od czystej karty, od zera. Spróbować żyć od nowa. To nie było proste, ale w moim przypadku ta droga okazała się sensowna. Ciało odmawiało posłuszeństwa, lekarze mówili, że to koniec, a ja po trzech latach od diagnozy dalej żyłem. Wówczas zaczęły się do mnie zgłaszać osoby z różnymi problemami zdrowotnymi, ciężkie przypadki. Nie jestem lekarzem, ale chęć pomocy była silna. Widziałem pozytywne efekty tych rozmów. Oczywiście reemisja choroby to nie moja zasługa. Wskazywałem tylko kierunek. W przypadku chorób autoagresywnych wyparcie choroby, odsunięcie przeszłości, entuzjastyczne podejście do życia – ma sens.
Właśnie, w książce ani razu nie pada nazwa choroby. Dlaczego?
Książkowy Doktor A. powiedział: „musisz o chorobie zapomnieć i absolutnie nie dopuszczać jej do świadomości”. Dojrzewałem do tego pewien czas. Najpierw z tym walczyłem, ale zrozumiałem, że właśnie skupianie się na chorobie pogłębia ją. Potem przestałem o niej myśleć. Efekt był zaskakująco pozytywny. Poza tym chciałem zuniwersalizować przekaz. Według mnie współczesne choroby przewlekłe mają jedno źródło. Niezależnie od tego, jak choroba się nazywa, trzeba spojrzeć na nią z szerszej perspektywy, globalnie. Leczyć przyczynę, a nie skutek.
Towarzyszyła ci myśl, że pisząc „Sensu sens”, możesz pomóc nie tylko sobie, ale także innym?
Nie myślałem, żeby pisać, ale pojawili się ludzie z pytaniami, a te pytania się powtarzały. Chciałem im po prostu pomóc, czułem, że to dobry trop, istotny dla ludzi. Oczywiście nie pisałem tej książki z pozycji mędrca, przemawiał przeze mnie po prostu altruizm. Ma ona wiele poziomów, jednym z nich jest próba odpowiedzi na pytania osób poważnie chorych, które do mnie trafiały. Chciałem, by był to utwór literacki, artystyczny, a jednocześnie by ten, kto szuka pomocy, znalazł kierunek, który starałem się w książce pokazać.
W moim subiektywnym odczuciu książka jest taka, jaka powinna być. Jej kształt, budowa, sposób zapisu tekstu – tworzą spójną całość. Słowo i przestrzeń nabierają symbolicznego znaczenia. Wszystko zależy od odbiorcy – ile osób, tyle interpretacji. Pokazałem, jak wyglądała moja droga, zaczynając od zdarzeń traumatycznych, niemocy organizmu, poprzez serię doświadczeń, dokonanie zmiany, swoistej transformacji ku lepszemu. Jestem szczery, w książce nie ma fikcji, dwa pierwsze rozdziały musiałem napisać, choć nie poruszają one łatwych tematów, trzeci jest przełomem – tam jest idea książki. Ale nic nie dyktuję, nie narzucam, pozostawiam miejsce na myśli odbiorcy.
Twoja perspektywa postrzegania świata uległa zmianie?
Nie wszystko, co dzieje się wokół nas, jest dobre, los bywa przewrotny. Nauczyłem się jednak, by nie postrzegać nawet tego, co złe, w kategoriach klęski.
Tak naprawdę życie w pewien sposób jest zabawą, co nie znaczy, że ja się z życia śmieję. Ale myślę, że te wszystkie zdarzenia, które nas spotykają, niezależnie, jakie są – są po coś. Należy do nich podchodzić z dystansem, z zaciekawieniem. Tylko gdy jesteśmy otwarci, możemy przekuć traumatyczne doświadczenia na coś pozytywnego. Człowiek dysponuje dużą siłą, szkoda, że nie zawsze potrafi z niej korzystać.
Ty skorzystałeś, otworzyłeś się nie tylko na ludzi?
Szukając wyjścia z rozmaitych sytuacji, pochłaniałem wiedzę z różnych dziedzin: psychologii, medycyny. Właśnie dzięki otwartości człowiek jest w stanie przyswajać coraz więcej informacji. Nie odhaczam szybko i pobieżnie załatwianych spraw, ale poszukuję, analizuję – stałem się uważny.
Twoje życie przed chorobą było jak sprint krótkodystansowca. Nie pomyślałeś wcześniej, że może się to źle skończyć? Nasz biologiczny zegar przewidział dla człowieka jednak dłuższy dystans.
Tak, przez blisko 10 lat spałem bardzo mało, niemal nie odróżniałem dnia od nocy. Cudów nie ma. Nie winię za to losu. Mam świadomość, że mój organizm się zachwiał, stracił równowagę i dał mi znak, że albo zmienię swoje podejście, albo po prostu źle skończę.
Żyjesz teraz zgodnie z naturalnym cyklem?
To trudne pytanie. W pewnych podstawowych kwestiach tak, ale praca potrafi mnie pochłonąć. Podczas pracy nad książką zarywałem noce. W moim przypadku nie było tak, że pisanie stało się swego rodzaju oczyszczeniem. Także dla bliskich byłem wielkim znakiem zapytania, może dlatego, że nie lubię obarczać ludzi swoim losem. Wiedziałem, że sam muszę sobie poradzić, uporać się z problemem, skończyć coś, co zacząłem. A zatem wciąż się uczę.
A czy potrzeba było choroby, by się przebudzić?
W moim przypadku dopiero choroba była impulsem do zmiany, ale nie musimy czekać, aż zdarzy się coś traumatycznego. Trzeba być uważnym, słuchać sygnałów.
Czyli nauczyłeś się słuchać i siebie, i innych?
Na pewno tak. Pisząc „Sensu sens”, próbowałem w jakiś sposób podkreślić to, że ważne jest w życiu spojrzenie na innych ludzi: „Naród, państwo, granice, obrzeża, duma, hymn, patriotyzm. Holender. Japończyk. Mieszkaniec Wysp Salomona. Sztandary: Cedr. Makrela i pelikan. Orzeł w koronie. Trzy lwy i dziewięć serc. (…) A Ty? I on? Ten czwarty? (…) Co to niby obchodzi nas? Mój, moje, swój, własny, osobisty, prywatny, indywidualny, rodzimy, osobny, oddzielny, odrębny, wyłączny”. To właśnie mnie niepokoi, sposób, w jaki współczesna cywilizacja nas ukierunkowała, egoizm jest wszechobecny, a wystarczyłaby odrobina empatii. Kiedyś byłem człowiekiem dość zamkniętym w sobie. Otworzyłem się nie tylko na ludzi, ale po prostu na świat, na florę, faunę i każde najmniejsze stworzenie.
W twojej książce znajdują się zapiski innych osób. Skąd ten pomysł?
Każdy przekaż innej osoby, niezależnie, jaką ma wartość literacką, jest rzeczą wspaniałą, dostałem w ten sposób kawałek czyjegoś świata. Właśnie na tym powinno polegać życie i doświadczanie rzeczywistości: by nauczyć się patrzeć na drugiego człowieka i akceptować jego świat. Uważam, że próby narzucenia czegokolwiek są niemądre.
„Sensu sens” to książka o poszukiwaniu sensu życia. Ile istnień ludzkich, tyle celów i sensów życia. Głównie zależą one od tego, w jaki sposób jako jednostka myślimy, odbieramy, przeżywamy, działamy – tym się różnimy od zwierząt, i nie jestem pewien, czy to lepsze, ale taki już nasz gatunek, tacy jesteśmy. Myśli nas absorbują. Ważne, by mieć w sobie pewną świadomość, starać się osiągnąć wewnętrzny spokój, by spojrzeć na otoczenie – ludzi, zwierzęta, kos-
mos – z pewną wiedzą i cieszyć się z tego, akceptować tę całą rzeczywistość, która jest wokół nas.
Osiągnąłeś ten spokój?
Tak, osiągnąłem, w jakimś podstawowym sensie. Potrafię cieszyć się światem. Wystarczy, że zobaczę ptaka, z pewną świadomością gatunku, i jestem wytrącony od wszelkich myśli, przeżywam to w sposób dosadny, teraźniejszy. Oczywiście szukam spokoju, jestem świadomy jego wartości, cały czas nad tym pracuję. Staram się obiektywnie, niekompulsywnie patrzeć na mnogość.
Znalazłeś zatem swoje miejsce na Ziemi?
Ogólnie czuję się zrealizowany, ale jako człowiek, osobiście, jeszcze nie. Jak wszyscy, jestem w drodze. Staram się żyć teraźniejszością, nie oczekiwać czegokolwiek od przyszłości, bo nie na tym powinno polegać świadome, głębokie życie.
Twoja książka jest zatem zachętą do świadomego życia, czy to nie utopia w dzisiejszym świecie?
Nie chcę nikomu niczego narzucać, mam cichą nadzieję, że ta książka spowoduję refleksję, zastanowienie nad pewnymi rzeczami. Wiem, że nie zmieni ona świata, lecz jeśli ludzie zaczną być trochę bardziej uważni, nie ograniczą swoich myśli wyłącznie do kompulsywnej konsumpcji, ale dostrzegą drugiego człowieka i naturę, to myślę, że mamy jeszcze szanse.
Marek Adamik urodzony w 1975 r. w Pradze. Absolwent Wydziału Grafiki Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie. Zajmuje się ilustracją, grafiką wydawniczą, malarstwem. Jego debiutancka książka „Sensu sens” ukazała się w 2015 r. Miłośnik ptaków.