Nie zamartwiajmy się na zapas upływem czasu, on i tak będzie płynął. Żyjmy zdrowo, tu i teraz, to nasza inwestycja w przyszłość – apeluje Carl Honoré, autor książki „Siła wieku. Szczęśliwe życie w epoce długowieczności”.
Artykuł pierwszy raz ukazał się w 2020 roku.
Z myślą o jakim czytelniku pisał Pan tę książkę?
Kiedy piszę, tak naprawdę nie myślę o czytelniku. Myślę o sobie. To już moja czwarta książka, każda narodziła się z osobistego kryzysu, więc można powiedzieć, że pisanie to dla mnie rodzaj terapii. Ale wygląda na to, że moje książki mają uniwersalne przesłanie i wywołują oddźwięk u ludzi w różnym wieku na całym świecie.
Żałuję, że taka książka nie powstała wtedy, gdy byłam młoda, bo pamiętam, jak bardzo przeżyłam swoją trzydziestkę.
Sam żałuję, że nie napisałem jej 20 lat temu, oszczędziłbym sobie wiele strachu, wstydu czy wręcz odrazy. Ale ironia polega na tym, że nie mogłem jej wtedy napisać. Ja też pamiętam swoje myślenie, gdy miałem 30 lat. Wydawało mi się, że mam przed sobą jeszcze dziesięć lat życia, a potem koniec. Potem dobiłem do czterdziestki, pomyślałem: „OK, nie jest tak źle, więc może jeszcze da się jakoś żyć”. Teraz jestem po pięćdziesiątce i rozumiem, że wcale nie musi być tak źle, jak myślałem. Ta książka powstała po to, żeby uratować ludzi, wybawić ich z błędnego myślenia i trwania w mało optymistycznych, nieprawdziwych stereotypach dotyczących wieku.
Trzeba ratować przede wszystkim kobiety. Bo to my mamy z przemijaniem największy problem.
Zgoda, kobiety płacą wyższą cenę za funkcjonowanie w tych stereotypach. Myślę jednak, że mężczyźni też cierpią z powodu tego, że tracą wigor, tężyznę fizyczną, czyli atrybuty kojarzone z młodością i męskością. Cierpią w milczeniu, nie rozmawiają o tym, podchodzą do wieku podobnie jak do swojego zdrowia – wolą przemilczeć problemy, nie pójdą do lekarza, dopóki ich jądro nie będzie ważyło trzech kilogramów.
Co według Pana rodzi lęk kobiet przed przemijaniem?
Kult młodości wszechobecny we współczesnej kulturze. To największy problem, największa tragedia młodych kobiet.
(Ilustracja: Magdalena Pankiewicz)
Na całym świecie? Czy są jakieś chlubne wyjątki?
Ten kult rozprzestrzenił się już na cały świat. Kiedy zaczynałem pisać książkę, miałem cichą nadzieję, że znajdę kulturę, w której występuje pełna akceptacja dla starzenia się. Łudziłem się, że może w krajach Wschodu, w których ludzie starsi tradycyjnie otoczeni są dużym szacunkiem, te stare wartości dobrze się trzymają. Jednak kult młodości jest globalny, dotarł wszędzie. W takiej Korei Południowej na przykład wykonuje się najwięcej operacji plastycznych na świecie. I poddają się im często 20-latki! Przemysł produktów przeciwstarzeniowych wart jest miliardy dolarów. Dużą część tego rynku finansują dwudziestoparolatki, wydają na takie kosmetyki więcej pieniędzy niż 40- czy 50-latki.
Czy da się ten trend zmienić?
Na pewno warto zacząć od języka, od słów, jakich używamy. Często nieświadomie stosujemy zwroty, które utrwalają negatywne stereotypy dotyczące starości, a język kształtuje przecież nasze relacje, naszą rzeczywistość. Konieczna jest też walka ze stereotypami na temat wieku, z tak zwanym ageizmem. Pomóc mogą w tym media społecznościowe pełne ludzi, którzy przekazują własną opowieść na temat tego, jak wygląda życie w starszym wieku, jak oni sobie radzą jako 50-latkowie, 60-latkowie, 80-latkowie. To często obrazy nieprzystające do skojarzeń, które mamy w głowie. Powinniśmy też przestać kłamać na temat swojego wieku. Takie kłamstwa są czymś powszechnym. Widać to w wyszukiwarce Google. Kiedy wpisuje się frazę: „kłamać na temat…”, to Google sam podpowiada: „wieku”. Mam znajomą, która świętowała swoje 39. urodziny po raz czwarty.
To niewinne kłamstwo.
Nie, dlatego że kłamiąc na ten temat, utrwalamy pewne tabu, od którego należy uwolnić starzenie się. Ale żeby to zrobić, musimy być uczciwi i mówić prawdę, ile mamy lat, nie wstydzić się tego. Na pewno po stronie starszych jest demografia, to, że stanowią oni coraz większą część społeczeństw, więc coraz trudniej będzie ich lekceważyć czy ignorować.
Trudno ich ignorować przede wszystkim dlatego, że są aktywni i potrzebni.
Zdecydowanie tak. Po 50. roku życia zakładają nowe biznesy, po 60. uczą się języków, po 70. startują w wyborach, ubiegając się o wysokie urzędy. To, że widzimy ludzi w starszym wieku, którzy się realizują, są szczęśliwi, mają udane życie, zmienia naszą percepcję starości. Starzenie się jest czymś innym, niż było kiedyś. Jeszcze nigdy w historii świata ludzie w wieku 65 lat nie byli w tak dobrym stanie zdrowia, w takiej kondycji. Dopiero co został pobity rekord świata w ćwiczeniu, które nazywa się deska. Wie Pani, o co chodzi?
Tak, opieramy się o podłogę rękami i palcami stóp, utrzymując pozycję podobną do deski. Proste, ale bardzo trudne ćwiczenie.
Ile minut Pani wytrzyma?
Trzy.
A nowy rekord wynosi 8 godzin, 15 minut, 15 sekund. I ustanowił go 62-latek.
Ten rekord to dla młodych kobiet wyjątek potwierdzający regułę. Co by im Pan powiedział z perspektywy badacza wieku, którego tak się boją?
Przede wszystkim powiedziałbym im, żeby inaczej pomyślały o starzeniu. Nie w kategoriach przepaści, do której człowiek się zbliża z wiekiem, aż w pewnym momencie dochodzi tak blisko, że pozostaje tylko rozpacz. To myślenie wbrew wiedzy naukowej. Powinniśmy patrzeć na starzenie się jak na rozciągnięty w czasie proces. Tymczasem kult młodości zakłada, że pewne czynności trzeba zrobić do pewnego wieku, że się ma ileś czasu na to, żeby coś w życiu osiągnąć, odhaczyć. Można też prowadzić dziennik, w którym notujemy te lęki i obawy związane ze starzeniem się, jeśli wrócimy do tych zapisów po roku, paru latach, uzmysłowimy sobie, jak bardzo były bezzasadne. Moja praktyczna wskazówka brzmiałaby tak: żeby w życiu towarzyskim otworzyć się na osoby starsze od siebie, starać się utrzymywać z nimi kontakty. Bo często jest tak, że ludzie przebywają tylko ze swoimi rówieśnikami, co powoduje, że mają ograniczoną perspektywę, budują sobie nieprawdziwe wyobrażenia na temat późniejszego wieku. Gdyby mieli możliwość porozmawiać z seniorami na temat tego, jak wygląda ich życie, wyleczyliby się z tego lęku.
Często robimy wprost przeciwnie: otaczamy się młodszymi, by wampirycznie czerpać młodą energię. To dobra strategia radzenia sobie ze starzeniem się?
Na pewno bardzo ważna jest motywacja. Bo jeżeli zadajemy się z młodymi tylko po to, żeby zapomnieć, ile mamy lat, jakoś to zatuszować, samego siebie oszukać, to jest to złe. Oczywiście, można poszerzać swoje kręgi towarzyskie, utrzymywać kontakty i z młodszymi, i ze starszymi, jeśli przyświeca nam cel, żeby mieć szerszą perspektywę. Jeżeli nie zwracamy uwagi na wiek i tak się składa, że spotykamy się z młodszymi ludźmi, bo to sprawia nam przyjemność, to super. Ale jeżeli spotykamy się z nimi tylko dlatego, że są młodzi, to już rodzi się problem.
Mówi Pan o kulcie młodości, ale obserwujemy też trend przeciwstawny – coraz bardziej, nawet w modzie, liczy się nie wiek, wygląd, ale oryginalność, osobowość.
To dobry prognostyk widoczny w branży modowej, kosmetycznej, w doborze modelek, które coraz częściej nie odpowiadają konwencjonalnym kryteriom urody, atrakcyjności. To trend, który prowadzi do zmiany na lepsze. Dowodem na to jest upadek takich marek jak Victoria’s Secret. Kobiety nie chcą już, żeby postrzegano je przez pryzmat tego, co w danym wieku wypada. Szukają jako konsumentki czegoś głębszego, skrojonego na swoją miarę. To pokazuje, jak ewoluuje wyobrażenie o pięknie. Wszyscy czujemy się przytłoczeni wzorcami urody, młodości. Potrzebny nam jakiś rodzaj detoksu, odwyku od kanałów bombardujących nas obrazami ideału kobiecości, który wiąże się z młodym wyglądem. Starajmy się więc przynajmniej go równoważyć – obserwujmy w mediach nie tylko młode youtuberki, ale też osoby starsze, które reprezentują inny obraz atrakcyjności i kobiecości.
Młodzi wiedzą, że na starość czekają ich choroby, problemy z pamięcią, wyglądem, więc nic dziwnego, że się tego boją. Czy czeka ich wtedy też coś dobrego?
Szczęście. Pokutuje mit, że na starość ludzie są nieszczęśliwi. Tymczasem nauka temu przeczy. Badania pokazują, że najmniej szczęśliwi są ludzie w średnim wieku, poczucie szczęścia wtedy przez jakiś czas się obniża, by na starość znowu się odbić.
Dlaczego tak się dzieje?
Po pierwsze, zwykle lepiej czujemy się wtedy we własnej skórze. Po drugie, lepiej znamy siebie, swoje miejsce w świecie. I co bardzo ważne – mniej się przejmujemy tym, co inni o nas myślą, co ma kapitalne znaczenie dla poczucia szczęścia. Pewna dziennikarka napisała trafnie, że kiedy mamy 20 lat, zastanawiamy się, co ludzie o nas myślą, kiedy mamy 40, przestajemy się tym interesować, a kiedy mamy 60, zdajemy sobie sprawę, że oni w ogóle o nas nie myśleli. Uzmysłowienie sobie tego na starość jest wyzwalającym doświadczeniem szczególnie dla kobiet, od których zwykło się kulturowo więcej wymagać i które czują presję spełniania oczekiwań innych. Zrzucenie tego ciężaru po sześćdziesiątce oznacza wolność i poczucie, że można wreszcie robić to, na co się ma ochotę.
Młodzi myślą, że z wiekiem spada kreatywność. Prawda?
Nic podobnego. Okazuje się, że starsi pracownicy często pracują lepiej od młodych, są bardziej odpowiedzialni, tak samo albo nawet bardziej kreatywni. Z wiekiem rosną umiejętności społeczne i towarzyskie, co wpływa na ich poczucie szczęścia. To są zalety, które przynosi wiek.
A seks? Młodzi myślą, że w starszym wieku seks się kończy.
Ja też tak myślałem. Wielkim odkryciem, które przyniosło mi ulgę, było to, że wbrew stereotypom życie miłosne czy erotyczne wcale nie podupada w późniejszych latach. To kolejny mit. Myślę, że gdyby zapytać kobiety, które tak się przejmują tym, że są coraz starsze, czy naprawdę myślą, że z każdym rokiem są coraz gorsze w łóżku, toby tego nie potwierdziły. Z badań wynika, że kobiety po czterdziestce częściej deklarują zadowolenie z życia seksualnego w kontrze do ludowej mądrości, która mówi, że życie seksualne kończy się około 35. roku życia. Chciałbym więc powiedzieć kobietom, że musimy zacząć snuć sobie inną opowieść na temat starzenia się, uczciwszą, zniuansowaną i bardziej optymistyczną. Bo pewne rzeczy rzeczywiście się pogorszą z wiekiem, większość się nie zmieni, ale są też takie, które z biegiem lat się polepszą, to m.in. poczucie szczęścia, dobre czucie się we własnej skórze, produktywność, dobre relacje.
Biolodzy mówią, że natura wie, co robi. Na przykład pamięć krótkotrwała z wiekiem słabnie po to, żebyśmy nie chowali urazy.
To niewykluczone, zamiary natury są niezbadane. Może ona ewolucyjnie tak zaplanowała, żeby szczęśliwi dziadkowie mogli korzystnie wpływać na rodzinę, społeczność? Badania są zgodne co do tego, że po 40. roku życia ludzie stają się mniej skupieni na sobie, a coraz chętniej dają siebie innym.
Napisał Pan słynną już książkę „Pochwała powolności. Jak zwolnić tempo i cieszyć się życiem”, ale powolność w kontekście starości źle się kojarzy.
Rzeczywiście, starość ma związek z powolnością. I istotnie, przywykliśmy do tego, że ceni się wigor, szybkość. Tymczasem to, że robimy coś wolniej, może okazać się kolejną zaletą i korzyścią, jaką człowiek wynosi z tego, że się starzeje. Zatem jeżeli zmienimy wizerunek powolności, to, jak o niej myślimy, co było tematem poprzedniej książki, to też wpłynie na wizerunek starości. Widzę to na przykładzie relacji moich dzieci z dziadkami. Mój ojciec ma do moich dzieci o wiele więcej cierpliwości, niż ja miałem. Ja zwykle gdzieś się spieszyłem, robiłem różne rzeczy szybko, bywałem znudzony dziecięcymi zabawami. A on potrafił godzinami siedzieć i słuchać, co one mają do powiedzenia. To przychodzi z wiekiem i staje się atutem.
A co młodzi mogą zrobić teraz dla przyszłego siebie? Nie myśleć o starości, ale żyć dobrze, zdrowo, tu i teraz, a efekt przyjdzie sam?
To bardzo trafne spostrzeżenie. Bo każdy wiek ma swoje zalety i w każdym wieku można być szczęśliwym. Pod jednym warunkiem – trzeba żyć tu i teraz, nie oglądać się na to, co było, ani nie patrzeć w przyszłość. Czyli zdrowo się odżywiać, ćwiczyć, dbać o relacje, ale najważniejsza jest zmiana sposobu myślenia o starzeniu się. Problem z kultem młodości jest taki, że to samospełniająca się przepowiednia: jeśli wierzymy, że na starość czeka nas wszystko, co najgorsze, to najprawdopodobniej tak będzie. Dlatego nie warto tej zmiany w myśleniu odkładać, myśleć: „Może swój pogląd na temat starości zrewiduję za 20 lat”, tylko lepiej zrobić to już teraz, bo to inwestycja w przyszłość.
I zauważyć, że starzejemy się od urodzenia.
Dokładnie tak. Proszę zwrócić uwagę na to, że nawet w języku widać, że mówimy o starzeniu się tak, jakby tylko ludzie starsi się starzeli, jakby to nie było coś, co dotyczy nas wszystkich. A przecież starzejemy się od dziecka.
Ale nie chodzi o to, żeby kult młodości zastąpić kultem starości?
O nie, nie! Proponuję przedefiniowanie słowa „starzenie się”, żeby inaczej się kojarzyło.
Czyli jak?
Jako naturalny proces, a nie katastrofa. Zbieranie materiałów do tej książki dało mi powody do optymizmu. Przekonałem się, jak wielu dojrzałych ludzi na świecie ma wspaniałe życie. Nie ma sensu bać się dojrzałości, ona przyjdzie. Ale możemy o nią zadbać już teraz. Więc wracając na koniec do pierwszego pytania – przyznaję Pani rację: książka jest, oczywiście, dla wszystkich, ale gdybym musiał wybrać jedną grupę wiekową, to wybrałbym nie osoby starsze, tylko 20-, 30-latków.
Czy terapia, jaką było pisanie książki, zadziałała, zmieniła Pana życie?
Nie była to terapia w stylu Woody’ego Allena rozciągnięta na 50 lat, zadziałała szybciej [śmiech]. Widzę wielki kontrast między mną sprzed tej książki, naprawdę przerażonym wizją starości, a mną dzisiaj. Jestem zadowolony ze swojego życia i ze swoich 52 lat.
Carl Honoré, brytyjski dziennikarz z kanadyjskimi korzeniami, pisarz, autor książek: „Pochwała powolności…”, „Pod presją…”, „Siła wieku…” (wszystkie wydane przez Drzewo Babel).