Trafiając do psychoterapeuty, pacjenci coraz częściej zdają sobie sprawę z tego, że przyjdzie im się zmierzyć z doświadczeniami z własnego dzieciństwa, a ilość głasków i ciepła, jaką dostali w szczególności od matki, będzie rzutowała na ich późniejsze życie. Psycholog Harry Harlow od czasów Freuda wniósł bodaj największy wkład w badania dotyczące wpływu doświadczeń z dzieciństwa na dorosłe życie.
Fragment książki: „Niepokorny mózg. Geniusz, buntownik, manipulator”, Sylwester Kowalski, wydawnictwo Zwierciadło.
Ja wiem, ja wiem, że pan będzie mnie pytał o dzieciństwo. Wy tak zawsze robicie. Pytacie, jaki był ojciec, jaka matka, czy przytulała, głaskała, a później na tej podstawie mówicie, że to wszystko przez to, że za mało. Ale co z tego, że byli ostrzy dla mnie. Ja jestem dorosłym facetem i dawno już zapomniałem o takich dyrdymałach jak braki w przytulaniu. Moje dzieci też sobie poradzą. Skoro ja dałem radę, one też powinny! Niech pan znajdzie lepiej inny pomysł, jak mnie z tego wyciągnąć… Tymi słowami powitał mnie kiedyś pacjent, który oczekiwał pomocy w naprawie relacji we własnym małżeństwie. Czy miał prawo oczekiwać zmiany relacji, skoro nie dopuszczał swojej zmiany?
Trafiając do psychoterapeuty, pacjenci coraz częściej zdają sobie sprawę z tego, że przyjdzie im się zmierzyć z doświadczeniami z własnego dzieciństwa, a ilość głasków i ciepła, jaką dostali w szczególności od matki, będzie rzutowała na ich późniejsze życie. Harry Harlow uważany był za psychologa, który od czasów Freuda wniósł bodaj największy wkład w badania dotyczące wpływu doświadczeń z dzieciństwa na dorosłe życie. Czy ilość przytulania przez matkę może decydować o zdolności do kochania innych? Więź powstająca w momencie narodzin, a później wzmacniana okazuje się kluczem, a miłość i przywiązanie stają się potrzebami równie silnymi jak pragnienie czy głód. O ile w warunkach laboratoryjnych dość łatwo jest wywołać strach, o tyle badanie nad miłością i przywiązaniem może nastręczać spore trudności. Na szczęście wykorzystując podobieństwa zachowań, dało się w badanie zaangażowa rezusy. Harlow, prowadząc badania nad rozwiązywaniem przez małpy różnorodnych skomplikowanych problemów, zauważył, że leżące na podłogach klatek szmatki i kawałki gazy przyciągają małe małpki. Rezusy wpadały w złość, kiedy im je odbierano. Lubiły się nimi bawić i tulić się do nich. Pełniły rolę zabawek przytulanek. Można by porównać ich zachowanie do zachowania małych dzieci, kiedy ktoś odbiera im zabawkę czy pieluszkę. Harlow wysnuł przypuszczenie, że przyjemność, którą małpki czerpały z przytulania się do kawałków materiału, może wiązać się aspektem relacji matka–dziecko. W celu potwierdzenia swojej tezy naukowiec skonstruował dwie sztuczne matki zastępcze. Pierwsza z nich, tak zwana matka miękka, została wykonana z drewna na podobieństwo prawdziwej małpy, następnie pokryto ją gumą i beżowym bawełnianym materiałem frotté. Za drewnianą matką umieszczono specjalną żarówkę będącą źródłem ciepła. Druga matka miała kształt zbliżony, tyle że wykonano ją z drutu. W ten sposób uzyskano efekt braku przyjemności w dotyku. Obie zastępcze matki wyposażono w dostarczające mleko „sutki”. Kiedy na świat przyszły młode, oddzielono je od naturalnych matek. Osiem małpek losowo podzielono na dwie grupy i umieszczono w klatkach z zastępczymi matkami. Cztery małpki otrzymywały mleko od matki miękkiej, cztery kolejne od matki drucianej. Bardzo szybko okazało się, że małpki zdecydowanie chętniej wybierały miękką w dotyku matkę – tą, która została pokryta tkaniną frotté. Małpki spędzały średnio około osiemnastu godzin na dobę, przytulając się do nowej matki miękkiej, i mniej niż dwie godziny z matką drucianą. Prawdziwą jednak niespodzianką było zachowanie małpek karmionych wyłącznie przez matkę drucianą, także i one spędzały większość czasu przytulone do matki miękkiej, innymi słowy – młode małpki nie kochają z głodu, lecz raczej są głodne miłości.
W trakcie kontynuacji badań Harlow używał różnego rodzaju matek zastępczych. Odkrył, że ważnym czynnikiem jest także temperatura ciała. Zimna matka nie zyskiwała akceptacji maleństw. Młode wolały także matki kołyszące się w odróżnieniu od nieruchomych. Sprawdzając siłę przywiązania do matek zastępczych, eksperymentator skonstruował „matki potwory”. Choć były pokryte tkaniną frotté, miały zniechęcać młode do siebie. Jedna atakowała je, wydmuchując mocno sprężone powietrze. Druga trzęsła się tak silnie, że małpki z niej spadały. Trzecia zawierała katapultę odrzucająca małpki na pewną odległość. Czwarta z kolei wystawiała ostre metalowe kolce, które potrafiły przebić pokrywający ją materiał. Podczas ataku przerażone małe odskakiwały od zastępczych „matek potworów” i w sposób całkowicie zrozumiały okazywały silny niepokój. Gdy tylko matka stawała się na powrót normalna, młode błyskawicznie do niej powracały i zachowywały się tak jak wcześniej. Czyżby wybaczały swoim matkom złe zachowanie? To mogłoby tłumaczyć zachowania dzieci, które chociaż są bite, wyzywane, szarpane etc., kiedy rodzic się uspokaja, wracają do niego. Kilka lat temu miałem okazję rozmawiać z osobą, w której rodzinie dochodziło regularnie do aktów przemocy względem dzieci. Pijąca matka i ojciec traktowali strasznie kilkuletnie brzdące. Wszystkim członkom dalszej rodziny, sąsiadom i znajomym serce krajało się na ten widok, jednak wszelkie próby odseparowania dzieci od toksycznych rodziców spełzały na niczym. Wykształcona więź była tak silna, że nawet bezpośrednie brutalne ataki kończyły się prędzej czy później powrotem dziecka do rodzica. Kiedy sprawą zainteresowały się odpowiednie służby i przeprowadzano rozmowy z dziećmi, by sprawdzić, w jakim znajdują się stanie oraz w jakich relacjach są z rodzicami, za każdym razem powtarzała się sytuacja wypierania dyskomfortu i chęć natychmiastowego powrotu do rodziny. Dzieci mimo złego traktowania chciały wracać do swojej matki.
Wagę przywiązania do miękkich matek Harlow potwierdził, umieszczając zwierzęta w pomieszczeniach zasypanych wieloma przedmiotami. Małpki odważnie eksplorowały teren, co chwila wracając do miękkiej matki i w ten sposób korzystając z bezpieczeństwa, jakie im dawała. W przypadku braku miękkiej matki w pomieszczeniu małpki zastygały przerażone, a nawet biegały w miejsce, gdzie wcześniej się znajdowała. Kiedy nie udawało się odszukać miękkiej matki, młode biegały, nerwowo płacząc i piszcząc. Czy na tej podstawie także można było powiedzieć, że ludzie zachowują się identycznie?
W latach 50. XX wieku brytyjski psycholog John Bowlby na zlecenie WHO przygotowywał raport dotyczący dzieci bezdomnych po traumatycznych przejściach. Doszedł w nim do wniosku, że dzieci pozbawione opieki rodzicielskiej wykazują zachowania psychopatyczne o wyższej skłonności dokonywania przestępstw. Inni badacze nie potwierdzili jego wniosków i w konsekwencji doprowadzili do zmiany poglądów na tę kwestię. Dziś powszechnie uznaje się, że ważny jest nie tyle kontakt z matką, ile pozytywny kontakt z jakimkolwiek opiekunem lub nawet rówieśnikiem.
Odkryto, że brak kontaktu z osobnikami własnego gatunku w szczególności podczas pierwszych okresów życia prowadzi do niezwykle ważnych konsekwencji. Małpy wychowywane w izolacji, a następnie umieszczane w grupie zachowywały się bardzo podobnie do pacjentów szpitali psychiatrycznych. W wielu przypadkach można było mówić o stuporze lub agresji. Kiedy umieszczano w jednej przestrzeni małpki wychowane w izolacji z małpkami wychowanymi w normalnych relacjach stadnych, niemal za każdym razem dochodziło do sytuacji, gdzie małpy wychowywane w izolacji zastygały w bezruchu, uciekały, zachowywały się jak przerażone i nie nawiązywały praktycznie żadnych kontaktów z rówieśnikami. Deficyt umiejętności społecznych czynił małpki wychowywane w izolacji niezdolnymi do normalnego funkcjonowania. Dopiero odpowiednio prowadzony proces socjalizacji pozwalał na „rehabilitację społeczną”.
Wielokrotnie spotykałem się z osobami, które miały w swoich życiorysach wdrukowany wątek „drucianej matki”. Wychowywani przez chłodne, mało empatyczne osoby, niepoświęcające czasu swoim dzieciom, często niemal nieobecne przy ich wychowywaniu, stanowiły żywy obraz przeniesiony z klatek Harlowa w ludzkim wydaniu. Takie osoby miały szczególnie często problemy w dorosłym życiu. Kłopoty z prawidłowym doborem życiowych partnerów, zagubienie w relacjach, kłopoty w budowaniu trwałych i prawidłowych więzi. Co ciekawe, można było skutecznie prowadzić z nimi proces terapeutyczny i po odpowiednim modelowaniu udawało się zaimplementować wzory prawidłowych zachowań. Analizując zagadnienie „miękkich matek”, można zauważyć też wielość form terapeutycznych opartych na takim modelu. Znana jest powszechnie dogoterapia, felinoterapia czy hipoterapia. Tam kontakt ze zwierzęciem pomaga w rehabilitacji dzieci upośledzonych ruchowo i umysłowo. Umożliwia nie tylko odzyskanie sprawności fizycznej, ale także rozwija sferę emocjonalną. Zwierzęta są bardziej kontaktowe, delikatne, puszyste, sensoryczne… Coraz częściej to właśnie one pełnią rolę terapeutów i „pracują” w domach pomocy społecznej czy domach dziecka. Ten rodzaj terapii doskonale wpływa na socjalizację ludzi i uwrażliwienie.
Krzysztof trafił do mnie, gdy miał siedemnaście lat. Przyjmował narkotyki od ponad osiemnastu miesięcy. Pomimo stosunkowo młodego wieku był wielokrotnie notowany za drobne wykroczenia i przestępstwa. Szczególnie upodobał sobie rozboje. Wychowywała go ulica. Nie miał pozytywnych wzorców rodzicielskich. Ojciec porzucił rodzinę, kiedy chłopiec miał trzy miesiące. Matka z kolei, by zarobić na utrzymanie, non stop pracowała lub piła, by w ten sposób radzić sobie z emocjami i osamotnieniem. Chłopak kilkakrotnie uciekał z ośrodków, w których przebywał. Mimo początkowych trudności udało mi się nawiązać z nim kontakt. Sprzymierzeńcem okazał się mój pies, którego czasem zabieram w roli dogoterapeuty. Po wcześniejszej sesji, jaką miałem z chłopcem autystycznym, pies odpoczywał, leżąc w kącie gabinetu. Krzysztof, który podczas wcześniejszych sesji wykazywał dużą obojętność, a czasem nawet wrogość i niechęć, wyraźnie się nim zainteresował. Przekonałem go, by podszedł i się przywitał. Od momentu, kiedy pierwszy raz pogłaskał psa, chłopak zaczął się uspokajać i pojawił się wspólny temat. Pies stał się mostem do normalności. Dziś Krzysztof ma własnego psa dogoterapeutę i sam jako wolontariusz pomaga dzieciom. Do dziś, kiedy tylko mam okazję go spotkać, wita się przyjaźnie i prosi o pozdrowienie swojego wybawcy – Walkera.
Więcej w książce: