1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Psychologia

Psychologia zorientowana na proces – droga do zrozumienia siebie

Praca z procesem nie ogranicza się do rozmawiania, to przeżywanie, wczuwanie się w sytuacje, w które wrzuca nas życie. (Ilustracja: iStock)
Praca z procesem nie ogranicza się do rozmawiania, to przeżywanie, wczuwanie się w sytuacje, w które wrzuca nas życie. (Ilustracja: iStock)
Według psychologii procesu człowiek komunikuje sobą znacznie więcej niż to, co przekazuje intencjonalnie. A to, co nieintencjonalne, jest ciekawsze i bardziej prawdziwe. Psychologia procesu – co to jest i na czym polega ten nurt? W jakich sytuacjach najlepiej się sprawdzi? Odpowiada psychoterapeuta i superwizor POP Michał Duda.

Jakie są założenia psychologii zorientowanej na proces?
Zakładamy, że człowiek komunikuje sobą znacznie więcej niż to, co przekazuje intencjonalnie. To, co nieintencjonalne, jest ciekawsze i prawdziwsze niż to, co próbuje komunikować społecznie albo to, jak chce przedstawiać siebie. To, jak postrzega siebie albo sytuację, w której się znajduje, może pomagać mu funkcjonować w rzeczywistości, ale może też go zamykać i uniemożliwiać zobaczenie rozwiązań i dróg, których szuka.

Brzmi trochę jak psychoanaliza.
Psychologia procesu wywodzi się z analizy jungowskiej, a Carl Gustav Jung był przecież uczniem i współpracownikiem Zygmunta Freuda, który twierdził, że to, co nam się przydarza w postaci różnego rodzaju pomyłek, na przykład przejęzyczeń, jest informacją, do czego nieświadomie dążymy albo co jest naszym pragnieniem. Potencjalnym źródłem wiedzy o tym, kim jesteśmy, są również symptomy ciała; to, co wydarza się w relacjach czy w sposobie funkcjonowania w świecie np. niezgodne z intencjami rezultaty naszych działań, albo to, że natrafiamy na niespodziewane przeszkody. We wszystkich chyba nurtach, które wywodzą się z psychoanalitycznego pnia, istnieje paralela pomiędzy tym, co wydarza się w snach, a tym, co nieświadomie robimy w życiu. Jedno tłumaczy drugie, bo są to nośniki tych samych informacji.

Psychologia procesu wydaje się eklektyczna – Amerykanin Arnold Mindell, jej twórca, w jednej metodzie zawarł między innymi myśl Junga, filozofię taoistyczną, fizykę kwantową. Inspiracje czerpał też z buddyzmu czy wierzeń rdzennych ludów Australii. Jak to wszystko połączył w terapii procesu?
Arnold Mindell zaczął rozwijać psychologię procesu w latach 70. XX w. w Szwajcarii. Skończył fizykę na Massachusetts Institute of Technology, potem wyjechał do Zurychu, by prowadzić badania z fizyki teoretycznej. Tam podjął terapię u Marie-Louise von Franz – uczennicy Junga. Porzucił karierę fizyka i rozpoczął studia, a później pracę jako jungista. Jego wkład do psychoterapii jest w mniejszym stopniu teoretyczny, na pierwszym miejscu w tej metodzie zawsze jest doświadczenie. Nowy jest przede wszystkim wymiar praktycznych narzędzi, które stworzył i rozwijał. Jak u każdego autora koncepcji psychoterapeutycznych, jego poglądy zmieniały się w czasie i nadal ewoluują.

Skoro mówimy o narzędziach psychologii procesu, to jednym z tych narzędzi jest praca z tzw. podwójnym sygnałem. Na czym ona polega?
Słuchając klienta, terapeuta pracujący metodą psychologii proces, zwraca uwagę na to, co nieintencjonalne i niespójne. Obserwuje, jak przeżywa swoją opowieść, jak się zachowuje, jak reaguje jego ciało – w ten sposób wychwytuje to, co nazywamy podwójnym sygnałem. Następnie sygnał ten jest przez niego amplifikowany, czyli wzmacniany i rozwijany, żeby wydobyć informację, która chce się przedostać z przestrzeni nieświadomej do świadomości. Terapeuci procesowi nie interpretują sygnałów, które uda im się wychwycić, tylko pomagają klientowi poszerzać ich znaczenie. To często wywołuje pewien rodzaj oporu czy trudności, kiedy człowiek dowiaduje się czegoś innego na własny temat, niż dotąd uznawał. W pracy z procesem nie chodzi jednak o to, żeby koniecznie doprowadzić do integracji tych informacji, bo możemy nie być na to gotowi w danym momencie i mógłby pojawić się kryzys. Jeżeli jednak klient się na te nowe treści otworzy, zmienia się jego sposób patrzenia na siebie i na świat. Tego rodzaju odkrycia zazwyczaj uwalniają napięcie i otwierają nową perspektywę na to, jak można widzieć przyczyny sytuacji zewnętrznej również w sobie samym. Zyskujemy wiedzę, w jaki sposób sami się ograniczamy i jakich nowych doznań czy zachowań potrzebujemy. Nie trzeba się ich specjalnie uczyć, bo one już w nas są – objawiają się w podwójnych sygnałach – mamy je w sobie, ale ich nie używamy.

Praca z podwójnym sygnałem poszerza zasoby, z których możemy czerpać. Czasami nawet otwiera nową przestrzeń w życiu, jest impulsem, który wyznacza inny kierunek, drogę, którą na nieświadomym poziomie chcemy pójść, choć naszemu świadomemu „ja” nie zawsze jest z tym po drodze. To, kim jesteśmy w ciągu życia, zmienia się, wyłaniamy się z siebie na nowo. Praca z podwójnymi sygnałami czasem jest związana z tym, w którą stronę nasze życie potrzebuje skręcić.

W terminologii psychologii zorientowanej na proces posługujecie się określeniami proces pierwotny i wtórny. Wyjaśnisz je?
Procesem jest to, kim się stajemy, to ta droga, która się rodzi podczas naszego życia. Proces ma dwa aspekty. Pierwotny łatwo w sobie rozpoznajemy, zgadzamy się na niego i chcemy go intencjonalnie rozwijać. To są te aspekty w nas, z którymi się utożsamiamy. A to, co się nam przydarza, określane jest terminem procesu wtórnego – jest to często zaskakujące i nasze „ja” ma z tym problem, bo żeby funkcjonować, musi tworzyć spójny system. A zazwyczaj to, co się nam przydarza, kruszy tę spójność. W pracy z procesem zakładamy jednak, że jest to potencjonalnie pożyteczne i sensowne – mówi prawdę o nas, która jest brakującym elementem w naszym życiu.

Psychoterapia może się skupiać na zmianie zachowania i osiąganiu celów, ale może też pomóc zrozumieć siebie – dlaczego w taki, a nie inny sposób się zachowujemy, mniej w kategoriach przyczynowych, tylko bardziej odkrywamy, po co to jest. Zrozumienie siebie może być uwalniające, przynieść ulgę czy ułatwić pogodzenie się z pewnymi wydarzeniami, które są dla nas trudne. Podwójne sygnały, o których mówiliśmy, pochodzą z procesu wtórnego. Praca z nimi może prowadzić do rozwinięcia tłumionych reakcji, ale może też prowadzić do uzyskania zupełnie nowej perspektywy. Proces wtórny jest w ciągłym dialogu z pierwotnym i z tej ich rozmowy wynika, co warto robić dalej. W psychologii procesu terapeuta pomaga klientowi odczytać jego proces.

W procesie pierwotnym mogę być poukładana i sprawcza, a przydarza mi się być bezsilną i chaotyczną. Są to często opozycyjne jakości w psychologii procesu, dlatego ten dialog może okazać się trudny.
Bycie sprawczą jest zupełnie innym przeżyciem, niż bycie kimś, kto sobie nie radzi i musi pogodzić się z faktem, że nie dzieje się tak jak chce. W takiej sytuacji zazwyczaj jeszcze bardziej rozwijamy swoją sprawczość i jeśli nadal nie uzyskujemy oczekiwanych rezultatów, mamy różnego rodzaju reakcje – smutku, depresji, złości, destrukcyjnych tendencji. Wtedy często potrzebujemy wsparcia, co wiąże się z innym wymiarem bycia w relacjach. Już nie zarządzamy, nie manipulujemy innymi ludźmi, żeby coś uzyskać.

To, że coś się nie udaje, poza tym że budzi naszą frustrację, daje nam możliwość, żeby się zatrzymać, spojrzeć na siebie. Przyjąć do wiadomości, że nie jestem władcą tego świata – to może uspokajać. To szansa na pogodzenie się z tym, że pewne rzeczy się nie wydarzą, nie dlatego że ktoś inny postawi na swoim, tylko dlatego że to po prostu nie jest nasza droga, nie jest to dążenie mojej osoby jako całości. To pozwala inaczej się poczuć, to jest zupełnie inne przeżycie, wiążące się z innymi emocjami i innym stanem wewnętrznym. Inaczej się doświadcza siebie, kiedy jest się zadowolonym ze swojej sprawczości, inaczej jak się jest sfrustrowanym z powodu jej braku, a jeszcze inaczej jak się człowiek z tym pogodzi i co więcej – zobaczy głębszy sens w tym, że to musiało się nie wydarzyć.

W pracy z procesem znaczenia odkrywa się przez doświadczenia. Dopuszczenie do siebie poczucia bezsilności nie jest porażką, tylko odkryciem innego stanu, w którym można być. Zazwyczaj niesie on jakiś rodzaj mądrości. Czasami odpuszczenie pozwala nabrać dystansu, żeby wrócić do punktu wyjścia i inaczej zrealizować swój cel. Czasami nasz upór, żeby coś zrobić, wynika z wewnętrznej krytyki, że nie jesteśmy wystarczająco dobrzy. Wtedy funkcjonujemy, próbując zadowolić krytyka wewnętrznego, a nie idziemy za tym, czego pragniemy i co nas cieszy.

Praca z procesem nie ogranicza się do rozmawiania, to przeżywanie, wczuwanie się w sytuacje, w które wrzuca nas życie. Ktoś, kto w procesie pierwotnym jest kontrolujący i działający, stan bezsilności może ostatecznie odczuć jako przyjemny dla ciała, może się otworzyć na coś, czego odmawiał sobie wcześniej.

Chodzi o to, żeby wskutek terapii procesu te nowe doznania wprowadzić do życia?
Tak, ale nie po to, żeby zadowolić krytyka czy potraktować to jako kolejne zadanie, ale żeby to doznanie wzmocnić i obserwować, co z tego wyniknie. Nie chodzi o to, żeby nasze „ja” dostało nową zabawkę i próbowało wykorzystać ją do swoich celów. Przyglądanie się temu, co nam się przydarza, pomaga się przestawić na to, czego potrzebuje nasze głębsze „ja”, czyli to, kim w istocie jesteśmy. Docieranie do tego jest rozwojowym aspektem tej metody.

Prawdy o sobie w pracy z procesem szukamy na różnych poziomach świadomości. Jakich?
Działania, które realizujemy na co dzień, w pracy z procesem nazywamy uzgodnioną rzeczywistością, w której najchętniej sięgamy po aspekty procesu pierwotnego. Ale na tym nie koniec – w naszym doświadczeniu psychicznym wiele wydarza się niejako w tle. Na przykład lęk przed byciem bezradnym jest przeżyciem na poziomie snu. Bezradność, która się przydarza, może zostać ujęta w postać kogoś, kto sobie nie radzi – w figurę senną. To sen, który się dzieje w nas równolegle do tego, co robimy.

Życie ma senny wymiar, który może przejawiać się przez to, co skupia naszą uwagę, jakoś nas hipnotyzuje, absorbuje sobą – reakcja na to, że jesteśmy bezradni, podobnie jak bycie przesadnie skupionym na własnej skuteczności, jest odmiennym stanem świadomości. Trudno mówić, że wtedy przytomnie patrzymy na siebie. Czasem ktoś siedzi w pracy i patrzy w okno, śniąc na jawie. To, o czym wtedy myśli i co wtedy przeżywa, jest snem podczas gdy na poziomie uzgodnionej rzeczywistości jest przecież w pracy. Śnimy nie tylko w nocy, ale też w dzień – tym snem jest wszystko to, co się dzieje z naszą uwagą, kiedy błądzi, czy z emocjami lub refleksjami, które wydarzają się trochę same, bez naszej intencji czy woli, i z codziennością mają niewiele wspólnego. Czasem kiedy przeżywamy coś bardzo bolesnego albo przyjemnego, rzeczywistość może przypominać sen, znajdujemy się w innym świecie, równoległym do naszej codzienności.

Dla terapeutów psychologii procesu jest jeszcze trzeci wymiar rzeczywistości.
Wiąże się z intuicją, przeczuciem, czymś, co trudno wyjaśnić przyczynowo. Czasem nie wiadomo, skąd wiemy, że coś się wydarzyło, albo myślimy o kimś i go spotykamy. Można temu zaprzeczyć i powiedzieć, że to nie jest naukowe, ale niezależnie, czy to się komuś podoba, czy nie, takie zjawiska mają miejsce. Są niezdefiniowane, niewypowiedziane, nawet nie są ujęte w obraz, są raczej nastrojem, napięciem lub brakiem napięcia, przeżywaniem czegoś w sposób bardziej esencjonalny czy energetyczny. To coś, co czujemy w sobie, a jest poza słowami.

Kiedy ktoś patrzy w okno, może sobie coś wyobrażać, ale może być w stanie, który jest trwaniem i który nie ma treści. To jest ten trzeci wymiar rzeczywistości – esencji.

Bywa, że podczas psychoterapii procesu go dotkniemy?
Tak. Esencja jest głębszym wymiarem niż sen, kontaktuje nas nie tyle z emocjami, co z rodzajem rdzenia, czyli istoty siebie, z czymś, co jest fundamentem przeżywania siebie. Niezależnie od tego, kim na różnych etapach życia jesteśmy, nasza esencja jest taka sama. Można kogoś nie poznać, bo z wiekiem zmienił się zewnętrznie, ale gdy się przez chwilę z tą osobą pobędzie, to się czuje, że to właśnie ona.

Praca na poziomie esencji pozwala się ugruntować, skupić uwagę, żeby inaczej obchodzić się ze swoją świadomością – nie tylko użytkowo, ale bardziej refleksyjnie. Podczas terapii to może być przeżycie, które pozwala odnaleźć siebie samego i zyskać dystans do życiowych wydarzeń. Poczucie bezradności jest całkiem niedaleko od doświadczenia esencji, ponieważ jeśli robię mniej, bardziej świadomie przeżywam różne reakcje, i zaczynam być tym, co zostało. A to jest bliżej istoty tego, kim jestem.

U kogo psychoterapia procesu może się nie sprawdzić?
Potencjalnie jest to terapia dla każdego, a dokładniej dla każdego, u kogo wywołuje pozytywny feedback. Feedback, czyli informacja zwrotna, jest istotny w psychologii procesu – rozwijanie i wzmacnianie różnego rodzaju doświadczeń może wywołać nie tylko opór, który często jest sygnałem, że należy podążać tą drogą, ale również wewnętrzne „nie”, które uwzględniamy, bo jest ono gwarantem bezpieczeństwa tej pracy. Metoda ta może okazać się niesatysfakcjonująca dla osób, które oczekują szybkiego rozwiązania, karmiącego ich aktualną potrzebę związaną z celami, które stawia sobie „ja”.

Michał Duda, psycholog, certyfikowany psychoterapeuta i superwizor w podejściu psychologii procesu; processwork.pl

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze