1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Psychologia
  4. >
  5. Praca z traumą. O nowych metodach terapii rozmawiamy z psychoterapeutką Sabiną Sadecką

Praca z traumą. O nowych metodach terapii rozmawiamy z psychoterapeutką Sabiną Sadecką

Sabina Sadecka, certyfikowana psychoterapeutka: „Podczas zdarzenia traumatycznego wyzwala się ponadprzeciętnie dużo energii, jednak ta energia zostaje często brutalnie zablokowana”. (Fot. archiwum prywatne)
Sabina Sadecka, certyfikowana psychoterapeutka: „Podczas zdarzenia traumatycznego wyzwala się ponadprzeciętnie dużo energii, jednak ta energia zostaje często brutalnie zablokowana”. (Fot. archiwum prywatne)
Trauma pozostaje nie tylko w głowie, ale i w emocjach oraz w ciele, które jest w stanie ciągłej czujności. Dlatego terapia nie powinna ograniczać się do słów, ważne jest spotkanie ze swoją pozaracjonalną częścią. O nowych metodach pracy z traumą mówi certyfikowana psychoterapeutka Sabina Sadecka.

Będziemy rozmawiać o tym, jak można pracować z traumą podczas terapii, ale może zacznijmy od tego, jak Pani rozumie traumę.
Najkrótsza definicja traumy, jaką słyszałam, mówi, że trauma to niechciane zdarzenie lub sytuacja, na którą nasz układ nerwowy nie mógł się przygotować, i które przeciążyło nasze zdolności radzenia sobie. Ta definicja wywodzi się z nurtów neurobiologicznych, skupionych na mechanizmach funkcjonowania układu nerwowego. Zakłada ona, że traumatyczne może okazać się niemal wszystko, jeśli układ nerwowy został tym zdarzeniem niemile zaskoczony, np. bardzo wysoka gorączka, utknięcie w windzie, zgubienie się w lesie. To są tzw. traumy przez małe „t”, jednak w terapii traktujemy je tak samo, jak traumy przez duże „T”, o których opowiem zaraz.

Z traumą w rozumieniu psychologii klinicznej i psychiatrii mamy do czynienia wtedy, gdy braliśmy udział w zdarzeniu, które naraziło nas na utratę życia, zdrowia albo obserwujemy kogoś, kto jest na taką utratę narażony. Tutaj włącza się też lęk o kogoś, kto doświadcza przemocy. Dotyczy to np. dziecka, które widzi, jak jeden z rodziców jest atakowany fizycznie lub werbalnie przez drugiego rodzica. I to jest właśnie ta trauma przez duże „T”.

Dodam jeszcze, że rozróżniamy traumę i straumatyzowanie. To są dwie różne rzeczy. Trauma to zdarzenie, które przeciąża nasze zdolności radzenia sobie z nim – jednak nie wszyscy po traumie będą doświadczali jej długoterminowych konsekwencji, czyli straumatyzowania.

Od czego zależy, czy doświadczymy straumatyzowania, czy nie?
Od naszej odporności psychicznej w konkretnym momencie, od naszej osobistej historii poprzednich traum czy zranień i sposobów poradzenia sobie z nimi, ale też od historii traum i strategii wychodzenia z nich praktykowanych w rodzinie. Nasza odporność zakorzeniona jest mocno we wczesnych doświadczeniach z dzieciństwa, przede wszystkim w naszym zdrowiu relacyjnym. Nie każdy, kto doświadczył np. wypadku samochodowego, musi być tym zdarzeniem straumatyzowany.

Reakcje ludzi na traumę możemy podzielić na trzy grupy. Część z nas na wypadek samochodowy zareaguje odpornością psychiczną. Ale u kogoś innego – w ciągu miesiąca od zdarzenia – dojdzie do straumatyzowania. A jeśli objawy straumatyzowania nie znikną przez rok, to badania mówią, że bez terapii, bez wsparcia, bez jakiejś interwencji z zewnątrz zostaną one z daną osobą na zawsze. Jest też trzecia grupa, która będzie mieć tzw. objawy odroczone. Pojawią się one na przykład pół roku od doświadczenia traumy. Wtedy często ludzie czują się źle, mimo że zdarzenie traumatyczne jest już bardzo dawno za nimi. Często te osoby myślą wtedy, że coś jest z nimi nie tak, że oszaleli. Nie łączą objawów odroczonych ze zdarzeniem traumatycznym i czują się przez to bardzo zagubieni. To zresztą często jest moment, w którym ktoś trafia na psychoterapię lub do psychiatry.

Jak się z taką traumą pracuje?
Trauma ma to do siebie, że jej konsekwencje dotyczą nie tylko głowy, czyli myśli, ale też emocji i doznań ciała. O traumie mówi się, że ona rekalibruje układ nerwowy, który wchodzi – na skutek traumy – w stan ciągłej czujności i reaguje, jakby był cały czas na wojnie. Wówczas warto udać się do terapeuty, który pracuje nie tylko poprzez rozmowę, analizę naszej przeszłości, ale też poprzez doświadczanie przez klienta tego, co się w terapii dzieje tu i teraz – czucie ciała, kontakt ze swoimi zmysłami i impulsami. I słowo „doświadczanie” jest tu kluczowe. Nie da się z traumą pracować tylko w sferze słów. Potrzebujemy spotkać się też z naszą emocjonalną, pozaracjonalną częścią. Terapeuta może nas np. zaprosić do rysowania terapeutycznego albo do opowiedzenia historii naszej traumy za pomocą kart terapeutycznych, na których znajdują się obrazy, symbole, kolaże. To jest jedna z dróg, która pozwala nam w terapii na doświadczanie, a nie tylko „gadanie”.

Jakie są pozostałe?
Druga, ostatnio najbardziej popularna metoda, to angażowanie ciała. Terapeuta staje się wówczas uważny nie tylko na to, co klient mówi, ale również na momenty, w których ciało klienta np. zapada się, nieruchomieje, blednie. To jest związane często z taką potraumową reakcją zamrożenia albo dysocjacji, czyli odcięcia od kontaktu z samym sobą. Zaproszenie ciała do terapii to dawanie mu przestrzeni na to, żeby mówiło. Interesujemy się nie tylko opowieścią werbalną, ale i cielesną.

Obecnie studiuję terapię w nurcie Somatic Experiencing, w którym bardzo mocno obserwujemy gesty, grymasy twarzy, mikroruchy, które klient wykonuje podczas sesji, i patrzymy, które z nich zostały zablokowane. Twórca tego nurtu, Peter Levine, zaobserwował – też na swoim przykładzie – że podczas zdarzenia traumatycznego wyzwala się ponadprzeciętnie dużo energii, psychicznej i somatycznej. Jednak ta energia zostaje często brutalnie zablokowana. Gdyby udało nam się skutecznie uciec, odeprzeć atak, poszukać rozwiązania, nie byłoby mowy o traumie, a jedynie o alarmującym zdarzeniu. Przykładowo, jeśli ktoś podczas trzęsienia ziemi utknął pod gruzami, to jego naturalny impuls do ucieczki został fizycznie zablokowany. Ta zablokowana energia ucieczki lub ataku przejawia się później w różnych gestach, grymasach, w ruchach, omdleniach. Dlatego podczas terapii terapeuta będzie namawiał klienta, żeby ten w uważny sposób dokańczał przerwany ruch. Żeby jego układ nerwowy w końcu doświadczył tego, jak to jest dokończyć z sukcesem reakcję na zagrożenie. Wyobraźmy sobie, że mówimy o strasznym wspomnieniu traumatycznym podczas terapii i zaczynamy uderzać ręką w udo albo kulić się. Wówczas terapeuta może poprosić, żeby klient powtórzył gest skulenia, ale by zrobił go uważniej i wolniej, a po chwili wykonał powoli drugi, kontrastujący ruch – choćby ruch otwarcia.

Innymi nurtami doświadczeniowymi jest EMDR czy, wyrosła na gruncie tego ostatniego, terapia Brainspotting. Znam wielu terapeutów obu tych metod i jestem nimi zafascynowana, choć sama jeszcze ich nie stosuję.

Proszę o nich opowiedzieć.
Bazują one na założeniu, że kodowanie traumy, a może bardziej wspomnienia traumatycznego, zachodzi na bardzo głębokich poziomach przetwarzania naszego układu nerwowego. Nie dostaniemy się tam słowami, więc próbujemy dotrzeć poprzez pracę z ruchami gałek ocznych. Już tłumaczę, dlaczego: według badań wspomnienia traumatyczne są zapisywane w pamięci inaczej, niż te nietraumatyczne. Wspomnienia „zwykłe” są zawyczaj kodowane w kontekście innych wspomnień, mają swój początek, rozwinięcie i koniec. Innymi słowy, mają mocne ugruntowanie w innych zdarzeniach na linii naszego życia. Wspomnienia traumatyczne kodowane są inaczej – są niepełne, pozbawione kontekstu, tak jakby nie do końca się wykształciły. Są pokawałkowane, nie mają swojego początku, środka i końca. To nie są wspomnienia linearne, raczej przebłyski wspomnień, którym trudno nadać strukturę i znaczenie.

Za umieszczanie wspomnień w kontekście i ich linearność odpowiada część naszego mózgu emocjonalnego zwana hipokampem. Podczas zdarzenia traumatycznego często jednak hipokamp zostaje zdezaktywowany, działa słabiej. To sprawia, że zdarzenia traumatyczne zapamiętujemy w sposób chaotyczny, pokawałkowany, niepełny. Przykładowo ktoś, kto przeżył wypadek samochodowy, zapamięta z niego tylko zapach benzyny, a nie całe zdarzenie krok po kroku.

To trochę jak ze snem, prawda?
Tak, dokładnie. Osoby, które doświadczyły traumy, często przeżywają w snach jakby powtórki ze zdarzenia traumatycznego. Wtedy tłumaczę klientom, że to dobry znak świadczący, że nasza psychika jest gotowa spotkać się z tym zdarzeniem i chce je zintegrować z resztą wspomnień.

A wcześniej nie była?
Z założenia psychika chroni nas przed zdarzeniem traumatycznym, odcinając nas od niego. Nie pamiętamy tego, co się stało, albo pamiętamy w opisany wcześniej, rozczłonkowany sposób – ktoś wspomina właśnie zapach benzyny, dotyk ręki, ale już nie wie, kto go dotknął po tym wypadku, nie pamięta upływu czasu, nie wie, jak przemieścił się z miejsca A do B. Celem sesji we wspomnianym wyżej nurcie EMDR jest zintegrowanie pokawałkowanego doświadczenia traumatycznego, tak by mogło w końcu przenieść się z powtarzającej się teraźniejszości do przeszłości. Wykorzystuje się do tego szybki, naprzemienny ruch gałek ocznych, który twórczyni tej metody, nieżyjąca już amerykańska psycholożka Francine Shapiro, zaobserwowała kiedyś u siebie, gdy trapił ją jakiś dokuczliwy problem. Zauważyła, że taki ruch gałek ocznych w tę i z powrotem pozwala jej zyskać dystans wobec własnych trudnych emocji, doznań z ciała i destrukcyjnych przekonań. Skojarzyła ten ruch oczu z tym, co dzieje się u osoby zatopionej w fazie snu REM. A to właśnie faza REM odpowiada za integrowanie naszych wspomnień, odsiewanie wspomnień nieistotnych i utrwalanie tych najważniejszych. Faza snu REM to takie „odkurzanie” naszej pamięci.

W jaki sposób można odtworzyć ruch gałek ocznych na jawie?
Podążamy za szybkim ruchem dłoni terapeuty, stosuje się do tego też specjalne urządzenia kierujące nasze zmysły – wzrok lub słuch – raz w jedną, raz w drugą stronę. Chodzi tu o uruchomienie przetwarzania tzw. bilateralnego, czyli angażującego obie półkule mózgu. Czasami wykorzystuje się w tej terapii dźwięk, który podaje się naprzemiennie raz do jednego, raz do drugiego ucha. Sama czasami stosuję nagrania bilateralne, zakładam pacjentom słuchawki i zapraszam, by skoncentrowali się na dźwięku. Tę technikę cenią sobie zwłaszcza klienci, którzy doświadczają ataków paniki. Mówią, że dosłownie kilka minut z nagraniem bilateralnym bardzo ich uspokaja.

A co w sytuacji, kiedy na przykład przychodzi klient z historią traumy, czy ze zdarzeniem traumatycznym, ale odmawia pracy związanej z doświadczaniem, czy z czuciem swojego ciała. Zgadza się na rozmowę, a najchętniej to by wziął jakieś leki i poszedł do domu.
W terapii mam taką zasadę, że zaczynamy tam, gdzie klient jest gotowy pracować. Jeżeli ktoś ma gotowość na poziomie opowieści, co jest naturalne w naszej słowocentrycznej kulturze, to zaczynamy od opowieści. Jeśli komuś dobrze się mówi o emocjach, to ruszamy emocje. Czasem zaczynam od pytania: A co by pan czy pani chciał, chciała teraz zrobić? Czyli mogę zapytać o impulsy albo o wyobrażenia, czyli o to, jak sobie wyobraża efekt tej terapii. Wtedy możemy zacząć od tematu, w którym klient czuje się na tyle bezpiecznie, żeby o tym mówić. Bo dobra terapia traumy – a właściwie każda dobra terapia– to taka, która sprawia, że jest bezpiecznie, ale nie za bezpiecznie. Wychodzimy poza strefę komfortu, ale nie za daleko, by się w terapii nie przeciążyć.

W nurcie Somatic Experiencing mówi się, że miareczkuje się kontakt z ciałem, czyli metaforycznie dajemy klientowi doświadczyć tego kontaktu z ciałem kropelka po kropelce. Na przykład mówię do klienta: „Widzę, że gdy opowiadałeś tę historię, to się bardziej wyprostowałeś”. Dawkujemy kontakt z ciałem, bo możliwe, że psychika tego klienta jest bardzo mądra, że broni mu w tym momencie kontaktu z ciałem. W terapii nie chodzi przecież o to, żeby ktoś po sesji tydzień się zbierał. Terapia traumy ma być łagodna, ma uwzględniać sprawczość klienta, bo przecież trauma zabiera nam możliwość decydowania, odbiera kontrolę. Dlatego robimy krok po kroku, a nie rzucamy klienta w miejsce, w którym nie chce wcale być. I pozwalamy mu decydować.

A gdy przychodzi ktoś, kto wygląda na udręczonego, jego ciało aż się zapada i kuli od zmęczenia?
To często są te same osoby, ale w tym przypadku mamy łatwiejszą sytuację, bo klient już ma świadomość kosztów unikania więzi ze swoim ciałem. A terapię najlepiej prowadzi się – również klientowi najłatwiej zaangażować się w terapię – gdy czuje koszty unikania różnych rzeczy. Zwłaszcza że to właśnie trauma sprawia, że unikamy myśli o traumie, wspomnień traumy. Unikamy też często czucia ciała, bo na przykład tak się wystraszyliśmy tego, co się wydarzyło w naszym ciele podczas zdarzenia traumatycznego, że unikamy odczucia tego jeszcze raz na wszelkie dostępne nam sposoby.

Na przykład?
Na przykład nie chodzimy już do tego parku, gdzie nas ktoś napadł. Ktoś, kto spędził dobę pod gruzami, będzie unikał zamkniętych pomieszczeń, a może nawet nie będzie chciał zbyt szczelnie przykryć się kołdrą. Boimy się doznań z ciała, które towarzyszyły zdarzeniu traumatycznemu, choć same doznania są niewinne, są raczej przejawem życia. Ale nieustanne unikanie czucia sprawia, że jesteśmy wycieńczeni, jesteśmy na tej wspomnianej wcześniej wojnie. I często to właśnie jest powodem, dla którego ktoś trafia do mnie na terapię. Wtedy zaczynamy pracę terapeutyczną od razu. A jeśli ktoś trafia we wspomnianym odrętwieniu, odcięciu, w stylu: „W sumie to wszystko okej, ale rodzina mnie wysłała, bo jestem nerwowy”, to wówczas terapia trwa dłużej.

Sabina Sadecka, psychoterapeutka specjalizująca się w terapii traumy, nauczycielka psychoterapii. Popularyzuje rzetelną wiedzę psychologiczną, uczy psychologii studentów i prowadzi webinary o terapii i zdrowiu psychicznym na platformie bloomin.tv.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze