1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Psychologia
  4. >
  5. Oddzielna kołdra, osobne łóżka – coraz więcej par wybiera w nocy wygodę

Oddzielna kołdra, osobne łóżka – coraz więcej par wybiera w nocy wygodę

(Fot. iStock)
(Fot. iStock)
Kiedy pary przychodzą do mnie do gabinetu, jedno z pierwszych moich pytań brzmi: „Czy śpicie w jednym łóżku, pod jedną kołdrą?”. Jeśli nie, drążę dalej: „Co takiego się stało, że nie możesz spać z bliską dla ciebie osobą? Dlaczego coś, co powinno dawać poczucie bezpieczeństwa, jest niewygodne i mówisz, że ci nie służy?”. Rozmowa z psychoseksuolożką Biancą-Beatą Kotoro.

Żyjemy w czasach, w których duży nacisk kładzie się na indywidualizm i własny komfort. Wpisuje się w to między innymi bycie w związku, ale spanie osobno. Co Pani myśli na ten temat?
Rzeczywiście jest taki trend, że świat się wokół nas kręcić. I niestety, zdrowy egoizm zaczyna się nam trochę mylić z egocentryzmem, a nawet narcyzmem. Tymczasem my, jako ludzie, jesteśmy istotami stadnymi i potrzebujemy innych osób. Jeżeli chcemy się z nimi dobrze czuć i wartości relacyjne są dla nas ważne, to powinniśmy tego niezdrowego egocentryzmu się wyzbyć. Nie wyklucza to oczywiście tego, że dbamy o siebie, ale nie w taki sposób, że ten drugi człowiek i jego potrzeby nie są ważne. Obecnie możemy wpaść w pewną pułapkę – zachłystujemy się jakimś rodzajem źle pojętej wolności, asertywności i samoopieki. Ważne jest, jeśli w tym wszystkim zachowana jest równowaga, bo podczas tworzenia związku konieczna jest umiejętność pójścia na kompromisy. Nie wszystko jest dokładnie tylko pod nas – egotyzm uniemożliwia utrzymanie dobrego związku przez dłuższy czas.

Czy spanie razem można uznać za papierek lakmusowy dobrego związku? Kiedyś się mówiło, że nawet jak się pokłócimy, to powinniśmy położyć się spać pogodzeni.
Oczywiście. Kiedy pary przychodzą do mnie do gabinetu, jedno z pierwszych moich pytań brzmi: „Czy śpicie w jednym łóżku, pod jedną kołdrą?”. Jeśli jesteśmy ze sobą naprawdę blisko, to po całym dniu potrafimy położyć się we wspólnym łóżku, pod jedną kołdrą. Dobrze jest, że mamy taką naszą przystań – że możemy położyć się przy ukochanej osobie, dotknąć jej i zasnąć z poczuciem, że nie jesteśmy sami, bo jest ktoś blisko. Ten ktoś może nas czasem wkurzać, ale jednak to jest ta wybrana osoba, z którą możemy iść przez życie. Wzrusza mnie, kiedy mąż czy żona mojego onkologicznego pacjenta, który umiera, mówi: „Wie pani, co będzie teraz najtrudniejsze? Że będę teraz spać samotnie”.

Częste przyczyny spania w osobnych łóżkach to chrapanie jednej z osób czy zespół niespokojnych nóg. Czasem ktoś po prostu wierci się podczas snu, zabiera kołdrę i to też może utrudniać nocny odpoczynek partnerowi czy partnerce. Czy można to uznać za zasadne usprawiedliwienia?
To są całkiem dobre powody, żeby wyjść ze wspólnej sypialni i znaleźć się w ślepej uliczce. Na ogół są to problemy, z którymi powinniśmy po prostu udać się do lekarza. Na to wszystko są sposoby. Niespanie razem – moim zdaniem – tłumaczy tylko COVID, grypa czy ospa – i wtedy przez tydzień czy dwa nie śpimy ze sobą ze względu na ryzyko zarażenia lub zakażenia się daną chorobą. Bliskość i związany z nią dotyk są nam bardzo potrzebne. Tysiące badań pokazuje, że właśnie one zapewniają nam poczucie szczęścia i regenerację. To takie ważne, że w momencie kiedy na przykład dzień przyniósł nieprzyjemne doświadczenia, to wieczorem w łóżku mogę się do kogoś kochanego przytulić, potrzymać za ramię, rękę, poczuć swoją nogą czyjąś nogę. Możemy to zrobić, bo ten ktoś jest z nami w łóżku. Czym innym jest osobne spanie raz w tygodniu czy nawet dwa, kiedy na przykład ktoś jest lekarzem, ma dyżury, wraca nad ranem i nie chce budzić żony czy męża, bo ma lekki sen. Albo ktoś od czasu do czasu chce dłużej pooglądać serial czy poczytać. Takie pary nie zjawiają się jednak na terapii, bo pod tą decyzją nie kryje się nic więcej – one potrafią się dogadać i z przyjemnością wracają do wspólnego łóżka.

A kiedy ktoś mówi: „Żeby się porządnie wyspać, muszę spać sam i wcale nie wyklucza to uczuć, które mam do partnerki czy partnera”?
Należy sobie zadać pytanie – co takiego się stało, że nie możesz spać z bliską dla ciebie osobą? Dlaczego coś, co powinno dawać ci poczucie bezpieczeństwa, jest niewygodne i mówisz, że ci nie służy?



Czyli wyżej wymienione powody spania osobno są tylko wymówkami, pod którymi może kryć się jakiś głębszy problem, tak?
Właśnie tak i on wcale nie dotyczy małej liczby osób. Rozumiem, że chrapanie czy kręcenie się w łóżku może naprawdę przeszkadzać drugiej osobie, ale zróbmy coś z tym, nie mówmy, że możemy spać osobno i mieć fantastyczny związek i fantastyczny seks – to się nie klei. Jeśli ludzie nie śpią razem, oznacza to, że w ich związku nawarstwiły się problemy, od których uciekają, a osobne sypialnie powoduje jeszcze większe oddalenie się od siebie. Czasem po prostu boimy się zmierzenia z koniecznością podjęcia jakiejś pracy nad sobą i związkiem lub obawiamy się, żeby głośno powiedzieć, że mimo prób bycia razem nie chcemy być już w tej relacji. Często podczas rozwodu ludzie w odpowiedzi na pytanie o rozpad małżeństwa przedstawiają argument, że od 10 lat śpią osobno, chociaż wcześniej twierdzili, że był to świetny sposób na wyspanie się czy nawet patent na szczęście w związku.

Latami może też trwać spanie w łóżku z dzieckiem, kiedy często jedno z rodziców, na przykład ojciec, wyprowadza się na noc do innego pokoju.
Dotknęła Pani bardzo delikatnego tematu, z którym często mam do czynienia w gabinecie. Tłumaczę wtedy, że to, że dziecko przychodzi do nas w środku nocy, wcale nie oznacza, że ma tam zostać. Należy je odnieść lub odprowadzić do jego łóżeczka i poczekać, aż zaśnie. Jeśli dajemy dzieciom przyzwolenie, że mogą spać w naszym łóżku, one bardzo chętnie będą się tam panoszyć. I nagle okazuje się, że łóżko, które miało być małżeńskim, staje się łóżkiem rodzica i dziecka. Mówienie, że to jest na chwilę, okazuje się nieprawdą, bo czasem ciągnie się miesiącami, a nawet latami. I wtedy rodzicielstwo staje niejako w opozycji do małżeństwa czy partnerstwa. Zamiast stać się budującym i wzbogacającym doświadczeniem, jest czymś w rodzaju ataku, bo jedna strona czuje się odrzucona. Ktoś wybrał dziecko. Należy rozróżnić przestrzeń, w której jako rodzice wychowujemy dziecko, a w której jesteśmy my jako para. Oczywiście, że spanie z małym dzieckiem jest urocze i nie należy się tego całkiem wyrzekać – możemy nawet z zupełnie małym bąblem mieć układ, że śpimy razem w piątki czy soboty. Wtedy dwie strony mają radochę. Jeśli mamy więcej dzieci i ochotę na wspólne spanie, możemy to robić w czwórkę czy piątkę. Znam takie rodziny. Czasem oczywiście spanie dziecka z rodzicami jest uzasadnione bólem brzuszka czy innymi dolegliwościami, ale nie może to stać się standardem. Nie zasłaniajmy dzieckiem problemów z bliskością – to nie dzieje się przez dzieci, tylko przez nasze decyzje.

We wspólnym łóżku może też znaleźć się pies czy kot.
To, że ten cudowny zwierzak przychodzi do łóżka, to jest jedno, ma prawo wybrać ciepłe łóżko swojego opiekuna, a nie swoją leżankę na podłodze. Moje wredne pytanie jako psychoterapeutki brzmi: „Kto na to pozwolił?”. Zwykle któraś ze stron ma z tego ukryte korzyści, bo to jej załatwia sprawę – wydaje się, że nie musi zajmować się poważniejszymi problemami relacyjnymi. Nie jest to oczywiście wyrachowane zachowanie. Często pary zdają dopiero w gabinecie zdają sobie sprawę z tych nieświadomych schematów. Wychodzi na jaw prawda, że na przykład dzieci już nie są zainteresowane pobytem w naszym łóżku, ale zwierzaki owszem – kot pod łóżkiem, a pies w nogach albo pomiędzy nami. A nam to z jakiegoś ukrytego powodu bardzo odpowiada.

Warto to potraktować jak sygnał ostrzegawczy, który alarmuje że coś złego dzieje się w naszym związku?
Absolutnie tak. Namawiam pary, żeby spały nie tylko w jednym łóżku i pod jedną kołdrą, ale jak najbardziej rozebrani – zupełnie nago albo przynajmniej od pępka w dół. To wcale nie musi oznaczać codziennego seksu, tylko wzajemny dotyk nagich ciał – dzięki temu doświadczamy bliskości. Badania udowadniają, jak dotyk pozytywnie wpływa na nasze zdrowie fizyczne i psychiczne. Bliskość fizyczna reguluje ciśnienie czy poziom hormonów, a także zapewnia emocjonalną równowagę wewnętrzną, wycisza nas. Mamy wiedzę na ten temat, ale nie bierzemy jej pod uwagę, bo nie do końca chcemy zobaczyć, że w naszym związku coś nie do końca gra.

Dotyk ukochanej osoby podnosi poziom oksytocyny, która przyczynia się między innymi do większego poczucia bezpieczeństwa i powoduje niekiedy uczucie błogości. A jak przekłada się to na życie seksualne?
Wspólne spanie działa więziotwórczo, co przekłada się pozytywnie na wszystkie poziomy relacji. Poza tym, jak już leżymy razem w łóżku, częściej możemy poczuć, że jednak mamy ochotę na coś więcej niż przytulanie – i wówczas sfera seksualna w naturalny sposób na tym zyskuje. To nieprawda, że jak ktoś jest niedostępny, to będzie dla nas bardziej atrakcyjny, bo zakazany owoc lepiej smakuje. Tak nasz system biologiczny nie działa. Zapach wybranej osoby z jednej strony działa na nas kojąco i daje poczucie bezpieczeństwa, a z drugiej – podnieca i kręci, przez co chcemy bliskiego kontaktu więcej i więcej. A jaki to duży komfort żyć z osobą, przy której czuję się naturalnie rano bez makijażu, z potarganymi włosami, spocona i z nieświeżym oddechem. Pewnie, że spanie razem zawiera w sobie te fizjologiczne aspekty – jeśli się ich wstydzimy, może to być poważnym sygnałem, czy wybraliśmy odpowiednią osobę. Jeżeli czujemy się skrępowani przy kimś w sypialni i po seksie chcemy wrócić do siebie, może nasze odczucia mówią, że nie tędy droga.


A co Pani powie o zyskującym na popularności modelu, że pary nie tylko nie śpią razem, ale i od czasu do czasu lub w ogóle mieszkają osobno, bo żadne nie chce stracić swojej niezależności?
To wynika z zachłyśnięcia się potrzebą wolności, o której mówiłyśmy na początku rozmowy, ale potem okazuje się, że czegoś ważnego nie ma – bliskości, zaangażowania, prawdziwego poznania. Powstaje pytanie, czy jest to związek, czy rodzaj układu. I oczywiście – ludzie mają do tego prawo. Jeżeli dwie strony się na to zgodzą i czerpią z tego satysfakcję, nic nie stoi na przeszkodzie. Są pary, których związek po odchowaniu dzieci opiera się przede wszystkim na przyjaźni, może trochę przyzwyczajeniu. Mają osobne sypialnie, bo taką wspólnie podjęli decyzję i czują się z tym dobrze. Zastanawiam się tylko, czy po latach funkcjonowania takiego czy innego układu są zdania, że właśnie tego od życia oczekiwali i oczekują.

Bianca-Beata Kotoro, psycholożka, terapeutka, psychoseksuolożka, psychoonkolożka, superwizorka ECE, wykładowczyni, ekspertka radiowa i telewizyjna, autorka i współautorka kilkunastu książek edukacyjnych dla dzieci i młodzieży, reaktorka naczelna magazynu „PO PROSTU ŻYJ”, pracuje między innymi w Instytucie Psychologiczno-Psychoseksuologicznym Terapii i Szkoleń „BEATA VITA” w Warszawie.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze