1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Psychologia
  4. >
  5. NAJLEPSZE TEKSTY 2023: Od dzisiaj się nie znamy. Dlaczego dorosłe dzieci zrywają kontakt z rodzicami?

NAJLEPSZE TEKSTY 2023: Od dzisiaj się nie znamy. Dlaczego dorosłe dzieci zrywają kontakt z rodzicami?

Zdaniem psycholożki wielu rodziców nie potrafi przenieść dotychczasowych relacji na inny poziom, czyli na taki, gdzie uznaje się autonomię dziecka. (Fot. iStock)
Zdaniem psycholożki wielu rodziców nie potrafi przenieść dotychczasowych relacji na inny poziom, czyli na taki, gdzie uznaje się autonomię dziecka. (Fot. iStock)
Przestają przyjeżdżać, dzwonić. Zrywają kontakty stopniowo albo z dnia na dzień. Na jakiś czas lub na zawsze. Nie życzą sobie zainteresowania pod żadną postacią. Dlaczego dorosłe dzieci robią to rodzicom i sobie?

#NAJLEPSZE TEKSTY 2023 – tak oznaczyliśmy wybrane artykuły opublikowane w mijającym roku, które chcemy Wam, Drodzy Czytelnicy, przypomnieć, bo warto. Ich lektura wzbudziła w Was chęć dyskusji, zainspirowała do podzielenia się swoimi doświadczeniami. Dostaliśmy od Was wiele słów uznania oraz krytyki. Za wszystkie dziękujemy.

Kinga, lat 32, przestała dawać znać o sobie tuż po wspólnym wyjeździe z mamą na Majorkę. Łudziła się, że tam sobie wszystko wyjaśnią i naprawią relację. A zobaczyła czarno na białym, że mama – to jej słowa – jest do szpiku kości toksyczna. Narzuca swoje zdanie. Nie cierpi sprzeciwu. Zimna. Na tym wyjeździe chodziło o głupoty, jak wycieczki, do których ją zmuszała. Kinga opowiada, że tam właśnie postanowiła: „Muszę zrobić to, co od dawna radziła mi psychoterapeutka, czyli odciąć się od matki, póki jeszcze mam szansę na zbudowanie siebie na nowo”. Napisała do niej esemes: „Od dzisiaj się nie znamy, nie dzwoń, proszę”.

Kinga domyśla się, że skoro matka sama wychowywała ją i siostrę, to pewnie chciała zastąpić im ojca. „Ale jej to nie wyszło”, mówi z przekąsem. Zawsze wiedziała lepiej, co jest dla nich dobre. Wybierała im ciuchy, studia, koleżanki, chłopaków. Miały z siostrą w sumie wszystko, ale w zamian musiały robić to, co chciała matka. Siostra ulegała, Kinga się postawiła. I od roku nie ma z matką kontaktu. Mówi, że wreszcie czuje się wolna. A to, że matka cierpi? Trudno. Kinga nie widzi innej drogi naprawienia swojego życia.

Natalia, lat 45, wysoko postawiona menadżerka w bankowości. Singielka. Pochodzi z małego miasteczka na południu Polski. Jej kontakty z rodzicami zaczęły się rozluźniać stopniowo, od kiedy przyjechała na studia do Warszawy. Raz, że do domu daleko, a dwa – i to najważniejsze – że tak naprawdę nic, poza nazwiskiem, jej z rodzicami nie łączy. Mają inne życiowe priorytety, zainteresowania, inne poglądy w ważnych sprawach, kompletnie odmienny gust. Oni ultrakatolicy, konserwatywni, zasiedziali w patriarchalnym świecie, ona – ateistka, zbuntowana feministka, otwarta na zmiany. Dopiero z daleka od domu zobaczyła, czego jej rodzice nie pokazali, czego nie nauczyli, przed czym zamknęli. Nie chciała żyć jak oni. Na początku nie zamierzała się od nich odcinać. Ale za każdym razem, gdy ich odwiedzała, musiała wysłuchiwać tych samych kazań, przestróg. Wyjeżdżała z poczuciem winy. Stwierdziła więc, że koniec z wizytami w domu, koniec z telefonami. Niech każdy żyje, jak chce. Nie tęskni. Oni chyba też nie, bo nie zrobili żadnego kroku w jej kierunku. Natalia domyśla się, że nie zrobią. A ona? Może kiedyś, ale nie za cenę spokoju, który zyskała.

Jedyne wyjście

Powodów, dla których dorosłe dzieci zrywają kontakty z rodzicami, jest tyle, ile tych ludzi. Według profesor Katarzyny Popiołek, psycholożki z Uniwersytetu SWPS, Wydziału Zamiejscowego w Katowicach, zerwania kontaktów przez dorosłe dzieci są najczęściej uzasadnione historią ich losu, ich dzieciństwem, rodzinnymi patologiami, krzywdami, jakie rodzice wyrządzili im jako dzieciom. I teraz, jako dorośli, zrywają z rodziną, czyli z przemocą, nałogami. Uciekają od patologii i nie chcą do niej wracać. Nie wierzą, że mogliby zmienić rodziców, sądzą – często słusznie – że to utopia. Najprostszym rozwiązaniem jest więc zerwanie.

– Są takie rany z dzieciństwa, ciągle żywe, które uniemożliwiają pojednanie, w odróżnieniu od takich, które można jakoś znosić – mówi psycholożka. – I dla wielu ludzi ratunkiem na rany nie do wybaczenia jest po prostu dystans, bo uwalnia od bólu, który staje się nie do wytrzymania. Być może w dłuższej perspektywie pomogłaby tym ludziom terapia, tu i teraz ucieczka jawi się im jako jedyne wyjście.

Profesor Katarzyna Popiołek zauważa, że obok zerwań uzasadnionych oczywistymi krzywdami są też zerwania niby bez powodu. Dorosłe dziecko, niczego nie wyjaśniając, znika. Postanawia nie odwiedzać rodziców, nie dzwonić, nie odbierać telefonów. Co może kryć się za takimi decyzjami?

Przede wszystkim konstatacja, że rodzice nie zasługują na takie miano, bo nie podołali swojej roli, nie zbudowali z dzieckiem więzi. Skoro nie było więzi, to nie ma zerwania, po prostu jest usankcjonowanie stanu relacji, której nie ma i nie było. Po drugie – powodem zerwania bywają ogromne różnice między wyznawanymi wartościami.

– Często rodzice nie akceptują tego, że dzieci stają się dorosłe i mają inne poglądy, że przestały być bezkrytycznie w nich wpatrzone – mówi psycholożka. – Dużo problemów wynika z braku komunikacji w rodzinie. Rodzice nie szanują tego, co jest ważne dla dzieci, nie chcą zrozumieć, co się z nimi dzieje, dlaczego one funkcjonują tak, a nie inaczej.

Tracicie mnie, proszę bardzo

Zdaniem psycholożki wielu rodziców nie potrafi przenieść dotychczasowych relacji na inny poziom, czyli na taki, gdzie uznaje się autonomię dziecka, szanuje jego odmienność, gdzie rozumie się drogę, jaką wybrało. – To naprawdę powszechny problem – mówi Katarzyna Popiołek. – Traktowanie dorosłego dziecka, jakby było małe i miało bezkrytycznie słuchać ojca i matki. Tymczasem gdyby rodzice potrafili okazać mu szacunek, pogodzić się z tym, że jest inne, ma swoje życie – korzyść byłaby obustronna. Mieliby spełnione dziecko, któremu łatwiej byłoby zrozumieć matkę i ojca, zaakceptować ich niedoskonałość, uznać, że robili, co mogli.

Bywa – to kolejny powód zerwania – że rodzice uczyli niezależności i asertywności, powtarzali: „Dbaj o siebie, bądź wolny od wszystkiego, co ci nie służy”. Dziecko wzięło te nauki jeden do jednego. I uwalnia się od wszystkiego, także od rodziców, bo czuje, że mu „nie służą”. – Dość powszechnym problemem dorosłych dzieci jest poczucie, że nie spełniły oczekiwań rodziców, że są niewystarczająco dla nich dobre – mówi psycholożka. – Rodzice nie mogą pogodzić się z tym, że syn czy córka nie realizują ich planów. Ale dzieci nie muszą realizować planów rodziców! To poczucie niespełnienia oczekiwań rozlewa się i rodzi kolejne przykre uczucie – skoro dla rodziców nie jestem dobra, to dla innych też. Tacy ludzie mogą próbować udowodnić sobie i innym, że są wspaniali. Ale luka w czułości, miłości, bezpieczeństwie pozostaje.

Kolejnym powodem odcinania się od domu, według psycholożki wcale nierzadkim, są zaburzenia osobowości i różne problemy psychologiczne dorosłych dzieci. Nie bardzo chcą je ujawniać, nie oczekują nawet zrozumienia od rodziców, wolą zniknąć. Odejście niczego oczywiście nie załatwia, ale przynajmniej daje im poczucie sprawstwa – bo to ich decyzja.

Podobnie z uzależnieniami. Często dla dorosłego dziecka używki są ważniejsze niż relacje z rodzicami, którzy nałogu nie akceptują. Dziecko wybiera uzależnienie.

Powodem zerwania bywają też różne żale, niezwiązane z dzieciństwem, powstałe już w dorosłym życiu. Na przykład rodzice mogli wesprzeć finansowo, ale nie wsparli. Mają kontakty, mogli zadziałać, żeby pomóc znaleźć pracę, ale tego nie zrobili. I dziecko nie może im wybaczyć braku reakcji.

Częstym powodem odcięcia się od domu jest relacja z rodzeństwem. Mam na pieńku z bratem lub z siostrą, bo wybrali drogę, której nie akceptuję, albo zrobili coś, z czym się nie godzę. Nie odwiedzam więc rodzinnego domu, żeby ich nie spotykać. Mój uraz jest tym większy, im mocniej rodzice demonstrują koalicję z rodzeństwem. Zerwanie z domem bywa karą za faworyzowanie brata lub siostry przez rodziców. Postawiliście na nich? Tracicie mnie, proszę bardzo.

Czasem to partner lub partnerka dorosłego dziecka odsuwa ich od rodziców. Celowo, żeby pozbawić go wsparcia i uzależnić od siebie. – Zdarza się, że dorosłe dzieci, które nie mają odpowiedniego systemu wartości, a dokonały prestiżowego skoku, wstydzą się swoich prostych rodziców albo wręcz opowiadają, że mieli innych – mówi Katarzyna Popiołek. – Rodzice są w porządku, tylko ich pozycja w społecznej hierarchii jest o kilka pięter niższa niż ich dzieci. A one, zachłyśnięte tym, co osiągnęły, nowobogackością, poziomem życia, nie chcą narażać się, że ktoś ich z rodzicami nakryje i zdemaskuje ich korzenie. Mylą więc tropy, odcinając się od domu.

Bywa też tak, że kontakt z rodzicami jest pusty emocjonalnie: nie czuję więzi z rodzicami, ale od nich też nie dostaję zainteresowania, tylko chłód i obojętność. Wszystko wygasło, więc po co udawać?

Patologiczny gen

Czasem dorosłe dzieci nie potrafią zaakceptować nowego partnera matki czy partnerki ojca. Bywa też tak, że nowy partner odcina dziecko, bo nie chce tracić zasobów emocjonalnych, czasowych i finansowych na rzecz nie swojego dziecka.

Często matka nie chce rozwieść się z przemocowym znienawidzonym ojcem, do czego namawiają ją dzieci. Czują się bezradne, jakby waliły głową w mur. W końcu zrywają kontakty, bo nie mogą na to patrzeć. Rodzice interpretują jego zachowanie jako niewdzięczność.

– A ono oddala się z potrzeby ratowania siebie – uważa Katarzyna Popiołek. – Rodzice zgotowali mu piekło. Nie każdy ojciec i matka zasługują na czczenie. Szacunek powinien działać w obie strony. Oczywiście można rozumieć rodziców, którzy kontynuują międzypokoleniową patologię, czyli ponieważ matka miała przemocową matkę, nie umiała się pozbyć tych zachowań. Taki rodzinny patologiczny gen czasami przechodzi z pokolenia na pokolenie, rodziny nie potrafią się z niego wyzwolić. Dzieci mają wtedy poczucie, że rodzice ich nie akceptują i kompulsywnie starają się udowodnić, że są wspaniali. Ale kariera nie przynosi im zadowolenia, ponieważ źródło ich problemów tkwi gdzie indziej – w odrzuceniu przez rodziców.

Można podjąć próbę rozwiązania konfliktu, tylko rodzice najczęściej nie zamierzają się zmieniać albo tego nie potrafią. Tak więc próba rozwiązania może być trudna i udręczająca albo może tworzyć się mechanizm obronny: spotykamy się, udajemy że jest OK, milczymy o tym, co niewygodne, odwiedzamy się od czasu do czasu, odwalając ten obowiązek. Wszystko na pokaz.

– Takim papierkiem lakmusowym naszych relacji z rodzicami są wnuki – twierdzi psycholożka. – Jeśli nie chcą odwiedzać dziadków, to znaczy, że widzą fałsz w rodzinnych relacjach. Bo na ogół wnuki szaleją za dziadkami. Udawana serdeczność, fałszywe milczenie, nierozmawianie o istotnych sprawach to teatr, który najczęściej prowadzi do rozluźnienia kontaktów, ale nie do ich zerwania. Zerwania się unika. Byłoby skazą na obrazie idealnej rodziny.

Buduję mur

Psycholożka Katarzyna Popiołek zauważa, że nie wszystko, co złe, leży po stronie rodziców. Część dorosłych dzieci obwinia ich za swoje nieudane życie, a ono spowodowane jest ich własnym lenistwem, wygodnictwem, niechęcią do pracy, egoizmem. Zrywają kontakty z matką i ojcem pod byle pretekstem. Czasem po to, by antycypować problemy wynikające ze starzenia się rodziców: odsunę się od nich, zbuduję mur, żeby nie mogli do mnie zapukać, żebym nie miał kłopotów i nie musiał się nimi zajmować.

Czy to jednak nie „zasługa” rodziców? Że wychowali nieczułego egoistę? – Częściowo tak – odpowiada psycholożka. – To prawda, rodzice wyjmują teraz to, co kiedyś sami zapakowali do dziecięcej walizki. Niemniej zdarzają się też porzucenia rodziców przez dorosłe dzieci trudniejsze do wytłumaczenia, patrząc na przebieg ich życia. Pokazują to zresztą badania – dzieci samolubne, nieempatyczne, niszczące rodziców, którzy wcale na to nie zasłużyli.

Najczęściej jednak rodzice zapracowują sobie na takie traktowanie przez dzieci. Nie tylko przemocą, agresją, nałogami. Przede wszystkim – niedojrzałością emocjonalną. Lekceważą uczucia dzieci, nie potrafią ich wesprzeć, są niestabilni – wrzeszczą, by za chwilę być do rany przyłóż. A potem wymagają pocieszania, bo mają kłopot.

– Niedojrzałość emocjonalna rodziców przejawia się w koncentrowaniu się na własnych celach – wyjaśnia psycholożka. – Przejawia się też w ich bierności. To mogą być całkiem miłe osoby, ale nie pomagają dziecku w trudnych chwilach albo dają przykład bierności, oddając przemocowemu rodzicowi prawo wychowywania, nie przeciwstawiając się mu, kiedy je krzywdzi. Czasem je porzucają na jakiś czas, by potem wrócić. Zainteresowani są sami sobą, a nie tym, żeby je wspierać. Taki rodzic chce, żeby dziecko mu nie przeszkadzało, ono ma być niewidoczne. I dlatego buduje mur, a jak dziecko chce go skruszyć, to reaguje agresją, pilnuje, by się do niego nie zbliżało.

Psycholożka kliniczna Lindsay Gibson w książce „Dorosłe dzieci niedojrzałych emocjonalnie rodziców” punktuje grzechy rodziców. Zarówno tych opresyjnych, jak i nadopiekuńczych. I jedni, i drudzy nie dorośli do bycia rodzicami. Nic zatem dziwnego, że dzieci się od nich odcinają.

Katarzyna Popiołek pyta studentów o pozytywne postawy rodzicielskie. Studenci odpowiadają, że najważniejsze, żeby rodzice kochali swoje dzieci. Ale jakie postępowanie się na to składa? Tego już nie potrafią określić. Tymczasem pozytywne postawy rodziców służące kształtowaniu szczęśliwego, zdrowego dziecka są znane od lat. To po pierwsze – całkowite akceptowanie dziecka, nieodtrącanie go, gdy nie spełnia naszych oczekiwań. Po drugie – to wspólne działania, zabawa, poznawanie razem świata, rozmowa. Przeciwieństwem jest unikanie. Po trzecie – to rozumna swoboda, czyli uczenie dziecka, co może, a czego nie, zgoda na to, by samo eksplorowało rzeczywistość. Przeciwieństwem jest nadmierne chronienie, czyli: nie dotykaj, nie rób tego, nie spotykaj się. Po czwarte – to uznanie praw dziecka, tego, że może być niedoskonałe, że nie musi dostawać samych szóstek, że jest dzieckiem i pewne zachowania dziecięce są naturalne, że nie należy go zmuszać, karać. Przeciwieństwem są nadmierne wymagania. I po piąte – to poszanowanie autonomii dziecka. Ono nie jest moją własnością, materiałem do rzeźbienia, ale oddzielną osobą.

Pozorne wyzwolenie

Zrywanie kontaktów bywa dla dorosłych dzieci wyzwalające. To mechanizm obronny, który czasem ich ratuje. Ale czy godny naśladowania?

– Niekoniecznie. Myślę, że wszystko zależy od wrażliwości etycznej dorosłych dzieci – odpowiada psycholożka. – Bo często, gdy sami mają dzieci, zaczynają dostrzegać, jak trudna jest rola rodziców, zaczynają bardziej ich rozumieć. I gdy rodzice cierpliwie na nie czekają, wracają. Doceniają, że jednak matka i ojciec coś dla nich zrobili. Natomiast jeśli dorosłe dzieci nie żywią do rodziców głębszych uczuć, to zrywając z nimi kontakt, mają poczucie wyzwolenia. W patologicznych rodzinach to często wyjście ocalające. Bo dzieci czują się samotne, zdradzone przez rodziców. Nie zawsze widzą, że to matka i ojciec byli niedojrzali, tylko przypisują winę sobie. Zerwanie może mieć więc walor uwalniający. Ale to nie jest dobre rozwiązanie.

Psycholożka apeluje do dorosłych dzieci: oczywiście uciekajcie od patologii, ale nie czyńcie tego z powodu, że rodzice byli nieidealni, bo często chcieli lepiej, niż im wyszło. Tego, czego nie dostaliście w dzieciństwie, już nie dostaniecie. Dlatego dobrze jest popatrzeć na swoje deficyty z dzieciństwa w dojrzały sposób i nauczyć się z nimi żyć. Tak jak uczymy się żyć ze śmiercią bliskich. I nie zadręczać się z tego powodu, tylko iść dalej. Jeśli nie potraficie poradzić sobie sami, warto zwrócić się do psychoterapeuty. Bo rodzice, nawet jeśli z nimi zerwiecie, są nadal obecni w waszym życiu. Obecne jest to wszystko, co wam dali i czego nie dali, ich emocje. To rodzaj naznaczenia, które trzeba przepracować, bo ono samo nie zniknie.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze