1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Psychologia
  4. >
  5. Czy chrześcijanin potrzebuje „psychologa chrześcijańskiego”? O. Tomasz Franc o tym, kiedy wiara pomaga, a kiedy przeszkadza w terapii

Czy chrześcijanin potrzebuje „psychologa chrześcijańskiego”? O. Tomasz Franc o tym, kiedy wiara pomaga, a kiedy przeszkadza w terapii

(Fot. Oliver Rossi via Getty Images)
(Fot. Oliver Rossi via Getty Images)
Gdzie przebiega granica między psychiką a duchem? Co jeśli w trakcie terapii nasze wartości się zachwieją? Czy chrześcijanin powinien szukać „psychologa chrześcijańskiego”? Na pytania zebrane przez redakcję „W Drodze” odpowiada certyfikowany psychoterapeuta, dominikanin o. Tomasz Franc.

Spis treści:

  1. Życie duchowe a psychiczne – na czym polega różnica?
  2. Jak psychoterapia wspiera rozwój duchowy i emocjonalny człowieka?
  3. Kryzys wiary podczas terapii – czy to coś złego?
  4. Czy chrześcijanin powinien szukać „psychologa chrześcijańskiego”?
  5. Psychoterapia a wiara – kiedy i jak sygnalizować swoją religijność?

Fragment książki „Duch, psychika, ciało. Najczęściej zadawane pytania”, o. Tomasz Franc OP; Wydawnictwo W drodze. Skróty i tytuł pochodzą od redakcji.

  • Duchowość zawsze wyrasta z ludzkich doświadczeń emocjonalnych i zmysłowych; to, co duchowe, prowadzi nas do wyjścia poza własne „ja”.

  • Wiara i psychoterapia nie stoją w sprzeczności; troska o zdrowie psychiczne może pogłębiać relację z Bogiem i wzmacniać duchowość.

  • Zachwianie przekonań religijnych w procesie terapeutycznym nie jest zagrożeniem, lecz szansą na dojrzalsze, bardziej świadome przeżywanie wiary.

  • Wybór terapeuty powinien opierać się na jego kompetencjach i etyce zawodowej, nie tylko na światopoglądzie; specjalista ma obowiązek zachować neutralność wobec wiary pacjenta.

  • Można mówić o swojej religijności, jeśli jest ona ważną częścią tożsamości, ale warto zachować roztropność.

Życie duchowe a psychiczne – na czym polega różnica?

Jak odróżnić życie duchowe od psychicznego?

Ta kwestia przysparza nam zazwyczaj wielu kłopotów. Ważne jest, aby mieć świadomość, że w tym, co w nas duchowe, zawsze obecne są elementy emocjonalności i psychiki. Starożytni mawiali, że w naszym umyśle nie ma niczego, co wcześniej nie znalazłoby się w którymś z naszych zmysłów. Te podstawowe zmysły – wzrok, słuch, węch, smak czy dotyk – są bramami do umysłu; za ich pośrednictwem doświadczamy świata i budujemy naszą tożsamość w relacji z drugim człowiekiem. Przechodzimy drogę rozwoju od tego, co konkretne i elementarne, do tego, co symboliczne.

Pan Bóg nie daje nam doświadczeń duchowych, które wykraczają poza tę zwyczajową drogę. Nawet duchowe wizje mistyków zawsze były konstruowane właśnie z tych ziemskich cegiełek. Pan nie wrzuca w nasz umysł czegoś, co pochodzi z innej cywilizacji i z czym nigdy wcześniej się nie spotkaliśmy. Oczywiście możemy być zaskoczeni takim albo innym doświadczeniem na modlitwie, może obrazem, skojarzeniem czy uczuciem, ale to wszystko ma korzeń w naszym wcześniejszym doświadczeniu. Zatem te odczucia koncentrują nas na sobie samych, na naszym wnętrzu, na doznaniach, natomiast rzeczywistość duchowa pociąga nas z kolei do tego, co znajduje się poza nami. Oczywiście nadal wyraża się to w znanych nam, ziemskich kategoriach, ale duchowy aspekt naszego człowieczeństwa uzdolnia do wyjścia poza własny egocentryzm.

Jak zatem odróżnić życie duchowe od życia psychicznego? Niech posłuży nam w tym zdanie: „Tam, gdzie kończy się »ja«, zaczyna się »ty«”. W pewnym sensie materialne, naturalne zmysły, instynkty, pragnienia prowadzą nas do kochania, z którego powstaje życie. To, co w nas duchowe, pozwala nam zaś o to życie się troszczyć – nie tylko o potomstwo, ale w ogóle o życie w drugim człowieku. Dzięki temu jesteśmy w stanie bezinteresownie się poświęcać – a to już jest wymiar duchowy.

Święty Jan Apostoł w swoim liście pozostawił doskonały sposób na to, jak rozróżnić pomiędzy psychiczno-emocjonalną zdolnością do kochania a wymiarem duchowym miłości. Zadał kluczowe pytanie: „Jak możesz kochać Boga, którego nie widzisz, skoro nie kochasz bliźniego, którego widzisz?”. Polecam ten list tym, którzy chcą się dowiedzieć, jak rozróżnić życie psychiczno-emocjonalne od duchowego.

Jak psychoterapia wspiera rozwój duchowy i emocjonalny człowieka?

Czy jeśli idziemy na terapię, zamiast ufać i się modlić, to postępujemy wbrew wierze?

Z całą pewnością nie. Przeciwnie, to bardzo mądre podejście wiary. Ufność w wierze i zadbanie o siebie poprzez sięgnięcie po pomoc specjalisty – jedno drugiego nie wyklucza. Więcej, to dopełnienie pięknego dobra w człowieku. Jeśli ktoś przychodzi na terapię, to należy pamiętać, że przystępuje do niej z całym swoim bogactwem emocjonalno-psychiczno-duchowym. Dla osoby wierzącej oznacza to także obszar wiary.

Zdrowa terapia zatem polega na umocnieniu tej ludzkiej części emocji psychiki, ale zgodnie z porzekadłem: w zdrowym ciele zdrowy duch. Jeśli więc będziemy wzrastali w wolności, podejmowali odpowiednie refleksje, jeśli zapanujemy nad naszą impulsywnością, emocjonalnością i potrzebami oraz instynktami, to zaowocuje to również zdrową duchowością, dobrym podejściem do religijności. Nawet jeśli mamy różne pytania czy problemy; nawet jeśli borykamy się z brakiem tolerancji na pewne rzeczy, to będziemy potrafili o tym myśleć, wewnętrznie o tym dyskutować, zaufać autorytetowi i jednocześnie go kontrolować i sprawdzać. Nie pogubimy się jak dzieci we mgle, a zarazem będziemy potrafili być w zależności, która jest naturalna dla każdego człowieka.

Nie ma ludzi niezależnych – każdy jest z kimś związany. Warto jednak wiedzieć, od kogo zależymy, w której przestrzeni życia. Zasada ta dotyczy również duchowości. Zatem podsumujmy: pełna ufności modlitwa i terapia wcale się nie wykluczają. Co więcej, jeśli rozwijamy się i psychicznie, i duchowo, mamy szansę na naprawdę piękne i twórcze życie.

Pełna ufności modlitwa i terapia wcale się nie wykluczają.

Kryzys wiary podczas terapii – czy to coś złego?

Co się dzieje, gdy w trakcie terapii dochodzimy do wniosku, że nasza wiara jest słaba albo że nas osłabia?

Nie ma czego się bać. Dlaczego? Otóż czasem wiara służy nam jako pewnego rodzaju system odpowiedzi, których nie szukamy we własnym wnętrzu. Wolimy coś przyjąć na wiarę niż przeżyć własnym życiem i uwierzyć. Pomyślałbym i może zaczął szukać innego terapeuty? Niekoniecznie. Z takimi sytuacjami warto się zmierzyć, porozmawiać, a nawet podważyć własne pewniki i szukać w sobie nowych odpowiedzi.

Terapeuta, który w pewnym sensie narzuca nam odpowiedzi, powtarza ten schemat i nie ma w sobie zdolności do autorefleksji, jest toksyczny. Terapeuta też ma słabości. Jeśli jednak potrafi to dostrzec, wprowadzić w terapię, to też jest dobre dla jego pacjenta czy klienta. Nawet jeśli się wycofa, to pozostawia poczucie szacunku. Nie szukałbym więc od razu kogoś innego. Raczej bym się zastanawiał, przeżywał, kłócił się, aktywnie wydobywał się z tej sytuacji. To umacnia, oczyszcza. Przecież jeśli ktoś nas zrani, to nie oznacza od razu, że musimy odrzucić tę osobę. Czasem warto się pokłócić, by coś naprawić.

Czy chrześcijanin powinien szukać „psychologa chrześcijańskiego”?

Czyli postępujemy jak fideiści, którzy wierzą, żeby nie mieć wątpliwości. A może te wątpliwości, pytania są naturalne dla naszego rozwoju?

Nie bójmy się, gdy dostrzeżemy, że wiara czasem przesłania nasze problemy psychiczno-emocjonalne albo powoduje, że gdy pojawiają się jakieś trudności, nie patrzymy na siebie krytycznie. To też jest wezwanie do pogłębienia zdrowej wiary i szansa na przygodę integracji wewnętrznej, związanej z przepracowaniem własnej duchowości, psychiki i emocji. Należy się jednak wystrzegać terapeutów, którzy szydzą z wiary.

Zdarzają się takie sytuacje, że terapeuta zdradza swój światopogląd – na przykład, że jest ateistą – i postawę wiary ocenia jako infantylną. Mamy prawo nie wyrażać na to zgody. Oczywiście czasem wiarą usprawiedliwiamy jakieś na przykład niedojrzałe zachowania, chociażby unikanie odpowiedzialności. Gdy jednak terapeuta wyszydza światopogląd klienta albo dyskredytuje go i ujawnia swoje własne nieprzepracowane emocje w stosunku do wiary, wówczas mamy do czynienia z nadużyciem. To znaczy, że specjalista przekracza pewną granicę, narzuca nam jakieś odpowiedzi.

Tutaj trzeba być i ostrożnym, i krytycznym. Zanim jednak bym się zbuntował, zastanowiłbym się nad tym głębiej. A co jeśli może ten psychoterapeuta ma rację? Powinności w życiu psychiczno-emocjonalnym zabijają wolność, która z kolei jest jednym z atrybutów zdrowia psychicznego. Zatem chrześcijanin niczego „nie powinien”, bo to by go ograniczało. Wybierając, warto kierować się przede wszystkim tym, jaką specjalizację ma dany psycholog, jakie zdobył uprawnienia, jakie ma doświadczenie zawodowe, czy jego praca podlega superwizji u innego doświadczonego psychologa, czy jest osadzony zawodowo w jakimś rozpoznawalnym profesjonalnym środowisku innych specjalistów.

Zasadniczo, jak już mówiliśmy, psycholog powinien zachować postawę neutralności wobec światopoglądu osoby, która szuka u niego pomocy: tego wymaga od niego kodeks etyki zawodu.

Wystrzegałbym się „specjalistów” ideologów – czy to chrześcijańskich, czy nie – którzy „wiedzą, jak żyć”, i narzucają własny styl życia pacjentom. Pozostaje pytanie o to, czy to dobre rozwiązanie, aby osoba wierząca szukała wsparcia u wierzącego specjalisty.

Są plusy i minusy takiego rozwiązania. Po stronie plusów można zapisać lepsze zrozumienie naszego świata, różnych odniesień symbolicznych, kontekstu kulturowego czy wreszcie wartości, które wypływają z życia wiarą. Gdy podczas terapii padną słowa na przykład „grzech” czy „sakrament” albo gdy zostanie podjęty temat czystości przedmałżeńskiej, pacjent może być pewien, że jego rozterki zostaną zrozumiane w kontekście katolickim. Może to ułatwić komunikację, zwiększyć poczucie bezpieczeństwa, dać poczucie akceptacji.

Specjalista nie będzie wówczas chociażby przekonywał, że jest coś niezdrowego w decyzji o zaczekaniu z seksem do ślubu. Niemniej takie podejście ma też swoje ograniczenia. Para wierzących osób w gabinecie może nie być w stanie postawić pytań pogłębiających sens decyzji płynących z wiary czy etyki katolickiej. Istnieje niebezpieczeństwo „ślepego oka i głuchego ucha” – to uniemożliwia swobodne zadawanie pytań, drążenie czy nawet powątpiewanie w sens postaw nigdy wcześniej niekwestionowanych – bo zostały one na przykład wyniesione z domu.

Psycholog, o którym nie wiemy, czy jest chrześcijaninem, może zadawać pytania, czasem całkowicie elementarne i niepłynące wcale ze złej woli, ale wynikające z dociekliwości i chęci zrozumienia pacjenta. Taki sposób komunikacji na pewno ułatwia wierzącemu pacjentowi czy klientowi szukanie własnych odpowiedzi i uzasadnień decyzji życiowych, co zwykle pomaga w głębszym rozumieniu własnej wiary i tożsamości religijnej. Postawa życzliwej uważności wymaga dużej dyscypliny przede wszystkim od psychologa, aby nie ograniczał on pacjenta ani nie narzucał mu własnego światopoglądu.

Psychoterapia a wiara – kiedy i jak sygnalizować swoją religijność?

Czy psychoterapeucie należy mówić, że jest się katolikiem? Czy będzie to miało wpływ na jakość leczenia?

Jeśli mam poczucie, że katolicyzm wpłynął na moje wychowanie i na moje myślenie o sobie, to warto się tym podzielić, bo jest to uzasadnienie czynów czy sposobu myślenia. Jeżeli natomiast od tego zacznie się konsultacja, to prawdopodobnie podsunę terapeucie myśl, że wiara jest dla mnie jedną z najważniejszych rzeczy, a tym samym mogę zasiać w nim pewne myśli interpretacyjne. Prawdopodobnie zacznie się on zastanawiać, czy pacjent to mówi, bo to dla niego ważny problem, czy może jest to jakaś jego – wynikająca z religijności – fasada. Trzeba zachować tu pewną roztropność. Jeżeli uznamy, że to jest istotne, należy o tym powiedzieć. Można zasygnalizować wątpliwości, które zarysowałem, w taki sposób: „Nie wiem, czy to może być istotne, ale jestem osobą wierzącą, jestem katolikiem”. Terapeuta spyta: „Co to dla ciebie znaczy?”. To jest naturalne pytanie.

Tomasz Franc – dominikanin, psycholog, certyfikowany psychoterapeuta Polskiego Towarzystwa Psychologicznego. Psychoterapeuta w Oddziale Leczenia Zaburzeń Osobowości i Nerwic Szpitala Klinicznego im. dr. J. Babińskiego w Krakowie. Członek Zespołu Krakowskiej Szkoły Psychoterapii Psychoanalitycznej.

(Fot. materiały prasowe wydawnictwa W drodze) (Fot. materiały prasowe wydawnictwa W drodze)

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE