1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Psychologia
  4. >
  5. „Nie zróbmy ze świąt kolejnego zadania do wykonania”. Jak dobrze świętować? Rozmowa z dr Joanną Heidtman

„Nie zróbmy ze świąt kolejnego zadania do wykonania”. Jak dobrze świętować? Rozmowa z dr Joanną Heidtman

(Ilustracja: Helen Dryden/Conde Nast via Getty Images)
(Ilustracja: Helen Dryden/Conde Nast via Getty Images)
Tradycyjne święta w rodzinnym gronie dla wielu z nas bywają trudne. Są takie okresy w życiu, gdy potrzebujemy czasu dla siebie, nawet bez bliskich – wyjaśnia psycholożka i psychoterapeutka dr Joanna Heidtman.

Artykuł ukazał się w magazynie „Sens” 12/2025.

Magdalena Kuydowicz: Grudzień to czas, gdy w poradniach terapeutycznych panuje niezwykłe ożywienie. Jest więcej pacjentów, nasila się pragnienie przeżycia „magicznego czasu przy świątecznym stole”. Mamy wówczas wiele planów i oczekiwań. Masz podobne terapeutyczne doświadczenia?

Joanna Heidtman: Tak. Tylko nie zauważam, że chodzi o pragnienie „magicznego czasu”. Raczej nasilają się lęki i niepokój, zwłaszcza tam, gdzie bliskie lub rodzinne relacje są dla pacjentów problemowe, są źródłem jakichś nadziei, a zarazem cierpienia, bo związane są z nimi emocjonalne konflikty i tak dalej. Ożywają rodzinne schematy, obawy przed tym, że to, o czym w rodzinie się nie mówi, przybierze jakąś formę nie wprost przy świątecznym stole. Albo że napięcie znajdzie ujście w niechcianej awanturze, niby to o sernik albo o to, kto się spóźnił. Dużo tematów rodzinnych ożywa przy tej okazji i nie wszystkie są miłe.

Istotne jest, że w tym pytaniu zagadnęłaś o osoby, które pojawiają się w gabinecie, czyli są już w procesie terapii. Oznacza to, że mogą być szczególnie podatne na emocjonalne zranienia albo właśnie z takimi zranieniami pracują. Generalnie jednak dużo ludzi radzi sobie z tym, że mama ma znowu uwagi do makowca, a wuj opowiada te same anegdoty. Jeśli wszystko jest wystarczająco w porządku, ale nie idealnie, to dla tych osób nie jest koniec świata.

Porozmawiajmy o nietypowych sposobach spędzania świąt, gdy dobrych relacji z bliskimi nie ma i zostajemy sami z perspektywą przeżycia tych kilku ważnych w naszej tradycji dni w roku bez rodziny.

To chyba rzeczywiście jakieś novum naszych czasów. Jeszcze niedawno spędzanie świąt poza rodzinnym gronem kojarzone było bardzo negatywnie – z samotnością, smutkiem, brakiem, odrzuceniem. Ci, którzy pozostawali w tym czasie „poza kręgiem”, byli zazwyczaj jakoś odrzucani albo też podstawą musiał być jakiś potężny rozłam rodzinny. Teraz dla niektórych taka sytuacja jest wyborem. Nie wiem, czy to dobrze, czy źle, bo chyba nie mam podstaw, by wypowiadać się w ten sposób. Jako także socjolog z wykształcenia jestem świadoma, że rytuały i tradycje pełnią w społeczeństwie istotną funkcję. Jeśli znikną, zmieni się część naszej kultury, a może z czasem cała kultura. Z drugiej zaś strony mamy zmiany i poszerzenie się pola indywidualnej wolności. Nie wspomnę już o czymś takim jak komercyjny wymiar świętowania, czyli o zawłaszczaniu tradycji przez marketing.

Posłuchaj więc takiej opowieści o matce i córce, które wynajmują miejsce na wspólną Wigilię z przyjaciółmi. Każdy z zaproszonych przynosi coś od siebie, losuje się prezenty. Zastawia się stół ze świątecznym stroikiem, ktoś przynosi płytę z kolędami. Wszyscy zasiadają do uroczystej kolacji, potem biesiadują, składając sobie życzenia. Ta tradycja trwa od lat. Co o tym myślisz?

Nie mogę powiedzieć, co myślę o tej konkretnej rodzinie, bo nie znam jej historii, sieci relacji, charakterów. Ale przyznam, że paradoksalnie najmocniej widzę w tej opowieści właśnie sam fakt ustanowienia jakiegoś rytuału, czegoś, co jest powtarzalne, przewidywalne i jednocześnie ma ożywiać, podtrzymywać i „ogrzewać” istotne dla tych osób więzi. Oczywiście, że te spotkania nie zastąpią czasu spędzanego razem w ciągu całego roku, rozmów, kiedy są one potrzebne, pomocy w momencie, kiedy nie dajemy rady. Bo to jest jednak esencja bliskości. Ale Wigilie, które opisałaś, mobilizują w tym czasie świątecznym całą grupę, na pewno wszyscy na nie czekają…

Nie chodzi o zastępowanie bliskich przyjaciółmi, ale może czasem po prostu łatwiej jest porozumieć się z kimś nam życzliwym, kto nie ma oczekiwań. Nie ocenia jakości świątecznych potraw, tylko sam fakt, że je przygotowano, nie poddaje też krytyce strojów gości ani nie ocenia, który podarunek ile kosztował.

No wiesz, ja rozumiem bliskość jako stan, w którym ktoś mnie dobrze zna, razem ze wszystkimi niedoskonałościami, i taką mnie akceptuje. To ktoś, przy kim czuję się bezpieczna, także właśnie w „gorszym” momencie, i to jest wzajemne. To także ktoś, do kogo mogę się zwrócić o pomoc o każdej porze. Jeśli tak jest, przyjaciele są osobami bliskimi. Przyjaciół wybieramy, jako dorosłe osoby świadomie kształtujemy z nimi relacje. Odbywa się to także w przestrzeni wolności. Rodzinę mamy, w niej wyrastamy, wiele schematów, które kształtowały się, kiedy byliśmy dziećmi, jakby zastygło, i często nie umiemy lub nie czujemy się na siłach, by je zmieniać jako dorośli. Bywa więc, że po prostu się odsuwamy.

A taka sytuacja, gdy jedna z córek nie ma kontaktu z rodzicami i od lat spędza Wigilię sama, a od pierwszego dnia świąt jest z siostrą i jej rodziną? Przed laty świadomie zerwała więź z matką i ojcem, wybrała rodzinę siostry, która to zaakceptowała, i jest z nimi blisko. Nie tylko w święta. Ktoś powiedziałby, że to „osoba bez serca”, bo rodzice zapewne cierpią w tym dniu, patrząc na puste miejsce przy stole. Ale nie znamy przyczyn tej decyzji, może to był dla tej dziewczyny jedyny ratunek przed toksyczną sytuacją?

Pamiętaj, że pytasz psychologa i psychoterapeutę, a to oznacza, że wszelki osąd trzymam raczej na wodzy. Możesz sobie wyobrazić, że niejednokrotnie dostrzegamy tylko zachowania i jakieś fragmenty sytuacji, a nie wiemy, co dzieje się i działo wewnątrz tych rodzin, w środku relacji i w końcu w samych bohaterach tych opowieści.

Mówisz, że ta kobieta wybrała rodzinę siostry i spędza Wigilię sama. Może spędza życie sama, a niekoniecznie by chciała. A wtedy często pętlą wracamy do jej rodziny – bo tam się ustalają wzorce bezpiecznej lub pozabezpiecznej więzi. Nie chcę komplikować, ale to nie takie proste. Wiem jedynie, że nigdy nie wpadłabym na pomysł, by nazywać ją osobą bez serca. Te serca często bywają zranione, i to właśnie w relacjach z rodzicami. I być może także ona będzie chciała się kiedyś z tym uporać, ale nie zalecam, by robić to podczas wspólnych świąt.

Wydaje mi się, że ta dziewczyna jest pogodzona z sytuacją i nie wygląda na nieszczęśliwą. Kiedyś zjadłyśmy wspólnie kolację świąteczną, bo w czasie pandemii moja mama była po chorobie płuc i bałam się, że ją czymś zarażę. Nie pytałam, dlaczego moja znajoma jest sama, po prostu zaprosiłam ją do siebie z jej psem. Było miło, choć inaczej.

Bywa, że te nietypowe Wigilie pamiętamy szczególnie, może właśnie dlatego, że są odejściem od znanego schematu, rytuału. Czasem czujemy, że „to nie to”, ja na przykład nie mogłam się przyzwyczaić do świąt w słoneczne dni w Karolinie Południowej, gdzie przez jakiś czas mieszkałam. A czasem wręcz przeciwnie – że było w takich „innych” wigiliach coś świeżego, prawdziwego, może autentyczne wzruszenie. Czasem tworzymy też nasze takie „inne” osobiste rytuały, jak te Wigilie z przyjaciółmi, które opisywałaś.

Są też wypadki losowe, takie jak rozwód, po którym zwykle rodzina dzieli się na tych, którzy są po stronie byłej żony i tych „za mężem”. Mam znajomą, która w takich okolicznościach wyjechała w grudniu z przyjaciółmi na wakacje do ciepłych krajów. Dla niej to była świadoma ucieczka przed pierwszymi świętami po trudnym rozstaniu z mężem i jego rodziną, dla jej przyjaciół – już tradycja. Nie wiem, jak dokładnie czuła się w święta, ale na pewno uniknęła niezręcznych pytań, w stylu: „To co będzie teraz ze świętami?”.

Słownikowo „rozwód” to rozłączenie i rozejście się w różne strony („wodzić” oznaczało kiedyś „kierować, ciągnąć w jednym kierunku”, więc rozwodzić się to iść w różnych kierunkach). Rozwód, nawet jeśli wiąże się z jakimś rodzajem ulgi, jest także stratą – choćby utratą złudzeń: coś było, czegoś nie ma i te pierwsze święta, a często w ogóle pierwszy rok, to odnajdywanie się ze sobą na nowo. Tak więc może zanim kobieta, o której wspominasz, stworzy sobie nową formułę spędzania świąt i będzie się nią cieszyć, potrzebuje oddalenia od tej sytuacji, może nawet spokojnego namysłu, co teraz.

Wróćmy do tematu agresywnego świątecznego marketingu i atrakcyjnych wyjazdów zamiast wigilijnej kolacji w domu z choinką. Statystycznie coraz więcej osób spędza święta poza domem, podobno ośrodki wczasowe nad morzem i w górach, także w Polsce, mają mnóstwo rezerwacji w tym czasie.

Trochę już o tym wspomniałam – świąteczne tradycje i rytuały się osłabiają. Czy to dobrze, czy nie? Religijna postawa też się chwieje i „czas święty” staje się dla wielu po prostu czasem wolnym. Dla innych jest jednak świętowaniem, ale bez domowego rozgardiaszu – przygotowań oraz stresu z tym związanego. Umówmy się, że Wigilie czy święta u zaprzyjaźnionych „gospodarzy w górach” były znane także w poprzednich pokoleniach, choć może nie tak popularne.

W mojej rodzinie święta były „wędrowne”, czyli raz u babci, raz u cioci, rzadziej u nas – składkowe. Teraz najczęściej spędzamy święta we dwie z mamą i naszymi dwiema suczkami. Bez napięcia związanego z przygotowaniem ogromnej kolacji na kilkanaście osób i gotowania wielu dań, bez kupowania prezentów i generalnego sprzątania. Zamiast drzewka mamy gałąź z ogrodu przyjaciółki, każda z nas ubiera się elegancko i przygotowuje prezenty także dla zwierzaków. Zwykle pierwszego dnia świąt wpada kuzynka mamy lub my gdzieś idziemy. Cały rok czekam na kolację świąteczną „na luzie” u moich kuzynów. Mamy więc święta kameralne, ale bez stresu. A ty się zwierzysz, jak wyglądają twoje w tym roku?

Wiesz, to, jak te wasze święta opisałaś, jest dla mnie bardzo wzruszające. Intymność tego momentu, bliskość, spokój, jakiś rodzaj refleksyjności i harmonii między wami. Odświętność. Nie wiem, czy chcę mówić tak otwarcie o swojej rodzinie i naszych rytuałach, ale trafiłaś, bo w tym roku postanowiłam wynegocjować z rodziną układ, w którym będziemy świętować, ale krócej. Po intensywnych zazwyczaj trzech ostatnich miesiącach roku potrzebuję ciszy, natury, prostoty życia, a święta to zazwyczaj nadmiar – jedzenia, rzeczy, spraw, intensywność interakcji.

Jest więc Wigilia i odwiedziny w pierwszy dzień świąt, ale rano w drugi dzień zabieramy z partnerem psa i jedziemy do maleńkiej chatki w górach. W odległym, rzadko odwiedzanym rejonie Polski. Nie pytaj, co będziemy robić, bo będę musiała odpowiedzieć, że nic [śmiech]. Ale dla mnie to nic to właśnie wszystko.

Czy jest jakiś uniwersalny sposób na dobre święta bez grona bliskich? A może każdy musi sobie taki sposób wypracować sam, by uniknąć zadrażnień i niepotrzebnych stresów?

„Dobre święta” dla każdego znaczą coś innego, więc uchylę się od pasującej do wszystkich odpowiedzi. Ale ponieważ tak jest przyjęte, że siłą rzeczy podczas świąt „świat się zatrzymuje” – na dzień czy dwa – życzę wszystkim, żeby gdziekolwiek się znajdą, z rodziną, z przyjaciółmi czy z wyboru sami, byli w tym zatrzymaniu choć przez chwilę szczęśliwi. To duże słowo, ale może oznaczać coś tak „niepozornego” jak poczucie wdzięczności.

Bywa, że czujemy się samotni w rodzinnym gronie. Bywa, że czujemy się połączeni, siedząc samemu w domu i słuchając muzyki. Na co dzień pędzimy i wiele uczuć i doznań jest tą aktywnością zagłuszonych. Jeśli święta to zatrzymanie, nie zróbmy sobie z nich kolejnego wyścigu, zadania do wykonania czy próby sił. Może to coś pomoże.

Joanna Heidtman, psycholożka, socjolożka, dr nauk humanistycznych. Psychoterapeutka w nurcie psychodynamicznym i konsultantka biznesu w ramach firmy Heidtman & Piasecki.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE